CzytelniaKościół

Walczący chrześcijanin

– ale o co i z kim?

Patrząc na dzisiejsze chrześcijaństwo łatwo można stwierdzić, że wierzący ludzie dzielą się na dwie kategorie: bierną i aktywną. Bierna to taka, która przyjęła postawę biorcy oraz obserwatora. Nie angażuje się zbytnio w to, co dzieje się wokół, nie wykazuje inicjatywy, nie zabiega o nic, a jedynie w razie konieczności, kiedy ktoś wydaje wyraźne polecenie, podejmuje się krótkiego i zwięzłego wykonania, by znów przyjąć poprzednią postawę. Ogólnie rzecz ujmując to ludzie, którzy potrzebowali zbawienia od piekła, a wszystko co ponadto traktują z wielkimi oporami aktywnej cielesności. W odróżnieniu od chrześcijan biernych, druga kategoria wyróżnia się chęcią działania, podejmowania trudów służenia Bogu, brakiem zadowolenia z wyłącznego brania. Są to ludzie zainspirowani przez biblijne oraz wzięte z życia przykłady uznanych sług Bożych do poświęcenia się dla Pana. Obie kategorie wierzących biorą udział w duchowej wojnie, która od zarania dziejów rozgrywa się w duchowym świecie pomiędzy Bogiem i mocami ciemności. Na ile jednak sobie zdajemy z tego sprawę, że nasze postawy mają istotne znaczenie w tej wojnie? Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że nie wystarczy znaleźć się po stronie aktywnej, by być sprzymierzeńcem Boga? Słowa Pana Jezusa z Mat. 12:30: „ Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie, a kto ze mną nie zbiera, rozprasza” są mocne i dosadne. Trzeba być z Panem, aby czynienie czegokolwiek miało sens.

Przyp. 19:2: „Gdzie nie ma rozwagi, tam nawet gorliwość nie jest dobra; kto śpiesznie kroczy naprzód, może się potknąć.” Rzym. 10:2-3: „Daję im bowiem świadectwo, że mają gorliwość dla Boga, ale gorliwość nierozsądną; Bo nie znając usprawiedliwienia, które pochodzi od Boga, a własne usiłując ustanowić, nie podporządkowali się usprawiedliwieniu Bożemu.”

Niejeden chrześcijanin sądzi, że z racji bycia dzieckiem Bożym, cokolwiek co zrobi dla Boga, niejako „z urzędu” przypadnie Bogu do gustu i otrzyma on za to pochwałę. Powyższe teksty powinny wyraźnie wskazywać na to, że jest inaczej. Można być nierozsądnym, działającym bez rozwagi, duchowej mądrości gorliwcem, który nie jest sługą, ale nie mającym nic wspólnego z Bożą wolą działaczem. Patrząc z zewnątrz, ludzkimi oczyma trudno dostrzec, czym kieruje się dany człowiek, jakie są jego metody działania, skąd czerpie energię. Niewielu ma ochotę i potrzebę zerkania w motywacje inspirujące do czynu tych, którzy podejmują się jakiegoś działania, gdyż całkowicie wystarcza im, że przynoszą oni jakiś pożytek. Mało kto potrafi przykładać duchową miarę, ale są i tacy, którzy nie chcą tego robić, by nie drażnić swego sumienia i nie narażać się na podejmowanie niewygodnych decyzji oraz sprzeciwu wobec niekompetencji wielu braci. Z drugiej zaś strony są i tacy, którzy pomimo swej cielesności, niedojrzałości a nawet duchowej ślepoty za wszelką cenę prą naprzód, zupełnie nie dopuszczając do siebie, że ich aktywność na polu budowania Kościoła przynosi (z Bożej perspektywy) wręcz odwrotny skutek! Zamiast zbierać wierzących na wybrane przez Pana miejsce, rozpraszają i pochwalają rozproszenie (podziały) innych. Poprawiając zasady Boga, unieważnia się je. Statuty wyróżniające daną grupę przez podkreślenie jakiejś szczególnej doktryny, podobnie jak gloryfikacja jakiegoś wybitnego człowieka (1Kor.3) wprowadzają wręcz odwrotny skutek do zamierzonego. Zamiast wywyższenia Boga i Jego Słowa, wywyższa się człowieka i jego mądrość w dochodzeniu do biblijnych prawd. To jednak nie wszystko. Następną konsekwencją takiej postawy jest stawianie siebie ponad innych, w opozycji do innych. Prowadzi to do pogłębiania animozji, podziałów i wrogości wobec konkurencyjnych grup chrześcijańskich, przy czym zachowuje się tak zwaną „niewidzialną jedność”, która ma być wypełnieniem modlitwy Pana Jezusa z 17 rozdziału Jana, a jest jedynie jej sztucznym, mało wybrednym substytutem wyłącznie na płaszczyźnie słownych deklaracji, wobec których światu pozostaje tylko wątpienie w niesioną mu ewangelię. Świat może dostrzec jedynie fizyczną, wyrażającą się w praktycznej miłości jedność, kiedy chrześcijanie stoją jak jeden mąż, jak jedno ciało.

