Gnostycyzm w charyzmatycznym wydaniu

Omówienie książki “Ostatnia bitwa” Ricka Joynera

Rick Joyner uznawany jest za Bożego proroka przez sporą liczbę wierzących w Kościele na całym świecie, a jego książka, którą chcę omówić w tym opracowaniu cieszyła się bardzo dobrym przyjęciem u czytelników różnych denominacji. Zrobiła wielkie wrażenie na ludziach szczerych, szukających Boga i działania Jego Ducha. Sprzedano jej setki tysięcy egzemplarzy.

Stała się dla wielu czymś bardzo ważnym dla ich wiary.

W kręgu moich znajomych, współpracowników “na niwie Pańskiej”, zdarzyło mi się słyszeć, że ktoś powoływał się na wzięte z niej słowa oraz pewne “nowe doktryny”, jakie w oparciu o jej twierdzenia powstały i – co gorsza – wyglądało na to, że liczy się z tymi stwierdzeniami bardziej niż ze Słowem Bożym, a więc tym, co mówi do nas Bóg poprzez Biblię.

Chociaż sama również byłam tą książką zafascynowana, to jednak w związku z powyższymi faktami zaczęłam odczuwać wyraźny niepokój. W wyniku tego niepokoju i licznych pytań, które się we mnie rodziły oraz szukania na nie odpowiedzi w czasie ubiegłego roku, Bóg (używając różnych metod) pozwolił mi zobaczyć, jak się realizuje w Kościele działanie zwodniczych duchów wprowadzających do naszych zborów “doktryny szatańskie”, czyli to, przed czym nas ostrzega w Mt 24,24, 1Tm 4,1, 1J 2,18-20 i innych miejscach swego Słowa. Udaje im się nieraz zwieść nawet niektórych wybranych, i to gorliwych sług Bożych.

Zagadnienie fałszywości niektórych nauk w Kościele to oczywiście temat – rzeka, dlatego chcę mu poświęcić więcej uwagi w kolejnych artykułach. Jest to coś, nad czym powinniśmy się zastanawiać. Te wszelkiego rodzaju subtelnie podawane nam do wierzenia herezje mają na celu jedno: stopniowo i niepostrzeżenie przygotować szczerze i biblijnie wierzących ludzi na przyjęcie Antychrysta jako prawdziwego Chrystusa. Jak to możliwe, spytacie? A tak, że doświadczając takiego “duchowego rozwoju”, w którym wyżej stawia się wszelkiego rodzaju przeżycia i objawienia niż pisane Słowo Boże, z czasem nie będziesz w stanie odróżnić prawdy od fałszu. Książka Ricka Joynera jest, niestety w przeważającej części, prezentacją nauk fałszywych, zwodniczych.

Ze względu na rozgłos, jaki zdobyła w pewnych chrześcijańskich kręgach warto się przyjrzeć jej zawartości i porównać z twierdzeniami Bożego Słowa. Dlatego podjęłam się napisania tego artykułu. Zajmuję się w nim omówieniem wybranych fragmentów książki wydanej w Polsce pod tytułem “Ostatnia bitwa”, której część była publikowana wcześniej pod tytułem “Zastępy (lub: Hordy) piekieł maszerują”. Nie mogę tu się odnieść do wszystkiego, co w tej książce jest niezgodne z Biblią, bo sama wtedy musiałabym napisać książkę.

Przystępując do tego zadania muszę na wstępie zaznaczyć, że nie piszę tego jako ktoś, kto tę książkę z punktu odrzucił. Jak już wspomniałam, również się nią w swoim czasie przejęłam, ponieważ jest tam parę mądrych stwierdzeń, głębokich duchowych myśli i biblijnych prawd. Jest w niej jednak też coś tak podstępnie zwodniczego, coś tak diabelskiego (w tym miejscu przepraszam zwolenników Joynera, bo zapewne poczują się urażeni, muszę jednak mówić prawdę), iż zdecydowanie czuję się w obowiązku zaprzeczyć temu, że jest to książka napisana pod natchnieniem Ducha Świętego.

NIE każdemu duchowi wierzcie

Nie neguję tego, że Rick Joyner naprawdę przeżył uniesienie – sen – wizję i rozmawiał z duchowymi istotami w “niebie”, jednak obawiam się, iż nie były one tymi osobami, za które się podawały. Demony też mogą przybierać postać aniołów światłości, ludzi zmarłych, a nawet udawać Jezusa. Jednak dla nas punktem wyjścia przy ocenie (tak!) wszelkiego rodzaju wizji i duchowych przeżyć powinno być zawsze Słowo: “Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na świat” (Ga 1,6-8 i 1J 4,1).

