[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]
Wiersz do Czytelnika
Bardzo mnie to dziwi: ci, którzy
kochają
Starodawne dzieje, często przemilczają
Wojny, które wrzały ongiś w
Ludzkiej Duszy
I tak je traktują, jak coś, co nie wzruszy
Ani czytelnika,
ni tego co uszy
Na opowieść ważną zawsze rad nadstawia;
Chociaż tylko
taki, co się zastanawia
Nad tymi dziejami, pozna doskonale
K im j e s t -
ale bez nich nie wie tego wcale.
Wiem też, że jest podań różnych bardzo wiele
Pisał o tych wojnach swój i
obcy, śmiele.
Lecz że w swej fantazji czerpali natchnienie,
Stąd też jest
i małe ich książek znaczenie.
Inni znowu rzeczy - takie, których nie ma
Ani też nie będzie wzięli za
swój temat,
(I to bez przyczyny) wnosząc jakby góry,
Opisując królów,
których tron pod chmury
Się wznosi - a wszystko piszą tak poważnie
I tak
pewni siebie, choć to same baśnie,
Że dla swych poglądów zyskają
wyznawców.
Ja chcę coś innego; nie takich latawców
Pragnę naśladować, Czytelniku
miły:
Tę historię, którą pragnę z całej siły
Tutaj opowiedzieć, wielu zna
dokładnie;
Z radością, ze łzami, potwierdzą to snadnie.
Znane jest wszak wielu miasto Ludzkiej Duszy,
Nikt też w wątpliwości nie
ma tych katuszy,
Które miastu temu przypadły w udziale;
Kto raz o nich
słyszał, myśli o tym stale!
Nakłoń zatem ucha na me sprawozdanie,
A dowiesz się w jakim opłakanym
stanie
Była Ludzka Dusza: wszak była zgubioną,
Zdobytą przez wroga,
strasznie zniewoloną,
A jednak się temu, który ją chciał zbawić
Ośmieliła
nawet srodze przeciwstawić
I po stronie wroga walczyła uparcie
Przeciw
swemu Panu, ach, i jak zażarcie!
Tak, to były fakty, kto by im nie wierzył,
Ten by szczerej prawdzie
policzek wymierzył.
Jeśli o mnie chodzi, byłem tam obecny,
Kiedy Ludzką
Duszę budował Król wieczny.
Byłem tam i wtedy, gdy ją oblegano
I gdy
taranami bramy wyważano;
Gdy stary Diabolus władzę w niej sprawował
I
mieszkańcom każdy niemal krok dyktował
Byłem tam, gdy wszyscy jemu się
kłaniali
I za swego pana zgodnie uznawali.
Kiedy Ludzka Dusza Bożą cześć zdeptała
I strój niewinności okropnie
skalała,
Gdy za broń chwyciła, by przeciwko Panu,
Emanuelowi walczyć, jego
stanu
Nie mając na względzie - byłem tam z żałością
Patrząc, jak Diabolus
cieszył się miłością.
Niechaj nikt nie mówi więc, że plotę baśnie
I z mego nazwiska niechaj nie
drwi; właśnie
To, co opisuję tutaj całkiem szczerze
Wiem z całą pewnością
- zaufaj mi w wierze.
Widziałem, jak wojska niebiańskiego Księcia
Przyszły, by dokonać tego
przedsięwzięcia,
Jak obległszy miasto, z swymi dowódcami,
Zgrupowani w
rotach, z trąbą, z sztandarami,
Do szturmu się wojska szykują koronne -
Aż do śmierci pewnie tego nie zapomnę!...
Widziałem, jak szańce wznieśli pod murami
I straszną wyrzutnię, co ciska
głazami;
Kamienie gwizdały koło mego ucha -
Ten strach zapamięta, kto
gwizdów tych słuchał!
I skutki widziałem owej strzelaniny,
Gdy krwią
Ludzka Dusza płaciła daniny
Wołając: "Dziś tutaj zwyciężę lub zginę!"
A oto tarany - ach, już prężą linę,
Już w straszliwy sposób biją w Bramę
Ucha
Tak, iż się zdawało - cały mur rozdmucha
Siła tych uderzeń! Walka
wre, okrzyki -
Jedni uciekają, tam łamią się szyki,
Tu ktoś pada ranny,
tam znowu zabity -
Ale żyw powstaje! Stanąłem jak wryty...
Zewsząd słychać jęki zranionych żołnierzy,
Innych zaś gromada do ataku
bieży
Wołając: "Bij, zabij! Chodźcie, wszyscy z nami!"
Spływają rynsztoki
- mniej krwią, więcej łzami!...
Chwilami rotmistrze zaprzestają boju,
Lecz nic ze spoczynku po bitewnym
znoju.
"Naprzód! Zdobyć miasto!" co chwila wołają,
Nam się więc położyć,
ani spać nie dają.
