Przesłanie

“Bo gdy przychodzi ktoś i zwiastuje innego Jezusa... lub gdy przyjmujecie innego ducha... lub

INNĄ EWANGELIĘ ... tacy są fałszywymi apostołami” (2 Kor 11, 4.14)

Prawdziwy apostoł jest człowiekiem z przesłaniem, posłańcem wyznaczonym przez Boga, aby przynieść dobrą nowinę o zbawieniu człowieka przez Jezusa. Tak właśnie brzmi jego przesłanie, niezmienna Ewangelia naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Fałszywi apostołowie z czasów nowotestamentowych nie tylko rodzili “złe” owoce w swoim życiu, ale także odwracali się od prawdziwej Ewangelii. Chytrze nauczali błędnych doktryn, które podkopywały prawdziwą Ewangelię Chrystusa.

Z powyższego cytatu z listu Pawła okazuje się, że ci fałszywi apostołowie zwiastowali “Jezusa”, że usługiwali “Duchem” i zwiastowali “ewangelię”. Ale ta “ewangelia” nie pokrywała się z przesłaniem, którego nauczał Paweł. Ich “Jezus” różnił się od Tego, którego znał Paweł i “duch”, przez którego usługiwali, nie był wcale tym samym Duchem Świętym.

Ponieważ także dziś istnieje możliwość, aby kaznodzieja przyszedł z “inną ewangelią”, musimy uzbroić się w umiejętność jej rozpoznawania. Jak więc rozróżnić “inną ewangelię”?

Istotnym czynnikiem w rozpoznawaniu błędnej “ewangelii” jest to, aby naprawdę znać i dobrze orientować się w wielkich prawdach Ewangelii, jakie są wyłożone w Piśmie. Bo jeśli nie będziemy znali prawdy, jak rozpoznamy błąd? Ugruntowana wiedza o tym czym naprawdę jest Ewangelia, to nasza największa pomoc w rozróżnianiu. Popatrzmy więc na niektóre zgodne z Pismem wyróżniki Ewangelii, aby jednocześnie zobaczyć, jak nowoczesne “posłania” wyglądają w porównaniu z nią. Będziemy mogli sprawdzić każdą “ewangelię”, którą słyszymy, przy pomocy następujących pytań:

Czy ta ewangelia jest Boża czy ludzka?

Paweł stwierdzał: “A oznajmiam wam bracia, że ewangelia, którą ja zwiastowałem, nie jest pochodzenia ludzkiego; Albowiem nie otrzymałem jej od człowieka, ani mnie jej nie nauczono, lecz otrzymałem ją przez objawienie Jezusa Chrystusa” (Ga 1, 11-12).

Paweł otrzymał przesłanie Ewangelii od samego Boga. Nie znalazł jej w książce ani nie odkrył jej przez swoje własne religijne studia. Nie nauczył się jej nawet od innych apostołów, chociaż mogli oni być wiarygodnym źródłem. Nie usłyszał jej nawet od anioła. Pan Jezus Chrystus objawił mu ją osobiście. Pomimo tego Paweł podkreślił jej całkowitą zgodność z Pismem: “Najpierw bowiem podałem wam, to co i ja przejąłem, że Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism i że został pogrzebany... i że dnia trzeciego został z martwych wzbudzony według Pism” (1 Kor 15, 3-4).

Innymi słowy, źródłem jego Ewangelii był sam Bóg, a Pisma były sędzią jej autentyczności. (Paweł odnosił się do Pism Starego Testamentu).

Faryzeusze, którzy byli w tamtych czasach nauczycielami Biblii, twierdzili, że Bóg dał zarówno Prawo niepisane (przekazywane ustnie) jak i Prawo pisane, objawione Mojżeszowi na górze Synaj. Na pierwsze z nich składały się tradycje i interpretacje Prawa pisanego, przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie. Ustne nauczanie było uważane za równie autorytatywne jak pochodzące z Pisma. Jezus jednak często krytykował faryzeuszy za głoszenie “ludzkich przepisów”. Mówił, że przez te tradycje unieważnili oni przykazania Boże (Mt 15, 9).

Również w naszych czasach istotne jest, abyśmy potrafili rozróżnić pomiędzy tym, co naucza człowiek i tym, co powiedział Bóg. Jakże łatwo postępować według doktryn ludzkich, a przy tym żałośnie zawieść w posłuszeństwie Bogu.