Wielu aktywnych chrześcijan bierze sobie do serca słowa apostoła Pawła, który do Tymoteusza zwraca się: „Cierp wespół ze mną jako dobry żołnierz Jezusa Chrystusa” (2Tym. 2,3) i poświęcają się roli walczącego żołnierza. Myśl Pawła ma jednak konkretne podłoże i cel. Podłożem jest Chrystus i celem jest Chrystus! Niewielu jednak to rozumie. W dzisiejszym chrześcijaństwie jest całe mnóstwo walczących braci, których deklarowanym celem jest Chrystus, Kościół i Prawda, jednakże praktyczna rzeczywistość wskazuje na coś zupełnie innego. Słowa Jakuba z Jak. 4:1-2: „Skądże spory i skąd walki między wami? Czy nie pochodzą one z namiętności waszych, które toczą bój w członkach waszych? Pożądacie, a nie macie; zabijacie i zazdrościcie, a nie możecie osiągnąć; walczycie i spory prowadzicie. Nie macie, bo nie prosicie” – znajdują dziś swe wypełnienie, które oscyluje wokół najprzeróżniejszych dogmatów oraz praktycznego ich zastosowania. „Namiętności toczące bój w członkach” zmierzają do pozyskania braci dla swoich poglądów na tę czy tamtą prawdę, a potem do zaliczenia kolejnego członka swojej grupy. Oczywiście nikt nie przyzna, że wewnątrz ogarnięty jest ambicjonalną gorączką odniesienia sukcesu w przekonywaniu i przeciągnięciu na swoją stronę, co wiąże się z ogromną satysfakcją i chwałą. Wszelkie działania podejmowane są, rzecz jasna, dla Pana… I tu kryje się sedno sprawy. Czy naprawdę dla Pana? Czy to Pan jest wodzem walczącego chrześcijanina? Czy inspiracją do prowadzonych rozmów jest głos Ducha Świętego? Z własnego doświadczenia wiem, że niejednokrotnie zależało mi na przekonaniu kogoś, że to właśnie ja zobaczyłem prawdę, a on się myli. Początek rozmowy był łagodny i pokojowy, a wobec oporu przeciwnej strony wzbierało we mnie poczucie irytacji, potem złości, a nawet gniewu. Nie raz doświadczyłem pochodzącego od Boga, słusznego upokorzenia, kiedy to po jakimś czasie stwierdzałem, że właśnie nie ja miałem słuszność, a moja walka toczona była w moim własnym interesie!