Nauki przekazane przez Joynera nie są zgodne ze Słowem Bożym, które nadal powinno być dla nas wszystkich autorytetem najwyższym, bez względu na to, jakie dotrą do nas “nowe objawienia i nowe zrozumienia starych prawd”.

Ludzie pozostający pod wpływem tego rodzaju doktryn (chodzi o takie “fale przebudzenia” jak Word of Faith, Toronto Blessings, Pensacola, Kansas City Prophets itp., które mieszczą się właściwie w gnostycznym nurcie podejścia do spraw wiary) mówią: “nie wkładaj Boga do pudełka ani do Księgi (czyli Biblii), bo Bóg jest ponad swoim Słowem – a skoro jest suwerenny, to może zaprzeczyć nawet własnemu Słowu, jeśli tak Mu się spodoba”.

Jest to całkowite kłamstwo! Bóg nigdy nie działa poza ani ponad swoim Słowem. Gdyby tak było, po co dawałby nam Biblię, skoro dzisiaj miałaby już być w większości “nieaktualna”, jak twierdzi wielu zwolenników “nowych objawień” wprost lub tylko to sugerując poprzez rozpowszechnianie różnych niebiblijnych wizji. Jeśli dozwolona miałaby być obecnie praktycznie dowolna interpretacja Pisma Świętego, bo nie mają już jakoby obowiązywać absoluty, to nic dziwnego, że Kościół (nie Oblubienica Chrystusa, lecz rozumiany jako całość – “pszenica razem z kąkolem” – Mt 13,24-30) stoi na śliskim gruncie. I kiedy nadejdzie “burza i powódź” okaże się, że był to dom zbudowany na piasku, bez prawdziwego fundamentu. Tylko ci, co wytrwali w Chrystusie i w Jego prawdzie /Słowie/ postawili dom na skale, który się ostoi. Reszta runie z hukiem. Nic też w tym dziwnego – Biblia zapowiada, że w czasach ostatecznych nastąpi wielkie odstępstwo od prawdziwej wiary i słuchanie nauk szatańskich, “łechcących nasze uszy”, gdyż “zdrowej nauki nie ścierpią”, bo nie ukochali prawdy. (Mt 24,24; 2Tes 2,3-12; 2Tm 4,3-5).

TROCHĘ kwasu…

Jak już wspomniałam, można znaleźć w tej książce coś budującego. Zgadzam się np. ze stwierdzeniem, że “musimy żąć zarówno Bożą dobroć jak i Jego surowość, gdyż nawet w Jego osądzaniu nas przejawia się łaska”. Lub też – (cytuję ze s. 102): “Powiem ci, co utrzyma cię na ścieżce życia – kochaj Zbawiciela i szukaj Jego chwały. Wszystko cokolwiek zrobisz, aby wywyższyć samego siebie, pewnego dnia doprowadzi cię do strasznego upokorzenia. A cokolwiek zrobisz z prawdziwej miłości do Zbawiciela, by wychwalać Jego imię, będzie poszerzać granice Jego królestwa”.

Jednak biorąc pod uwagę wszystko, co tam jest zawarte, nie polecałabym nikomu karmienia się tego rodzaju “rewelacjami” i przeżyciami, gdyż jest to bardzo subtelne oszustwo, które można porównać do kawałka tortu – jest smaczny, z prawdziwej bitej śmietany, biszkoptu

i owoców – tyle że z domieszką arszeniku… Czy zjedlibyśmy kawałek takich słodkości wiedząc, że zawierają arszenik, nawet jeśli smak trucizny nie byłby wyczuwalny, a sam tort wyglądał i pachniał naprawdę apetycznie? Jeśli coś jest w połowie prawdziwe, a w połowie fałszywe, albo nawet w 95 procentach prawdziwe, z lekką tylko domieszką trucizny, to czy należy to przyjąć, przymknąć oczy na fałsz? Odrobina kwasu zakwasza całe ciasto… Prorok, który głosi kłamstwa na równi z prawdą nie jest Bożym prorokiem. A zatem kto inny jest jego panem, komu innemu on służy, kto inny dał mu natchnienie i “objawienie” – niezależnie od tego, czy jest tego świadomy, czy też nie. Tylko Bóg wie, jak to z nim jest naprawdę.

Książka o “ostatniej bitwie” jest przesiąknięta fałszem i tylko pozostając w wielkim zaślepieniu nie jest się w stanie tego zobaczyć. Przystąpmy więc teraz do wykazania najbardziej drastycznych kłamstw, jakimi nas ona karmi.

KTÓRY to poziom?

