CzytelniaRodzina i społeczeństwo

Chrześcijańska sztuka miłości

Najpierw przeznaczone dla mojej córki Elizabeth, następnie zaś dla wszystkich miłych oblubienic, do których dotrze ten artykuł. Moje drogie dziecko, nadszedł dzień, na który twoje serce oczekiwało na wpół z bojaźnią i na wpół z radością, w którym mężczyźnie, którego Bóg do ciebie przyprowadził, powiesz swoje „tak”, które zwiąże cię z nim na zawsze. Dlatego chcę ci jeszcze dać na drogę pewne wskazówki i uwagi. Przeniesiesz się dzisiaj daleko, aby odtąd jako jego pani domu postępować według swego uznania przy własnym ognisku. Kto wie, kiedy i czy zobaczymy się znowu. Dlatego proszę cię, słuchaj, jak gdyby to były moje ostatnie słowa, mój testament dla ciebie. Oby Pan pobłogosławił moje słowa! Rozpoczyna się dla ciebie całkiem nowe życie. Wobec tego zabierz z sobą jeszcze kilka rad, które pomogą ci znaleźć drogę w tym nieznanym kraju małżeństwa, do którego teraz wstępujesz.

Prawidłowe małżeństwo jest cząstką nieba na ziemi

Kiedy ludzie zostali wypędzeni z raju, pozostawili poza sobą wiele rzeczy. Obraz Boży został utracony. Przepadł pokój, w którym żyli z Bogiem. Szczęśliwe dzieciństwo ich życia przeminęło. Jedno im jednak pozostało, kawałek raju wzięli z sobą: to było małżeństwo. Adam nie wyszedł w świat sam, aby podjąć walkę z życiem; Ewa była przy nim. Jakie to dla niego szczęście! Gdyby musiał udać się w świat samotnie po tak szczęśliwym okresie w raju, załamałby się w swej rozpaczy. Ale Ewa była teraz przy nim jako jego towarzyszka, która razem z nim niosła zmartwienia. Jak wielka to była ulga!

Tak, małżeństwo jest cząstką raju na ziemi. Dlatego też diabeł usiłuje naruszyć tę cząstkę nieba na ziemi, robi co tylko może, aby nie dopuścić do szczęśliwego małżeństwa. Przeciwnie, zamiast być cząstką nieba na ziemi, jest małżeństwo raczej częścią piekła na ziemi. Jaka to męczarnia, kiedy jest razem dwoje ludzi związanych z sobą na całe życie, którzy wewnętrznie nie rozumieją się, nie są z sobą jedno. Ale jakie to wspaniałe, kiedy małżeństwo zawarte jest w niebie! Jakże się cieszę, że tak jest w wypadku waszego małżeństwa. Tutaj niczego nie uczynił człowiek, tutaj działał Pan. Jak to uspokaja, jaką to daje pewność, jeżeli się wie: małżeństwo, w którym żyję, zostało postanowione przez Boga, moim mężem jest człowiek przeznaczony dla mnie i przyprowadzony do mnie przez Niego, aby być moim towarzyszem życia. Tak było w przypadku nas, twoich rodziców, i tak jest także, dzięki Panu za to, w waszym przypadku.

Nie myśl jednak, że ponieważ twoje małżeństwo jest zgodne z wolą Bożą, pozostanie ono na zawsze cząstką raju na ziemi. Można także zostać z raju wypędzonym. Tego doświadczyli Adam i Ewa. Jakże wielu z tych, którzy rozpoczęli życie w raju, zostało z niego wypędzonych z ich własnej winy! Oni nie strzegli swego Edenu. Chciałbym bardzo dopomóc wam ustrzec się tego. Dlatego dzisiaj jeszcze raz rozmawiam z tobą z miłością i powagą. Staraj się ochraniać i strzec raju małżeństwa! Ewa była winną wypędzenia Adama z raju. Bądź przeto na straży, czuwając i modląc się, abyście pozostali w raju, aby wasze małżeństwo było i pozostało cząstką nieba!

Pilnuj czytania Biblii i modlitwy!

To jest pierwsza moja prośba. Od tego bardzo istotnie zależy szczęście w małżeństwie. Nie daj się odwieść nawet przez nawał obowiązków od chwil ściszenia. Rozpoczynaj swoje dni Słowem Bożym i modlitwą. Wśród pracy zaś bierz często chwile wytchnienia w modlitwie. W ten sposób unikniesz popadnięcia w gonitwę, w ten sposób praca nigdy nie przerośnie ci przez głowę. Nie zapominaj nawet w dniu pełnym zajęć znaleźć czas na modlitwę. Im więcej obowiązków niesie dany dzień, tym bardziej jest potrzebne spoglądanie wzwyż i czerpanie nowej siły. W przeciwnym razie pogrążysz się w wirze pracy i obowiązków. Jak wiele kobiet tak się pogrążyło! Kiedy rozważamy życie Marii, matki Jezusa, zauważamy, że był w jej życiu okres, kiedy wewnętrznie nie była na właściwym miejscu. Praca w powiększającym się gospodarstwie domowym pochłonęła ją. Nie pozwól nigdy, aby tak u ciebie było! Aby zaś do tego nie doszło, znajduj codziennie czas na swoją Biblię i modlitwę. A czytaj i módl się także razem ze swoim mężem. Nieprzyjacielowi nigdy się nie uda wsadzić czegoś pomiędzy was, jeśli razem będziecie to czynić.

Kiedy dzień powszedni pokryje wasze dusze najróżniejszym pyłem ziemskim, to zawsze zostanie on na nowo zwiany i usunięty, gdy znajdziecie się w „górskim powietrzu” obecności z Panem. A nawet jeżeli kiedykolwiek powstaną między wami różnice zdań, to nie potrafią one wyrządzić wam żadnej szkody, jeżeli zawsze na nowo będziecie zbliżać się do Pana w modlitwie. Dlatego to jest moją pierwszą prośbą: Pilnuj czytania Biblii i modlitwy! W ten sposób twoje małżeństwo upodobni się najprędzej do biblijnego wzoru, jaki przedstawia nam apostoł Paweł.

