CzytelniaKościół

Złoto dla nędzarza

„Radzę ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił” (Obj. 3:18a)

Zarówno w życiu materialnym, jak i w życiu duchowym spotykamy się z rzeczami o różnej wartości. Są rzeczy wartościowe, mało wartościowe i bezwartościowe, są rzeczy zacne i pospolite, są też rzeczy najwyższej wartości i rzeczy nikczemne. Wartość człowieka oceniamy często na podstawie tego, do jakich rzeczy on się skłania, jakie rzeczy przyciągają jego uwagę, jakich rzeczy poszukuje i o jakie w życiu zabiega. Kto lgnie do rzeczy bezwartościowych, sam nie przedstawia wielkiej wartości, kto zaś poświęca się rzeczom o dużej wartości, wyrabia sobie opinię człowieka wartościowego.

Najwyżej na obiektywnej skali wartości wszystkiego znajduje się Bóg, toteż najwyższą wartość mają rzeczy związane z Bogiem i pochodzące od Boga. Stąd najwartościowszymi ludźmi są ci, którzy umiłowali Boga i dążą do tego wszystkiego, co posiada i z czym zwraca się do człowieka Bóg. Boże dobra duchowe górują pod względem wartości nad wszystkimi rzeczami ziemskimi i materialnymi, zaś dla właściwej oceny wartości tych ostatnich niezbędne jest kierowanie się Bożą skalą wartości. Wartość rzeczy ziemskich, materialnych zależna jest od ich pochodzenia, a także od ich przeznaczenia. Jeśli są one darem Boga dla człowieka i są przez człowieka wykorzystywane na chwałę Bożą, posiadają dużą wartość. Jeśli natomiast są produktem zbuntowanego przeciwko Bogu „księstwa tego świata” i wykorzystywane są sprzecznie z celami Bożymi, są bezwartościowe, a nawet nędzne i szkodliwe.

Słowo Boże w opisie prawd duchowych często posługuje się porównaniami, zaczerpniętymi z życia materialnego. Także do opisu wartości duchowych nieraz używane są terminy, pochodzące z ogólnie znanej skali wartości rzeczy materialnych. Opisując budowanie życia duchowego na fundamencie, którym jest Jezus Chrystus, apostoł tak się wyraża: „A czy ktoś na tym fundamencie wznosi budowę ze złota, srebra, drogich kamieni, z drzewa, siana, słomy, to wyjdzie na jaw w jego dziele; dzień sądny bowiem to pokaże, gdyż w ogniu się objawi, a jakie jest dzieło każdego, wypróbuje ogień” (1 Kor. 3:12-13). Tekst ten wskazuje wyraźnie na to, że jakość i wartość duchowego budowania może być i bywa bardzo zróżnicowana. Budowanie wysokiej jakości określają takie materiały jak złoto, srebro i drogie kamienie, gdyż ostoją się one w czasie próby ogniowej, podczas gdy dzieło wznoszone z takich materiałów jak drzewo, siano czy słoma jest dziełem bezwartościowym, gdyż materiały te są nietrwałe, łatwopalne (w. 14-15).

Mówiąc o wierze, apostoł Piotr (1 Ptr. 1:7) porównuje ją ze złotem, wypróbowanym w ogniu, zaznaczając przez to, że pośród dóbr duchowych wiara doświadczona, wypróbowana, zdolna oprzeć się przeciwnościom zajmuje bardzo wysoką lokatę na skali wartości, podobnie jak złoto pośród różnych materiałów jest jednym z najcenniejszych. Mając na uwadze to porównanie, możemy łatwiej zrozumieć duchowy sens niektórych wydarzeń starotestamentowych. Jak wiemy, historia ludu izraelskiego i występujące w niej postacie są nieprzebranym źródłem przykładów i analogii dla nowotestamentowej rzeczywistości duchowej, z którego czerpać możemy naukę i inspirację.