Na wstępie autor zaznacza, że “nie wierzy, by jakiekolwiek prorocze objawienie miało na celu ustanowienie doktryny. Od tego mamy przecież Pismo Święte”. (s. 10) Święta prawda! Co więc mamy robić, jeśli owo “prorocze objawienie” zdecydowanie zaprzecza słowom Jezusa i apostołów, którzy już “ustanowili doktrynę”? Czy powinniśmy tę “drobną niezgodność doktrynalną”, jaka zaistniała pomiędzy proroczym objawieniem a Biblią zignorować, czy też po prostu odrzucić to objawienie?

Joyner ustanawia swoją własną klasyfikację “poziomów proroczego objawienia”. Wygląda to następująco (s.7-9):

1. Prorocze “wrażenia”


Mogą być wyjątkowo precyzyjne u doświadczonych, wrażliwych na nie osób, są jednak podatne na domieszkę naszych własnych uczuć, uprzedzeń i doktryn.

2. “Świadome odczucie obecności Pana lub namaszczenia Ducha Świętego”,


który daje nam objawienie poprzez oświecenie naszego umysłu. Autor dodaje tutaj, iż wierzy, że to pod tego rodzaju namaszczeniem apostołowie pisali swoje listy do zborów zawarte w księgach Nowego Testamentu. Tego rodzaju namaszczenie nie gwarantuje jednak prawdziwości naszych słów, ponieważ nadal jesteśmy wtedy podatni na wpływ stworzonych przez siebie samych doktryn, uprzedzeń itp.

3. “Otwarte wizje”


– to jakoby wyższy poziom odbierania proroctwa. Przychodzą z zewnątrz i nie mamy wpływu na to, co się w nich dzieje, zmniejsza się więc wtedy – zdaniem Joynera – prawdopodobieństwo oszustwa, gdyż wpływ naszych własnych uczuć w odbieraniu tego objawienia jest jakoby znacznie ograniczony.

4. “Uniesienie”

– czyli “sen na jawie”. Doświadczający tego osobiście znajduje się w miejscu swojej wizji i bierze w niej czynny udział; nie jest jedynie widzem uczestniczącym w tym wydarzeniu biernie.

Doświadczający tego osobiście znajduje się w miejscu swojej wizji i bierze w niej czynny udział; nie jest jedynie widzem uczestniczącym w tym wydarzeniu biernie.

Z powyższej klasyfikacji jasno ma wynikać, że zarówno 3. jak i 4. poziom proroczego objawienia jest znacznie bardziej spolegliwy i prawdziwy niż np. objawienie na poziomie 2. Joyner informuje nas też, że większa cześć “Ostatniej bitwy” powstała w wyniku uniesienia, zatem jego objawienie należy zakwalifikować do najwyższego poziomu proroctwa. Przyjąwszy to za prawdę musielibyśmy uznać, że listy apostołów – a jest to przecież spora część Nowego Testamentu – zostały napisane pod wpływem “mniejszego natchnienia”. Musi je zatem charakteryzować mniejsza precyzja niż słowa zapisane przez Ricka. Przecież to tylko 2. poziom proroczej inspiracji! W konsekwencji musielibyśmy też przyjąć, że jego wizja jest prawdziwsza i bardziej godna wiary niż np. listy apostoła Pawła. To właśnie sugeruje nam autor. I później, w V części książki, ta jego intencja znajduje potwierdzenie. W czasie rozmowy Joynera z “apostołem Pawłem” odbywającej się w “niebie” apostoł jakby neguje swoją służbę i swoje napisane pod natchnieniem Ducha Świętego listy. Przedstawia siebie jakby “nieudacznika” pokładającego całą swoją nadzieję w Ricku i jemu podobnych, gdyż oni to dokonają dla Królestwa Bożego na ziemi więcej, niż był w stanie uczynić za swego życia ap. Paweł! (s. 135). Ów “Paweł” w rozmowie z Joynerem mówi do niego wyraźnie: “Wy jesteście teraz naszą nadzieją, ja już niczego nie napiszę, a ty masz jeszcze wiele do napisania”.

RADZIĆ się Boga

Przyjmując za prawdę to, co zostało powiedziane we wstępie książki (że uniesienia i wizje Ricka są bardziej wiarygodne niż “niższe poziomy proroczego natchnienia”, w wyniku których został napisany Nowy Testament), należałoby sądzić, że pisze on jakby dalszy ciąg Biblii, a przynajmniej jej wiarygodne uzupełnienie i wytłumaczenie! Oczywiście autor nie mówi tego wprost. Jednak to właśnie sugeruje, a to za pomocą przedstawionych w książce konwersacji z rzekomymi “niebianami”, którzy każą mu koniecznie wszystko zapisać. Tak więc to nie on sam siebie poleca, on tylko wykonuje “wolę Pana” i spełnia swoje “powołanie”…

Cała książka ma formę długich konwersacji z “Jezusem” i innymi oświeconymi zmarłymi “świętymi”, którzy mają nam – jeszcze żyjącym tu na ziemi – przekazać swoją mądrość i naukę; lecz czy rzeczywiście jest to potrzebne, a ponadto czy zgadza się z Pismem Świętym?