Biblijny wzór małżeństwa

W liście do Efezjan 5 Paweł używa małżeństwa jako obrazu stosunków pomiędzy Chrystusem a Jego Kościołem. Jest to ideał, który zawsze powinien jaśnieć przed wami, który musicie się starać urzeczywistnić. Mąż i żona powinni być w takim wzajemnym stosunku, jak Chrystus ze swoim Kościołem. Jaki to obraz! Tak samo jak Chrystus umiłował Kościół i ofiarował samego siebie zań, tak też mąż powinien miłować swoją żonę bezinteresowną, pełną samozaparcia miłością. I jak Kościół jest poddany Chrystusowi, tak i żona powinna być poddana mężowi.

W mojej Biblii leży zakładka, wyhaftowana kiedyś przez moją matkę. Są na niej słowa: „Tak jak Chrystus”. Było to dla mnie często przypomnieniem, często stawiało mi poważne pytanie: Czy miłuję swoją żonę z samozaparciem, tak, jak Chrystus umiłował Kościół? Ach, my wszyscy jesteśmy z natury egoistycznymi stworzeniami. Miłujemy sami siebie i żyjemy sami dla siebie. Stale na nowo potrzeba nam przypominać ten wzór: „Tak jak Chrystus”.

Kobietom zaś apostoł daje dobrą radę, że powinny być poddane swoim mężom, tak jak Kościół poddany jest Chrystusowi. To wygląda na pierwszy rzut oka bardzo nieaktualnie. Ale to jest wiecznie aktualne. Bóg stworzył kobietę tak, że ona potrzebuje pomocy i oparcia. Takich porządków Bożych nie można pomijać bezkarnie. Jakże niekobiece stają się te kobiety, które we wszystkich dziedzinach próbują upodobnić się do mężczyzn! Tracą one właśnie to, co należy do szlachetnej kobiecości! Choćby wyglądało to nie wiem jak nie w czasie, wzywać żonę aby była poddana, pozostaje to jednak kluczem szczęśliwego i błogosławionego małżeństwa. Dlatego chcę do ciebie skierować dzisiaj poważną prośbę na twoją drogę:

Zawsze ustępuj!

Zakładam przy tym oczywiście, że twój mąż nigdy nie będzie od ciebie wymagał czegoś, co byłoby sprzeczne ze Słowem i wolą Bożą. Ja nie wierzę, że on to kiedykolwiek uczyni, gdyż jest on człowiekiem, który stoi przed Bogiem. Dlatego mówię ci, drogie dziecko: Zawsze ustępuj! Patrz, ty przecież nie ponosisz odpowiedzialności. Odpowiedzialność spoczywa na mężu. Jak to wspaniale móc całą odpowiedzialność pozostawić mężowi! Jak cudownie móc do niego przylgnąć z poczuciem bezpieczeństwa! Dlatego pozostaw mu spokojnie odpowiedzialność, którą ma ponosić jako głowa. Bądź mu poddaną! Nawet kiedy czasem jesteś innego zdania w tej czy innej sprawie, pozostaw decyzję spokojnie mężowi. Patrz, kobiety kierują się raczej uczuciem, mężczyźni raczej badają przyczyny; kobiety łatwo biorą wszystko osobiście, mężczyźni rozważają sprawy bardziej rzeczowo. To jest rzeczywistość potwierdzona przez doświadczenie. Dlatego pozostaw decyzję w rękach twojego męża i przypominaj sobie, że dzisiaj powiedziałem ci:

Zawsze, zawsze ustępuj!

Kiedy usłyszysz coś o prawach kobiecych, pozwól że powiem ci jedno zdanie twojej matki… Ona w takich wypadkach często mawiała: „O, ja jestem gorliwą zwolenniczką praw kobiecych! Wcale nie mam zamiaru wyrzekać się moich praw kobiecych. Przeciwnie, bardzo zdecydowanie wypowiadam się za nimi. Mam prawo być miłowaną przez mojego męża, mam prawo przekazać mu całą odpowiedzialność. Jak dobrze mi jest z tymi prawami! Gdybym miała sama o wszystkim myśleć i wszystkim się martwić, byłabym zupełnie nieszczęśliwa; ale teraz mam prawo kobiece zdać się na mojego męża i pozwolić mu działać. Z moich praw kobiecych nie pozwolę sobie niczego zabrać!”.

Tak, to są prawdziwe biblijne prawa kobiece, proszę cię, abyś je zawsze wysoko ceniła i podkreślała. Na pewno dobrze na tym wyjdziesz. Zapytaj tylko matki, czy nie wychodziła dobrze na tych prawach kobiecych.

Bądź poddaną!

To chciałbym ci szczególnie podkreślić. Ty znasz tę historię, którą przywiozłem kiedyś ze wschodu. Była tam kobieta, która przyszła do ewangelisty, aby się przed nim wyżalić. Jej małżeństwu groziło wykolejenie. A jaka była przyczyna? Mąż chciał, żeby jego buty z cholewami stały w pokoju pod stołem, a żona się temu sprzeciwiła. Za nic nie chciała się na to zgodzić. Mąż zaś utrzymywał, że ma do tego prawo i wymagał tego. Ta kobieta przyszła teraz wzburzona i żaliła się na męża przypuszczając, że ewangelista przyzna jej rację i będzie jej współczuł. Ewangelista nie stanął jednak po jej stronie. Powiedział: „Jeśli pani mąż tak bardzo lubi, aby jego buty stały pod stołem, to dlaczego nie? Niech pani zrobi jak on sobie życzy!”.

