CzytelniaKomentarze i inspiracje

Będę śpiewał Bogu memu…


„Chwal, duszo moja, Pana. Chwalić będę Pana, pókim żyw; śpiewać będę Bogu memu, dopóki żyć będę” (Ps. 146:1).

Jednym ze sposobów zwiastowania Dobrej Nowiny jest właśnie śpiew. Jest rzeczą oczywistą, że na świecie nic nie jest tak powszechnym i ogólnoludzkim, jak śpiew. Nie ma chyba kraju, nie ma narodu, gdzie śpiew byłby zupełnie nieznany. Nawet wśród plemion najbardziej prymitywnych, zamieszkujących najdziksze zakątki świata, gdzie nie dotarła jeszcze cywilizacja, śpiew i muzyka są bardzo popularne. Niemożliwym jest obecnie ustalić, jak dawno człowiek odkrył w sobie zdolność do śpiewu. Nie będzie chyba przesadą, jeżeli powiemy, że śpiew na świecie istnieje tak dawno, jak długo istnieje ludzkość. W dawnych czasach śpiew był zawsze składową częścią kultu religijnego, później też wkroczył w inne dziedziny życia ludzkiego. Obecnie śpiewa się przy wszelkich okazjach radosnych czy też smutnych. Śpiew stał się czymś tak nieodzownym i ważnym, że bez niego wprost nie wyobrażamy sobie życia. Bez muzyki i śpiewu ludzkie życie byłoby monotonne, szare i smutne, jak wiosna bez zieleni i kwiatów. Na przestrzeni wieków pieśń przechodziła w swym rozwoju różne koleje doskonalenia, proces ten trwa również i teraz. Wiele pieśni powstałych w niezwykłych okolicznościach jest odzwierciedleniem duchowych przeżyć nie tylko ich autorów, lecz również całych narodów. W życiu duchowym narodu izraelskiego pieśń od samego początku zajęła zaszczytne miejsce. Utrwalone na kartach Biblii psalmy i hymny pochwalne do dnia dzisiejszego budzą w nas zachwyt i zdumienie. W doskonałej formie, w bogactwie wyrażonych myśli i słów, zawarte jest uwielbienie wobec Boga. Pieśni Syjońskie były również lubiane przez pogańskich Babilończyków, o czym też najlepiej świadczy Psalm 137: „A gdy nas tam pytali ci, którzy nas zawiedli w niewolę, o słowa pieśni (Chociażeśmy byli zawiesili pieśni radości) mówiąc: „Śpiewajcie nam pieśń z pieśni Syjońskich”, odpowiedzieliśmy: „Jakoż mamy śpiewać pieśń Pańską w ziemi cudzoziemców?”. Siła i moc wypływająca z tych pieśni dopomagała narodowi Bożemu przetrwać długą i ciężką niewolę Babilońską. W dziejach chrześcijaństwa pieśń odegrała i nadal odgrywa bardzo ważną rolę. Przyjście na świat Zbawiciela zostało ogłoszone hymnem aniołów, najwspanialszą pieśnią darowaną przez Boga wszystkim ludziom po wsze czasy. Pismo Święte również mówi nam o tym, że po Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus wraz z uczniami swymi „zaśpiewawszy pieśń wyszli na Górę Oliwną” (Mat. 26:30). Pieśń dodawała otuchy chrześcijanom w czasie ciężkich prześladowań i cierpień, które musieli znosić, służyła też zbudowaniem duchowym podczas społecznych zgromadzeń. „Słowo Chrystusowe niech mieszka w was obficie; we wszelkiej mądrości nauczajcie i napominajcie jedni drugich przez psalmy, hymny i pieśni duchowne, wdzięcznie śpiewając Bogu w sercach waszych” (Kol. 3:16).

Pieśń zawsze torowała drogę dla głoszonej Ewangelii, znamy wiele wypadków, gdzie przez słuchanie pieśni chrześcijańskich ludzie otworzyli swe serca Chrystusowi. Dobra pieśń posiada wielką moc, bardzo łatwo może zmienić nasz nastrój wewnętrzny. Słuchając pięknych melodii odpoczywamy, przenosimy się myślą i duchem w inny lepszy świat, łatwiej zapominamy o rzeczach przykrych i smutnych. Kiedy jesteśmy w złym nastroju, spróbujmy wtedy zanucić pieśń, a odczujemy natychmiastową ulgę.

Z przykrością musimy stwierdzić, że słuchanie melodii z radia, telewizji, czy też kaset wyparło zupełnie śpiew z naszych domów. Do rzadkości należy dzisiaj wspólny śpiew domowy, jedynie chyba przy większych okazjach lub świętach. To też spowodowało zubożenie naszego duchowego życia. Należy więc jak najszybciej przywrócić pieśni chrześcijańskiej jej właściwe miejsce, niechaj stanie się ona znowu nieodłączną towarzyszką w czasie pracy, czy też odpoczynku. Przekonamy się sami, że wraz z pieśnią inna również atmosfera zapanuje w naszych sercach i w naszych domach. Uczmy też dzieci nasze pieśni, od najwcześniejszych lat wszczepiajmy i pielęgnujmy w nich zamiłowanie do śpiewu. Czyńmy tak, jak czyniły nasze matki z nami, gdy byliśmy jeszcze dziećmi. Wynik takich wysiłków będzie oczywisty, widoczny i opłacalny.

Drogi Czytelniku, jeżeli Chrystus zamieszka w Twoim sercu wówczas też nowa pieśń zabrzmi w Twoim życiu i w Twym domu. A wtedy wraz z Psalmistą zawołasz: „Chwal duszo moja Pana, chwalić będę Pana pókim żyw, będę śpiewał Bogu memu póki żyć będę”.