Wielu nauczycieli Biblii objaśnia Pisma swoim “owieczkom” z tym rodzajem dogmatyzmu, który wymaga absolutnej akceptacji. Ich interpretacja Pisma jest “zdrową doktryną”, zatem wszystko, co różni się od niej musi być błędne! Jeśli nauczyciele ci nie nauczają wiernych podstaw biblijnej egzegezy, nie dają im narzędzi do rozumienia i wykładu Pisma na własny użytek, to uzyskają taki efekt, że uległe “owieczki” pójdą co prawda za nimi, lecz nie będą one ewoluowały ku chrześcijańskiej dojrzałości, nie posiądą umiejętności rozróżniania.

Boże nauczanie nie powinno nigdy zdominować umysłu albo woli innego człowieka. Jeśli uległość otwiera drogę do panowania i manipulacji, może to mieć poważne i nieszczęśliwe konsekwencje i nie jest biblijne. Bez wątpienia wszyscy zgodzimy się, że dzieci (nawet dorosłe) powinny szanować i poważać swoich rodziców, a żony swoich mężów. Ale czy żona musi wierzyć we wszystko, w co wierzy jej mąż? Czy dorosłe dzieci powinny akceptować każde przekonanie swoich rodziców? A jeśli błądzą oni w kierunku jakiejś fałszywej doktryny - czy wszyscy razem muszą zostać zwiedzeni? Prawdziwa uległość nie żąda od nas porzucenia wolnej woli, ani naszej indywidualnej odpowiedzialności, ale raczej domaga się pokornego i poddającego się nauczaniu ducha; najpierw wobec Boga, później przełożonych, a jeszcze potem wobec innych.

Nie powinniśmy zapominać, że niektórzy mają specjalne dary do objaśniania nam Pism, albo że nauka poprawnej interpretacji Biblii wymaga czasu i doświadczenia. Ale jeśli chcemy być zdolni do rozróżniania pomiędzy tym, co jest marnym nauczaniem i tym, co jest prawdą Bożą, to każdy z nas musi badać Pisma dla siebie samego i być gotowym do podjęcia własnych decyzji dotyczących tego, w co wierzymy. W przeciwnym wypadku czy nie wracamy do błędów średniowiecza, kiedy to człowiek musiał akceptować naukę Kościoła albo...?

Kiedy wielki kaznodzieja przebudzeniowy George Whitfield był oskarżony o to, że jest “kalwinistą”, odpowiedział: “Nigdy nie czytałem tego, co napisał Kalwin, moje doktryny otrzymałem od Chrystusa i jego apostołów”. Prawdziwy chrześcijanin ma w swym wnętrzu Ducha Świętego, który wprowadza we wszelką prawdę (J 16, 13). Nie pozwalajmy więc, by prowadziły nas marne doktryny ludzkie!

Bóg powołując Jeremiasza na proroka, powiedział: “... Oto wkładam moje słowa w twoje usta” (Jr 1, 9). Bóg był źródłem jego służby, a Boże słowa były przesłaniem. Jednakże w czasach Jeremiasza istnieli fałszywi prorocy, którzy prorokowali przez inną moc - moc Baala (Jr 21, 13). Byli też tacy, którzy opowiadali wizje swojej własnej wyobraźni (Jr 23, 16), przekazywali fałszywe sny (Jr 23, 25), a ich gorliwość do prorokowania nie pozwalała na to, aby słuchać Boga (Jr 23, 21). Skoro Bóg nie był źródłem ich prorokowania, źródłem tym był albo inny duch (szatańskie fałszerstwo) albo ich własna jaźń (własny umysł).

Dar proroctwa jest wspaniałym środkiem, przez który Bóg może mówić do Kościoła albo do indywidualnych osób za pośrednictwem kogoś, kto jest Mu poddany. Taki rodzaj osobistego przesłania może mieć wielką wartość, często przynosić zachętę poszczególnym wiernym. Odnośnie tego tematu Paweł powiedział: “Proroctw nie lekceważcie. Wszystkiego doświadczajcie...” (1 Tes 5, 20-21). Gdy dar proroctwa jest praktykowany, musimy być zdolni rozróżnić jego źródło, jeśli mamy być zabezpieczeni przed zamieszaniem i spustoszeniem, które następują po fałszywych proroctwach.

Fragmenty pisma często cytowane, by zachęcić ludzi do prorokowania (choć często poza kontekstem) to: “Możecie bowiem wszyscy kolejno prorokować...” (1 Kor 14, 31) i “... Otwórz szeroko swoje usta, a napełnię je!” (Ps 81, 11). Gdy jednak Bóg nie mówi, wtedy prorok powinien milczeć. Śmiałość w dawaniu przesłania od Boga, gdy umysł jest pusty, jak niektórzy nauczają, jest otwarciem się dla fałszywych duchów i fałszywych proroctw.

