[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]

Rozdział II
Nasze życie pośród ludzi tego świata (CHODŹCIE...)

Staraliśmy się wyjaśnić i udowodnić, że życie chrześci-jańskie i jego doświadczenia nie rozpoczynają się od chodzenia, lecz od siedzenia. Ilekroć odwracamy Boży porządek, rezultat jest katastrofalny. Pan Jezus zrobił wszystko dla nas i za nas, stąd naszą potrzebą obecnie jest ufnie odpoczywać w Nim. Z chwilą gdy rozpoczynamy cokolwiek czynić naszą własną energią, natychmiast stajemy jakby przed kamienną ścianą - przed nieprzebytą zaporą. Tylko wtedy, gdy zaufamy Panu, stwierdzamy, że Jego moc przeprowadza nas zwycięsko. Dlatego jest rzeczą konieczną podkreślić z całym naciskiem, że wszystkie duchowe doświadczenia rozpoczynają się od odpoczynku.

Ale na tym doświadczenia te się nie kończą. Jakkolwiek więc życie chrześcijańskie rozpoczyna się od siedzenia, czyli odpoczywania w Chrystusie, po odpocznieniu zawsze nastę-puje chodzenie. Gdy tylko prawdziwie i dobrze usiedliśmy i dzięki temu uzyskaliśmy siłę, wówczas rzeczywiście zaczynamy chodzić. Siedzenie uzmysławia nam nasze stanowisko z Chrystusem w niebiosach, a chodzenie jest praktycznym wynikiem zajmowania tego niebiańskiego stanowiska - w naszym życiu tutaj, na ziemi. Wymaga się od nas, abyśmy jako, niebiański lud nosili tę pieczęć naszego niebiańskiego usposobienia w naszym zachowaniu się tutaj na ziemi - a z tego, faktu wynikają nowe problemy. Przyjrzyjmy się więc temu, co na temat chodzenia ma do powiedzenia List do Efezów. Stwierdźmy, że List ten kładzie nacisk szczególnie na dwie rzeczy; a oto pierwsza z nich:

"Proszę was tedy ja, więzień w Panu, abyście postępowali tak, jak przystoi na powołanie, którym jesteście powołani, z wszelką pokorą i łagodnością... (Efez.4.1.2).

"To tedy mówię ... abyście już więcej nie postępowali., jak inne narody postępują, w próżności umysłu swego ... ale ... odnowili się duchem umysłu swego (Efez. 4.17.23).

Chodźcie w miłości, jak i Chrystus umiłował nas i wydał samego Siebie za nas" (Efez.5.2).

Postępujcie jak dzieci światłości, ... badając, co jest miłe Panu" (Efez.5.8.10).

Słowo "chodzić" albo "postępować" użyte jest w Liście do Efezów osiem razy. Dosłownie oznacza ono "chodzić wokoło" i użyte jest przez Pawła obrazowo dla zilustrowania naszego zachowania się i postawy, jaką winniśmy zachowywać. Słowo to wprowadza nas bezpośrednio w dziedzinę chrześcijańskiego zachowania się - i to stanowi główny temat drugiej części Listu do Efezów. Probierzem naszego zachowania się jest nasz stosunek do bliźniego - i w takim kontekście zagadnienie to jest tutaj naświetlone. Stosunki między wierzącymi, między sąsiadami, pomiędzy mężem i żoną - oto zagadnienia, o których jest tutaj mowa, i to w jak najbardziej praktyczny sposób. "Postępujcie ... z cierpliwością, znosząc jedni drugich." "Odrzuciwszy kłamstwo, mówcie prawdę każdy z bliźnim swoim." "Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie. Który kradł, niech więcej nie kradnie." "Wszelka gorycz ... niech będzie odjęta od was." "Bądźcie jedni ku drugim przebaczając sobie wzajemnie." "Ulegając jedni drugim." Nie pobudzajcie do gniewu. "Bądźcie posłuszne. Zaniechawszy groźby." Nic nie mogłoby być bardziej realistycznego jak ta lista rozkazów.

Pozwólcie, że wam przypomnę, że i sam Pan Jezus rozpoczyna Swoje nauczanie w tym samym tonie. Proszę zwrócić baczną uwagę na następujący fragment Jego Kazania na Górze: "Słyszeliście, iż powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A ja wam powiadam: nie sprzeciwiajcie się złemu, ale kto cię uderzy w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugi; i temu, który się z tobą chce prawować i suknię twoją wziąć, puść mu i płaszcz; i kto by cię przymuszał iść milę jedną, idź z nim i dwie; temu, co cię prosi, daj, i od tego, co chce od ciebie pożyczyć, nie odwracaj się. Słyszeliście, iż powiedziano: Będziesz miłował bliźniego swego, i będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A ja wam powiadam miłujcie nieprzyjaciół swoich; błogosławcie tym, którzy was przeklinają; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą módlcie się za tych, którzy was krzywdzą i prześladują; abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebiosach, bo On to czyni, że słońce Jego wschodzi na złych i na dobrych, i deszcz spuszcza na sprawiedliwych i na niesprawiedliwych. Albowiem jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, Jakąż zapłatę macie? czyż i celnicy tego nie czynią? A jeślibyście tylko braci swoich pozdrawiali, cóż osobliwego czynicie? czyż i celnicy tak nie czynią? Bądźcie wy tedy doskonałymi, jak i Ojciec wasz, który jest w niebiosach doskonały jest" (Mat. 5, 38-48), ' ,

Powiesz może: "Ja tego zrobić nie potrafię. To są wymagania; którym podołać nie sposób!" Podobnie jak ów przyjaciel mój - inżynier, czujesz, że zostałeś pokrzywdzony -może i bardzo pokrzywdzony - a nie możesz się zdobyć na przebaczenie. Ty miałeś rację, a postępowanie twego wroga było całkowicie niesprawiedliwe. Może przyznajesz, że byłoby rzeczą idealną miłować go, lecz nie jesteś w stanie tego dokonać.