Bliżej o Boże mój, chcę Ciebie być,
Choć muszę jako czerw się w prochu wić!
Choć mię przygniata krzyż, do Ciebie
spieszę wzwyż,
Bliżej o Boże mój, chcę Ciebie być.

Powyższe słowa są zwrotką znanej i lubianej pieśni, z którą związana jest smutna historia. Melodia ta brzmiała w bardzo niezwykłych warunkach i okolicznościach, odegrała ją orkiestra pokładowa w czasie zagłady statku pasażerskiego Titanica. Wielu z pośród Czytelników słyszało zapewne historię tej strasznej tragedii, która wydarzyła się kiedyś na morzu. Na ten temat mówiono i pisano wiele, nakręcono nawet film. Spróbujmy przypomnieć niektóre fakty tego smutnego wydarzenia. W kwietniu 1912 roku wyruszył w swój dziewiczy rejs z Wielkiej Brytanii do Nowego Jorku statek pasażerski pod nazwą Titanic. Był on na owe czasy szczytowym osiągnięciem i prawdziwym cudem techniki okrętowej. Zdawało się, że wszystko z największą dokładnością i precyzją zostało przewidziane i zastosowane dla zapewnienia bezpieczeństwa i komfortu pasażerom. Uznano więc zgodnie Titanica za najbardziej bezpieczny statek, który w żaden sposób zatonąć nie może. Większość jego pasażerów stanowili ludzie zamożni, znani, którzy wyruszyli w podróż jedynie dla samej przyjemności, dla spędzenia czasu. Wesoło więc bawiono się w luksusowych salonach, przy dźwiękach wspaniałej orkiestry. Dla lepszego zademonstrowania pewności i całkowitego bezpieczeństwa statku obrano najbardziej niebezpieczną trasę, przebiegającą przez strefę dryfowania gór lodowych. Podczas rejsu ze wszystkich stron napływały ostrzegawcze meldunki, sygnalizowano stale o grożącym niebezpieczeństwie i zalecano zachowanie największej ostrożności. Nikt jednak nie reagował na żadne przestrogi, wszyscy bawili się wesoło i beztrosko, przekonani, ze statek zatonąć nie może. W momencie najmniej spodziewanym, wśród nocy nastąpiło nieszczęście, statek zderzył się naraz z potężną górą lodową. W pierwszej chwili wiadomość o strasznej katastrofie uznano po prostu jako jeszcze jeden trick rozrywkowy. Statek jednak naprawdę zaczął tonąć. Wydano więc rozkaz opuszczenia okrętu i zajęcia miejsca w łodziach ratunkowych. Nikt się nie spieszył, gdyż wszyscy tutaj tak dobrze się czuli, w dodatku byli wciąż przekonani, że statek nie zatonie.

Kiedy sobie uświadomiono wreszcie powagę powstałej sytuacji, zapanowała wtedy naraz niesamowita panika i chaos, zaczęły się dziać prawdziwie „Dantejskie sceny”. Ludzie, którzy jeszcze przed chwilą bawili się wesoło, miotali się w beznadziejnej rozpaczy i trwodze. Orkiestra, która przez cały czas grała skoczne melodie do tańca zmieniła naraz swój ton. Wśród mroków nocy na tonącym statku zabrzmiał hymn: „Bliżej o Boże mój…”. Melodię podchwyciła część pasażerów, gdyż wszyscy zdawali sobie jasno sprawę z beznadziejności swej sytuacji, wiedzieli dobrze, że nie ma ratunku. W rozpaczy swej tym hymnem wołali do Boga. Późniejsze badania wykazały, że zasadniczą przyczyną rozmiaru tej strasznej katastrofy była właśnie zbytnia pewność w bezpieczeństwo statku. Pasażerowie, jak również załoga byli do ostatniej chwili przekonani, że Titanic zatonąć nie może. Ta bezgraniczna ufność i pewność tym razem okazały się niestety zgubne.

Dzisiaj też wielu ludzi myśli i zachowuje się jak pasażerowie owego statku, są przekonani iż nic im nie grozi. Ze wszystkich stron napływają ostrzegawcze meldunki, nikt tym się nie przejmuje. Bóg wieloma sposobami ostrzega ludzi o grożącym niebezpieczeństwie, wszystko to jednak w żaden sposób nie dociera do ludzkiej świadomości. Tak, jak wtedy w tą pamiętną straszną noc, ta zbytnia pewność okaże się zgubna dla wielu. Wielu zrozumie swój błąd, omylność swych przekonań, gdy będzie za późno. Szukanie pomocy w Bogu wtedy może okazać się również daremne.

Pismo Święte przypomina każdemu: „Szukajcie Pana, dopóki można Go znaleźć; wzywajcie Go, dopóki jest blisko” (Iz. 55:6).

Czyż należy szukać pomocy, wołać do Boga, gdy jest trwoga, gdy znajdziemy się może w sytuacji bez wyjścia, kiedy przygniecie nas swym ciężarem jakieś nieszczęście? Czyż nie lepiej jest być blisko Boga w każdej sytuacji życiowej, dzielić z Nim nie tylko ból i łzy, ale także każdą radość? Niechaj więc słowa tej pieśni staną się naszym mocnym postanowieniem, gdy jesteśmy młodzi, zdrowi, pełni sił, gdy nam się dobrze powodzi w życiu. Gdy mamy przed sobą tyle jeszcze planów na przyszłość, „Bliżej o Boże mój, chcę Ciebie być”, niechaj stanie się najszczerszym pragnieniem i naszą modlitwą.
 

J. Nykiel