Choć człowiek może głosić, że jest ustami Boga, Pismo nie wymaga ślepego posłuszeństwa względem wypowiedzi prorockich, a ci, którzy tego nauczają, ograbiają wierzącego z danego mu przez Boga przywileju “badania wszystkiego dokładnie” i osądzania rodzaju źródła.

Prorocy czasów Jeremiasza także wychodzili do ludu, chociaż Bóg ich nie wysłał i prorokowali, chociaż Bóg nie mówił do nich (Jr 23, 21). Cóż za żarliwość! Ale czy ten rodzaj entuzjazmu, który spotykamy dzisiaj jest odmienny, gdy na przykład Tomek, Marek i Robert są zachęcani, by kładli ręce na innych, modlili się i prorokowali do nich? Pragnienie usłyszenia osobistego słowa od Pana prowadzi dzisiaj do uległości wielu chrześcijan w kwestii modlitwy lub słowa proroczego, względem kogoś, kogo znają bardzo słabo albo w ogóle. Jeśli prorok mówi z przekonaniem, wielu zaakceptuje go bez zastrzeżeń, bez pytania, jak długo jest on nawrócony, jakie prowadzi życie albo czy Bóg posłał go czy też nie!

Sama gorliwość do głoszenia, prorokowania albo wejścia w Bożą służbę nie wystarczy bez Bożego powołania, a źródłem “służby” inspirowanej tylko przez ludzką żarliwość na pewno nie jest Bóg. Czy potrzebuje On ochotników w swojej służbie? Za wyjątkiem spotkania i powołania przez Niego, “ochotnicy” mogą uczynić więcej szkody niż pożytku. Równie dobrze mogą stać się oni fałszywymi prorokami.

Ci, których wybiera i powołuje Bóg, mają zwykle głębokie odczucie, że się nie nadają i są całkowicie zależni od Boga. Odpowiedzią Jeremiasza na powołanie Boże były słowa: “... Ach, Wszechmocny Panie! Oto ja nie umiem mówić...” (Jr 1, 6). Kiedy prorok Izajasz spotkał się z Bogiem, widział swoje własne wargi jako nieczyste i dopiero, gdy zostały one oczyszczone przez ogień, odpowiedział na Boże powołanie słowami: “... Oto jestem. Poślij mnie!” (Iz 6, 8). Nawet sam Pan Jezus całkowicie polegał na Bogu jako źródle swej służby. Powiedział: “... nic nie czynię sam z siebie, lecz tak mówię, jak mnie mój Ojciec nauczył” (J 8, 28).

Czy to jest Ewangelia naszego Pana Jezusa Chrystusa?

“Najpierw bowiem podałem wam to, co i ja przejąłem, że Chrystus umarł za grzechy nasze... i że został pogrzebany, i że dnia trzeciego został z martwych wzbudzony...” (1 Kor 15, 3-4).

Słowo “Najpierw” w podanym tekście sugeruje, iż najważniejszy w Ewangelii jest Jezus Chrystus. To jest “... Ewangelia Boża... o Synu jego... Ewangelia Syna jego...” (Rz 1, 1.3.9).

Dobra Nowina o pokutnej śmierci i dającym życie zmartwychwstaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa przynosi wolność od winy i panowania grzechu dla każdego, kto uwierzy i będzie pokutował. Zakończone dzieło Chrystusa jest jedyną podstawą udzielonego nam przebaczenia i usprawiedliwienia w Bożych oczach, a wiara w jego krew jedyną drogą do czystego sumienia i codziennego chodzenia w społeczności z Bogiem. Każda “ewangelia”, która ignoruje albo umniejsza te centralne prawdy jest nieprawdziwa.

Mimo tego zwiastowanie, które słyszymy dzisiaj, wydaje się nie poświęcać zbyt wiele uwagi Panu Jezusowi. Czasami mówi się stale po prostu o “Bogu”, “Duchu” lub “Panu”. Możemy usłyszeć historie o cudownych rzeczach, które czyni Bóg lub jak Duch porusza się tu lub ówdzie. Często jednak czekamy daremnie na jakiekolwiek wspomnienie imienia Jezus. Czy to coś nie znaczy?