W Ew. Łk 16,28-31 czytamy wyraźnie, że starotestamentowi prorocy i słowa Jezusa znajdujące się Nowym Testamencie powinny nam całkowicie wystarczyć do tego, aby uwierzyć w Chrystusa i wiedzieć jak mamy żyć z Bogiem oraz czego On od nas oczekuje. Bóg nie ma żadnej potrzeby posługiwania się zmarłymi, by nas czegoś nauczyć. Słowo Boże (5Moj 18,11-12) wręcz zabrania kontaktów ze zmarłymi!

W Księdze Izajasza 8,19 jest nawet wyraźnie powiedziane: “Czy lud nie ma się radzić swojego Boga? Czy ma się radzić umarłych w sprawie żywych?”

Wszelkie objawienia, jakie otrzymuje ktokolwiek, jeśli mają być wzięte za dobrą monetę, powinny tylko potwierdzać pisane Boże Słowo. Jeśli wyrażają coś przeciwnego, są niezgodne z Bożymi przykazaniami i ostrzeżeniami, jakie Bóg zawarł w Biblii – należy je bezwarunkowo odrzucić. Ktoś, kto cokolwiek dodaje do słów proroctwa Bożego, ściąga na siebie przekleństwo (Obj 22,18-19). A ci, którzy to Słowo przekręcają i fałszywie nauczają, są potępieni (2P 2,1-4, Ga 1,9).

Apostoł Paweł pisze: “Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały…” (2Tm 3,16-17). Właśnie na podstawie natchnionego Słowa Bożego możemy jasno ocenić, na ile objawienia Ricka Joynera są prawdziwe, gdyż jedynym prawdziwym i obiektywnym tego miernikiem są natchnione i zapisane już słowa samego Boga – a znajdujemy je nie gdzie indziej niż w Biblii.

Anioły, orły, drzwi, wiedza tajemna a bojaźń Boża


Opisując swoją wizję autor zapoznaje nas z przeróżnymi zmarłymi osobami albo jakimiś nieznanymi nam z Pisma Świętego duchowymi bytami czy symbolami duchowego życia. Czytamy więc o aniołach (Wiara, Nadzieja, Miłość), które mają za zadanie uczyć wierzących; o orłach – “ukrytych prorokach”, którzy mają w nas budzić ukryte dary i uczyć ich używania, a ponadto o drzwiach wiodących na szczyt “świętej góry”, czyli służących do osiągania różnymi drogami dojrzałości duchowej; “schowanych w mroku kosztownościach – skarbach zbawienia”, które jakoby każdy z nas ma w swoim sercu; czy też o “płaszczu pokory”, który otrzymał autor od Boga. To wszystko budzi w tych, którzy znają i poważnie traktują Biblię, co najmniej niepokój, jeśli nie po prostu sprzeciw.

Wiele wypowiedzi przedstawionych w książce postaci lub samego Joynera swoją retoryką bardzo przypomina twierdzenia charakterystyczne dla nauk New Age (Nowego Wieku). Na stronie 28. znajdujemy np. takie zdanie: “Tym, którzy osiągnęli ten poziom powierzone zostają MOCE nadchodzącego wieku”. Joyner mówi np. o aniołach uczących jakoby wierzących duchowych prawd. Wiemy przecież dobrze, że to Duch Święty osobiście wprowadza każdego, kto tego naprawdę chce i się Jemu poddaje “we wszelką prawdę”. W książce występuje np. anioł o imieniu Mądrość, który później okazuje się być “Jezusem”. Cóż (między innymi) stwierdza ów anioł? Mówi on: “Ciągle brakuje ci czegoś bardzo ważnego. Wciąż jeszcze potrzebujesz wielkiego objawienia. Choć wspiąłeś się na szczyt góry i po drodze przyjąłeś pewne prawdy (…) wciąż rozumiesz tylko część nauki Boga, a i to powierzchownie”. W ten sposób sugeruje wierzącym, by usilnie szukali coraz to nowych objawień, bo przecież ciągle nie znają “całej prawdy”. A co mówi Boże Słowo? “Początkiem poznania jest bojaźń Pana, a poznanie Świętego – to rozum” (Prz. 9,10). Bojaźń Boża polega zaś na nienawiści do grzechu. Tylko dzięki temu nabywamy mądrości (czyli Bożej obecności w naszym życiu. Mądrość nie pochodząca od Boga jest zmysłowa i demoniczna). Poznawanie Boga możliwe jest tylko dzięki Jego Słowu, którym mamy się karmić i je wykonywać. Wszelkie duchowe przeżycia, jakie towarzyszą procesowi wzrastania w poznaniu Boga i Jego Słowa nie mają ani decydować, ani pokazywać nam, kim jest Bóg i co do nas mówi (na pewno nie może to być jakieś “nowe” czy “dodatkowe objawienie”), ale tylko potwierdzać to, co On już powiedział w Piśmie Świętym. Musimy być przeciwni wszelkim “wizjom i głosom”, które udając głos Boży, zaprzeczają równocześnie oczywistym prawdom biblijnym. Używając znanych z Biblii terminów i pojęć, mieszają je z pomysłami zupełnie innego pochodzenia czyniąc w ten sposób z części prawdy całkowity fałsz.