Doskonałość Ojca

Począwszy od dnia, w którym człowiek wziął owoc z drzewa znajomości dobrego i złego, zaczął podejmować decyzje odnośnie do ustalenia, co jest dobre, a co złe. Człowiek naturalny ustalił swoje własne pojęcia w tych sprawach i usiłuje według nich żyć. Oczywiście, że w naszym życiu, jeśli jesteśmy chrześcijanami, dzieje się zupełnie inaczej. Zachodzi jednak pytanie w jakim sensie inaczej ? Od chwili naszego napomnienia rozwinęło się w nas nowe poczucie sprawiedliwości, w wyniku czego my również - i to całkiem słusznie zainteresowani jesteśmy zagadnieniem dobra i zła. Czy zdajemy -sobie jednak sprawę z tego, że dla nas punkt wyjścia jest odmienny? Dla nas Drzewem Żywota jest Chrystus. My rozpoczynamy od etycznego rozważania, co jest sprawie-, a co niesprawiedliwe. Nie zaczynamy od tego drugiego drzewa. Zaczynamy od Niego. Dla nas całe zagadnienie jest zagadnieniem życia.

Nic nie wyrządziło większej szkody naszemu chrześcijańskiemu świadectwu, jak nasze usiłowania, aby być sprawiedliwym i wymaganie tejże sprawiedliwości od innych. Zajmuje nas całkowicie problem co jest, a co nie jest dobre. Zapytujemy samych siebie, czy zostaliśmy potraktowani sprawiedliwie, czy też niesprawiedliwie, i w ten sposób usiłujemy uzasadnić nasze poczynania. Ale nie to powinno być naszym sznurem, według którego mielibyśmy postępować Dla nas całe zagadnienie zamyka się w noszeniu krzyża. Zapytasz mnie może: "Czy jest rzeczą sprawiedliwą, aby ktoś mnie uderzył w twarz?" Odpowiem: "Oczywiście, że nie! Ale czy masz zamiar poprzestać tylko na tym, aby mieć rację?" Dla nas chrześcijan miarą, według której oceniać winniśmy problemy życia, nie może być dobro - zło, lecz Krzyż. Zasadą naszego postępowania jest zasada Krzyża. Chwała Bogu, że On to sprawia, iż słońce świeci zarówno na sprawiedliwego, jak i na niesprawiedliwego. U Niego przejawia się działanie łaski, a nie zasady dobra i zła - a to samo winno być i naszą zasadą: "Przebaczając sobie wzajemnie, jak wam Bóg przebaczył w Chrystusie" (Efez.4.32). Dobro i zło to zasada celników i pogan - moje życie zaś powinno być kierowane zasadą Krzyża i doskonałością Ojca: "Bądźcież wy tedy doskonałym jak i Ojciec wasz, który jest w niebiosach, doskonały jest.

Pewien brat w południowych krajach posiadał pole ryżowe położone w pośrodku wzgórza. W okresie suszy używał pompy, poruszanej nogami, przy pomocy której nawadniał swoje pole wodą z płynącego poniżej strumyka irygacyjnego, Sąsiad jego miał dwa kawałki pola położone poniżej i pewnej nocy zrobił dziurę w jego tamie i wypuścił ze zbiornika wszystką wodę. Gdy nasz brat naprawił dziurę i napompował świeży zapas wody, sąsiad jego zrobił znów to samo - i stało się tak trzy czy cztery razy. Brat ten udał się więc po radę do współwierzących mówiąc: "Starałem się być cierpliwym i nie odwzajemniać złym za złe, ale czy to jest w porządku?" Po wspólnej modlitwie w tej sprawie, jeden z obecnych rzekł: "Jeśli staramy się robić tylko to, co jest w porządku -jesteśmy zaiste biednymi chrześcijanami. Naszym obowiązkiem jest czynić coś więcej, aniżeli tylko być w porządku. Słowa te zrobiły na naszym bracie wielkie wrażenie. Następnego ranka napompował wodę dla dwóch pól leżących poniżej jego własnego, a po obiedzie napompował też wodę dla swego pola. Po tym dniu woda już na polu pozostawała. Jego sąsiad był tak zdumiony tym postępowaniem, że zaczął się dowiadywać, co było tego powodem - i po pewnym czasie on też uwierzył w Pana Jezusa.

A tak, moi bracia, nie stójcie na stanowisku, że to czy tamto jest słuszne, albo niesłuszne. Nie uważajcie też, że poszedłszy drugą milę, zrobiliście już wszystko, co było potrzebne. Ta druga mila jest tylko przykładem dla trzeciej i czwartej. Zasadą obwiązującą tutaj jest przypodobanie się Panu Jezusowi Chrystusowi. Nie mamy niczego, przy czym byśmy się mieli upierać, niczego, czego byśmy się mogli domagać - mamy jedynie dawać. Gdy Pan Jezus umierał na krzyżu, nie czynił tego w celu obrony naszych ťprawŤ; zaprowadziła Go tam łaska. Podobnie i my, Jego dzieci, usiłujemy innym dać co im się należy - i więcej.