Prorocy czasów Jeremiasza - mówi Pan - “... zmierzają do tego, by zatrzeć w pamięci mojego ludu moje imię przez swoje sny, jakie sobie wzajemnie opowiadają...” (Jr 23, 27). Imię Boga wskazuje na jego charakter [Jahwe tzn. Jestem, który jestem – przyp. tłum.], a samo imię Jezus ma także szczególne znaczenie. Anioł Pański powiedział Józefowi: “... nadasz Mu imię Jezus, albowiem On zbawi lud swój od grzechów jego” (Mt 1, 21). Czy to możliwe, że niektórzy chrześcijanie zapominają o prawdziwym znaczeniu Ewangelii, o tym, że Jezus przyszedł, aby nas uwolnić i zbawić od naszych grzechów? Podczas nawrócenia ma miejsce nie tylko pierwsze spotkanie z Chrystusem, ale rozpoczyna się także codzienne doświadczanie bycia zbawionym, o ile pozwalamy Panu Jezusowi na pełną kontrolę w każdej dziedzinie naszego życia. Jeśli brakuje tego aspektu dzieła Jezusa, wówczas oznacza to, że Jezus nie jest na centralnym miejscu, niezależnie od tego, jakich doświadczamy przeżyć religijnych. Nie można się też dziwić, jeśli później “zapominamy” jego imienia!

Czasami słyszymy, i podkreśla się to z wielkim naciskiem, jak wiele Bóg może zrobić dla nas! Może nas zbawić, uzdrowić, prowadzić, sprawić, że dobrze się nam będzie powodzić, rozwiązać wszystkie nasze problemy. Będzie zawsze tam, gdzie będziemy Go potrzebować, odpowie na nasze modlitwy i zabierze nas do nieba, kiedy umrzemy! Wszystko skupia się wokół - nas! Obojętnie jak pięknymi prawdy te mogą się wydawać, gdy w centrum będzie Jezus Chrystus, człowiek znajdzie się na obrzeżu. My będziemy jego sługami, a nie On naszym!

Kiedy indziej znowu, w naszych wspólnych rozmowach, lubimy odwoływać się do wydarzeń ze wspaniałej służby brata “X” albo do bohaterskich czynów siostry “Y”, których dokonała dla Boga! Niestety zdaje się, że Pan Jezus odbiera znacznie mniej pochwał niż jego słudzy! Cóż jednak prorok by osiągnął, gdyby Pan Jezus nie działał przez jego posługiwanie? A jeśli działał, jemu oddajmy chwałę!

Paweł, po latach sprawowania służby apostolskiej, po otrzymaniu bezpośrednio od Boga wielkich objawień, po tysiącach nawróceń, cudów i uzdrowień, ciągle miał za cel swojego życia coraz bardziej poznawać Chrystusa. W porównaniu do tego wszystko inne uważał za stratę (Flp 3, 8-10)! Pan Jezus Chrystus był w centrum życia Pawła, a w konsekwencji także w centrum Ewangelii, którą głosił.

Działanie Ducha Świętego jest także chrystocentryczne. Mówiąc o pracy Ducha Świętego, sam Jezus powiedział: “... Duch Prawdy... złoży świadectwo o Mnie (J 15, 26). Powiedział też: “On Mnie uwielbi, gdyż z mego weźmie i wam oznajmi” (J 16, 14). Natomiast inny duch lub inna ewangelia usuwa Pana Jezusa z jego centralnej pozycji.

Czy to jest Pełna Ewangelia?

“Nie uchylałem się bowiem od zwiastowania wam całej woli Bożej (Dz 20, 27).

Żyjemy w czasach, gdy w znacznie różniących się denominacjach lub grupach domowych, wielu śmiało głosi odnowioną wiarę w “pełną ewangelię”. Zwykle zwrot ten wskazuje, na nauczanie oraz doświadczanie chrztu i darów Ducha Świętego (wraz z innymi towarzyszącymi naukami). Podczas, gdy dziękujemy Bogu za każdy aspekt prawdy przywrócony Kościołowi, wydaje się czasami, że giną inne prawdy! Luki mogą pojawiać się w wielu dziedzinach nauczania i wiary, nawet pomiędzy tymi, którzy wierzą w “pełną ewangelię”! “Bóg jest miłością” i “Jezus cię kocha” są świętymi prawdami, które lubimy słyszeć zza kazalnicy. Znać i doświadczać Bożą miłość w życiu to niezwykle ważna sprawa, ale kiedy ostatnio twój posługujący wykorzystał Słowo z Listu do Hebrajczyków 12, 29: “... Bóg nasz jest ogniem trawiącym” jako tekstu do kazania na niedzielny poranek?; albo z Hebrajczyków 10, 26-27: “... jeśli otrzymawszy poznanie prawdy, rozmyślnie grzeszymy, nie ma już dla nas ofiary za grzechy, lecz tylko straszliwe oczekiwanie sądu...”?