Dotąd jeszcze nigdy nie dotarła do niej myśl, że mogłaby trochę ustąpić. Chciała postawić na swoim, a on również. „Jakież to ma znaczenie, gdzie buty stoją?” – spytał ewangelista. „To przecież nie jest żaden grzech, gdy mąż sobie życzy, żeby jego buty stały w pokoju! Lepiej zrobić po jego woli niż doprowadzić do rozbicia szczęścia w waszym małżeństwie!”. To słowo: „Dlaczego nie?” jest złotym słowem. Dobrze to sobie zapamiętaj! Kiedy twój mąż życzy sobie czegoś, co tobie być może się nie podoba, co nie wydaje ci się słuszne, to powiedz sobie to słowo: „Dlaczego nie?”. Powiedz sobie, że ustępstwo nie jest przestępstwem, zaś poddanie się jest nakazem. W ten sposób przepłyniesz koło niejednej rafy, na których rozbijały się już statki szczęścia małżeńskiego wielu ludzi. Muszę ci teraz pokazać następną rafę, na której rozbiło się już niejedno szczęście małżeńskie. Rada, jaką chcę ci dać, brzmi:

Nigdy nie bądź zazdrosna!

Kiedy Bóg daruje ci męża, to możesz też być przekonana, że on cię kocha i jest ci wiernym. Nic bardziej nie męczy i nie pozbawia godności męża, niż kiedy zauważy i widzi, że jego żona mu nie ufa. Każdemu mężowi zdarza się, a ludziom pracującym w Królestwie Bożym szczególnie, że przychodzą do niego również kobiety, potrzebujące rady i rozmowy. Kiedy żona robi potem uwagi takie jak np. „No, ale to trwało długo!” „Ale się cieszysz, że ona do ciebie przyszła!” – wtedy coś rozrywa się w sercu męża, co tylko z wielkim trudem można potem uzdrowić. Strzeż się, moje dziecko, abyś w ten sposób nie męczyła swojego męża. Droga zazdrości – to najszybsza i najpewniejsza droga do nieszczęścia w małżeństwie, to niech ci będzie wiadome. Jeśli jesteś zazdrosna, unieszczęśliwiasz siebie i jego. Pamiętaj o przysłowiu: „Zazdrość jest dolegliwością, która uporczywie szuka tego, co sprawia cierpienie” (w jęz. niemieckim podwójna gra słów).

To jest prawdą. Zazdrość stawia pod znakiem zapytania miłość i godność współmałżonka, grzebie zaufanie, oddala od siebie serca. O tym przekonało się wielu współmałżonków ze szkodą dla siebie. Dlatego mówię ci bardzo poważnie: Strzeż się przed zazdrością! Co stałoby się z moim zawodem, gdyby matka dręczyła mnie zazdrością? Jak często przebywają u mnie kobiety, aby się rozmówić! Jest też dosyć okazji u mnie do zazdrości. Jak zadowolony i wdzięczny byłem za to, że twoja matka nigdy nie męczyła mnie zazdrością. Postępuj i ty tak samo! Skoro zazdrość jest drogą do unieszczęśliwienia małżeństwa, to chciałbym ci pokazać prostą drogę prowadzącą do szczęścia w małżeństwie:

Bądź miła przy powitaniu i pożegnaniu!

To jest o wiele ważniejsze, niż wielu ludzi uważa. To bardzo istotnie decyduje o zapachu i smaku małżeństwa. Jakże czule witają się i żegnają narzeczeni! Postępują tak, jak gdyby nie wiadomo jak długo się nie widzieli, jak gdyby musieli się rozstać na długi, długi czas. W małżeństwie jednak ta czułość niestety szybko znika. Mąż wychodzi z domu nie mówiąc nic do żony, ona zaś pozwala mu odejść bez znaku pożegnania. Kiedy zaś powraca, wchodzi znowu tak zimno i obojętnie. Tak nie może być. Cokolwiek w tej chwili robisz, oderwij się, aby przyjaźnie i serdecznie go pożegnać, kiedy wychodzi, i serdecznie go przywitać, kiedy wraca. Nie pozwalaj mu nigdy odejść bez takiego serdecznego pożegnania. Jeśli posłuchasz tej rady, to podczas powrotu do domu mimo woli przyśpieszy kroku. Na widok domowej strzechy już naprzód będzie się cieszył z przyjęcia, jakie go spotyka. Widzisz, nie potrzeba wiele, aby pójść za tą radą, a jednak daje to błogosławione skutki. Bądź tego pewna! Kilka razy byłem w domach, gdzie żona rano nie wstała, gdy mąż musiał wcześniej wyjść do pracy lub wyjechać, musiał więc udać się do swoich zajęć bez pożegnania swojej żony. Nie rób tego! Zdrowa młoda kobieta potrafi wstać razem ze swoim mężem, nawet gdy on musi wyjść wcześniej. Może później będzie mogła jeszcze trochę spocząć. Ale swojego męża nie powinna pozostawić, aby sam wstał i wyszedł. Pozwól teraz, że dam ci następną radę, która brzmi:

