CzytelniaKościół

Warunki odrodzenia Kościoła

Jest całkowitą prawdą, że Bóg obiecał w swoim Słowie dokonać wielu rzeczy dla chrześcijan, lecz prawdą jest także, iż Dziecko Boże, aby otrzymać błogosławieństwo, musi spełnić określone warunki, które Bóg postawił.

Bóg będzie ochraniał swoje dziecko w największym ruchu ulicznym, ale oczywiste jest, iż oczekuje On, aby ochraniany patrzył, gdzie idzie. W większości przypadków zdrowie fizyczne jest dziedzictwem chrześcijan, ale oczywistym jest, iż chrześcijanin prowadzący nieumiarkowane życie i nie zwracający uwagi na swoje zdrowie nie może oczekiwać, aby Bóg uczynił to za niego. Pan obiecał ochraniać chrześcijanina, który znalazł się „pośród nieprzyjaciół swoich”, ale nie obiecywał pomocy temu, kto z rozmysłem wkracza na niebezpieczne drogi choć mógłby ich uniknąć. Pan ochrania tych chrześcijan, którzy podróżują z miejsca na miejsce, ale logiczne wydaje się przekonanie, iż anioł stróż wysiada z samochodu, gdy wskazania prędkościomierza przekraczają bezpieczną szybkość. Bóg zsyła słońce i deszcze, które zapewniają dobre zbiory rolnikowi, ale czy może ktokolwiek oczekiwać, iż Bóg za niego zasieje i zaorze?

W każdej niemal dziedzinie życia istnieją warunki, które muszą być wypełnione, aby można było oczekiwać błogosławieństwa Bożego.

Odrodzenie nie jest tu wyjątkiem. Człowiek, który bezczynnie siedzi i wygląda odrodzenia nigdy go prawdopodobnie nie ujrzy. Bóg odrodzi swoich ludzi, Bóg „odpuści ich grzechy i ich ziemię uzdrowi, Bóg ukaże wśród nich swoją potęgę”. Są jednakże pewne określone warunki błogosławieństwa i bez ich wypełnienia chrześcijanin nie powinien się spodziewać, iż usłyszy głos Pana.

Określając plan zbawienia bezbronnego grzesznika Bóg nakazał mu iść najłatwiejszą z możliwych dróg – „nie musisz nic robić, po prostu uwierz”. Gdy jednak określał warunki błogosławieństwa dla swoich ludzi, poprowadził ich trudniejszą drogą. Warunki są ciężkie. Dlatego prawdopodobnie tak wielu chrześcijan wciąż potrzebuje odrodzenia – nie mają odwagi zapłacić koniecznej ceny.

Istnieją cztery warunki postawione przez Boga, wszystkie są zawarte w jednym wierszu Pisma świętego. Od wieków były one używane przez wielu autorów dla ukazania drogi do odrodzenia i nie zmieniły się ani na jotę. Chrześcijanin, który je wypełni będzie odrodzony, chrześcijanin, który ich nie wypełni nigdy nie dozna odrodzenia. „I ukorzy się mój lud, który jest nazwany moim imieniem, i będą się modlić, i szukać mojego oblicza, i odwrócą się od swoich złych dróg, to Ja wysłucham z niebios, i odpuszczę ich grzechy, i ziemię ich uzdrowię.” (II Kron. 7,14).

Po pierwsze: „ukorzyć się”

Czym innym jest ukorzenie się przed ludźmi, czym innym zaś ukorzenie się przed Bogiem. W cytowanym fragmencie Pisma Bóg mówi o ukorzeniu się przed Nim samym a nie przed ludźmi. Bardzo wielu chrześcijan wydaje się mniemać, iż wypełnili pierwszy warunek odrodzenia ponieważ udało im się zostać nikim w opinii świata. Znajdują w tym powód do chwały zaś dokładniejsze przebadanie ich przypadków prowadzi do wniosku, iż są oni przeważnie dumni duchowo i rzecz jasna nic nie wiedzą o rzeczy najważniejszej – o pokorze w obliczu Boga.