Wiara, że Bóg jest święty i osądza grzech - nawet (albo zwłaszcza) ten u chrześcijan - jest czasami w opłakanym stanie w grupach doświadczających odnowy w innych dziedzinach. Ewangelia, której nauczał Paweł nie pomijała takich rzeczy. Mówił on jasno: “... według Ewangelii mojej Bóg sądzić będzie ukryte sprawy ludzkie przez Jezusa Chrystusa” (Rz 2, 16). Jest niewątpliwą prawdą, że Ewangelia wskazująca tylko nasz grzech i niegodność, a nie zwracająca naszego wzroku na Zbawiciela, który jako jedyny przynosi pokój i zbawienie, wystawi nas na potępienie i nie będzie mogła nas podźwignąć. Jednak obecne przekonanie, że musimy nauczać tylko tego, co jest “pozytywne” i “budujące”, jest zbyt podkreślane. Taki rodzaj nauczania ma tendencję do pomijania obszernych partii Pisma, niosących poważne ostrzeżenia lub upomnienia, napisane przecież dla naszej korzyści. Wynikiem tego jest niepełna ewangelia!

Niektórzy twierdzą, że krzyż nie oznacza wcale śmierci, że był śmiercią tylko dla Jezusa, a że dla nas jest życiem. Jeśli tak jest, to może nie musimy codziennie umierać dla własnego życia (1 Kor 15, 31) albo być ukrzyżowanymi dla świata (Ga 6, 14), albo umartwiać spraw ciała (Rz 8, 13)? Zdaje się, że niektórzy chrześcijanie nawet nie słyszeli, że jest krzyż, który muszą dźwigać codziennie, aby być prawdziwymi uczniami Jezusa (Łk 14, 27)!

Wiara jest czasem prezentowana tak, jakby była towarem, dzięki któremu możesz uzyskać w życiu to, czego chcesz. “Znajdź obietnicę i wyznawaj ją” - mówi się do nas! Ale co ze znajdowaniem warunków, które towarzyszą obietnicy? Albo z uprzednim szukaniem woli Boga? Wiara, która wprowadza nas w społeczność z Wszechmogącym Bogiem i wymaga posłuszeństwa, pomimo że jest mniej popularna, tak naprawdę przynosi znacznie większą nagrodę.

Aby doświadczyć działania Ducha Świętego bez przeszkody ze strony niewierzącego umysłu, humorystycznie nam się doradza: “Odrąb swoją głowę, a w jej miejsce wstaw kapustę”! Zastanawiam się tylko, dlaczego Stwórca nie dał nam w tym miejscu właśnie kapusty? Uparty lub cielesny umysł jest wielką przeszkodą dla naszej wiary, ale w równej mierze opróżniony umysł może być miejscem, w które wejdzie zwodziciel ze swymi podstępnymi naukami! Nie, pozwólmy raczej, aby nasze umysły zostały odnowione i przemienione. Bóg nie ma pusto w głowie, więc i my nie bądźmy takimi! Odnowiony umysł jest jak umysł Chrystusa, nie gardźmy nim.

Niekompletne doktryny mogą brzmieć dobrze, gdy słyszymy je po raz pierwszy, ponieważ jest w nich coś atrakcyjnego, ale każda połowiczna lub przekręcona prawda jest nieprawdą, a to czyni ją kłamstwem. Jeśli nie podobają się nam określone aspekty Bożych prawd, możemy równie dobrze wziąć czerwony długopis i wykreślić więcej niż połowę naszej Biblii! Nawet wiara w chrzest i dary Ducha Świętego nie jest sama w sobie gwarancją pełnej ewangelii. Nie zapewnia też tego, że ogłoszony zostanie cały zamysł Boga.

Apostoł Jan kończy naszą Biblię surowym ostrzeżeniem przed dodawaniem lub ujmowaniem z Objawienia, które dał Bóg (Obj 22, 18-19). Podobne ostrzeżenie daje Mojżesz dzieciom Izraela (5 Mż 4, 2) [zobacz też 1 Mż 24, 50; 5 Mż 13, 1; Kz 3, 14 – przyp. tłum.]. Kaznodzieje i nauczyciele Pisma są odpowiedzialni za to, aby nie gubić jednej prawdy, przesadnie podkreślając drugą i ujmując przez to z Bożego objawienia oraz nie fantazjować na swoje ulubione tematy, dodając w ten sposób do tego, co Bóg powiedział.

Czy to jest Ewangelia Pełna Mocy?

... Ewangelia Chrystusowa... jest mocą Bożą ku zbawieniu” (Rz 1, 16).

Prawdziwa moc Ewangelii Chrystusowej polega na tym, że przynosi ona potrzebującemu, grzesznemu człowiekowi pełne zbawienie. Grzech człowieka nie tylko niszczy jego życie i nie daje spokoju jego sumieniu, ale oddziela go od życiodajnego związku z Bogiem. Tylko moc Boża potrafi w odpowiedni sposób odwrócić zniszczenia spowodowane grzechem i przywrócić społeczność pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Ewangelia jest właśnie tą Bożą mocą.

