CzytelniaRodzina i społeczeństwo

Nowa finansowa ziemia obiecana?

W jednym z wiodących polskich portali internetowych (no dobrze, w natemat.pl) przeczytałem jakiś czas temu całkiem spory (i… całkowicie jednostronny) tekst Michała Wąsowskiego, traktujący o tym, że usługi finansowe prowadzone według zasad islamu są „coraz bardziej popularne, bo… służą ludziom”. 

Dlaczego o tym piszę, wszak „Z góry” nie jest portalem traktującym o biznesie i finansach? Ano choćby dlatego, że piszę o religii, a wspomniany tekst właśnie religię obrał za punkt odniesienia.
W dużym skrócie (ale pozbawionym tendencyjności): rzecz traktuje o tym, że w religii muzułmańskiej pieniądz nie jest wartością, a jedynie środkiem wymiany, w związku z tym banki w świecie islamu „są zdecydowanie bardziej stabilne – bo inwestują w realną gospodarkę, a nie papiery, których wartość istnieje jedynie na papierze”. Dalej jest jeszcze lepiej. Znów oddajmy głos autorowi: „Do tego islam
nie uznaje żadnej lichwy, czyli odsetek i pożyczania pieniędzy na wysokie oprocentowanie. Ma to chronić przed wyzyskiem. Islam nie dopuszcza więc do sytuacji, w której bank daje kredyt tak oprocentowany, że jeśli wpadniemy w finansowe kłopoty, to już wiecznie będziemy mieć na szyi kredytową pętlę.

Mądre, prawda?”. Zbliżając się do konkluzji, autor pisze: „To wszystko brzmi jak bajka? Cóż,
w świecie islamskiej finansjery jest to rzeczywistość. Zupełnie inna mentalność, zupełnie inny model działania”.
No to jesteśmy już w niebie. W muzułmańskim niebie. Dlaczego więc nasz „chrześcijański” (czyli zachodni)
świat finansów przypomina piekło? – pomyśli sobie mniej wyrobiony czytelnik. Po pierwsze, musimy uświadomić sobie brutalną prawdę odnośnie naszej współczesnej cywilizacji: nie żyjemy w świecie chrześcijańskim, ale postchrześcijańskim, który rządzi się zasadami darwinizmu społecznego
(wygra, czyli przeżyje najsilniejszy), a nie Ewangelii.
Po drugie, zgodnie z nauczaniem Biblii, religia jako taka (islam, judaizm czy nawet chrześcijaństwo) sama w sobie nie jest gwarantem uczciwości zasad stosowanych w praktyce. Gwarantem tym jest przemienione serce
i poddanie się prowadzeniu Ducha Świętego. Nie ma więc większej różnicy, czy bankier powołuje się na zasady Koranu, Tory czy Biblii. Paweł pisze:

„Albowiem nie ten jest Żydem, który jest nim na zewnątrz, i nie to jest obrzezanie, które jest widoczne na ciele, ale ten jest Żydem, który jest nim wewnętrznie, i to jest obrzezanie, które jest obrzezaniem serca, w duchu, a nie według litery; taki ma chwałę nie u ludzi, lecz u Boga” (Rz 2:28-29).

Żyd jest tu jednie przykładem człowieka religijnego. Powiem szczerze, nie wierzę, że muzułmański bankier jest filantropem, wolnym od chciwości, tylko dlatego, że Zakon (czyli w tym przypadku szariat) nie pozwala mu na pobieranie procentu od pożyczki. Oto przykład. Sukot to islamska obligacja, która jest skonstruowana w myśl wymogów religijnego prawa szariatu, co znaczy, że m.in. nie dopuszcza się dochodów wynikających z hazardu, handlu bronią bądź alkoholem, a także zabronione jest oprocentowanie tych papierów dłużnych. Nie znaczy to jednak, że jest to pożyczka, która nic nie kosztuje. Emitent zobowiązujesię do wykupu obligacji za z góry ustaloną kwotę. Inaczej mówiąc, zamiast zapłacić 1000 zł procentów, zapłacę te same 1000 zł, bo tak się umówiłem z emitentem sukot.

Cała sprawa nie jest li tylko teoretyczną dywagacją felietonisty. Oto Leonid Bershidsky w tekście „Islamic
Finance Can Save the World” (Islamskie finanse mogą uratować świat), zamieszczonym 29 października 2013 r. na portalu www.bloomberg.com, pisze o inicjatywie rządu brytyjskiego wyemitowania sukot o wartości 323 mln dolarów, który jest pierwszym krokiem do uczynienia z Londynu wielkiego muzułmańskiego centrum bankowego.

Cała ta historia prowadzi do kilku wniosków. Po pierwsze pokazuje, że zsekularyzowany do szczętu świat
Zachodu zaczyna wyraźnie tęsknić do wartości takich jak uczciwość czy odpowiedzialność, choć jednocześnie
nie potrafi rozstać się z chciwością i żądzą posiadania. Po drugie, tracąc z pola widzenia kontekst duchowy, ludzie Zachodu, patrząc na muzułmańską bankowość, nie rozumieją, że w świecie islamu nie istnieje coś takiego jak autonomiczność zjawisk: pieniądze to pieniądze, obyczaje to obyczaje, a moda to moda itd. Islam jest cywilizacją religijną, więc w każdym aspekcie swego funkcjonowania służy jednemu tylko celowi: ekspansji religii. Wszystko inne jest jedynie środkiem do celu. A po trzecie, paradoks opisanej sytuacji polega na tym, że nasza cywilizacja pozbawiła jedną religię (chrześcijaństwo) wpływu na kształtowanie
świata swoich wartości, by teraz tęsknie oglądać się za inną (islamem), aby te wartości jej przywróciła. Nie
zważając przy tym na skutki tego zabiegu, wykraczające daleko poza doraźną sferę korzyści.

Włodek Tasak

Artykuł pochodzi z serwisu http://zgory.com