Podróżuj zawsze tylko trzecią klasą

Muszę ci wyjaśnić, co przez to rozumiem. Wiesz, że w czasie moich podróży przychodzę czasem na dłuższy okres do pewnych domów. Jest wtedy okazja, żeby poznać życie rodzinne w takim domu. Stwierdziłem przy tym, że istnieją trzy różne rodzaje i klasy małżeństwa. Dotyczy to oczywiście domów ludzi wierzących, gdyż tylko w takich zazwyczaj przebywam. W pierwszej klasie, która wcale nie jest rzadkością, żyją przeciwko sobie. To wcale nie jest nieszczęśliwe małżeństwo w oczach świata, bynajmniej! Świat uważa tych dwoje za szczęśliwą parę, kto jednak dokładnie się przygląda, widzi, że oni żyją przeciw sobie. On do niej mówi: „Ty przecież wiesz, że tego nie znoszę! Wiesz, że moją walizkę najchętniej sam sobie pakuję!” Ona odpowiada: „Tak, wiem o tym, ale to jest przecież głupio z twojej strony! Masz się cieszyć, że ci chcę pomóc. Myślę, że powinieneś mi być za to wdzięczny!” „Wdzięczny?” – on odpowiada – „Przecież wiesz, jak tego nie lubię, gdy obce ręce dotykają moich rzeczy”. „Obce ręce?” – mówi i łzy pojawiają się w jej oczach. „Ach, jaka głupia beksa” – on odpowiada – „Czy nie możesz uwzględnić moich życzeń?” „Przecież to robię” – odpowiada ona. „Tak, to widać” – mówi on gorzko. Patrz, oni oboje są przeciwko sobie. Oczywiście, ona chce dobrze. Jej zdaniem jest to usługa miłości, którą mu wyświadcza. Jego zdaniem jest to jednak ingerencja do spraw, które ją nie obchodzą. Ona powinna by przecież pozwolić mu spakować swoją walizkę. Ale ona nie potrafi się posunąć tak daleko, aby stłumić swoją chęć, by mu pomóc. On zaś nie potrafi posunąć się tak daleko aby w jej zachowaniu dostrzec miłość. Każde pozostaje przy swoich życzeniach i swojej woli. Oni żyją przeciwko sobie. Czy takie małżeństwa są rzadkością? Chciałbym, aby były! Niestety jednak jest takich małżeństw dosyć dużo. On obstaje przy swoim prawie. Ona chce postawić na swoim. Dlatego też ciągle dochodzi do starć i sprzeczek. On potrafi być taki szorstki względem swojej żony, ona potrafi być taka uszczypliwa względem swojego męża. To jest bolesne. A jednak oni oboje są wierzącymi ludźmi! Uważaj, drogie dziecko, abyś nigdy nie dostała się do tej pierwszej klasy! Tam nie jest przyjemnie przebywać. Pytasz, jak wygląda druga klasa. W drugiej klasie żyje się obok siebie. Tutaj zauważono, że to drugie też ma swoją głowę i swoją wolę. Nieraz doszło do wzajemnych starć. Teraz jeden drugiemu schodzi z drogi. Wiadomo: tego to drugie nie lubi, to trzeba mu pozostawić. Pogodzono się z tym, że w małżeństwie nie ma jednak całkowitego szczęścia. Oboje żyją obok siebie. On idzie do swojej pracy, ona do swojej kuchni. On nic jej nie opowiada o swoich kłopotach i troskach, gdyż myśli: „Przecież ją to nie interesuje”. Ona nie mówi mu nic o swoich trudnościach. Myśli: „Jemu to jest przecież obojętne”. Na początku było inaczej, on jej wtedy coś opowiadał, ona wtedy jednak ziewała i spoglądała na zegarek. „Ciebie to nie interesuje?” – „Tak prawdę mówiąc, to nie”. Wobec tego on przyzwyczaił się swoje troski i myśli zachowywać dla siebie lub dzielić się nimi ze swoimi dobrymi przyjaciółmi. Jego żona sama doprowadziła go do tego, że idzie obok niej bez wewnętrznego stosunku do niej. On zaś zrobił tak samo. Nie interesował się jej drobnymi potrzebami. Wobec tego ona zamknęła się w sobie. Powstała z tego zimna droga obok siebie. Świat nic z tego nie zauważa. Być może oni sami wcale nie widzą, czego brakuje ich małżeństwu. Nie wiedzą, że może być inaczej. Przypuszczają, że są całkiem szczęśliwi. Pod pojęciem „całkiem szczęśliwy” rozumiem jednak coś więcej.

O, uważaj, abyś nie dostała się wraz z mężem do tego smętnego stanu „obok siebie”. Ty musisz zajmować się tym, co jego interesuje. Musisz jego sprawy uczynić swoimi sprawami, wtedy też twoje potrzeby staną się jego potrzebami. O, tylko nie to chłodne, obojętne kroczenie obok siebie. Trzecia klasa jest całkiem inna. W trzeciej klasie żyje się dopiero z sobą. Tutaj mąż pyta żonę o radę. Tutaj ona dzieli się z nim swoimi myślami i życzeniami. Jest to wzajemne dawanie i branie. On nie panuje nad nią i ona nie panuje nad nim, tylko on panuje z nią. On jest głową, a ona jego koroną. Jak piękne jest takie „z sobą”! Tutaj jest żona prawdziwą pomocą swego męża. Kiedy ona wszystko z nim niesie, kiedy on wszystko z nią omawia. Istnieje jednak jeszcze coś piękniejszego, mianowicie kiedy żyje się nie tylko z sobą, lecz również dla siebie. Także takich znalazłem w tej trzeciej klasie, chociaż niezbyt wielu. Ale to jest właściwie biblijnie prawidłowe. Chrystus ofiarował się za Kościół i On żyje stale dla Kościoła i wstawia się za nim. Tak samo i nasze życie w małżeństwie może i powinno być życiem dla siebie. Wtedy każdy ma tylko życzenie żyć na radość tego drugiego.

Wtedy nie podkreśla się swojego zdania i swojej woli, lecz stawia się pytania: „A jak on lubi?” „Jak mogę sprawić jej radość?”. Tutaj każde usuwa się na drugi plan. Następuje zmiana tego, czego kiedyś nauczano w szkole, że pierwszą osobą jest „Ja”, drugą „Ty”, trzecią „On”. Tak, to odpowiada naturalnemu, samolubnemu człowiekowi, który chce, aby „Ja” było pierwszą osobą; jednak w prawidłowym małżeństwie pierwszą osobą jest „Ty”, natomiast „Ja” ustępuje na drugi plan. Z pewnością to miał na myśli Pan Jezus, kiedy powiedział: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. On nie myślał, że powinniśmy naszego bliźniego miłować tak samo, jak miłujemy siebie. Wtedy dla bliźniego na pewno nie pozostałoby wiele, jeżeli najpierw miłujemy siebie, a potem bliźniego jak siebie samego. Wtedy nigdy nie byłoby końca miłości do siebie samego i początku miłości bliźniego. Nie. Pan Jezus chciał powiedzieć: „Miłuj bliźniego twego, jak twoje JA”. Bliźni powinien być twoją pierwszą osobą. To odnosi się przede wszystkim do małżeństwa. Kiedy twój mąż będzie twoim „Ja”, to będzie to stan zgodny z wolą Bożą i z ideałem apostoła Pawła: Troszczyć się o niego, trudzić się dla niego nie jest potem ciężarem, lecz zadowoleniem. „Dla niego” jest potem twoją radością i przyjemnością.