Jest całkiem możliwe ukorzenie się przed ludźmi przy jednoczesnym braku pokory wobec Boga, nie można jednak ukorzyć się przed Bogiem i zarazem nie być pokornym wobec ludzi. Pokora wobec świata jest nie tyle wstępem do duchowej pokory, lecz raczej jej produktem ubocznym. Jednakże dla odrodzenia istotna jest pokora przed Bogiem a nie pokora wobec ludzi.

Jak zbawienie jest możliwe tylko w wyniku rzeczywistego ukorzenia się grzesznika przed Bogiem, tak odrodzenie może mieć miejsce jedynie w efekcie ustawicznego korzenia się świętego przed Panem. Ten, kto dziś jest dzieckiem Bożym jest nim dlatego, że w swoim czasie zrozumiał, iż w oczach Boga jest bezwartościowym, zasługującym na potępienie grzesznikiem i zrozumiawszy to padł w proch przed swoim Stworzycielem i w pokorze błagał o zbawienie. Człowiek, który nigdy tego nie doświadczył nie może być chrześcijaninem, bowiem ten tylko, kto dojrzał swoją nieprawość może błagać, aby zbawiła go prawość Chrystusa. Grzesznicy przychodzą do Boga mówiąc:

Z pustymi przychodzę rękami,
do stóp krzyża po prostu upadam
Odziej mnie Boże, bo nagi
bezradnie Twej łaski wyglądam.
Nieczysty, przychodzę do źródła,
Obmyj mnie Panie, lub umrę.

a wówczas Bóg zbawia ich i tak pokora przed Bogiem jest podstawą zbawienia. Grzesznik jest niczym, ale przez łaskę Bożą zostaje zbawiony. Odrodzenie staje się konieczne, gdy ktokolwiek i w jakichkolwiek warunkach przestaje odczuwać łaskę Bożą. Niezależnie od tego, jak długo chrześcijanin żyje, sam przez się jest niczym. Przez łaskę został zbawiony i w łasce musi żyć. Jak przyszedł do Boga ze słowami: „z pustymi przychodzę rękami” tak też musi przeżyć całe swoje chrześcijańskie życie mówiąc:

„Tylko grzesznikiem jestem i niczym więcej
A wszystkim jest dla mnie Jezus Chrystus”.

Życie człowieka, który był potężnie używany przez Boga musi być zarazem życiem człowieka, który w ten lub inny sposób odebrał lekcję pokory. Przeciętny chrześcijanin z lękiem przygląda się życiu Mojżesza i zdumiewa się, w jak wielkim stopniu Bóg mógł go wykorzystywać. Jednakże dokładniejsze przyjrzenie się życiu Mojżesza jasno ukazuje, iż stopień jego użyteczności jest proporcjonalny do stopnia jego pokory wobec Boga.

Mojżesz musiał odebrać twardą lekcję pokory. Przez czterdzieści lat życia w Egipcie Mojżesz był liczącym się człowiekiem. Miał wielkie wpływy na dworze, był człowiekiem posiadającym władzę i wysoki prestiż na świecie. Był na tyle silny, iż wiele starał się uczynić dla swych pojmanych i zamienionych w niewolników braci. W tych dniach Mojżesz był świadomy swojej władzy, wiedział, iż jest wielkim człowiekiem, którego wpływy w królestwie są znaczne.

Zdając sobie sprawę ze swej władzy i możliwości, a jednocześnie widząc potrzeby swoich zniewolonych braci, Mojżesz zdecydował się uwolnić ich i zaczął swą decyzję wcielać w życie. Tylko dwa razy spróbował wykorzystać daną sobie władzę dla uwolnienia dzieci Izraela z krępujących ich więzów i prawie natychmiast został usunięty z Egiptu do kraju Midianitów, gdzie w całkowitym zapomnieniu żył lat czterdzieści. I wtedy właśnie Bóg przemówił do niego z gorejącego krzewu, rozmawiał z nim o ucisku Izraela i zapowiedział, że on właśnie został wybrany, aby wyprowadził lud na wolność.