Mądrość, o jaką mamy się modlić jest objawiona w Chrystusie, a Jego moc jest zawarta w zwiastowaniu o Krzyżu (1Kor 1,18.30) – każdy kto żyje dla Niego i z Nim – w Nim też ma wszelkie skarby mądrości i poznania (Kol 2,2-3), które On sam pomoże nam odkrywać przez Ducha Świętego. Nie potrzeba nam dodatkowych wrażeń i wizyt w “trzecim niebie”, bowiem “Boska Jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności, przez poznanie Tego, który nas powołał” (2P 1,3).

Nowa eschatologia. Co mówi Boże Słowo o czasach ostatecznych?


Po pierwsze: w czasach ostatecznych, w których niewątpliwie żyjemy, miłość wielu ludzi oziębnie i nie będą chcieli znać Boga, mimo że będzie im głoszone Słowo (Mt 24,12; 2Tm 1-9; Obj 9,20). Tylko resztka będzie wypławiona i oczyszczona krwią Baranka.

Nigdy nie było tak, żeby większość świata czy biblijnego Izraela – na którego przykładzie mamy się uczyć, bo “historia się powtarza” – chodziła z Bogiem i dla Niego żyła. Zawsze była to tylko mniejsza część ludzkości, “maleńka trzódka” – jak ją Pan określił (Łk12,32).

Po drugie: Ostatnie księgi NT zapowiadają wyraźnie, że tuż przed przyjściem Chrystusa nastanie wielkie odstępstwo od prawdziwej wiary (czyli Kościół będzie czcił fałszywego Chrystusa i będzie głosił fałszywą ewangelię, co się już w jakimś stopniu dzieje), a duchy zwodnicze posługujące się fałszywymi znakami i cudami będą działały z wielką mocą – tak wielką, że gdyby to było możliwe mogłyby zwieść nawet wybranych, lecz ochrania ich przed tym miłość do Prawdy – Chrystusa – Słowa Bożego (2Tes 2,9-12).

Co natomiast głosi Joyner i inni jemu podobni? “Zwycięski, pełen chwały Kościół, który zbawi wszystkie narody”. To my, wierzący, ustanowimy Boże Królestwo na ziemi i to jeszcze przed przyjściem Chrystusa, to my nawrócimy “cały świat”. Wspaniale! Jest to bardzo pociągająca wizja. Czy nie byłoby cudownie, gdyby wszyscy nawrócili się do prawdziwego Boga? Z pewnością. Niestety czym innym jest “głoszenie ewangelii wszystkim narodom”, aby każdy miał szansę usłyszenia “dobrej nowiny”, a czym innym przekonanie, że na widok “superludzi”, niemal bogów, w Bożym Królestwie znajdą się wszyscy czy prawie wszyscy obywatele ziemi. Niestety inaczej przedstawia się ta sprawa, gdy czytamy Objawienie, czy Łk 18,8 albo Mt 24.

Głupie panny i zbawienie pomimo życia bez Chrystusa

Na 89. stronie swej książki Joyner opisuje spotkanie ze swym znajomym z przeszłości, który tłumaczy mu jak się znalazł w niebie, mimo że nie żył dla Chrystusa. Oto słowa tego zmarłego kiedyś człowieka: “Ten tłum to ci, których Pan nazwał głupimi pannami. Znaleźliśmy Pana i wierzyliśmy w moc Jego krzyża, by być uwolnionymi od potępienia, ale tak naprawdę nie żyliśmy dla Niego, lecz dla siebie. Nie trzymaliśmy lamp wypełnionych oliwą Ducha Świętego. Mamy życie wieczne, ale zmarnowaliśmy życie na ziemi (…)

Przed Jego sędziowskim tronem ogarnęła moją duszę największa ciemność i żal (…) wszystkie grzechy, wybryki, których nie odpokutowałem, przesunęły się przed moimi oczami (…) byłem w największej ciemności piekła, nawet stojąc przed Panem. On trwał niewzruszony dopóki całe moje życie nie zostało wyświetlone przede mną. Kiedy wyraziłem skruchę, powiedziałem przepraszam i poprosiłem o miłosierdzie Jego krzyża, otarł łzy z moich oczu i odsunął ciemność” (ss. 91-92).