Wiemy, że lud Boży Starego Przymierza przeżywał okresy rozkwitu i okresy upadku, w zależności od tego, jak kształtowały się jego stosunki z Bogiem. Kiedykolwiek oddalał się od Boga i zwracał serce ku marnościom, przeżywał zastój i staczał się do nędzy, nie tylko duchowej, lecz i materialnej. Kiedy natomiast zwracał się ku Bogu i odnawiał z Nim swoje przymierze, Bóg przybliżał się do niego i otaczał go swoim błogosławieństwem, dzięki czemu następowała odnowa, co znajdowało też swój wyraz we wzroście dobrobytu materialnego, którego wyrazem była także obfitość drogocennych dóbr, przede wszystkim złota.

Najwymowniejszym tego przykładem jest okres rządów Dawida i Salomona, kiedy królestwo izraelskie przeżywało kulminacyjny okres swojej świetności, przewyższając bogactwem i mądrością wszystkie inne królestwa ziemi. W rozdziałach, opisujących kulturę materialną Izraela tego okresu, raz po raz spotykamy się ze złotem (1 Król. 10:14-22; 2 Kron. 9:13-21). Zdobywano je dzięki bezpośrednim kontaktom handlowym z krainą Tarszysz, będącą źródłem jego pochodzenia, dokąd udawały się i skąd przywoziły je izraelskie okręty. Dzięki obfitości złota nawet srebro nie było wtedy cenione. Królewska gwardia honorowa miała w swoim uzbrojeniu dwieście tarcz z kutego złota i trzysta puklerzy z kutego złota. Niewątpliwie pod względem duchowym symbolizuje to pełną odnowę wszystkiego, życie duchowe najwyższej jakości, które cechuje obecność Boża i obfitość wszelkich dóbr duchowych, wynikająca z tej Bożej obecności. Dóbr duchowych autentycznych, pochodzenia niebiańskiego, nabytych dzięki bezpośrednim kontaktom z niebem, które jest źródłem ich pochodzenia.

Niestety jednak ten okres chwały i dobrobytu nie potrwał długo, gdyż serce Salomona odwróciło się od Boga i zwróciło się ku cudzoziemskim marnościom, czego rezultatem było szybkie staczanie się w kierunku odstępstwa. Jego następcy całkowicie odpadli od Pana, a rezultatem tego była utrata zamożności i pogrążanie się w coraz bardziej widocznej miernocie i nędzy. W niedługim czasie doszło do obcych zaborów, które doprowadziły do końca dzieło spustoszenia. Nie trudno odgadnąć, co stało się wtedy ze złotem i innymi cennymi walorami poprzedniego okresu. „W piątym roku panowania Rechabeama najechał na Jeruzalem Szyszak, król egipski i zabrał skarby świątyni Pańskiej i skarby domu królewskiego; wszystko to zabrał. Zabrał też wszystkie złote tarcze, które kazał sporządzić Salomon” (1 Król. 14:25-26; 2 Kron. 12:9). Wszystkie wartościowe rzeczy okresu świetności padły ofiarą najeźdźców. Okres odstępstwa i duchowego podupadania ma to do siebie, że następuje w nim gwałtowne ubożenie, a w pierwszej kolejności znikają rzeczy najwartościowsze.

Bardzo charakterystyczna jest reakcja króla na tę grabież najcenniejszych rzeczy. „Wtedy król Rechabeam kazał sporządzić zamiast nich tarcze miedziane” (1 Król. 14:27a; 1 Kron. 12:10a). Skoro zabrakło złota, należało go czymś zastąpić. Na materiał zastępczy wybrano miedź, a więc materiał o wiele mniejszej wartości, mimo najazdu nadal dostępny i przypominający do pewnego stopnia pierwotne, zrabowane złoto. Podobnie dzieje się w świecie duchowym. Jest to regułą w okresie odstępstwa, że zrabowane najwartościowsze skarby duchowe próbuje się zastępować namiastkami, materiałami o znacznie niższej wartości, ciągle jednak dostępnymi i mogącymi do pewnego stopnia imitować pewne cechy utraconych skarbów duchowych, które stały się niedostępne.