Musimy pamiętać, że i my często nie mamy racji. Zawodzimy, i jest rzeczą bardzo potrzebną, abyśmy się z naszych upadków czegoś nauczyli, a mianowicie gotowości do przyznawania się, a także gotowości do pójścia dalej jeszcze niż to jest konieczne. Tego sobie życzy nasz Pan. A dlaczego? "Abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebiosach" (Mat.5.45). Chodzi więc tutaj o praktyczne synostwo. Choć prawdą jest, że Bóg "przeznaczył nas ku przysposobieniu Sobie za synów - przez Jezusa Chrystusa" (Efez.1.5), ale popełniamy pomyłkę, jeśli nam się zdaje, że już się staliśmy pełnoletnimi, że już jesteśmy dojrzałymi synami. Kazanie na Górze uczy nas, że dzieci osiągają pełne uprawnienia synów w tej mierze, w jakiej objawia się u nich pokrewieństwo duchowe i podobieństwo w zachowaniu się z ich Ojcem. Powołani jesteśmy do objawiania "doskonałości" w miłość, manifestując w ten sposób Jego łaskę. Dlatego Paweł pisze: "Bądźcie tedy naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i chodźcie w miłości, jak i Chrystus umiłował nas, i wydał samego Siebie za nas" (Efez.5.1.2).

Zostaje więc postawiona przed nami próba, 5 rozdział Mateusza ustala poziom, który może się nam zupełnie słusznie wydawać za wysoki i nie osiągalny, a Paweł w omawianym fragmencie Listu do Efezów wymagania te potwierdza. Trudność polega na tym, że my nie znajdujemy w sobie naturalnych środków do osiągnięcia takiego poziomu i do chodzenia jak przystoi na świętych" (Efez.5.3). Gdzie więc znajdziemy odpowiedź na pytanie, w jaki sposób sprostać tak ogromnym dużym wymaganiom?

Wyjaśnienie tej tajemnicy zawarte jest w słowach Pawła: "Wedle mocy skutecznie w nas działającej" (Efez.3.20). W podobnym odcinku Listu do Kolosan pisze: "Pracuję walcząc według mocy Jego, która działa we mnie potężnie'' (Kol.1.29).

To nas wprowadza z powrotem do pierwszej części Listu do Efezów. Czym jest tajemna moc życia chrześcijańskiego? Na czym polega jej potęga? Pozwólcie, że odpowiedź sformułuję w jednym zdaniu: tajemnicą chrześcijanina jest jego odpoczywanie w Chrystusie. Jego moc płynie ze stanowiska, które mu darował Bóg. Wszyscy, którzy umieją siedzieć, umieją też i chodzić, ponieważ stosownie do Bożej myśli, jedno spontanicznie wypływa z drugiego. Na wieki siedzimy z Chrystusem, abyśmy mogli ustawicznie chodzić przed ludźmi. Jeśli tylko na chwilę opuścimy nasze miejsce odpocznienia w Nim, natychmiast wpadamy w pułapkę i nasze świadectwo w tym świecie zostaje zepsute. Jeśli jednak pozostajemy w Chrystusie, nasze stanowisko w Nim zapewnia nam posiadanie mocy do chodzenia tutaj na ziemi w sposób godny Jego. Jeślibyście chcieli ułatwić sobie zrozumienie tej prawdy przy pomocy jakiegoś przykładu, ta proszę nie myśleć o biegaczu, który bierze udział w lekkoatletycznej konkurencji biegów, lecz raczej o człowieku siedzącym w samochodzie - lub jeszcze lepiej będzie, jeśli pomyślimy o sparaliżowanym człowieku, siedzącym w fotelu inwalidzkim, poruszanym przy pomocy motoru. Co ten człowiek robi? On się posuwa do przodu - ale równocześnie siedzi. Porusza się dlatego, że zachowuje pozycję siedzącą. Jego posuwanie się do przodu wynika z pozycji, w której został umieszczony. To jest oczywiście daleki od doskonałości obraz życia chrześcijańskiego, ale pomoże nam on w zrozumieniu tej prawdy i w przypominaniu sobie, że nasze poczynania i nasze zachowanie zależy fundamentalnie od wewnętrznego odpoczywania w Chrystusie.

To wyjaśnia użyte tutaj przez Pawła słowa. On najpierw nauczył się siedzieć. Znalazł się w miejscu odpocznienia w Bogu, a rezultatem tego było chodzenie, nie oparte na własnych wysiłkach, lecz na mocy Bożej, potężnie w nim działającej. Na tym polega tajemnica jego wewnętrznej siły. Ponieważ Paweł widział samego siebie siedzącego, "w Chrystusie" stało się możliwym, aby chodził przed ludźmi w mocy Chrystusa mieszkającego w nim. Stąd modlitwa, jaką zanosi Paweł za wierzącymi w Efezie: "Aby Chrystus przez wiarę mieszkał w sercach waszych" (Efez.3.17).

Co powoduje chód mojego zegarka? Czy powoduje go na pierwszym miejscu jego ruch, czy też poruszanie go? Oczy-wiście - chodzi dlatego, że został najpierw poruszony siłą znajdującą się poza nim. Tylko wówczas będzie wykonywał pracę, dla której został skonstruowany. Są też zadania, do których wykonania i my zostaliśmy przeznaczeni. "Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie ku dobrym uczynkom, dla których przeznaczył nas Bóg byśmy w nich chodzili" (Efez.2.10).