Byłem tam, gdy wreszcie bramy wyważono
I nadziei Ludzką Duszę
pozbawiono.
Widziałem rotmistrzów do miasta wchodzących
I zawzięcie wroga
w prawo, w lewo tnących.
Słyszałem jak Książę do Boanergesa
Rzekł: "Do zamku zdążaj! Aresztować
biesa!"
Po chwili już wiedzie go z towarzyszami
Poprzez miasto, skutych
hańby kajdanami.
Gdy Emanuel przejął wreszcie w posiadanie
Swoją Ludzką Duszę, ach, w jak
błogim stanie
Znalazło się dzielne miasto Ludzkiej Duszy!
Jego
błogosławieństw nic i nikt nie skruszy.
Zaaresztowane nasienie diabelskie
I na śmierć skazane plemię
niszczycielskie.
Tak, obecny byłem tam, ba, stałem blisko,
Gdy ich
krzyżowano. Co za widowisko!
Widziałem też Ludzką Duszę całą w bieli -
Książę swą radością zwał ich i
co chcieli
Im darował szczodrze: łańcuchy ze złota,
Klejnoty, pierścienie
- aż patrzeć ochota!
Cóż mam dodać jeszcze? Słyszałem płacz wielki,
A gdy Książę otarł łzy -
ustał ból wszelki.
Po boleści jękach nastał czas radości,
Którego opisać
nie mam możliwości.
Lecz z tego, co tutaj już opisywałem,
Możecie uwierzyć
prawdzie sercem całym.
Niezrównane wojny wokół Ludzkiej Duszy
Faktem są,
którego nic już nie poruszy.
Miasto Ludzka Duszo! Ty byłaś pragnieniem
Obu Książąt - ciebie zdobyć z
utęsknieniem
Chciał Diabolus krzycząc: "Jesteś tylko moją!"
Podczas gdy
Emanuel mieni cię być swoją -
Prawem Bożym. Stąd więc znów do boju
stają.
Ludzka Dusza woła: "Czyż mi śmierć zadają?"
Ludzka Duszo! Wojny twe zdają się być wieczne;
Z rąk do rąk przechodzisz -
stąd tak niestateczne
Twe koleje: skoro jeden cię zdobywa,
To ten, co cię
stracił, cudów dokonywa,
Aby cię odzyskać i przysięgę składa:
"Wezmęć, lub
rozerwę - to jedyna rada!"
Wojny tyś siedliskiem, Ludzka Duszo, była,
Stąd twych strasznych przeżyć
taka wielka siła.
To nie, że się chrzęstu bitwy ktoś by lękał
Lub na myśl
o mieczu z przerażenia klękał
To nie była jakaś nieznaczna potyczka,
Lub
gdy myśli jednej druga myśl da prztyczka!...
Widziałaś rycerzy miecze, rozpalone,
Wszędzie krzyki rannych, ciała
powalone -
Cóż więc w tym dziwnego, żeś jest przestraszona
Więcej niż ci,
których droga uwolniona
Jest od takich przeżyć, których wstrząśnie
duszą
Wieść o wojnie - ale z domu pójść nie muszą!
Nie tylko dźwięk trąby Ludzkiej Duszy znany:
Miasto bohaterów swych
widziało rannych;
Więc nie myślmy, aby mogło odpoczywać
Z tymi, których
celem jest nicość zdobywać -
Co o wojnach wielkich i
niebezpieczeństwach
Mówią (tylko mówią!...) i o cudach męstwa!
Wielkie wojny twoje, miasto Ludzka Duszo,
To zapowiedź wiecznych bogactw
lub katuszy.
Poważniej w te sprawy Ludzka Dusza wnika
Od tych, których
bojaźń za jeden dzień znika,
Lub którym nie grozi pośród walk nic
więcej
Jak strata kończyny - życia... Najgoręcej
Przyznają to wszyscy,
którzy Wszechświat znają,
Gdyż fakty te w sercach głęboko składają.
Lecz za długo w bramie już cię zatrzymałem
Zamiast słońca blasku - do rąk
świecę dałem.
Idź więc naprzód śmiało i przekrocz te progi,
A zobaczysz
klejnot stokroć bardziej drogi;
Skarb najrzadszy, skryty w wnętrzu Ludzkiej
Duszy;
Widok ten ucieszy oko, umysł wzruszy.
Z tym, co Chrześcijanina
zacne imię nosi,
Rzecz odkryjesz, która o uwagę prosi.
Nie bierz się do dzieła wszak bez klucza mego
(Bo łatwo zabłądzić); z
kluczem - nic trudnego
Lecz się go używać naucz; orać pragniesz
Jałowicą
moją? Tę zagadkę zgadniesz?
Klucz na oknie leży. Żegnaj, mój wybrany!
Może
wnet zadzwonię już u twojej bramy.
John Bunyan