Łatwo można sobie wyobrazić, jaką odpowiedź na takie powołanie dałby jakiś współczesny pastor czy ewangelista: „Panie! Tym razem trafiłeś na właściwego człowieka. Długo czekałem na to i, Panie, w sam raz nadaję się do wykonania tej roboty. Prowadziłem już mnóstwo zakończonych sukcesem akcji ewangelizacyjnych w Egipcie i w ziemi Midianitów. Tysiące ludzi nawróciły się słuchając moich pełnych dynamiki kazań. Grałem na puzonie, śpiewałem solo i prowadziłem śpiewy chóralne a także grałem na dzwonach. Poczekaj tu Panie chwilkę a ja pobiegnę do domu mojego teścia i przyniosę część moich materiałów do nawracania. Wyślemy je Faraonowi, aby nie myślał, iż jestem takim sobie zwyczajnym człowiekiem. Musimy wysłać im zapowiedź naszego przyjścia, abyśmy zastali bramy miasta otwarte a prezydent miasta dał nam oficjalne zaproszenie. No i oczywiście, o Panie, nic nie będziemy mogli dokonać, zanim ci wszyscy bezbożni politycy w Egipcie nie dadzą nam oficjalnego błogosławieństwa…”

Jak dalece inna była odpowiedź Mojżesza. Stał, otwarłszy szeroko oczy ze zdumienia i nie dowierzając własnym uszom po prostu zapytał: „Kimże jestem, bym miał pójść”?

No właśnie, kim był Mojżesz. Nie był nikim liczącym się na świecie. Nie miał żadnej władzy ani wpływów. Jego prestiż należał do przeszłości. Był nikim, człowiekiem mieszkającym na skraju pustyni, i wiedział o tym.

A wówczas Bóg odpowiedział mu: „Mojżeszu, nie ma znaczenia kim jesteś. Idź do Egiptu i powiedz ludowi, kim Ja jestem”.

Oby Bóg mógł w dzisiejszych czasach znaleźć ludzi, którzy w odpowiedzi na powołanie odrzekliby w zdumieniu „Panie, kimże jestem”. Gdyby tylko współcześni duchowi przywódcy osiągnęli taki stopień duchowego rozwoju, aby zdać sobie sprawę, iż w dziele Bożym nie ma żadnego znaczenia, kim oni są. Ważne jest tylko, kim jest Bóg. Nie jest istotne, co jakiś człowiek zrobił lub co zrobić może. Istotne jest tylko, co Bóg może i chce uczynić. Współcześni ewangeliści i pastorzy bazują na własnej mocy, nie mają bowiem tego rodzaju wiary, która pozwala zdać się całkowicie na moc Boga. Chcą, aby moc Boża ukazała się w działaniu, ale zarazem niepokoją się, aby świat nie przeoczył faktu, iż to oni właśnie są ludzkimi instrumentami tej mocy.

Nie może stać się przywódcą odrodzenia ten, kto nie spełnia pierwszego warunku. Podobnie żaden chrześcijanin nie doświadczy odrodzenia w swoim życiu, jeżeli nie wypełni warunku ukorzenia się przed Bogiem.

Po drugie: „módlcie się”

Drugim warunkiem odrodzenia jest modlitwa, ale istotnym jest, aby modlitwa miała miejsce w wyznaczonej przez Boga kolejności – najpierw ukorzenie się, potem modlitwa. Modlitwa nie będzie skuteczna, dopóki nie zostanie wypełniony warunek pierwszy. Modlitwa, która nie wypływa z życia pełnego pokory wobec Boga jest pozbawiona mocy i wydaje się być zwykłym marnowaniem cennego czasu. Modlitwa będzie wysłuchana i skuteczna tylko wtedy, gdy chrześcijanin upadnie w pokorze przed Panem.