To, co uzewnętrzniało się w życiu apostoła Pawła, było jedynie objawianiem się wewnętrznej działalności Boga. Sam Bóg czynił coś we wnętrzu Pawła, jak czytaliśmy - "działał w nim potężnie". Rezultatem tego była zdolność Pawła do wykonywania czegoś zewnętrznie. Pisząc do Filipin wyraził się tak: "Z bojaźnią i ze drżeniem sprawujcie zbawienie swoje. Albowiem Bóg sprawuje w was i chęć i wykonanie według upodobania" (Fil.2.12.13). Bóg to sprawuje w was -sprawujcie więc zbawienie to na zewnątrz! Na tym polega cała tajemnica. Jeśli nie pozwolimy Bogu sprawować tych rzeczy w nas, na próżno staralibyśmy się objawiać je na zewnątrz. Często usiłujemy być pokorni i łagodni - nie wiedząc nawet, co to znaczy pozwolić Bogu objawiać pokorę i łagodność Chrystusa w nas. Staramy się okazać miłość -a stwierdziwszy, że jej zupełnie nie posiadamy, zwracamy się do Boga, aby nam darował miłość. Bardzo też jesteśmy zdumieni, jeśli Bóg nam tej miłości jak gdyby nie chciał dać.

Pozwólcie, że powrócę do jednego z poprzednio przytoczonych przykładów. Może znasz jakiegoś brata, którego zachowanie niezmiernie cię drażni i z którym masz ustawicznie wiele kłopotu. Ilekroć go spotykasz, powie, albo zrobi coś, co jakby było specjalnie obliczone na wzbudzenie w tobie odrazy. Ta sprawa cię niepokoi. Powiadasz: "Jestem chrześcijaninem i powinienem go miłować. Chcę go miłować; ba, postanawiam, że go będę miłował!" Modlisz się więc gorąco w ten sposób: "Panie, pomnóż moją miłość ku niemu! O, Boże obdarz mię miłością!" A potem, postanowiwszy mocno panować nad sobą i przygotowawszy całą posiadaną siłę woli, wyruszasz na spotkanie z tym człowiekiem z najszczerszym pragnieniem, aby okazać mu tę miłość, o którą się modliłeś. Ale niestety - z chwilą, gdy tylko znalazłeś się - w jego obecności, znowu ma miejsce coś takiego, co w niwecz obraca wszystkie twoje dobre intencje. Już sposób, w jaki odpowiedział na twoje pozdrowienie, nie jest ani trochę zachęcający, a raczej wręcz przeciwnie, i natychmiast twoja stara niechęć, wybucha świeżym płomieniem, i oto znowu wszystko, na co się możesz zdobyć, to zaledwie zewnętrzna, zdawkowa uprzejmość. Dlaczego tak się dzieje? Chyba nie było w tym niczego złego, że starałeś się otrzymać miłość od Boga! Nie, ale byłeś w błędzie, szukając tej miłości jako czegoś odrębnego. Niewłaściwą rzeczą było to, że starałeś się otrzymać od Niego dar w celu użycia go do uczynienia w mocy twojego naturalnego postanowienia tego, co uczynić by chciał przez ciebie sam Bóg, poprzez delikatne kierownictwo i w mocy Jego miłości. Na tym polega różnica. Obyśmy umieli ją dostrzec!

Tak wygląda strona pozytywna tego zagadnienia. A jak wygląda strona negatywna? W jaki sposób zapanować nad tymi innymi elementami jak odraza, gorzkie myśli i uczucia, które przy najmniejszej nawet prowokacji podnoszą się w twoim sercu? Tutaj chciałbym zwrócić uwagę na słowa zawarte w jednym z rozkazów wymienianych już poprzednio, które wyrażają niemal zupełną bierność: "Wszelka gorycz i zapalczywość i gniew i wrzask i bluźnierstwo niech będą odjęte od was, wraz ze wszelką złością" (Efez.4.31). Na takie słowa niewątpliwie odpowiesz w ten sposób: "To zbyt trudna sprawa. W jaki sposób kiedykolwiek zadość uczynię tym żądaniom wszelka, wszelki, wszelkie - tak, aby, ani odrobina z tych rzeczy nie pozostała? Nie, nawet nie opłaci się usiłować tego dokonać - walka i tak ż góry jest przesądzona i przegrana. Wiem, że mi się to nigdy nie uda!" Na to odpowiadam: "Oczywiście, że tobie się to nie uda - ale Jemu to się na pewno uda. Czyż słowa Pawła nie wskazują na to bardzo wyraźnie, że On istotnie ma życzenie tego dokonać? Moc Jego Krzyża jest wystarczająca, aby usunąć, pogrążyć w śmierć i złożyć do grobu to wszystko, co wyrasta ze starej natury, a twoim zadaniem nie jest walka z tymi rzeczami, ale masz zaufać Mu i pozwolić, aby Jego Krzyż dokonał swej pracy. Przypomnij sobie raz jeszcze o twoim miejscu odpocznienia w Chrystusie - tam trwaj i czekaj, aż "wszelka gorycz i zapalczywość ... będą odjęte od ciebie".

Bóg dał nam Chrystusa. Nie mamy niczego, co byśmy mogli obecnie otrzymać poza Nim. Duch Święty został posłany aby odtworzyć to, co jest w Chrystusie - w nas, a nie w tym celu, aby stworzyć cokolwiek, co jest poza Nim, "... rzebyście byli mocą utwierdzeni przez Ducha Jego w człowieku wewnętrznym i żebyście mogli poznać miłość Chrystusa" (Efez.3.16.19). Wszystko, co pokazujemy na zewnątrz, zostało najpierw włożone w nas przez Boga.