Jakże bardzo ważne jest zadawanie sobie kilku prostych pytań, na które musimy szczerze przed Panem odpowiedzieć. Co kieruje mną w danej sytuacji? Jakie motywacje są w moim sercu? Do czego zmierzam i co chcę osiągnąć? Jeszcze lepiej jest dać samemu Panu zadanie, które formułuje Dawid: Ps. 139:23-24: „Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje, Doświadcz mnie i poznaj myśli moje! I zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady, A prowadź mnie drogą odwieczną!” Pan o wiele lepiej zna nas, niż my sami. Sami o sobie jesteśmy skłonni wydawać opinie skrajnie złe i skrajnie dobre. Pan się nie myli i nie da się oszukać naszymi pięknymi słowami, jak mówi cały ten psalm. W wielu sytuacjach może się okazać, że nasze działania i walka, którą podejmujemy w „słusznej sprawie” nie mają w oczach Boga najmniejszej aprobaty, gdyż trudzimy się w swym własnym imieniu i dla swych własnych zysków. Paweł pisze: 1 Kor. 9:26: „Ja tedy tak biegnę, nie jakby na oślep, tak walczę na pięści, nie jakbym w próżnię uderzał;”. Uderzanie w próżnię to mijanie się z celem. Gdzie indziej pisze znowu: Kol. 1:28-29: „Jego to zwiastujemy, napominając i nauczając każdego człowieka we wszelkiej mądrości, aby stawić go doskonałym w Chrystusie Jezusie; Nad tym też pracuję, walcząc w mocy Jego, która skutecznie we mnie działa.” Kol. 2:1-2: „Chcę bowiem, abyście wiedzieli, jak wielki bój toczę za was i za tych, którzy są w Laodycei, i za tych wszystkich, którzy osobiście mnie nie poznali, Aby pocieszone były ich serca, a oni połączeni w miłości zdążali do wszelkiego bogactwa pełnego zrozumienia, do poznania tajemnicy Bożej, to jest Chrystusa…” Oto cele jakie przyświecały apostołowi! Paweł walczył o braci dla Chrystusa. O braci, a nie przeciwko braciom! Czy doświadczyliście już rozmów, a może raczej sporów i kłótni, w których padliście ofiarą, lub też sami chcieliście zadać cios mający na celu szybkie powalenie przeciwnika, wykazanie mu jego błędów, oczywistych wypaczeń, a nawet wytknięcie ludzkich słabości i potknięć? Przypomnijcie sobie, czy mieliście wtedy gorące pragnienie przyprowadzenia w tych dyskusjach kogoś do Pana, zbudowanie go, zachęcenie, pocieszenie, może napomnienie, ale ze względu na poznanie i doznanie Pana. Uderzenie nie może być skierowane w próżnię. Jeśli uderzamy w uczucia brata, mijamy się z celem i zadajemy wiele szkód. Poraniony brat ucieknie i wiele trudu będzie nas kosztowało następne spotkanie. Nie będzie on przyjmował niczego, co mamy do powiedzenia. Często potrafimy być bardzo precyzyjni w wykazywaniu wad, głupoty, niezdarności, słabości i niechcianych błędów używając wyrafinowanej, często podszytej złośliwością docinki. Gdybyśmy zamiast tego byli tacy dobrzy w pozyskiwaniu przez duchową zachętę…