W każdej prawdziwej kobiecie jest jako dar Boży coś macierzyńskiego. Można to zauważyć już u młodej dziewczyny, a nawet u małego dziecka. Jak troszczy się ta mała o swoją lalkę! Jak troskliwie ją okrywa! Jak ona żyje dla tej lalki! A jak chętnie młode dziewczęta zajmują się dziećmi! Bóg umieścił w płci żeńskiej ten pociąg i skłonność, że szczególnie łatwo mogą żyć dla drugich. Właściwie powinno być rzeczą oczywistą, że wszystkie żony żyją dla swoich mężów. Rzeczywistość przedstawia się nam jednak zupełnie inaczej. To uczynił nieprzyjaciel. Nasiał on kąkolu do pszenicy. I teraz ten dar Boży przerastają ciernie i osty samolubstwa i chęci panowania. „Dla niego”! To stanowi o szczęściu w małżeństwie. Dlatego proszę cię: Staraj się o to, aby wraz ze swoim mężem podróżować przez życie tylko trzecią klasą!

Patrzysz na mnie, jakbyś chciała powiedzieć: „Ależ naturalnie ojcze!” Otóż, moje dziecko, takie naturalne to wcale nie jest. Być może dzisiaj jesteś całkiem zdecydowana rozpocząć swoje małżeństwo od trzeciej klasy, ale po kilku miesiącach być może nie będziesz już w tej klasie. Pozostawanie w tym stanie wymaga wielkiej łaski. Do tego trzeba na każdy dzień i każdą godzinę żyć łaską, która zachowuje. Ty znasz wierszyk, który jest dla mnie tak ważny, że podkreślam go wciąż na nowo: „Na tej wąskiej ścieżce nie uda nam się żaden krok, jeżeli aż do końca nie będzie nam towarzyszyć łaska”. Dlatego dołączam tutaj następną radę, moje dziecko. Brzmi ona:

Nie oczekuj niczego od siebie, oczekuj wszystkiego od Pana!

To jest błąd, który popełnia tak wielu ludzi: spodziewają się czegoś od siebie i swojej własnej siły. Jakże słuszne jest to, co powiedział Luter: „Nasza siła nic nie zdoła”. A jednakże jak mało wierzy się w to, jakże rzadko się to urzeczywistnia! Przecenia się własną siłę i własne możliwości, podobnie jak Piotr, który chlubił się: „Choćby wszyscy cię opuścili, ja cię nie opuszczę”. Jak żałośnie zawiódł w swojej chlubie tej samej nocy! Tak dobrze znamy tę historię, a jednak powtarza się ona ciągle na nowo.

Powiedziałem pewnego razu do młodej pary: „Choćbyście się nie wiem jak wzajemnie miłowali, nie wystarczy to do życia. Kto dom swojego szczęścia buduje na własnej miłości i sympatii, ten buduje na piasku. Musicie ciągle na nowo prosić Pana i odbierać to, co potrzebujecie”. Słowa te nie zostały jednak dobrze przyjęte. Wytłumaczono mi, że tego nie muszę im mówić, że kochają się tak bardzo, że mogę się wcale nie obawiać. Jeszcze w ten sam poranek zastałem młodą parę przy różnicy zdań na temat zaproszeń, które należało przesłać z okazji wesela, i zauważyłem przy tym, że im obojgu będzie bardzo trudno, jeżeli nie pomyślą o tym, że należy oczekiwać wszystkiego od Pana. Później byłem w domu tej młodej pary. Jak zasmuciło się tam moje serce! Jak tych dwoje odnosiło się do siebie, nawet w obecności gości, nawet w obecności sługi Bożego! Jak szorstko on się do niej odzywał, jak ostro ona mu odpowiadała! A oni mniemali, że im zupełnie wystarczy ich własna miłość. Nie oczekuj niczego od siebie. Nie mamy w sobie takiego narządu, który uszczęśliwiłby człowieka. Własną mocą nic nie uczynimy. Czego jednak my nie mamy, ma Pan. I czego my nie potrafimy, potrafi On. Dlatego nie zapomnij zamiast myśleć o sobie, zanurzyć się w morzu miłości! Pan Jezus posiada morze miłości. Jest w Nim dosyć dla ciebie i dla twojego męża. Przychodź tylko każdego poranka ze swoim wiaderkiem i czerpaj z tego niewyczerpanego oceanu miłości Bożej. Jak On miłował! „Jak On umiłował swoich, tak miłował ich aż do końca” – mówi o Nim Jan. Także skwapliwego Piotra, niedowierzającego Tomasza, nawet zdradzieckiego Judasza, On miłował ich wszystkich jednakową miłością. W ten sposób On miłował nawet swoich wrogów i oprawców. On modlił się jeszcze za nich nawet na krzyżu: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”! Tak Pan Jezus miłował. Jego całą istotą była miłość. I dlatego przychodź do Niego i przyjmuj od Niego miłość za miłością! On posiada to, czego tobie brak.