Jezus zilustrował tę zależność w podobieństwie o faryzeuszu i celniku. Obaj mężowie modlili się, ale Bóg wysłuchał jedynie modlitwy celnika. Faryzeusz modląc się zwracał uwagę na swoją wyjątkową pozycję. Stał na eksponowanym miejscu, aby go wszyscy widzieli i mówił: „Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie”. Według Jezusa, Bóg nie wysłuchał jego słów, bowiem człowiekowi temu brak było pokory. Celnik zaś stanął z daleka, wyraźnie mając nadzieję, iż ludzie go nie dostrzegą i wołał z najgłębszą pokorą: „Boże bądź miłościw mnie grzesznemu”. Bóg wysłuchał jego modlitwy, bowiem wypływała ona z prawdziwie pokornego serca.

Ktoś wypowiedział kiedyś taką prawdę: „Modlitwa jest siłą poruszającą dłoń, która porusza świat”, zaś Tennyson dodał: „Więcej rzeczy funkcjonuje dzięki modlitwie, niż się temu światu wydaje”. Pomimo to tragedią większości chrześcijan jest fakt, iż dzieci Boże zapominają, iż ukorzenie się przed Bogiem jest „przyciskiem”, który włącza moc modlitwy.

Czasami, gdy czyta się historię dawnych dni, kiedy to na ogromnych obszarach Duch Boży działał w cudowny sposób, nie sposób nie zadać sobie pytania: dlaczego wówczas ludzie tak silnie uświadamiali sobie swoje grzechy, zaś dzisiaj tak mało jest świadomości własnej grzeszności. Odpowiedź leży w ewidentnym braku skuteczności modlitwy w dzisiejszych czasach. Historia odrodzenia dowodzi, iż przekonanie o grzeszności wypływa z modlitwy ludzi Bożych. Gdzie obserwujemy żarliwą modlitwę, tam widzimy też głębokie przekonanie. Gdzie brak jest świadomości grzechu, tam brak też szczerej modlitwy.

Mityngi z udziałem Charles’a G. Finney’a zawsze charakteryzowały się wspaniałym przyznawaniem się przez ludzi do grzechu. W wielu przypadkach Finney nie mógł nawet dokończyć kazania, gdyż przeszkadzały mu błagania tych, którzy uzmysłowili sobie swoją grzeszność, o łaskę i zbawienie. Nie jest to jednak dziwne, gdy zna się całą prawdę. Otóż Finney zawsze zabierał ze sobą „modlącego się ewangelistę”, i gdy Finney rozpoczynał kazanie, ten zaczynał się modlić. Gdy Finney głosił Słowo Życia, jego partner w żarliwej modlitwie chwytał się mocno „narożników ołtarza”. Jak długo Prawda spływała z ołtarza, tak długo płynęła do Boga modlitwa. Czyż jest więc jakiś cud w przekonaniu ludzi o swojej grzeszności?

Dość podobne doświadczenie stało się udziałem Jozuego. Musiał on stoczyć bitwę z Amalekitami, obawiał się jednak, iż siły jego wojsk nie są wystarczające. Armia Amaleka była silna i dobrze uzbrojona i, z ludzkiego punktu widzenia, to on powinien odnieś zwycięstwo. Jozue wiedział o tym i poradził się Mojżesza, co wypada mu czynić. Mojżesz zasugerował zaatakowanie przeciwnika: „Wybierz nam mężów i wyrusz do boju z Amalekitami. Jutro ja z laską Bożą w ręku stanę na szczycie wzgórza”.

Laska Boża była ewidentnie symbolem kontaktu Mojżesza z Bogiem. Posłuchajmy jednak, co dalej opowiada nam historia. Otóż jak długo Mojżesz utrzymywał kontakt z Bogiem zwyciężali wojownicy Izraela, gdy jednak pod koniec dnia zmęczony Mojżesz opuścił ręce w których trzymał laskę, utracił kontakt z Bogiem i przewagę uzyskali Amalekici. Ostatecznie, dzięki pomocy Aarona i Chura, którzy podtrzymywali trzymające laskę ręce Mojżesza, Mojżesz odnowił i utrzymał kontakt z Bogiem, dzięki czemu Jozue odniósł zwycięstwo nad Amalekitami.