Przypomnijmy sobie raz jeszcze te wspaniałe słowa z 1Kor.1.30. Bóg nie tylko umieścił nas w Chrystusie. Z Boga się stało również, że Chrystus Jezus "stał się nam mądrością od Boga i sprawiedliwością i poświęceniem i odkupieniem". Jest to jedno z najwspanialszych stwierdzeniem Pisma Świętego. On "się nam stał", albo innymi słowy "został nam użyczony..." Jeśli tym słowom wierzymy, możemy, tutaj wstawić wszystko, co tylko potrzebujemy i mieć całkowitą pewność, że Bóg uczynił tę rzecz istotnie - Sam Pan Jezus bowiem przez Ducha Świętego uczyniony nam jest tym wszystkim, czego nam potrzeba. Przywykliśmy patrzeć na świętobliwość - jako na cnotę, na pokorę - jako na łaskę, na miłość - jako na dar, o który winniśmy prosić Boga. Ale Chrystus Boży jest Sam wszystkim, co kiedykolwiek nam będzie potrzebne.

Wiele razy w moich potrzebach myślałem o Chrystusie jako o Osobie, oddzielnie, a nie uzmysławiałem sobie, że On i te rzeczy, których mi tak bardzo było potrzeba - to jedno i to samo. Przez całe dwa lata chodziłem po omacku, usiłując nagromadzić te cnoty, o których wiedziałem, że z całą pewnością stanowią istotne części składowe życia chrześcijańskiego, a jednak wysiłki moje nie doprowadziły mnie do niczego. Aż pewnego dnia - a było to w roku 1933- olśniła mnie jak gdyby światłość z nieba i zobaczyłem, że Chrystus w Swojej pełni został przez Boga uczyniony dla mnie wszystkim. Co za ogromną różnicę sprawiło to w moim życiu! Jakże pustymi odtąd wydawały się wszystkie "rzeczy"! Jeśli myślimy o nich bez istotnego, żywotnego związku z Panem Jezusem - są one martwe. Z chwilą, gdy sobie z tego zdamy sprawę, będzie to dla nas początkiem nowego życia. Odtąd będziemy pisać o naszej świątobliwości używając duże litery Ś, o naszej miłości przez duże M itd. On Sam objawiony jest jako odpowiedź w nas samych na wszystkie Boże

A teraz powróćmy raz jeszcze do tego trudnego brata. Tym razem jednak, zanim udasz się na spotkanie z nim, zwróć się do Boga w następujący sposób: "Panie, nareszcie stało mi się zupełnie jasne, że absolutnie nie umiem miłować, ale teraz wiem, że istnieje we mnie życie - życie Twego Syna - i że prawem tego życia jest miłowanie. To życie nie potrafi czynić niczego innego, jak tylko miłować". I już nie potrzeba, abyś się wysilał - odpocznij w Nim. Licz na moc Jego życia. Miej odwagę w ten sposób podejść do twego brata i z nim rozmawiać, a oto stanie się zdumiewająca rzecz! Całkiem podświadomie (a chciałbym podkreślić tutaj słowo 'podświadomie', jako że świadomość przychodzi dopiero później) rozmowa twoja z nim przebiega w sposób bardzo przyjemny: całkiem podświadomie go miłujesz; całkiem podświadomie odczuwasz w nim twego brata. Rozmawiasz z nim swobodnie i masz prawdziwą społeczność z nim, a po powrocie do domu z ust twoich wyrywają się pełne zdumienia słowa: "Cóż to się stało? Przecież nie zmuszałem się troskliwie do czynienia czegokolwiek, a pomimo to nie podenerwowałem się ani razu, nawet i troszeczkę! W jakiś niewiadomy sposób Pan był ze mną i Jego miłość zatriumfowała".

Działanie życia Pana Jezusa w nas jest w pełnym tego słowa znaczeniu spontaniczne, to jest bez udziału naszego wysił-ku. Podstawową zasadą jest w tej sprawie nie 'usiłowanie' lecz 'ufanie' - poleganie nie na naszej własnej sile, lecz na Jego mocy. Tylko bowiem sposób w jaki płynie nasze życie objawia, czym istotnie jesteśmy 'w Chrystusie'. Słodka woda wypływa tylko ze Studni żywota.

Bardzo często możemy samych siebie przyłapać na 'grających rolę' chrześcijanina. Życie wielu chrześcijan w dobie dzisiejszej jest niestety w dużej mierze tylko udawaniem. Prowadzą 'duchowy' tryb życia, używają 'duchowego' języka, robią 'uduchowione' miny - ale wszystko to robią sami. Ogromna ilość energii potrzebna do robienia tego wszystkiego powinna im jednakowoż sygnalizować, że coś w tym wszystkim jest nie całkiem w porządku. Zmuszają się do powstrzymywania się od czynienia jakichś rzeczy, od mówienia pewnych słów, od jedzenia czegoś - i ach! jak im to ciężko przychodzi! To zupełnie tak samo, jak gdyby ktoś usiłował mówić mało sobie znanym obcym językiem: choć się ogromnie wysila, nie potrafi mówić swobodnie; aby mówić w ten sposób, człowiek musi się zmuszać. Nic nie jest natomiast rzeczą łatwiejszą, jak mówić w swoim języku ojczystym. Niekiedy wymykają się nawet z naszych ust pewne zdania, których nie mieliśmy zamiaru głośno wypowiedzieć. Przychodzi to wszystko w sposób tak naturalny, że już sama spontaniczność naszej wypowiedzi zdradza wszystkim nas otaczającym, jakiej jesteśmy narodowości.