Czym więc jest miedź w sensie duchowym? Jest materiałem zastępczym za złoto, jego namiastką, imitacją. Jest materiałem dostępnym na miejscu, a więc pochodzenia rodzimego, w odróżnieniu od złota, które trzeba było sprowadzać z daleka. Jest materiałem tańszym, a dzięki temu jego nabycie nie nastręcza takich trudności, jak nabycie złota, ponadto zaś jest to metal łatwiejszy do utrzymania, gdyż nie stanowi przedmiotu pożądania najeźdźców, nie grozi więc jego rabunek. Jest to jednak w odróżnieniu od złota materiał mniej szlachetny, mniej trwały, mniej odporny na działanie różnych chemikaliów, podlegający niszczącym wpływom atmosferycznym, podatny na korozję i wymagający częstego polerowania, a przy tym zużywający się przez ścieranie.

Nie trudno zrozumieć, jakie są duchowe odpowiedniki miedzi, czego jest ona symbolem. Podczas gdy złoto symbolizuje wartości duchowe, pochodzące bezpośrednio od Boga, miedź jest symbolem wartości, biorących swoje pochodzenie od człowieka, a więc tego wszystkiego, co jest produktem ludzkiej osobowości, przede wszystkim intelektu, i co powstaje w wyniku działań i wysiłków ludzkich. Nie są to więc wartości duchowe, lecz wartości duszewne, nie są to rzeczy nadnaturalne, lecz naturalne, nie są to rzeczy niebiańskie, lecz ziemskie, nie są to rzeczy niezniszczalne, lecz nietrwałe. Do autentycznych dóbr duchowych dochodzi się poprzez szukanie oblicza Bożego w pokorze i uniżeniu, na drodze samozaparcia, noszenia krzyża i śmierci własnego „ja”. Ich nabycie wiąże się z zapłaceniem wysokiej ceny, a ich utrzymanie wymaga bezustannej czujności i obrony, gdyż są one przedmiotem nieustannych ataków ze strony szatana. O duszewne dobra zastępcze jest znacznie łatwiej, wystarczy tylko kultywować je korzystając z wrodzonych zdolności, rozwijając umysł przez wykształcenie, ćwicząc się we właściwym postępowaniu i wdrażając właściwe postawy i normy zachowania. Nie trzeba się też obawiać o utratę tego miedzianego kapitału, gdyż zawsze można go wyremontować, odrestaurować czy rozbudować na drodze odpowiednich zabiegów organizacyjnych, akcji promocyjnych czy programów edukacyjnych.

Tak więc zdrowe życie duchowe, obfite w złoto, to życie w osobistej społeczności z Bogiem, to chrześcijanie ukształtowani pod wpływem tej społeczności, to charaktery pełne owoców Ducha, to pracownicy powołani, wykształceni, wyposażeni i prowadzeni przez bezpośrednie działanie Ducha, mający duchowe, wewnętrzne rozeznanie Bożego kierownictwa i Bożej woli, uzbrojeni w dary Ducha, którym towarzyszy mocne odczucie obecności Bożej i Jego chwały. Zdrowy Kościół, obfity w złoto, to wspólnota dzieci Bożych, zrodzonych z Ducha, których ciała są Jego świątyniami, mających na codzień duchową społeczność ze swoim Panem, zespolonych w zwarty duchowy organizm, którego Głową jest Jezus Chrystus.

Życie miedziane natomiast, ubogie w złoto, to życie w środowisku religijnym i budowanie własnej osobowości w oparciu o zwiastowanie i nauczanie o Bogu, zdobywanie poznania i wiedzy umysłowej o królestwie Bożym i postępowanie oparte na tym poznaniu i wiedzy, to pracownicy szerzący umysłowe poznanie Boga i wzywający do postępowania opartego na tym poznaniu. Kościół miedziany, ubogi w złoto, to wspólnota ludzi o wspólnych celach i jednakowym zrozumieniu, dążąca do budowania się i rozwijania w oparciu o te cele i to zrozumienie poprzez nabór nowych członków, działalność edukacyjną i organizacyjną.