Zwycięstwa w owym dniu nie zawdzięczał Jozue ani potężnej armii, ani swemu geniuszowi wojennemu, ani też przewadze uzbrojenia, lecz temu raczej, iż trzech ludzi na szczycie wzgórza modliło się i utrzymywało kontakt z Bogiem w jego imieniu.

To samo może się zdarzyć w każdym Kościele, podczas każdego nabożeństwa. Jeżeli znajdzie się dość ludzi Bożych, którzy poznali sekret zwycięskiej modlitwy, ludzi współdziałających ze sobą i z Bogiem w dziele wspomagania swego kapłana modlitwą, podczas gdy on wygłasza kazanie, to wówczas wszystkie moce tego świata, moce cielesne i moc szatana nie powstrzymają błogosławieństwa, jakiego Bóg udzieli temu nabożeństwu.

Nigdy nie doświadczymy zakrojonego na szeroką skalę odrodzenia, jeżeli ludzie Boży nie spełnią drugiego warunku. Pokora w obliczy Boga musi być połączona z gorącą modlitwą i wówczas w życiu jednostki a także w Kościele może dokonać się odrodzenie.

Po trzecie: „szukajcie”

Za każdym razem, gdy Pan był zadowolony z zachowania dzieci Izraela objawiał swoje zadowolenie mówiąc, iż Jego oblicze zwrócone jest ku nim. Gdy ludzie odmawiali Bogu posłuszeństwa i sprzeciwiali się Jego rozkazom, ich nieposłuszeństwo sprawiało, iż Pan odwracał od ich oblicze swoje.

Gdy Mojżesz nauczał Aarona, jak błogosławić lud, nakazał mu tak mówić: „Niech rozjaśni Pan swoje oblicze nas tobą”, co oznaczało łaskę Bożą. Tę samą myśl wyrażał Psalmista, gdy mówił: „Oczy Pańskie patrzą na sprawiedliwych, a uszy jego słyszą ich krzyk. Oblicze Pańskie jest zwrócone przeciwko złoczyńcom…” W okresie odstępstwa, gdy lud Izraela popadł w niełaskę Bożą, Izajasz tak do nich przemawiał: „Lecz wasze winy są tym, co was odłączyło od waszego Boga, a wasze grzechy zasłoniły przed wami jego oblicze, tak że nie usłyszy”. Mówiąc, „szukajcie mojego oblicza”, Bóg nakazywał ludziom, by żyli w taki sposób, aby oblicze Jego mogło być zawsze zwrócone w ich stronę, i aby żyjąc zgodnie z Jego wolą mogli zawsze cieszyć się uśmiechem Pana. Taki jest trzeci warunek odrodzenia. Odrodzony chrześcijanin, to chrześcijanin żyjący zgodnie z wolą Bożą. Bóg nie może wykorzystywać człowieka, który żyje z Nim w niezgodzie.

Współczesne Kościoły wiele mówią o naśladowaniu Chrystusa. Z pewnością każdy chrześcijanin powinien naśladować swojego Pana. Powinien być tak dobry i współczujący dla innych, jak On. Powinien starać się robić tak wiele dobrych uczynków jak tylko może. Jest jednak jeden aspekt ziemskiego życia Chrystusa, w którym każdy chrześcijanin koniecznie musi naśladować Chrystusa. Niestety, podczas gdy jedni naśladują Go pod jednymi względami, inni zaś pod drugimi, większość chrześcijan nie naśladuje Go pod tym najważniejszym względem. W ziemskim życiu każdy Jego czyn, każde słowo i każdy cud były podporządkowane jednej zasadzie: „wszakże nie moja wola, lecz twoja niech się stanie”. Ta zasada kierowała całym Jego ziemskim życiem.

Najlepszy tego przykład daje nam modlitwa Jezusa w ogrodzie Getsemane. Modląc się ujrzał „kielich” i wszystko, co z nim było związane – grzech świata, przekleństwo, piekło, krzyż, upust krwi, grób i śmierć – a przed tym widokiem wzdrygnęła się ziemska część Jego osoby. Jego ludzką reakcją było odwrócenie się od krzyża i cierpienia, które go czekały a ludzka natura odezwała się w modlitwie słowami: „Ojcze jeśli chcesz, oddal ten kielich ode mnie”. Jednakże wiodąca zasada Jego życia odezwała się i w tej modlitwie, gdy odsunął na stronę swoją własną wolę i dodał: „wszakże nie moja lecz twoja wola niech się stanie”. Raz jeszcze poddał się woli swojego Ojca.