Pozwól, że opowiem ci o matce. Często mówiła mi, że kiedy wracałem do domu z dłuższej podróży, a ona wybierała się na dworzec, aby mnie powitać, najpierw modliła się o nową miłość. A ja mogę ci powiedzieć, że robię to samo. Jeżeli jeszcze nigdy nie byłaś świadkiem kłótni pomiędzy nami, to pochodzi to stąd, że jesteśmy głęboko przekonani o własnej niezdolności miłowania i uszczęśliwiania. Dlatego ciągle na nowo prosimy Pana o miłość, a On ją posiada. W królewskiej, opływającej pełności! On może zachować od pierwszej kłótni. Może napełnić miłością. Mogę o tym dać świadectwo. Rób i ty tak samo! Nie ograniczaj się do własnej miłości. Nie wątpię ani na moment w to, że bardzo kochasz swojego męża, że jesteś gotowa wszystko dla niego zrobić i wycierpieć, ale to nie daje jeszcze wcale gwarancji szczęśliwego i błogosławionego małżeństwa. Wierz mi. Mówię to z własnego, długiego doświadczenia. Niejedna żona byłaby gotowa oddać życie za swojego męża, ale podporządkować swoje życzenia jego życzeniom – tego nie potrafi.

Dlatego mówię ci bardzo poważnie: Nie oczekuj niczego od siebie, wszystkiego oczekuj od Pana! Jeżeli oczekujesz czegoś od siebie, wkrótce będziesz musiała przyznać się do bankructwa, lecz jeżeli wszystkiego oczekujesz od Pana, da ci On do dyspozycji bogactwo swojej wspaniałości. Boża studnia posiada wody obfitości. Przyjdź tylko i bierz! Przychodź ciągle na nowo! Przychodź codziennie! Wtedy będziesz mogła powiedzieć razem z apostołem Janem: „Z pełności jego my wszyscy wzięliśmy łaskę za łaską”.

Ta sprawa jest dla mnie tak ważna, że coraz to nowymi słowami chciałbym ci przedstawić jej doniosłość. Od tego bowiem zależy szczęście małżeńskie w bardzo wielkim stopniu.

Dlatego pozwól, że dam ci na drogę jeszcze i tę radę starego kaznodziei Neviandta z Elberfeldu, który już dawno odszedł do Pana. Powiedział on raz na konferencji:

Kochać znaczy wczuwać się w pozycję drugiego.

Te słowa naświetlają sprawę wyraźnie. Mogą one być bardzo pomocne. Skąd pochodzi brak miłości pomiędzy tak wieloma małżonkami? Oni nie nauczyli się wczuwania się w pozycję tego drugiego. Widzą wszystko tylko ze swojego własnego punktu widzenia.

Chciałbym wytłumaczyć na przykładzie, co mam na myśli. Wyobrażam sobie, że twój mąż wraca pewnego dnia do domu, a w pracy spotkała go jakaś przykrość. Wraca zajęty myślami o tym. Jego troski tak go absorbują, że nie jest od nich wolny nawet kiedy otwiera już drzwi. Jest pogrążony w swoich myślach i nie wita cię tak przyjaźnie, jak zazwyczaj. Teraz wszystko zależy od tego, czy ty wczujesz się w jego położenie, czy nie. Najpierw załóżmy, że nie. Widzisz tę sprawę z własnego punktu widzenia. Wtedy myślisz sobie: „Cóż mu się dziś stało? Przecież nic złego mu nie zrobiłam? Czekam na niego cały dzień, a on przychodzi z taką miną?!” I ty dąsasz się i milczysz. Oczekujesz czegoś dla siebie: uwagi, miłości, zainteresowania, przyjaznego powitania, a ponieważ tego nie otrzymujesz, jesteś rozstrojona.

Teraz załóżmy, że pamiętasz o mojej radzie i wiesz, że miłować znaczy tyle, co wczuć się w pozycję drugiego. Wtedy powiesz sobie: „Ach, mój mąż miał dzisiaj przykrość w pracy. Spotkało go coś szczególnie trudnego. Dlatego muszę dzisiaj być dla niego szczególnie miła i przyjazna”. Właśnie tak! Jeżeli tak postąpisz, przeżyjecie piękny, błogosławiony wieczór. Twój mąż zwierzy ci się, jego serce stanie się lżejsze, a potem powie: „Jakim niebem na ziemi jest takie małżeństwo ustanowione przez Boga! Można z wszystkim wzajemnie się sobie zwierzyć i wszystko nieść wspólnie w modlitwie przed Panem. Jakie to wspaniałe! Dziękuję ci za twoją miłość i wzajemność!”. Jeżeli nie wczujesz się w jego położenie, zamilkniesz i zgorzkniejesz, a wtedy całe szczęście twojego małżeństwa wystawisz na szwank. Niech ci to będzie wiadomo! Dlatego ucz się, proszę, że miłość znaczy wczuć się w położenie tego drugiego.

Do tego zaliczam także to, że nigdy nie będziesz robić potajemnie czegoś, o czym on nie powinien wiedzieć. Nie muszę chyba mówić, że nie chodzi tutaj o drobne niespodzianki urodzinowe lub świąteczne. Prócz tych wypadków jednak obowiązuje w małżeństwie zupełnie ogólnie: Nie czyń nic potajemnie! Nie rób nic, czego nie chcesz, aby on się dowiedział! Mąż i żona tworzą jedność. Tu nikt nie może wkraczać: ani ojciec, ani matka, brat czy siostra. Pozwól mu wiedzieć wszystko, co robisz. Bądź pewna, że jeżeli robisz coś potajemnie, nieprzyjaciel wywiedzie to na światło, przez co pogrzebie zaufanie twojego męża do ciebie. Nie rób nic skrycie! Nigdy nie mów przyjaciółce, siostrze czy komukolwiek czegoś, czego twój mąż nie może się dowiedzieć, co sprawiłoby mu przykrość, gdyby stało się jawne.