Należy podkreślić, że nie ma oczywiście nic złego w odpowiednim korzystaniu z wrodzonych zdolności człowieka, w posługiwaniu się intelektem i emocjami, w stosowaniu nauczania, w działalności organizacyjnej. W żadnym, nawet najbogatszym królestwie nie wszystko jest ze złota i nie może być samego tylko złota, lecz potrzebne są także inne, mniej wartościowe materiały. Muszą one jednak spełniać role pomocnicze, być stosownym uzupełnieniem, stanowić niezbędne tło pierwszoplanowej struktury i kompozycji, która składa się i musi składać się ze złota – materiału najcenniejszego. Wszystko inne musi być jej podporządkowane, stosowane z umiarem, stanowić jej dyskretne dopełnienie. W takim zakresie te dodatki naturalnego, ludzkiego pochodzenia, wkomponowane w Bożą, nadnaturalną konstrukcję, są cennym i koniecznym, całkowicie prawowitym i harmonijnym jej składnikiem.

Tragedia następuje wtedy, gdy na skutek zakłócenia lub zaniedbania relacji z Bogiem zaczyna oddalać się Boża obecność i chwała. Boże, duchowe złoto staje się artykułem coraz trudniej dostępnym, a dla ratowania sytuacji zostaje ono zastąpione ludzkimi, duszewnymi namiastkami. Miedź przestaje być wtedy właściwym uzupełnieniem złota, a staje się jego imitacją, co jest rażącym wypaczeniem, wynaturzeniem i pociąga za sobą katastrofalne skutki. Czasami zamiana ta podejmowana jest świadomie przez cielesnych, nieuczciwych pracowników, ale bardzo często może też być nieświadoma. Zazwyczaj bowiem odejście Bożej chwały pozostaje dla większości członków Kościoła niezauważone i nie przejawia się w treściach zwiastowania ani nauczania. W dalszym ciągu mowa jest o społeczności z Bogiem, o mocy, darach i owocach Ducha. Różnica polega tylko na tym, że terminy te, które dawniej miały konkretny sens w sferze duchowego doświadczenia, teraz zachowują sens tylko w sferze umysłowej, związanej z nauczaniem historii biblijnej.

Jeśli podupadanie życia duchowego i stopniowe zastępowanie złota miedzią trwa przez dłuższy czas, może nastąpić stan, w którym ubóstwo duchowe nie jest wcale dostrzegane, gdyż pokolenie wierzących, którzy w takich okolicznościach ukształtowali się, może wcale nie znać z własnego doświadczenia autentycznych duchowych dóbr – społeczności z Bogiem i bezpośrednich jej owoców w postaci odradzającego i odnawiającego działania Ducha, przekształcającego wiernych w obraz Chrystusa. Z drugiej strony sytuacji takiej może towarzyszyć imponujący rozkwit życia kościelnego, obfitość najróżniejszych działań, materialna zamożność wspólnot, fascynujący poziom wykształcenia pracowników, budzące podziw budynki i urządzenia, wysoki poziom artystyczny obrzędów religijnych, doprowadzona do perfekcji działalność organizacyjna i administracyjna, dbałość o nienaganny wizerunek w oczach świeckiego otoczenia.

Wszystko to w ocenie członków takiego kościoła, stosujących naturalną, a nie Bożą skalę wartości, uchodzić może za wspaniałe, godne podziwu i samozadowolenia. Mimo że tanie materiały i środki zastępcze całkowicie wyparły i zdominowały autentyczne bogactwo duchowe, wspólnota domniemywa posiadanie rzeczy najcenniejszych, co znajduje wyraz w zwodniczej samoocenie: „Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję” (Obj. 3:17a). Jest to samoocena złudna, subiektywna, całkowicie rozminięta z prawdziwym stanem rzeczy, gdyż Bóg odpowiada na nią druzgoczącym stwierdzeniem faktycznego stanu: „Nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły” (w. 17b).