Chrześcijanin, który chce pod każdym względem naśladować Pana, Jezusa Chrystusa, musi Go naśladować i pod tym względem. Musi zaprzestać kierowania się swoją wolą i poddać się woli Boga. Jest to bardzo ważne w życiu odrodzonego chrześcijanina i Boże błogosławieństwo nigdy nie spotka człowieka, który nie spełnia trzeciego warunku. Dla chrześcijanina nie powinno być ważne to, czego on sam chce – ważne jest to, czego Bóg od niego oczekuje. Ważne jest nie to, co on chce powiedzieć, lecz to, co Bóg nakazuje mu mówić. Jego ambicje, aspiracje, pożądania i cele życiowe muszą zejść na drugi plan w porównaniu z wolą Boga w sprawie jego życia. Wiodącą zasadą musi być zasada przyjęta przez Pana: „wszakże nie moja wola, lecz twoja niech się stanie”.

Dość często rozmawiając z młodym działaczem chrześcijańskim ludzie mówią: „Młody człowieku, spotkało cię największe na świecie powołanie. Wszak głoszenie Ewangelii, działalność misjonarska za granicą i służba Boża to największa rzecz, jaka bywa dana mężczyźnie lub kobiecie. Nie ma większego powołania niż służba Bogu”.

To nie jest prawda! Kapłaństwo nie jest największym powołaniem chrześcijanina. Działalność misjonarska niekoniecznie musi być najważniejszą pracą, jaką można zrobić dla Boga. Może się zdarzyć, iż młody człowiek, który poświęca cały swój czas służbie Bożej, nie wykonuje wcale najwspanialszej pracy na świecie.

„Dlaczego?” zawoła tu ktoś w zdumieniu. „Wszyscy byli zawsze zgodni, że nie ma większego powołania niż poświęcenie całego życia służbie Bożej. Jak możesz mówić, iż tak nie jest. A jeśli to nie jest największym powołaniem chrześcijanina, to cóż nim jest?”

Najważniejszą rzeczą dla każdego dziecka Bożego jest prowadzenie życia zgodnego z Jego wolą. Może to mieć miejsce na kazalnicy lub w misji zagranicznej – w pracy pastora lub misjonarza. Może mieć miejsce w każdej służbie Bożej, równie jednak dobrze może się dziać za biurkiem – w pracy urzędnika. Może się dziać na siodełku traktora, w gospodarstwie wiejskim. Gospodyni w domu, nauczyciel w szkole, pielęgniarka lub lekarz w szpitalu, robotnik w fabryce, czy stolarz przy warsztacie – dla każdego z nich najważniejsza jest pewność, iż wykonywana praca jest zgodna z wolą Boga wobec danej osoby.

Każdy, kto żyje całkowicie zgodnie z Bożą wolą, spełnia swoje najważniejsze powołanie na ziemi, niezależnie od rodzaju wykonywanej pracy.

Jest całkiem możliwe, iż ktoś będąc pastorem nie wypełnia woli Bożej. Zdarzali się misjonarze prowadzący misje za granicą, którzy odkrywali, iż nie żyli zgodnie z Bożą wolą. Człowiek najpełniej nawet zaangażowany w służbie Bożej jest w takim samym stopniu narażony na niespełnianie Bożej woli, jak każdy świecki.
Życie zgodne z Bożą wolą jest ważnym warunkiem odrodzenia. Odrodzony chrześcijanin, to ten, kto ułożył swoje życie zgodnie z wolą Boga względem niego.