Kiedy pewnego razu dotarło do mnie słowo z Listu do Tymoteusza, przeżyłem delikatny wstrząs w moim rozumowaniu na temat stosunków między braćmi i roli sług. Jaki to tekst? 2 Tym. 2:22-26: „Młodzieńczych zaś pożądliwości się wystrzegaj, a zdążaj do sprawiedliwości, wiary, miłości, pokoju z tymi, którzy wzywają Pana z czystego serca. A głupich i niedorzecznych (niezdolnych do wychowywania) rozpraw unikaj, wiedząc, że wywołują spory. A sługa Pański nie powinien wdawać się w spory, lecz powinien być uprzejmy dla wszystkich, zdolny do nauczania, cierpliwie znoszący przeciwności, napominający z łagodnością krnąbrnych (układających siebie przeciw), w nadziei, że Bóg przywiedzie ich kiedyś do upamiętania i do poznania prawdy, i że wyzwolą się (otrzeźwieją) z sideł diabła, który ich zmusza do pełnienia swojej woli.” Zobaczyłem, że wielokrotnie stan mojego serca był co najmniej mało podobny do powyższego opisu. Co należy do sługi? Na pewno nie powinien wciskać komuś na siłę prawdy. Kiedy ktoś z własnego wyboru układa siebie przeciw, to należy przypuszczać, że ze swej natury jest człowiekiem lubiącym nie zgadzać się z innymi i odczuwającym satysfakcję ze swej oryginalności. Sługa ma pozostawić Bogu dzieło zburzenia warowni ludzkiego opornego serca: 2 Kor. 10:3-5: „Bo chociaż żyjemy w ciele, nie walczymy cielesnymi środkami. Gdyż oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz Bogiem mocny do burzenia warowni; nim też unicestwiamy złe zamysły I wszelką pychę, podnoszącą się przeciw poznaniu Boga, i zmuszamy wszelką myśl do poddania się w posłuszeństwo Chrystusowi…” Zrozumiałem, że nie do mnie tak naprawdę należy zwycięstwo , ale do Pana. Tak jak Pan szedł przed Izraelitami w ich wygranych wojnach, tak i ja muszę oddawać pola Panu. Do mnie należy jedynie wyłożenie jakiejś duchowej rzeczywistości, w której z łaski mam udział i przeniesienie ciężaru podjęcia jej na barki przeciwnej strony. Nic więcej. Jeśli ktoś nie chce napić się wody, to próby wtłoczenia jej na siłę przez zamknięte usta skończą się jej zmarnowaniem. Zupełnie nie na miejscu są spory, kłótnie i zacietrzewienie obu stron. Często, kiedy przygotowujemy się do jakiegoś spotkania, zbyt wiele czasu zdarza nam się poświęcać na wymyślanie mądrych posunięć, polegając przy tym na naszym doświadczeniu, zamiast w modlitwie przychodzić do Pana, by On sam działał jako znawca każdego serca. Paweł trudził się i starał o Kolosan, ale robił to w mocy Pana, która skutecznie w nim działała. Wiedział, że sam nie potrafi zrobić nic wartościowego. Do Koryntian przyszedł w słabości, lęku i wielkiej trwodze, nie polegając na swojej mądrości, ale dał pełne pole objawienia się Duchowi. Podobną rzeczywistość wyraża Dawid, którego serce było według woli Bożej. To Pan dawał mu wszelką moc do działania, bo czyż młodzieniec, jakim był Dawid, mógłby tłuc łbem lwa, aby go zabić? 1 Sam. 17:34-37: „Wtedy Dawid odpowiedział Saulowi: Sługa twój pasał owce ojca swego i bywało tak, że przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał jagnię z trzody; Wtedy ja biegłem za nim, pokonywałem go i wyrywałem je z paszczy jego; a jeśli rzucił się! na mnie, to go chwytałem za grzywę, tłukłem i zabijałem go; Otóż lwa i niedźwiedzia kładł trupem sługa twój i ten Filistyńczyk nieobrzezany będzie jak jeden z nich, ponieważ lżył szeregi Boga żywego. I rzekł jeszcze Dawid: Pan, który mnie wyrwał z mocy lwa czy niedźwiedzia, wyrwie mnie też z ręki tego Filistyńczyka. Rzekł więc Saul do Dawida: Idź, a Pan będzie z tobą.” Fragment, który zacytowałem zawiera w sobie obraz dwóch aspektów duchowej walki. Najpierw rozważmy ten, który nawiązuje do poprzednich myśli. Otóż Dawid walczył o owce swego ojca. Czy ma to jakieś znaczenie w świecie chrześcijańskim? Z całą pewnością musimy rozróżniać owce od drapieżników. Serce Dawida kochało ojca i jego owce. Czy my rzucilibyśmy się na lwa w obronie jakiejś owieczki? Czy naprawdę mamy taką miłość do braci, by nie stała im się żadna krzywda od fałszywych nauk i proroctw, które przynoszą duchowe drapieżniki? Czy mamy gorące pragnienie, by Boże dzieci były bezpieczne w Domu Bożym? Dz.Ap. 20:26-30: „Dlatego oświadczam przed wami w dniu dzisiejszym, że nie jestem winien niczyjej krwi; Nie uchylałem się bowiem od zwiastowania wam całej woli Bożej. Miejcie pieczę o samych siebie i o całą trzodę, wśród której was Duch Święty ustanowił biskupami, abyście paśli zbór Pański nabyty własną jego krwią. Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, Nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą.” Judy 1:3-4: „Umiłowani! Zabierając się z całą gorliwością do pisania do was o naszym wspólnym zbawieniu, uznałem za konieczne napisać do was i napomnieć was, abyście podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazaną świętym. Wkradli się bowiem pomiędzy was jacyś ludzie, na których od dawna wypisany został ten wyrok potępienia, bezbożni, którzy łaskę Boga naszego obracają w rozpustę i zapierają się naszego jedynego Władcy i Pana, Jezusa Chrystusa.” I tu kryje się wyjaśnienie drugiego aspektu. Sługa jako pasterz i żołnierz ma walczyć o owce, ale i przeciw drapieżnikom, przeciw fałszowaniu prawdy, przeciw grzechowi. Jeśli bracia popadają w grzech, to musimy być świadomi tego, co za nim się kryje. Efez. 6:12: „Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich.” Szatan jest zainteresowany zwodzeniem Bożych dzieci, uczynieniem ich bezużytecznymi dla Boga i wprowadzaniem zamętu w Kościele. Należy więc uderzyć precyzyjnie w grzech i fałsz, by przez słowo mądrości i prawdy pozyskać brata do życia dla Pana. Na pewno może się to wiązać z brakiem zrozumienia intencji, kiedy ktoś jest szczerze przekonany do jakiejś nauki i nie zdaje sobie sprawy z jej fałszu. Gal. 4:16-17: „Czy stałem się nieprzyjacielem waszym dlatego, że wam prawdę mówię? Gorliwie o was zabiegają, ale nie w dobrych zamiarach, bo chcą was odłączyć, abyście wy o nich zabiegali.” Galacjanie nie dostrzegali niebezpieczeństwa w jakim się znajdowali i zaczęli wrogo traktować zabiegi Pawła. Takie rzeczy niestety zdarzają się bardzo często. Gorliwe starania o kogoś dla Chrystusa i Kościoła, ów ktoś odbiera jako atak na jego wolność, sposób oddawania czci Bogu, czy społeczność w jakiej ma udział. Wynika to najczęściej z duszewnego wejrzenia w Boże Słowo, niepełnego poznania Bożego Słowa i braku zrozumienia planu, jaki Bóg powziął, by odzyskać człowieka dla siebie. Trzeba się liczyć z tym, że nie wszyscy wierzący z ochotą przyjmują prawdę, czy to w formie napomnienia, czy też tylko w formie opisu jakiejś rzeczywistości. Podjęcie walki w obliczu agresji zwodzicieli polega przede wszystkim na budowaniu siebie samych w oparciu o najświętszą wiarę, modlitwę w Duchu, miłość Bożą oraz Słowo Boże. Juda mówi, że mamy mieć litość dla tych, którzy mają wątpliwości, dla tych w grzechu litość połączoną z bojaźnią, brzydząc się nawet szatą skalaną przez naturalne ciało, co oznacza coś zewnętrznego, czyli postępowanie a nie samego człowieka. W Kościele pojawiają się wilki, lwy, psy, niedźwiedzie, które chcą porywać owce. Nie walczymy jednak przeciw ludziom, ale ich zezwierzęceniu. Musimy przede wszystkim mieć na względzie obronę owiec, a nie atakowanie drapieżnika. Paweł zaleca baczenie na takich ludzi i ostrożność (Filip. 3,2).