Sytuacja tutaj opisana nie jest zjawiskiem odosobnionym, nie jest jakimś jednorazowym, niepowtarzalnym fenomenem, lecz w historii ludu Bożego miała miejsce nie raz i nie dwa. Bardzo często po okresach Bożego nawiedzenia, przebudzenia i ożywienia następowało stopniowe stygnięcie, oddalanie się od źródła duchowego życia i pogrążanie się w stanie letnim, ani zimnym, ani gorącym – w bezpodstawnym, bezzasadnym samozadowoleniu. Poszczególnym jednostkom, utrzymującym osobistą społeczność z Bogiem i zachowującym dzięki temu funkcjonujący wzrok duchowy, przychodzi wtedy z nieopisanym bólem obserwować stopniową utratę autentycznych walorów duchowych i ich zastępowanie tanimi ludzkimi namiastkami. Cierpieniem dla nich jest wtedy widzieć dorastające nowe pokolenie, znające Boga tylko ze słyszenia, nawrócone tylko poprzez argumentację, służące Mu tylko umysłem, którego serce nie zostało obrzezane rylcem Ducha, nie zerwało ze światem i nie upaja się miłością Chrystusową, rozlaną w nim przez Ducha. Jeszcze większym cierpieniem dla nich jest wtedy widzieć kościół angażujący coraz to nowych pracowników i wdrażający coraz to nowe metody i coraz to nowe formy działania, charakteryzujące się coraz to słabszym nadnaturalnym oddziaływaniem duchowym, a coraz to wyższym poziomem światopodobnych wskaźników takich jak ogłada towarzyska, błyskotliwość umysłu, talent organizacyjny, wykształcenie, poziom artystyczny, wystrój wnętrz i wiele, wiele innych tym podobnych, których wspólną cechą jest rodzime, naturalne, ludzkie pochodzenie. Im dłużej trwa ich stosowanie, tym bardziej zaawansowany i tym szybszy staje się proces dewastacji duchowej kościoła.

W ostatecznym rezultacie dochodzi do tego, że jednostki takie, utrzymujące mimo tego stanu odstępstwa autentyczną społeczność z Bogiem, w kościele takim, który ongiś stał się ich domem duchowym, w którym urodzili się, żyli, rozwijali się duchowo i gdzie pracowali dla Pana, zaczynają czuć się coraz bardziej obco, przebywanie tam jest dla nich coraz bardziej dręczące, a czasami staje się niemożliwe. Skazani są wtedy na banicję, tułaczkę i poszukiwania. Nie są w tym odosobnieni, chociaż może im się tak wydawać, gdyż w zupełnie podobnej sytuacji znajduje się ich Mistrz, Głowa Kościoła – Pan Jezus Chrystus. Stoi na zewnątrz swojej świątyni i bezskutecznie próbuje dostać się do środka: „Oto stoję u drzwi i kołaczę” (Obj. 3:20a).

Aczkolwiek stan taki charakterystyczny jest dla każdego odstępstwa, w szczególności cechuje on odstępstwo czasu ostatecznego, w którym żyjemy. Zbór laodycejski jest bowiem ostatnim z siedmiu zborów, do których zwraca się Pan Jezus w swoim ostatnim przesłaniu, zdaje się więc charakteryzować ostatni etap ziemskiej historii ludu Bożego Nowego Przymierza. Brak prawdziwego bogactwa duchowego i fatalne złudzenie co do własnej zamożności jest więc charakterystyczną cechą kościoła właśnie naszych czasów. Właśnie teraz wprowadzone do kościoła tandetne środki zastępcze wyeliminowały w dotąd niespotykanym stopniu autentyczne walory duchowe i są jak nigdy dotąd rozpowszechnione pod względem ilości, różnorodności i obfitości. Właśnie teraz ocena Głowy Kościoła jest surowsza niż kiedykolwiek: „Pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły” (w. 17b).