Po czwarte: „odwróćcie się”

Nie trudno jest wyobrazić sobie człowieka, który spełnił trzy poprzednie warunki odrodzenia a mimo to nadal brak mu mocy i wpływu, gdyż nie udało mu się wypełnić warunku czwartego. Chrześcijanin może ukorzyć się przed Bogiem, spędzać wiele czasu na modlitwie i gorliwie studiować Pismo w intencji odnalezienia celu, jaki Bóg przeznaczył mu w życiu, a mimo to odmówić odwrócenia się od niektórych swoich grzechów, niektórych nawyków, praktyki i uczuć, od tych obciążeń, które nie pozwalają mu stać się całkowicie odrodzonym chrześcijaninem.

Niektórzy chrześcijanie martwią się o dobre stosunki z Bogiem, ale nie robią żadnych starań, aby mieć dobre stosunki z innymi ludźmi. Wydają się mniemać, iż można żyć źle z ludźmi, i mimo to odnosić się właściwie do Boga. Potrafią żywić urazę do innych i sądzić, iż wszystko jest w porządku, gdyż nie żywią urazy do Boga. Potrafią nienawidzić ludzi a jednocześnie kochać Boga. Potrafią prowadzić życie grzeszników myśląc zarazem jak święci.

Bóg oznajmił w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości, że dla doświadczenia odrodzenia trzeba odwrócić się od zła i jak długo chrześcijanin nie jest gotowy wypełnić czwartego warunku może sobie równie dobrze zaoszczędzić czasu i wysiłku koniecznego do spełnienia trzech poprzednich warunków. Psalmista powiedział: „Gdybym knuł coś niegodziwego w sercu moim, Pan nie byłby mnie wysłuchał”. Oznacza to, iż wszystko uznane za złe musi zniknąć, jeżeli Bóg ma zesłać odrodzenie. Duch nienawiści musi ustąpić duchowi miłości, duch zawiści, duchowi wielkoduszności. Duch współzawodnictwa musi ustąpić na rzecz ducha współpracy a duch zazdrości na rzecz ducha wspólnoty. Jawne i ukryte grzechy, złe nawyki i obciążenia muszą odejść, jeżeli ma nastąpić odrodzenie.

akie oto są warunki, których wypełnieniem uwarunkował Bóg spełnienie swej obietnicy wysłuchania modlitw swoich ludzi – pokora, modlitwa, szukanie i odwrócenie się. Wszystkie cztery można podsumować jednym prostym stwierdzeniem składającym się z kilku słów: „Żyjcie w zgodzie z Bogiem”. Chrześcijanin, który żyje w zgodzie z Bogiem, to chrześcijanin odrodzony. Chrześcijanin, który będzie odrodzony to chrześcijanin, który chce żyć w zgodzie z Bogiem.

Dziecku Bożemu, które spełni powyższe warunki Bóg przyrzekł dwie rzeczy. Po pierwsze, że wysłucha jego modlitwy: „Ja wysłucham z niebios”. Po drugie, że ukaże swoją moc przebaczając grzechy i zsyłając swojego Ducha: „odpuszczę ich grzechy, i ziemię ich uzdrowię”. Zaprawdę, takie jest odrodzenie.

Odrodzenie nie jest czymś, o co chrześcijanin musi się modlić. Odrodzenie jest czymś, co chrześcijanin posiada. Odrodzenie nie powinno być przedmiotem tęsknot i nadziei. Odrodzenie jest czymś, co chrześcijanin posiada. Odrodzenie nie jest nadzwyczajnym stanem dziecka Bożego – odrodzenie jest stanem normalnym. Nienormalny jest raczej nieodrodzony chrześcijanin.

Człowiek może modlić się, aby odrodzenie miało miejsce w jego społeczności, w jego Kościele, a także w innych społecznościach. Gdy jednak będzie się troszczył o siebie i wypełni postawione warunki będzie wówczas żył w zgodzie z Bogiem i odrodzenie stanie się udziałem jego duszy. Jego modlitwa powinna przeto brzmieć tak: „Panie, o ile wiem żyję w zgodzie z Tobą. Zacznij teraz objawiać swoją potęgę w moim życiu”.

Paul B. Smith

Zaczerpnięte z pozycji „Kościół w płomieniach”