Wynika stąd, że źle rozumieliśmy dotąd przypowieść o głupich pannach. Kiedy Jezus powiedział do nich “Nie znam was”, nie miał zatem zamiaru wrzucić ich do prawdziwego piekła, a tylko do “przedsionków nieba”! Z tego wynikałby wniosek, że słowa Biblii na temat tego, kto będzie zbawiony i wejdzie do nieba są z gruntu fałszywe, gdyż wyraźnie zaprzeczają “prawdziwemu, nowemu” objawieniu, jakie nam teraz serwuje Joyner.

A co powiedział do każdego z nas Jezus? “Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci koronę żywota. Zwycięzca nie dozna szkody od drugiej śmierci” (Obj 2,10-11). “A kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24,13). A więc nie ten, kto kiedyś się nawrócił, ale nie żył w zgodzie ze swą wiarą. “Zwycięzca zostanie przyobleczony w szaty białe, i nie wymażę imienia jego z księgi żywota” (Obj 3,5). “Zwycięzca odziedziczy to wszystko, i będę mu Bogiem, a on będzie mi synem. Udziałem zaś bojaźliwych i niewierzących, i skalanych, i zabójców, i wszeteczników, i czarowników, i bałwochwalców, i wszystkich kłamców będzie jezioro płonące ogniem i siarka. To jest śmierć druga” (Obj 21, 7-8). Z tych ostrych słów jasno wynika, że każdy kto czyni nieprawość za życia i z niej nie pokutuje zanim umrze, zaprzepaścił swoją szansę na zbawienie, nawet jeżeli kiedyś “przeżył nawrócenie”. Jego imię było zapisane w Księdze Życia, ale pewnego dnia zostało z niej wymazane, przed czym nas Biblia jasno ostrzega. Z tego wniosek, że nie każdy kto się kiedyś nawrócił, pozostaje już na zawsze zbawiony.

Co naprawdę mówi apostoł Paweł

Sposób, w jaki w wizji potraktowani zostali “święci”, a zwłaszcza “apostoł Paweł”, to coś naprawdę przygnębiającego. W rozmowie z Joynerem wielki misjonarz narodów przedstawia siebie jako nieudacznika, który “(…) nie zdobył wszystkiego, do czego został powołany, zawiódł w najpoważniejszym zadaniu, do którego go Bóg przeznaczył, tylko w małej części wykorzystał swoje zrozumienie i dary (…)” itp. (ss. 132-133). Tylko że zupełnie co innego czytamy w jego listach: “Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem, a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego” (2Tm 4,7-8); “Bądźcie moimi naśladowcami jak i ja jestem naśladowcą Chrystusa” (1Kor 11,1).

Ap. Paweł pisze też o sobie: “Albowiem kazanie nasze nie wywodzi się z błędu ani z nieczystych pobudek i nie kryje w sobie podstępu…” (1Tes 2,3); “Nie postępujemy przebiegle ani nie fałszujemy Bożego Słowa” (2Kor 4,2). Nie można niestety powiedzieć tego o proroczych wizjach Joynera, gdzie aż się roi od doktrynalnych błędów i fałszu. Jego “zmarły Paweł” wyraźnie zaprzecza własnym słowom, czyli w Nowym Testamencie po prostu “mówił nieprawdę” – chociaż zapewne w “dobrej wierze”. To co pisze Joyner o Kościele – Ciele Jezusa Chrystusa wygląda na zwyczajne oszczerstwo “oskarżyciela braci”. Według tego, co czytamy tam na temat świętych, nie ma nikogo, kto by całe swoje życie poświęcił Bogu i Jemu się podobał. Nie do końca udało się to nawet “Pawłowi”. Czyżby więc ci wszyscy męczennicy, którzy umarli za wiarę w Odkupiciela traktowali swoją służbę jako hobby? Czy tak widzi Chrystus świętych przedstawionych w Obj.12,11?