– Czy nie jest to zbyt pesymistyczna, zbyt przygnębiająca ocena stanu duchowego kościoła naszych czasów? Mówimy przecież o przebudzeniu i to nawet największym z dotychczasowych. Czy to nie przeczy jedno drugiemu? – Sytuację aktualną należy widzieć w szerokiej perspektywie i w całej złożoności. Słyszy się skrajne oceny, które przeczą sobie wzajemnie. Niektórzy widzą w aktualnym stanie Kościoła największe w jego dziejach zwiedzenie i odstępstwo, inni – największą w jego dziejach perspektywę ożywienia i rozkwitu. Nie jest to bynajmniej sprzeczność. Jednocześnie ma miejsce jedno i drugie. Przebiega proces separacji, polaryzacji, który z jednej strony doprowadzi do uformowania się oblubienicy Baranka, ubranej w czysty, biały bisior (Obj. 19:7-8), z drugiej zaś strony zachodzi formowanie się „wielkiej wszetecznicy”, której kresem będzie spalenie w ogniu. Dokona się i urzeczywistni do końca jedno i drugie.

Charakterystyczną cechą tego czasu jest zanikanie form pośrednich, zanikanie półświateł i półcieni, zanikanie struktur opartych na kompromisach, zanikanie stanów dwuznacznych i wątpliwych. O swoim przeznaczeniu i ostatecznej przynależności decydujemy wszyscy swoją postawą, swoim stosunkiem do Słowa Bożego i jego nakazów.

To samo zresztą wynika z Chrystusowej oceny zboru laodycejskiego. Nie jest ona jednoznacznym potępieniem, lecz mocnym, bardzo poważnym, natarczywym apelem, wezwaniem do pójścia drogą odnowy, do przebudzenia się, upamiętania i gorliwości. W ślad za druzgoczącą krytyką idą bowiem słowa: „Radzę ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił” (Obj. 3:18a). „Bądź tedy gorliwy i upamiętaj się” (w. 19b). Nie brak też obietnicy: „Jeśli kto usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną” (w. 20b). Sytuacja jest więc odwracalna, autentyczna społeczność z Bogiem i wspólna z Nim „wieczerza” może zostać przywrócona, nędzarz i biedak może się wzbogacić. W jaki sposób? Przez przywrócenie, przez ponowne nabycie prawdziwych walorów w postaci złota – cennego, ogniotrwałego materiału, pochodzącego od Boga. „Radzę ci, abyś nabył u mnie”. Ten wyraźny nakaz stanowi mocne podkreślenie, że ubóstwa i nędzy laodycejskiej nie można pozbyć się w żaden inny sposób, że nie chodzi o żaden inny rodzaj korekty czy naprawy, o żaden inny rodzaj walorów, jak tylko o to, co pochodzi bezpośrednio od Boga, co jest rezultatem społeczności z Nim i Jego obecności wśród swojego ludu.

Chodzi więc o proces odwrotny do odstępstwa, kiedy to zrabowane złoto zastępowane bywa imitacją w postaci miedzi. W procesie duchowej odnowy miedziane imitacje muszą zostać wyrugowane, a ich miejsce zająć musi pierwotny szlachetny, trwały materiał, jakim jest złoto.

– Czy jest to możliwe? Czy starotestamentowe obrazy dostarczają takich przykładów? – Tak jest! W rozdziale, opisującym przyszłą chwałę odnowionego Syjonu (Iz. 60) pośród wielu innych zapowiedzi znajdujemy także takie oto słowa: „bogactwo morza przypłynie ku tobie” (w. 5); „przywiozę złoto i kadzidło, śpiewając pieśni pochwalne na cześć Pana” (w. 6); „zamiast miedzi przyniosę ci złoto, zamiast żelaza srebro, zamiast drewna miedź, a zamiast kamieni żelazo i ustanowię pokój twoją zwierzchnością, a sprawiedliwość twoją władzą” (w. 17).