Nasze życie jest życiem Chrystusa, przyniesionym nam, przez mieszkającego w nas Ducha Świętego osobiście, a prawa tego życia działają spontanicznie. Z chwilą, gdy fakt ten stanie nam się jasny, przestaniemy się borykać i odrzuci-my nasze udawanie. Nie ma dla życia chrześcijańskiego bardziej szkodliwej rzeczy jak aktorska gra, w której dany człowiek gra rolę chrześcijanina. Z drugiej strony zaś nie ma niczego bardziej błogosławionego jak zaprzestanie własnych zewnętrznych wysiłków - gdy nasze zachowanie staje się zupełnie naturalne, gdy nasze słowa, nasze modlitwy i nasze całe życie staną się niewymuszonym wyrazem, spontanicznym objawieniem się życia, które znajduje się w nas. Czy zrobiliśmy już to odkrycie, jak dobry jest Pan? Pamiętajmy więc, że On jest tak dobrym w nas ! Czy moc Jego jest wielka?

Wobec tego jest ona w nas nie mniejsza! Chwała Bogu, życie Jego jest dziś równie potężne jak dawniej i jak kiedyś w przyszłości, a w życiu tych, którzy mają odwagę uwierzyć Słowu Bożemu, życie to objawiać się będzie w mocy ani odrobinę mniejszej, aniżeli objawiało się ono w dawnych czasach.

Co nasz Pan miał na myśli, gdy powiedział: "Jeśli nie będzie obfitszą sprawiedliwość wasza niż uczonych w Piśmie i Faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego" (Mat.5.20)? Zauważyliście już, czytając ten cytat poprzednio, że Pan od stwierdzenia tego przechodzi do wskazania kontrastu, jaki istnieje pomiędzy wymogami Zakonu Mojżeszowego, a Jego ogromnymi wymogami. Czyni to powtarzając kilkakrotnie słowa: "Słyszeliście, iż rzeczono przodkom... A ja wam powiadam..." Ale skoro już do czasów Pana Jezusa minęło tyle wieków, w których ludzie usiłowali zadość uczynić wymogom Zakonu - a nie udało im się to zupełnie, jakże się to więc mogło stać, że Pan odważył się wymogi te jeszcze podnosić. Mógł uczynić to tylko dlatego, że wierzył w moc Swego własnego życia. Nie obawia się On bowiem stawiać choćby i największych wymagań w stosunku do Siebie Samego. Tak więc możemy w czytaniu praw Królestwa, przedstawionych w rozdziałach 5 do 7 Ewangelii według Mateusza, znaleźć prawdziwą pociechę, wskazują nam bowiem one, jak wielkie zaufanie Pan pokłada w Swoim własnym życiu, którego otrzymywanie umożliwił Swoim dzieciom. Rozdziały te przedstawiają, Bożą ocenę Bożego życia. Wielkość wymogów, jakie wysuwa On pod naszym adresem objawia wielkość zaufania w obfitość zasobów, jakie umieścił w nas samych w celu sprostania tym wymogom.

Czy stajemy wobec jakiejś trudnej sytuacji? Czy chodzi o ustalenie, czy dana rzecz jest dobra, albo zła, słuszna, albo niesłuszna? Nie potrzebujemy już więcej szukać mądrości. Nie potrzebujemy więcej zwracać się w kierunku drzewa znajomości dobrego i złego. Mamy Chrystusa, a On się nam stał mądrością od Boga. Zakon Ducha żywota w Jezusie Chrystusie bezustannie informuje nas o Jego wymogach (jeśli chodzi o sprawiedliwość czy też niesprawiedliwość), a równocześnie poucza nas, w jakim duchu dana trudność winna być rozstrzygnięta.

Coraz więcej napotkamy w życiu spraw, które ranić będą nasze chrześcijańskie poczucie sprawiedliwości i staną się nam próbą, w jaki sposób zareagujemy. Musimy nauczyć się zasady Krzyża - że mierzyć obecnie winniśmy nie miarą starego, lecz nowego człowieka "stworzonego według Boga w sprawiedliwości i w świętości prawdy" (Efez.4.22-24). Niechaj więc z serc naszych wyrywa się taka modlitwa: "Panie, ja nie mam żadnych praw, w których obronie bym mógł stawać. Wszystko, co tylko posiadam, otrzymałem dzięki Twojej łasce i wszystko znajduję w Tobie!"

Słyszałem o wypadku, który miał miejsce w życiu pewnej wierzącej staruszki. Otóż do mieszkania jej włamał się pewnego razu jakiś złodziej. W swojej prostej, a równocześnie praktycznej wierze w Pana, postąpiła następująco: człowiekowi temu przygotowała posiłek, a następnie zaofiarowała mu klucze od swego mieszkania. Postępek tej niewiasty ogromnie zawstydził złodzieja i Bóg przemówił przez przeżycie to, do jego serca. Dzięki świadectwu tej siostry człowiek ten jest dzisiaj bratem w Chrystusie.