“Więzy” biblijnych doktryn

Na stronie 35. czytamy o duchowej “wojnie domowej” w Kościele. Specjalnie wybrani przez “Pana” ludzie będą walczyć przeciwko swoim współbraciom, aby “wyzwolić ludzi z więzów”. Z jakichże to więzów? – z więzów starych biblijnych doktryn. Organizacje, zbory, instytucje, które nie są otwarte na zmiany niesione, jak się należy domyślać, przez Ricka Joynera i podobnych mu proroków, zostaną zniszczone. Kiedy zaś “Kościół” zostanie oczyszczony od wsteczników, którzy nie chcą się otworzyć na “nowe objawienia”, wszyscy ludzie na ziemi zostaną przyciągnięci do Królestwa, o czym już było wyżej.

Joyner stara się zdyskredytować pastorów, ewangelistów, proroków, a nawet męczenników. Pisze jak mało są oni ważni, bo cokolwiek zrobili to i tak jest to mniej niż powinni byli zrobić. Jako najbardziej godnego szacunku, “największego ze świętych”, przedstawia np. zmarłego bezdomnego o imieniu Angole. Twierdzi, że “Pan jest bliższy bezdomnym niż książętom” (s. 54). Wydaje się to być “głęboko prawdziwe” tak długo, dopóki nie przypomnimy sobie, co mówi na ten temat Biblia: “Bliski jest Pan tym, których serce jest złamane” (Ps 34,19), “Pan “jest z tym, który jest skruszony i pokorny duchem” (Iz 57,7) bez względu na to, czy człowiek ten jest królem, księciem, czy tylko biednym “pachołkiem”. Jeżeli każdy król ma być pyszny (i przez to daleki od Boga), a każdy bezdomny ma być “święty i pokorny”, to czemu Dawid do końca życia pozostał ukochanym Bożym sługą, mimo iż był królem Izraela? Czemu wielu biedaków żyje w grzechu i w końcu trafia do piekła? Bóg nie patrzy na czyjąś pozycję, ale na serce. Są pyszni i źli biedacy, tak samo jak istnieją pokorni królowie. Społeczna pozycja człowieka nie przesądza o jego duchowym stanie.

Wiem, że Rick Joyner i jego zwolennicy uważają że szkoda nawet czasu na dysputy z tymi, którzy krytykują jego książkę oraz inne jego proroctwa i wypowiedzi, bo “zawsze jak Pan coś czyni, to diabeł stara się to zniszczyć poprzez fałszywe plotki i oskarżenia”, co jest akurat prawdą, ale niestety tu niewłaściwie zastosowaną.

W książce czytamy: “Kiedy doszliśmy do poziomu o nazwie Jedność Braci, żadna ze strzał wroga nie mogła nas już dosięgnąć” (s. 25). Albo: “Trafieni strzałą oszczerstwa natychmiast zaczynali rzucać oszczerstwa na tych, którzy nie byli zranieni. Trafieni strzałą plotkowania zaczynali plotkować i w naszym obozie nastąpił poważny rozłam. Poczułem, że jesteśmy o krok od zniszczenia samych siebie, podobnie jak niektóre pogańskie armie opisane w Biblii, które powstały do walki zabijając się we własnych szeregach” (s. 22).

Rick Joyner uważa, że ludzie broniący biblijnej prawdy są oszczercami używanymi przez diabła i niszczą przez to “jedność braci”. Każdy wierzący, który wykazuje fałszywość jego nauki jest wg niego oskarżycielem, plotkarzem i wprowadza rozłam. Jakoś trudno mu zauważyć, że to fałszywy, wprowadzający herezje nauczyciel jest prawdziwą przyczyną podziałów, a nie ten, kto go otwarcie za to gani! Biblia mówi wyraźnie: “Jeśli twój brat zgrzeszył, idź i go napomnij” (Łk 17,3; Ef 5,11). Paweł publicznie upomniał Piotra, gdy ten zgrzeszył przeciwko braciom (Ga 2,11-14). Tymoteuszowi Paweł nakazał strofować tych w Kościele, którzy żyją w grzechu czy głoszą fałszywą naukę (1Tm 5,20, Tt 1,13). Kiedy więc dzisiaj publicznie demaskujemy czyjeś herezje i błędne interpretacje Pisma, to nie jest to “atakowanie naszych współbraci i wprowadzanie podziałów”. Czy mamy robić to, co nakazuje Biblia – a w kwestii fałszywych proroków i nauk szatańskich Słowo Boże jest bardzo ostre i bezkompromisowe – czy też w imię tzw. “jedności” milczeć i udawać, że wszystko jest w porządku, aby nie obrazić naszego brata i “nie siać niepokoju”?