Proces taki niewątpliwie w naszych czasach ma miejsce i będzie miał miejsce, dopóki Boże cele z Jego Kościołem nie zostaną ostatecznie osiągnięte. Nie znaczy to jednak, że proces ten zachodzi wszędzie i obejmie w końcu wszystkich. Nie znaczy to, że Boże cele osiągnięte zostaną we wszystkich wierzących i we wszystkich środowiskach. Jeśli więc z utęsknieniem i upragnieniem wyczekujesz odnowy, a w swoim otoczeniu raz po raz przeżywasz zniechęcenie, gdyż bez przerwy spotykasz się z tym, że ubywa złota, a przybywa miedzi, ciągle kurczą się walory duchowe, a przybywa tandetnych ludzkich namiastek, podczas gdy wszelkie wysiłki działania na rzecz odwrócenia tej tendencji spotykają się z niepowodzeniem lub nawet są świadomie i systematycznie blokowane i udaremniane, to wypada wyciągnąć bolesny, ale nieodparty wniosek, że znajdujesz się w środowisku, które nie jest miejscem Bożego działania, lecz kałużą lub bagnem.

Jeśli zaś do takiego wniosku z rozwagą i przed obliczem Bożym doszliśmy, to nie pozostaje nic innego, jak tylko trudny i dramatyczny, lecz konieczny krok opuszczenia takiego miejsca i poszukania prawdziwego miejsca przebywania Boga wśród swojego ludu. „Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające” (Obj. 18:4b). „Oto przybytek Boga między ludźmi” (Obj. 21:3). Tam, gdzie obecny jest Bóg, widoczne jest także prawdziwe bogactwo duchowe. Gdzie są tylko „materiały zastępcze”, tam nie ma Boga i nie ma warunków dla zdrowego rozwoju duchowego, toteż pozostawanie w takim miejscu jest stratą czasu i wielkim zagrożeniem. Jeśli więc gorąco tęsknisz do złota – autentycznej społeczności z Bogiem, to nie marnuj czasu i nie narażaj się na niebezpieczeństwa w środowisku, które dobrowolnie trwa w swoim laodycejskim stanie duchowej nędzy, a poszukaj miejsca, w którym dzieci Boże gorąco zabiegają o prawdziwe wartości i w którym zostają one stopniowo odzyskiwane i stają się coraz wyraźniej widoczne i odczuwalne.

Bóg nie jest nigdy pokonany, nigdy nie rezygnuje ze swoich celów. Jego prawdziwe skarby są nadal dostępne na tych samych warunkach, są tam, gdzie zawsze były, a Bożym pragnieniem jest, by Jego lud był nimi hojnie ubogacony. Potrzeba tylko tych, którzy gorąco ich zapragną i podejmą trud popłynięcia do niebiańskiego Tarszyszu, aby przywozić je stamtąd i zużytkować w Bożym królestwie dla chwały Jego tronu, dla uzbrojenia Jego gwardii przybocznej i dla wielu innych celów, związanych z funkcjonowaniem Jego Kościoła. Drogi bracie, droga siostro, zapomnij o cierpieniu pochodzącym z patrzenia na proces duchowego ubożenia Kościoła, na grabież złota i wprowadzanie miedzi. Przygotuj się na radość z patrzenia na proces odzyskania jego utraconej duchowej świetności, radość z patrzenia na proces nabywania prawdziwych ukrytych skarbów i przywracania Kościołowi jego dawnej świetności. Podnieś do góry głowę i serce, uwierz w niechybny pełny triumf Chrystusa i stań się okrętem, służącym do transportu tych Bożych bezcennych walorów z miejsca ich pochodzenia na miejsce budowy domu Bożego, który już niebawem okaże się w swoim ostatecznym kształcie. Bóg aktualnie porusza wiele swoich dzieci do tego, aby szukały Jego oblicza i u Niego samego nabywały autentyczne, prawdziwe kosztowności duchowe, mogące wyrwać Kościół ze stanu nędzy i biedy, a przywrócić mu jego pierwotną duchową świetność.

„Poruszę wszystkie narody tak, że napłyną kosztowności wszystkich narodów i napełnię ten dom chwałą – mówi Pan Zastępów. Moje jest srebro i moje jest złoto – mówi Pan Zastępów. Przyszła chwała tego domu będzie większa niż dawna – mówi Pan Zastępów” (Agg. 2:7-9a).

Józef Kajfosz