W życiu zbyt wielu chrześcijan istnieje taki stan, że wiedzą o wszystkich doktrynach, ale życie ich jest zaprzeczeniem tychże prawd. Wiedzą doskonale o wszystkich naukach zawartych w rozdziałach 1 - 3 Listu do Efezów, ale treści rozdziałów 4 - 6 nie wprowadzają w życie. Byłoby lepiej nie znać doktryn, aniżeli być ich zaprzeczeniem. Jeśli Bóg cokolwiek rozkazał - oprzyj się wiarą na Nim i z ufnością weź od Niego środki do wykonania Jego rozkazów. Oby Pan nauczył nas zasady, że podstawą życia chrześcijańskiego jest czynienie czegoś więcej, niż li tylko tego, co jest słuszne -czynienie tego, co się Jemu podoba.

Czas wykupując

Pozostaje nam jednak do powiedzenia coś więcej jeszcze na temat naszego chrześcijańskiego chodzenia. Słowo to bowiem ma oczywiście także i dalsze znaczenie: nie oznacza ono tylko naszego zachowania się w stosunku do innych i sposobu życia, lecz również oznacza posuwanie się do przodu. Chcemy więc teraz pokrótce zająć się sprawą naszego posuwania się naprzód - ku wytkniętemu celowi.

"Patrzcie tedy, jak macie postępować ostrożnie, nie jak niemądrzy, ale jak mądrzy, czas wykupując; bo dni są złe. Przetoż nie bądźcie nierozumnymi, ale rozumiejcie, co jest wolą Pańską", (Efez.5.15-17).

Proszę zwrócić uwagę, że w tym zacytowanym urywku istnieje związek pomiędzy pojęciem czasu z jednej strony, a pojęciem mądrości i głupoty z drugiej. "Patrzcie jak postępować... jako mądrzy, czas wykupując... nie jak niemądrzy". To jest bardzo ważną rzeczą. Chciałbym przypomnieć wam jeszcze dwa dalsze miejsca w Słowie Bożym, gdzie pojęcia te są w podobny sposób ustawione obok siebie:

"Wtedy podobne będzie królestwo niebieskie dziesięciu pannom... A było z nich pięć mądrych, i pięć głupich. Głupie wziąwszy lampy swoje, nie wzięły oleju ze sobą. ... A o północy stał się krzyk: Oto oblubieniec przychodzi; wyjdźcie na spotkanie jego! Wtedy obudziły się wszystkie owe panny i przyrządzały lampy swoje. A głupie rzekły... lampy nasze gasną... A gdy. odeszły kupować, przyszedł oblubieniec, i te, które były gotowe, weszły z nim na wesele: i zamknięto drzwi. Lecz potem przyszły i drugie panny..." (zobacz Mat.25.1.-13).

"I widziałem, i oto, Baranek stał na górze Syjońskiej, i z Nim sto czterdzieści cztery tysiące mających imię Ojca Jego napisane na czołach swoich... ci są dziewiczymi. Są to Ci, którzy idą za Barankiem, gdziekolwiek idzie. Ci kupieni są z ludzi, jako pierwiastki Bogu i Barankowi. I w ustach ich nie znalazła się zdrada; albowiem są bez zmazy" (zobacz Obj.14.1 - 5).

Wiele miejsc Słowa Bożego zapewnia nas, że dzieło, które Bóg rozpoczął - zostanie przez Niego dokończone. Zbawiciel nasz zbawia doskonale. Żaden wierzący w Chrystusa nie będzie zbawiony "tylko na pół", gdy nadejdzie koniec, nawet jeśli można by tak o nas w pewnym sensie powiedzieć teraz. Bóg uczyni każdego wierzącego Weń doskonałym. Oto, w co wierzymy, i co należy zachować w pamięci w związku z tym, co powiemy za chwilę. Możemy powiedzieć z apostołem Pawłem: "Będąc pewny tego, że Ten, który rozpoczął w was dobrą sprawę, wykona ją aż do dnia Jezusa Chrystusa" (Fil.1.6). Boża moc nie zna granic. On "może... stawić przed obliczem chwały Swojej bez nagany z weselem" (Jd.24; zobacz również 2Tym.1.12; Efez.3.20).

Z zagadnieniem czasu spotykamy się jednak dopiero wtedy, gdy weźmiemy pod uwagę subiektywny aspekt tego zagadnienia - jego praktyczne objawianie się w naszym życiu tutaj na ziemi. W Objawieniu r. 14 jest mowa o pierwiastkach (w.4) i o żniwie (w.15). Jaka jest różnica pomiędzy żniwem a pierwiastkami? Z całą pewnością nie ma różnicy w gatunku - jako że cały plon jest jeden i ten sam, ale różnica polega wyłącznie na czasie dojrzewania. Pewne owoce osiągają dojrzałość przed innymi, i stąd ich nazwa: "pierwiastki".

W krajach, w których rosną pomarańcze, można zaobserwować, że na początku sezonu, pośród zieleni pomarańczowych drzew można dojrzeć, przy baczniejszym przypatrzeniu się, tu i ówdzie złote plamki - to są pierwsze pojawiające się dojrzałe pomarańcze. Zieleń jak gdyby nakrapiana złotem stanowi przepiękny widok. Po pewnym czasie dojrzeje cały plon i wtedy całe sady pomarańczowe tonąć będą w złocie - ale w danej chwili zbiera się pierwiastki, i zrywa się je bardzo ostrożnie, jako że te właśnie owoce osiągają najwyższą cenę na rynku, niejednokrotnie trzykroć wyższą od ceny owocu w sezonie.