Prawdziwa duchowa jedność pomiędzy prawdziwymi braćmi, sługami Chrystusa, którzy kochają Go z całego serca i szanują Jego Słowo – już istnieje i nie trzeba jej sztucznie stwarzać poprzez ignorowanie istotnych błędów doktrynalnych głoszonych przez niektórych nauczycieli i przywódców obecnego ruchu “ekumenicznego, charyzmatycznego przebudzenia”. Wszelkie błędy należy eksponować, poprawiać i trzymać się tylko zdrowej nauki (Tt 2,1). Eksponowanie fałszu jest ważne właśnie dlatego, że daje szanse temu, który uległ zwiedzeniu. Może się nawrócić i “wycofać swoje nauczanie z obiegu”. Jeśli tego nie uczyni, będzie tylko coraz bardziej pogrążał się w błędzie i pociągał za sobą wielu innych. Brak dbałości o rozpowszechnianie zdrowej nauki prowadzi w końcu do głoszenia herezji i kompletnego braku rozeznania u wierzących, w rezultacie czego różnego rodzaju wizje i sny niezgodne z Biblią są przyjmowane bez cienia krytycyzmu, a jeśli się pojawiają wątpliwości, to są traktowane jako “grzeszny duch krytykanctwa”, zamiast – zgodnie z tym, czego uczy Biblia – uznania za właściwą postawy rozsadzania wszystkiego i trzymania się tego, co dobre, a odrzucenia złego (1Tes 5,19-22).

“Płaszcz pokory“

W rozdziale pt. “Powrót orłów” autor ogląda różne drzwi wiodące na szczyt “świętej góry”, na którą ma się wspinać. Tylko jedne z tych drzwi wiodą bezpośrednio na szczyt, bez niepotrzebnych zakrętów i zawiłości. Jednym wejście na szczyt może zabrać bardzo dużo czasu, inni – ci bardziej dojrzali – wejdą od razu lub o wiele szybciej. Orzeł towarzyszący Joynerowi mówi, iż sam nie znalazł tej najkrótszej drogi na szczyt i jeszcze nie spotkał nikogo komu by się to udało. Ale – czego należało się spodziewać – nasz bohater bez problemu wybiera właściwe drzwi i wchodzi od razu na sam szczyt – jako pierwszy!

Jest to człowiek rzekomo obdarzony przez Boga “płaszczem pokory”, tyle że sposób, w jaki siebie przedstawia w tej książce cały czas sugeruje, iż jest on jednym z największych i najważniejszych proroków i sług Bożych żyjących obecnie na ziemi, ponieważ dostaje tak szczególne (powiedzmy raczej szczegółowe) wizje i objawienia, takie wielkie go czeka zadanie, że aż Jezus i wszyscy święci obserwują go z napięciem i mu “kibicują” (“Jezus” aż powstał z tronu i nie spocznie, dopóki nie skończy się “bitwa”, oczywiście zwycięstwem armii Joynera!). Obawiać się jednak należy, iż pod tym “płaszczykiem pokory” kryje się okropna pycha. Jeśli ktoś sam o sobie mówi, np.: “ależ jestem pokorny, aż aniołowie mi się kłaniają” (oczywiście nie wprost, używa do tego ust innych bohaterów swojej książki) to wykazuje, że do prawdziwej pokory jeszcze mu bardzo, ale to bardzo daleko…

Apostoł Paweł mówi: “Niech was nikt nie potępia, kto ma upodobanie w poniżaniu samego siebie i w oddawaniu czci aniołom, a opierając się na swoich widzeniach, pyszni się bezpodstawnie cielesnym usposobieniem swoim, a nie trzyma się głowy, z której całe ciało, odżywiane i spojone stawami i ścięgnami, rośnie wzrostem Bożym” (Kol 2,18-19).

Natomiast W. Tozer kiedyś powiedział: “Jestem człowiekiem wierzącym, dla którego najwyższy autorytet stanowi Biblia. Choćby nawet sam archanioł świecący jak słońce przyszedł do mnie z nowym objawieniem i obwieszczał mi nową prawdę, to poprosiłbym go najpierw, żeby mi pokazał, gdzie to jest napisane w Biblii. Jeśli nie mógłby mi pokazać konkretnego wersetu i Słowa, odesłałbym go z powrotem tam skąd przyszedł, mówiąc: “Bardzo mi przykro, ale nie masz przy sobie żadnych dokumentów uwierzytelniających, wiec dlaczego mam ci wierzyć?”

To właśnie trzeba zrobić, jeśli naprawdę chcemy nadal być uczniami Chrystusa.

Ewa S. Moen
Autorka wraz z mężem są pracownikami Youth With A Mission (Młodzież z Misją) w Norwegii