Jednym ze środków duchowej walki jest dyscyplina. 2 Tes. 3:14-15: „A jeśli ktoś jest nieposłuszny słowu naszemu, w tym liście wypowiedzianemu, baczcie na niego i nie przestawajcie z nim, aby się zawstydził; Nie uważajcie go jednak za nieprzyjaciela, lecz napominajcie jako brata.” Tyt. 1:10-11: „Wielu bowiem jest niekarnych, pustych gadułów, zwodzicieli, zwłaszcza pośród tych, którzy są obrzezani; Tym trzeba zatkać usta, gdyż oni to całe domy wywracają, nauczając dla niegodziwego zysku, czego nie należy.” 2 Tym. 4:2-5: „Głoś Słowo, bądź w pogotowiu w każdy czas, dogodny czy niedogodny, karć, grom, napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem. Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, I odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom; Ale ty bądź czujny we wszystkim, cierp, wykonuj pracę ewangelisty, pełnij rzetelnie służbę swoją.” Napominanie, odsuwanie się, czy wyłączenie kogoś ze społeczności nie ma na celu pognębienia kogoś, czy zemsty za nieporządne życie, ale zawstydzenie ku upamiętaniu. Jeśli zamiarem napominającego jest wykazanie grzeszącemu bratu jego plugawej istoty, to jedynie osiągnie poniżenie go i wywyższenie siebie samego. Pamiętajmy, że za nieczystą walkę grozi dyskwalifikacja (1 Kor. 9,26). Bezsprzecznie musimy kierować się troską o czyjeś zbawienie! Paweł nawet o wrogach krzyża mówi z płaczem (Filip. 3,18).