Niejedno małżeństwo rozkleiło się już na skutek tego, że mąż zwierzył się jakiejś „przyjaciółce”, lub że żona wyżaliła się przed jakimś „przyjacielem”. Nie potrzebujesz żadnego przyjaciela oprócz swojego męża. On jest twoim przyjacielem danym ci przez Boga. Strzeż się przed każdą inną przyjaźnią! Bądź ostrożna także wobec swoich przyjaciółek! Tak łatwo powiedzieć w gronie dobrych przyjaciółek jakieś słowo, którego później się żałuje. Jeżeli chcesz się wypowiedzieć, zwierz się swojemu mężowi. Gdyby zaś doszło między wami do jakiegoś nieporozumienia, to mówię ci nie raz, lecz dziesięć razy: Milcz o tym! Nie pozwól sobie w chwilowym uniesieniu powiedzieć coś o swoim mężu. Wasze nieporozumienie przy następnej rozmowie zostanie usunięte; jeśli jednak opowiedziałaś o tym komuś, to sprawa toczy się dalej. Opowiada wtedy jeden drugiemu: „Ze szczęściem tych dwojga to nie wygląda tak różowo”. I wreszcie sprawa wróci znowu do ciebie i zobaczysz wśród wielu łez, co spowodowałaś i jak zaszkodziłaś opinii swego męża przed ludźmi. Dlatego: Nigdy nie mów o nim nic złego! Przede wszystkim niczego z życia małżeńskiego. To jest święte miejsce jedynie pomiędzy nim a tobą. Tutaj macie oboje do czynienia tylko z Panem. Tu nie może zaglądać żadne ciekawskie oko, nie może sięgać żadna szorstka ręka. Nigdy nie zapominaj, że mąż i żona należą do siebie i tworzą jedność. Jeżeli nie chcesz, aby o tobie plotkowano i obmawiano cię, nie rób tego nigdy o twoim mężu! Tutaj powinno urzeczywistnić się słowo: Miłość wszystko okrywa. Każdym słowem, jakie wypowiedziałabyś o nim, kopałabyś dół między sobą a nim, i w końcu nie moglibyście ponownie się zjednoczyć, gdyż dół ten byłby szeroki i głęboki. Ostrzegam cię, moje dziecko, gdyż niejeden już zaprzepaścił swoje szczęście, ponieważ nie strzegł się przed pochopnymi i skrytymi mowami.

Czy potrafisz sobie wyobrazić mnie mówiącego kiedyś gdzieś coś złego o twojej matce? Tego nie możesz przypuścić, nieprawdaż? Podobnie i u was powinno to być nie do pomyślenia. Zawsze sprawia mi ból sytuacja, kiedy słyszę żonę mówiącą o swoim mężu lub męża o swojej żonie. Jakże smutno wygląda takie małżeństwo, gdzie innemu człowiekowi zwierza się sprawy, które mąż i żona mają dzielić tylko z sobą i z Bogiem. Trzymaj zatem w pamięci moją radę: Nic nie ukrywaj przed swoim mężem i nie mów nigdy o nim nieprzemyślanego i niedobrego słowa! Słuchaj: Nigdy! A teraz pozwól mi dać ci jeszcze bardzo istotną radę ojcowską. Dotyczy ona waszego współżycia małżeńskiego. Tak jak całe życie, tak i wasze współżycie winno podlegać karności i prowadzeniu Ducha Świętego. Słyszałem kiedyś przed wielu laty ważne zdanie od błogosławionego generała von Viebahn: „Dzieci Boże płodzą swoje dzieci z modlitwą”. W tym słowie powiedziane jest właściwie wszystko. Mówi ono jasno i wyraźnie, że na polu życia małżeńskiego nie można się rozpuścić, aby zaspokajać swoje pożądliwości. Również i ta dziedzina podlega karności Ducha. Wiem, że to nie jest regułą.

Wiem z pracy duszpasterskiej, że przeważnie mówi się: tego nie można, tego się nie robi. A jednak mówię ci to zdanie przed Bogiem, bez popełnienia grzechu bluźnierstwa: Dzieci Boże płodzą swoje dzieci z modlitwą. Jakie to piękne, kiedy o każdym swoim dziecku można powiedzieć: „Ono zostało wyproszone i otrzymane od Boga!”. Jak smutny stan panuje w wielu małżeństwach; mogę nawet powiedzieć, że w przeważającej większości, i to nawet wierzących! Dlaczego? Tę dziedzinę nie oddaje się pod karność Ducha Bożego. Żyje się w ciele, a nie w duchu. Przy tym nazywa się siebie wierzącymi, być może głosi się nawet ewangelię, a jednak jest się człowiekiem cielesnym.

Niech u was nigdy tak nie będzie! Od początku postawcie ten święty teren pod Bożą kontrolą! Bo to jest święty teren. Jest to najświętsze, co istnieje. Jaki to przywilej, że my, ludzie, możemy dawać życie istotom, które mają nieśmiertelną duszę, które są powołane, aby być dziećmi Bożymi i dziedzicami Jego wspaniałości! A ponieważ jest to tak wspaniały i święty teren, dlatego szatan tak skwapliwie zajął go dla siebie. Dlatego z tego najświętszego terenu uczynił miejsce najbardziej nieświęte. Musimy je zdobyć z powrotem dla Boga. Chcemy je poświęcić naszemu Bogu. Także nad naszym życiem małżeńskim powinien być napis: „Poświęcone Panu”. Więcej nie chcę ci dziś o tym mówić. Jeśli jednak naprawdę dostosujesz się do tego słowa, będziesz miała wytyczony kierunek całego swojego życia w małżeństwie, a ono będzie i pozostanie małżeństwem świętym i podobającym się Bogu, na którym spoczywa Jego błogosławieństwo, tak, jak o tym mówią Psalmy 127 i 128.

Teraz jeszcze całkiem coś innego. Duże znaczenie dla szczęścia w małżeństwie ma też sprawa służby. Może się stać, że też będzie ci kiedyś potrzebna pomoc domowa, gdy przybędzie pracy. O tym też muszę ci powiedzieć kilka słow.

Bądź przyjazna względem pomocy domowej!