Gdy dana osoba pokutuje i wierzy w Ewangelię tzn., że Jezus zmarł za nią i przelał swoją krew jako pokutną ofiarę na krzyżu, jej grzechy są przebaczone i jest uznana za sprawiedliwą i pojednaną z Bogiem. Osoba ta nie jest już więcej pod przekleństwem zakonu, ponieważ zaakceptowała i doświadczyła Bożej łaski. Otrzymała miłosierdzie zamiast wyroku. Gdy Duch Święty przychodzi do jej serca, rodzi się na nowo (J 3, 3) - jest nowym stworzeniem (2 Kor 5, 17).

Jednakże nawet najpiękniejsze doświadczenie nawrócenia z reguły nie prowadzi do natychmiastowej świętości! Kiedy wierzący zaczyna napotykać na grzech w swoim życiu, nie zawsze otrzymuje pomoc, polegającą na jasnym zrozumieniu, co ma zrobić. Chrześcijanie, którzy pozwalają, aby grzech trwał w ich życiu po nawróceniu, mogą przekonywać samych siebie, że to nie ma znaczenia - w końcu nikt nie jest doskonały - i wszystko czego potrzebują, to ciągle prosić Jezusa o przebaczenie. Niektórzy nauczyciele głoszą takie poglądy, nie powinniśmy więc być zaskoczeni, napotykając ludzi tak rozumiejących zbawienie z łaski. “Łatwa ewangelia” określana też czasami jako “tania łaska”, z pewnością nie jest Ewangelią pełną mocy! Nie zadowoli też prawdziwego wierzącego.

Z drugiej strony, nowy wierny może czuć się rozpaczliwie winny i potępiony, może wewnętrznie karcić się za każdym razem, gdy zawiedzie swojego Pana. Będzie on stale zadawał sobie trud i czynił niekończące się postanowienia, ale jego zmagania z Adamową naturą nigdy nie przyniosą mu nic innego jak tylko poczucie klęski. Zniechęci się, a może będzie kuszony, aby zupełnie porzucić życie chrześcijańskie.

Jeśli pierwszy uwierzył w “tanią łaskę”, drugi zaledwie próbuje utrzymać “legalistyczną ewangelię”. Obie jednak są “ewangeliami” bez mocy. Jak więc wierzący ma chodzić w zwycięstwie i w następującej po nawróceniu nienaruszonej społeczności z Bogiem? Jest dzisiaj wiele nauk, które twierdzą, że znają odpowiedź na to pytanie.

Jedna z aktualnych doktryn mówi nam, że “uwielbianie jest zwycięstwem”. Jeśli czujesz się przygnębiony albo z jakiegokolwiek powodu jesteś w depresji, zacznij uwielbiać Boga, a przeniesiesz się do “zwycięstwa”. Niektórzy nauczają, że jedynie uwielbianie może przenieść człowieka w obecność Bożą. Czynią oni wyznanie grzechów niepotrzebnym i niestosownym. Ale czy możesz kłócić się ze swoją żoną, krzyczeć na swoje dzieci, wykopać z domu kota, a później iść na spotkanie, gdzie poprzez uwielbienie torujesz drogę do Bożej obecności? Nie kwestionując siły uwielbienia, twierdzę, że nie może ona jednak zastąpić upokorzenia się w pokucie za każdą niegodną myśl albo czyn. Uwielbienie nie odniesie skutku, dopóki najpierw nie doświadczymy mocy Krwi oczyszczającej nasze serca i przynoszącej nas do przedsionków Bożych z dziękczynieniem. Tylko moc Bożej łaski czyni nas godnymi, aby podnieść święte ręce w uwielbieniu! Czyste ręce i niewinne serce są nadal warunkiem wstępnym do wspięcia się na jego świętą górę (Ps 24, 4).

Niektórzy ludzie postanawiają wyznawać tylko pozytywne prawdy Pisma, wierząc, że prędzej czy później staną się one faktyczną rzeczywistością w ich życiu. Z całą pewnością powinniśmy pozwalać, aby biblijne prawdy odnawiały nasze myślenie, szczególnie w chwilach, gdy musimy “oprzeć się na Bożych obietnicach”. Czasami jednak ta nowoczesna “ewangelia” niewiele różni się od humanistycznej “mocy pozytywnego myślenia” lub doktryny “umysłu ponad materią” (Christian Science) - nauk, które faktycznie odrywają ludzi od rzeczywistości!