2 Tym. 2:3-5: „Cierp wespół ze mną jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa, żaden żołnierz nie daje się wplątać w sprawy doczesnego życia, aby się podobać temu, który go do wojska powołał. Bo nawet jeśli ktoś staje do zapasów, nie otrzymuje wieńca, jeżeli nie walczy prawidłowo.” Dobry żołnierz Chrystusa musi liczyć się z cierpieniami, złymi doznaniami. Żadna żołnierka nie jest przyjemna, gdyż wiąże się z licznymi i przeróżnymi przeciwnościami. Żołnierz musi zachowywać dyscyplinę, szukać Bożej woli odnośnie każdej sytuacji, poddawać się Chrystusowi jako wodzowi. Nie może zajmować się tym światem, być z nim związany, gdyż to obniża jego wartość bojową, pozbawia sił do duchowej walki, zaciera jasne spojrzenie na cele, środki i metody, których używa Bóg. Przeciwności nierzadko przychodzą ze stron, z których by się tego nie spodziewał, ze strony braci, którzy nie rozumieją intencji Ducha. Nawet jeśli spotyka go sprzeciw wobec słusznych duchowych działań lub jest w nich osamotniony, nie ma prawa szukać jakiegokolwiek odwetu, ale powinien powierzać się Panu i Jego sprawiedliwemu sądowi (2 Tym. 4, 14-16). Bycie prawdziwym żołnierzem nie jest łatwe, ale za wierną i zwycięską służbę Pan sowicie wynagrodzi.

Bracie, Siostro! Czego dzisiaj pragnie Twoje serce? Jakie masz intencje, kiedy rozmawiasz z jakimś człowiekiem, wierzącym czy niewierzącym? Dla kogo chcesz go pozyskać – dla siebie czy Chrystusa? Jakie masz odczucia, gdy spotykasz sprzeciw? Czy pytasz Pana o intencje brata, kiedy on próbuje przekonać Cię do jakiegoś Słowa czy sprawy? Pan chce budować Swój Kościół, jakie masz miejsce w tym budowaniu? Wszyscy jesteśmy uczestnikami wielkiej duchowej batalii. Czyim jesteś sprzymierzeńcem?

Remigiusz Koczy

44-300 Wodzisław Śląski ul.Goździkowa 22

Tekst użyty za zgodą i wiedzą autora

Wersja HTML Copyright (c) 2004 Czytelnia Chrześcijanina