Pamiętaj o tym, że masz ważne obowiązki wobec tej dziewczyny. Jest ona z dala od domu; teraz twój dom ma być dla niej domem. Teraz ty ponosisz odpowiedzialność za dobro cielesne i duchowe tej dziewczyny. Jesteś jeszcze młoda. Potrzebujesz szczególnej łaski do obcowania z tą dziewczyną. Strzeż się tego, aby nie spoufalać się z nią i nie omawiaj z nią wszystkiego! Bądź względem niej przyjazna, ale nie zwierzaj się zbytnio. W tym musi ci Pan pokazać właściwą drogę. O starym cesarzu Wilhelmie czytałem, że nigdy nie żądał niczego od swoich sług bez słówka „proszę” i „dziękuję”. Zatem ani dla gospodyni nie będzie to poniżające, jeżeli nie będzie rozkazywać, tylko prosić, jeżeli za wyświadczone usługi znajdzie słówko podziękowania i uznania. Takie przyjazne słówko działa jak oliwa na mechanizm gospodarstwa domowego. Koła obracają się wtedy o wiele łatwiej i wszystko idzie o wiele bardziej gładko.

Jeszcze jedno słówko na ten temat. W liście do zboru efeskiego w Obj. Jana 2 zwróciłem kiedyś uwagę na coś, co stało się dla mnie bardzo ważne. Pan miał temu zborowi udzielić poważnej nagany. Miał mu do powiedzenia, że opuścił on swoją pierwszą miłość.

Ale co On mówi przed przystąpieniem do tej nagany? Najpierw chwali, co tylko można było pochwalić: „Znam uczynki twoje i trud, i wytrwałość twoją i wiem, że nie możesz ścierpieć złych” itd. Potem dopiero następuje nagana. Następnie znowu przychodzi pochwała. „Na swoją obronę masz to, że nienawidzisz uczynków nikolaitów, których i ja nienawidzę”. Nagana została zupełnie owinięta w pochwałę. Z tego możesz się czegoś nauczyć. Zdarzą się przypadki, że trzeba ci będzie coś zganić. Pomyśl wtedy o tym, co ci mówiłem, i owiń naganę w pochwałę. Jeśli wypowiesz tylko naganę, wtedy ta dziewczyna z łatwością pomyśli: „Ta pani stale coś gani, nie można jej wcale zadowolić”. Jeśli jednak powiesz: „Pani jest zawsze taka ostrożna i uważna, zawsze cieszyłam się z pani uczynności, ale teraz…” – w tym miejscu możesz wypowiedzieć słowa nagany; znajdą one wtedy otwarte serce. Bez poprzedzającej pochwały serce łatwo się zamyka. Pochwała wypowiedziana naprzód otwiera serce i czyni je chętnym i czułym także i na naganę. Jeżeli będziesz postępować według tej wskazówki, którą nam daje postępowanie Pana Jezusa, będziesz miała przy tym powodzenie. Na koniec mam jeszcze jedną radę i życzenie, moje dziecko. Musimy kończyć. Mija krótki czas, który poświęciliśmy na tę ostatnią rozmowę. Nie będziecie odbywali podróży poślubnej, okoliczności to uniemożliwiają, chciałbym cię jednak prosić:

Podziel podróż poślubną na całe życie!

Co to ma znaczyć? Powiem ci na podstawie naszego życia. W swoim czasie też nie mieliśmy podróży poślubnej. Ale rozdzieliliśmy ją na całe życie. Jeszcze stale jesteśmy w podróży poślubnej. Po tygodniach pilnej pracy wydzielamy sobie jeden dzień z szeregu dni roboczych i robimy z niego dzień naszej podróży poślubnej. Są to nasze złote dni, które matka wiernie wpisuje do książki. Czasem wychodzimy na ten dzień do lasu, albo w góry. Siedzimy wtedy razem wśród zieleni, czytamy Słowo Boże i modlimy się wspólnie. Omawiamy tu sprawy doczesności i wieczności. Poświęcamy tu czas wyłącznie dla siebie nawzajem i dla nikogo więcej. Do tego szumią drzewa i śpiewają ptaki. Wieczorem wracamy do domu wzbogaceni o piękne i błogosławione wspomnienie. Czasem jedziemy gdzieś niezbyt daleko koleją. Zdarza się to i w zimie. Wędrujemy przez las zimowy, wstępujemy gdzieś po drodze i pijemy kawę. Całkiem sami i w ciszy. To są złote dni. Nie chciałbym się ich wyrzec. One przyczyniają się do tego, że życie zachowuje swój smak i swój zapach. W przeciwnym razie można utonąć w pracy i zadusić się w obowiązkach. Tak powinniście postępować i wy. Od czasu do czasu powinniście obrać jakiś dzień z szeregu dni roboczych i spędzić go całkiem spokojnie dla siebie, bez zajęć, bez obowiązków i bez ludzi. Jest to bardzo potrzebne. Idźcie do lasu, na pustkowie, i żyjcie tam wtedy przez cały dzień tylko dla siebie jak dzieci, w niezmąconej radości. Mówię wam, w ten sposób życie zachowuje swój zapach i swoją świeżość i człowiek nie gubi się w zgiełku dnia powszedniego.

Jest piękny wiersz Gellerta, który jest dla mnie bardzo kosztowny, chcę ci go na koniec jeszcze dać na drogę:

„Stan małżeński jest wtedy szczęśliwy,
gdy jeden drugiego uprzedza,
Jeden drugiego kocha i ceni,
On nie rozkazuje, Ona nie grymasi
I oboje są tak ostrożni,
Jak gdyby dopiero ubiegali się o siebie.”

Tkwi w tym wiele prawdy, zwłaszcza w dwóch ostatnich wierszach; o tym nie muszę jednak już więcej mówić. Jest na pewno dosyć tych napomnień i wskazówek, które ci dałem. Najważniejsze jest to: polecam cię Bogu i Jego łasce. On, który uczynił cię swoją własnością, który cię wychował i złączył z twoim mężem, będzie też czuwał nad twoją dalszą drogą i błogosławił ci, On jest wierny, On to też uczyni! A teraz idź z Bogiem i przygotuj się na uroczystość weselną! Niech ci Bóg błogosławi, moje drogie dziecko, niech ci Bóg błogosławi!

Ernst Modersohn