Jeśli oczekujemy, że wszystkie nasze choroby ustąpią przy wyznawaniu: “... jego ranami jesteśmy uleczeni” (Iz 53, 5) albo, że nasze trudności w interesach znikną, gdy będziemy powtarzać: “Wszystko, co uczyni, powiedzie się” (Ps 1, 3), to czyż nie możemy wziąć naszych Biblii i wyznawać: “Pan jest moją sprawiedliwością” (Jr 23, 6) podczas, gdy żyjemy w cudzołóstwie albo popełniliśmy morderstwo?

Wiara nie jest procesem naginającym umysł; działają tu określone zasady. Wiara jest zależna od właściwego związku z Bogiem, a jeśli to zignorujemy, szybko popełnimy błąd. Nie możemy w dowolnej chwili “wyznawać” Pisma, nie rozważywszy uprzednio okoliczności, w których się znajdujemy albo nie czekać na pewność od Boga, że to jest jego Słowo na tę właśnie chwilę i sytuację. Czasami w życiu jakiejś osoby są mocne korzenie grzechu lub zgorzknienia. Dopiero po rozprawieniu się z nimi, przychodzą przebaczenie i uzdrowienie. Bóg może też pragnąć nauczyć nas czegoś przez trudne okoliczności. Jak jednak pomożesz osobie w wielkim bólu albo strapieniu jeśli ona upiera się: “Jestem uzdrowiony” albo “Wszystko jest w porządku”? Tragiczną prawdą jest, że niektórzy w rezultacie takiego nauczania nawet umarli.

Jeżeli próbujemy wyznawać fragment z Listu do Rzymian 8, 1: “Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie”, podczas gdy raczej powinniśmy zająć się przyczyną obwinionego sumienia, to nie będzie to bardziej skuteczne niż położenie warstwy wapna na sypiącą się z tynku ścianę! Założenie, że dla wierzącego nigdy nie ma powodu, aby czuć się winnym, jest nieprawdziwe. Nie tylko praca Ducha Świętego winna przekonywać nas o grzechu, gdy jest to konieczne, ale i nasze sumienie powinno “kłuć nas”, kiedy zrobiliśmy coś złego! Wspaniała prawda z Listu do Rzymian 8, 1 odnosi się do chodzenia w Duchu (wersety 1-4). Jeśli chodzimy w ciele i grzeszymy, jeżeli popadamy w złość, dumę albo krytycyzm, musimy pozwolić Duchowi Świętemu, który przekonuje o grzechu, aby doprowadził nas do upamiętania, zanim zaczniemy wyznawać tę cenną prawdę.

Wielu chrześcijan skrywa w sobie winę lub zupełnie jej zaprzecza, do momentu kryzysu lub nerwowego załamania, kiedy wszystko wychodzi na jaw. Czasami ta nagromadzona wina ujawnia się jako tak wielka siła, że wierzący może obawiać się, że nigdy nie zostanie mu ona przebaczona.

Ani wyznawanie w oparciu o Pismo ani uwielbienie nie rozprawią się z korzeniami grzechu i winy. To wymaga mocniejszej Ewangelii. Ten kto jest wystarczająco pokorny, aby stale przychodzić do miejsca przeznaczonego dla grzeszników - do stóp Krzyża - i wyznawać swoją potrzebę, będzie doświadczał Bożej łaski i przebaczenia. Prawdziwej spowiedzi ze skruchą będzie towarzyszyć stałe doświadczenie usprawiedliwienia, wzrastanie w prawdziwej świętości i ciągłe pogłębianie przebywania w społeczności z naszym Panem Jezusem Chrystusem. Uwielbienie, wyznawanie Pisma i inne nauki “zwycięskiego życia” znajdą swoje miejsce dopiero po tym fakcie.

Paweł stwierdza, że w czasach ostatecznych “ludzie... przybierają pozór pobożności, podczas gdy ich życie jest zaprzeczeniem jej mocy...” (2 Tm 3, 2.5). Cóż to jest za moc? W tym przypadku nie moc znaków i cudów, chociaż mogą one być wspaniałe, ale raczej moc (a nie tylko forma) prawdziwej pobożności: moc do panowania nad usposobieniem, moc do życia w świętości, moc do respektowania i szanowania rodziców, moc do podporządkowania się, moc do pokonania lenistwa lub pobłażania samemu sobie, moc do upokorzenia się i przeproszenia. Moc, by być uczciwym przy sprzedaży samochodu albo cierpliwym podczas kierowania nim! Moc do tego, aby nie być samolubnym i czynami wyrażać miłość ku innym. To naprawdę jest rzeczywista moc zbawienia, efektywna w każdej dziedzinie naszego życia. To jest moc, która faktycznie przemienia grzesznika na podobieństwo Chrystusa.

Czy to jest trwała Ewangelia?

“Trawa usycha, kwiat więdnie, ale słowo Boga naszego trwa na wieki(Iz 40, 8). Piotr cytuje ten werset w swoim pierwszym liście i dodaje: “... a jest to słowo, które wam zostało zwiastowane” (1 P 1, 25), jasno określając Ewangelię jako trwałe Słowo Pana.

Kiedy dzisiaj słuchamy niektórych kazań, mamy wrażenie, że Bóg ma nową Ewangelię dla naszych czasów, a ta stara jest jakoś zdezaktualizowana! Może jest to jeden z powodów, dla którego tak niewielu chrześcijan indywidualnie studiuje Pismo. Wielu jednak jest gotowych do chodzenia na jedno spotkanie za drugim, aby usłyszeć tam głoszącego brata “X” albo siostrę “Y”. Wielu jest też gotowych do przeczytania dziesiątek religijnych książek lub czasopism. Czy my, chrześcijanie, staliśmy się tacy jak Ateńczycy, którzy “... na nic innego nie mieli tyle czasu, co na opowiadanie lub słuchanie ostatnich nowin” (Dz 17, 21)?

Napisano, że kiedy Żydzi z Berei usłyszeli nowe nauczanie od apostoła Pawła, “... codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają” (Dz 17, 11). Innymi słowy objawienie przyniesione przez Pawła nie było wcale “nowym objawieniem”, ale raczej doskonale odsłoniętą wieczną prawdą Bożą, która tajemniczo przeplata się przez wszystkie Pisma Starego Testamentu! Jeśli by tak nie było, odprawiliby oni Pawła razem z jego nowo wymyślonymi ideami!

Wydaje się, że niektórzy nauczyciele głoszą, że jest inna Ewangelia dla grzeszników, a inna dla świętych; albo, że ktoś może być dopuszczony do “wyższych rzeczy” dopiero w pewnym stadium chrześcijańskiego życia. Rzeczywiście, Paweł mówi o wzrastaniu do dojrzałości, a List do Hebrajczyków zawiera wskazanie, aby nie kłaść wciąż na nowo tych samych fundamentów. Bynajmniej, jako chrześcijanie musimy wciąż wzrastać - dwudziestolatek nie potrzebuje już jedzenia, którym karmi się niemowlęta! Nie oznacza to jednak, że ze względu na tak zwane “wyższe rzeczy” mamy porzucić fundamenty, na których zbudowana jest nasza wiara. W rzeczywistości wielu, którzy pragną cały czas być “w chwale”, nigdy nie uporządkowało nawet najbardziej podstawowych kwestii swego życia albo nie zrozumiało prawdziwie fundamentalnych prawd Ewangelii.

Przed przejściem do “wyższych rzeczy”, powinniśmy zrozumieć i trzymać się nauk Pisma dotyczących upamiętania, wiary, chrztu, nakładania rąk, zmartwychwstania umarłych i wiecznego sądu - zgodnie z Listem do Hebrajczyków 6, 1-2. Ilu z nas gruntownie przebadało biblijne nauczanie i oparło swoją wiarę na tych wszystkich naukach?

Dla tych, którzy szczerze pragną znać Chrystusa przeznaczone jest coraz głębsze objawienie prawdy. Jednakże podstawy trwania w Jezusie są zasadniczo takie same, jak te przez które przyszliśmy do Niego po raz pierwszy. Paweł powiedział: “Jak więc przyjęliście Chrystusa Jezusa, Pana, tak w nim chodźcie” (Kol 2, 6).

Apostoł Jan opisuje w księdze Objawienia, że anioł ma głosić “Ewangelię wieczną” tym, którzy żyją na ziemi, wszystkim narodom i plemionom, i językom, i ludom (Obj 14, 6). Jeśli Bóg się nie zmienił i jeśli człowiek się nie zmienił, to uzasadnione jest założenie, że w naszych czasach nie potrzebujemy innej Ewangelii.

Paweł używa mocnych słów, aby podsumować to zagadnienie: Dziwię się, że... dajecie się odwieść do innej ewangelii... są tylko pewni ludzie, którzy was niepokoją i chcą przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale choćby nawet my, albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty” (Ga 1, 6-8).

 

Chciał(a)bym przesłać ten artykuł pocztą elektroniczną na adres:

Moje imię i nazwisko:

 

Wersja HTML Copyright (c) 2000 Czytelnia Chrześcijanina. Opublikowano za zgodą wydawcy.
Artykuł jest fragmentem książki Sue Waller "Niech cię nie oszuka żaden człowiek", która ukazała się w styczniu 1999 wydana przez Promocję Muzyki Chrześcijańskiej.

Tu znajdziesz spis pozostałych rozdziałów tej książki.