Wszystkie owoce osiągną dojrzałość po jakimś czasie, ale Baranek szuka pierwiastków. "Mądre panny" w przytoczonej przypowieści nie uczyniły czegoś lepszego, ale one dokonały dobrego dzieła wcześniej. Te drugie - proszę zwrócić na to uwagę - były również pannami, bez wątpienia 'głupimi', ale nie fałszywymi. Poszły one na spotkanie oblubieńca razem z mądrymi i także miały olej w swoich lampach, gdyż lampy ich również płonęły. One jednakowoż nie liczyły się z opóźnieniem Jego przyjścia, a gdy lampy ich zaczęły przygasać, nie miały już w naczyniach swoich oleju, a towarzyszki ich nie miały możności użyczyć im ze swego zapasu.

Niektórych niepokoi wypowiedź Pana, gdy zwrócił się do głupich panien ze słowami: "Nie znam was". W jaki spo-sób mógł Pan użyć takich słów w stosunku do nich, jeśli miałyby one przedstawiać Jego prawdziwe dzieci, o których apostoł Paweł pisze w 2Kor.11.2: "Bo zaręczyłem was... aby przedstawić dziewicę czystą Chrystusowi"? Musimy jednak rozpoznać w tej przypowieści tę naukę: Pan nasz niewątpliwie stwierdza, że dzieci Jego mogą nie dostąpić w przyszłości jakiegoś przywileju usługiwania Mu z powodu braku przygotowania. Jest tutaj powiedziane, że potem przyszły, i drugie panny do drzwi mówiąc: "Panie, Panie, otwórz nam!'' -O jakie drzwi tutaj chodzi? Z całą pewnością nie o drzwi zbawienia. Jeśli jesteś zgubiony, to jest rzeczą niemożliwą, abyś podszedł do drzwi nieba i tam zapukał. Gdy zatem Pan powiada: "Nie znam was", zapewne używa słów tych w pewnym ściśle ograniczonym pojęciu, podobnie jak to miało miejsce w przykładzie, który zaraz przytoczę.

W pewnym wielkim mieście został zatrzymany przez policję drogową za nieostrożną jazdę syn naczelnika sądu. Musiał stanąć przed sądem i tam stwierdził, że na fotelu sędziowskim zasiada jego własny ojciec. Procedura sądowa jest mniej więcej jednakowa na całym świecie, zadano mu więc pytanie: "Jak się pan nazywa? Jaki jest pana adres? Pana zawód?" itd. Zdumiony zwraca się do swego ojca i pyta się go: "Ojcze! Czyżbyś ty chciał twierdzić, że ty mnie nie znasz?" Ale pukając w stół, ojciec jego odpowiedział surowo: "Młody człowieku, ja cię nie znam. Jak się pan nazywa? Jaki jest pana adres?" Jest rzeczą oczywistą, że słowa te nie oznaczały, że go nie zna zupełnie - w domu i wpośród rodziny znał go oczywiście, ale na tym miejscu i w tym czasie go nie znał. Chociaż był synem swego ojca, młodzieniec ten musiał przejść przez procedurę sądową i ponieść zasłużoną karę.

Tak, wszystkich dziesięć panien miało olej w lampach swoich, ale głupie różniły się od mądrych tym, że w naczyniach swoich nie miały zapasu. Jako prawdziwe chrześcijanki miały życie w Chrystusie i świadectwo przed ludźmi, ale świadectwo ich nie miało charakteru ustawicznego, gdyż żyły trybem życia, który można by określić: od ręki do ust. One mają Ducha ale nie są, jak moglibyśmy to określić - "napełnione Duchem". Gdy przychodzi kryzys - muszą iść kupować więcej oleju. Na końcu, oczywiście, wszystkich dziesięć miało dostateczną ilość oleju, ale różnica polegała na fakcie, że głupie, gdy wreszcie miały dosyć - utraciły sposobność użycia oleju dla tego celu, dla którego był przeznaczony. Tutaj chodzi wyłącznie o zagadnienie czasu, i tego właśnie chce nas nauczyć nasz Pan, zachęcając i ostrzegając uczniów przy końcu tej, przypowieści, aby byli nie tylko uczniami, ale czuwającymi uczniami.

"Nie upijajcie się winem, w którym jest rozpusta; ale bądźcie napełnieni Duchem" (Efez.5.18). W 25-tym rozdziale, Mateusza nie chodzi o początkowe przyjęcie Pana Jezusa Chrystusa, ani też o zstępowanie na Jego sługi Ducha Świętego, w celu udzielenia im duchowych darów. Tutaj chodzi o zapas oleju w naczyniu - o podtrzymanie światła (choćby nawet czas oczekiwania był nie wiadomo jak długi), co dzieje się dzięki ustawicznemu, cudownemu uzupełnianiu nas wewnętrznie przez Ducha (gdyż jakkolwiek w przypowieści jest mowa o lampie i o naczyniu, to w rzeczywistości my sami jesteśmy i lampą i naczyniem). Jaki chrześcijanin mógłby żyć w wieczności w niebie bez znajomości tej wewnętrznej pełni'? Zapewne nie ominie to żadnej panny! Dlatego też nasz Pan czyni kroki; aby przywieść nas do znajomości tej pełni teraz. "Czuwajcie tedy; bo nie wiecie dnia ani godziny".

"Bądźcie napełnieni" (po grecku: plerousthe) jest wyrażeniem użytym tutaj w stosunku do Osoby Ducha Świętego -i to wyrażeniem istotnie niezwykłym. Oznacza ono dosłownie: "Pozwólcie się ustawicznie napełniać". Nie chodzi tutaj więc o jednorazowe dożycie, takie jakim był dzień Pięćdziesiątnicy, ale stan, w którym winniśmy trwać ustawicznie. Nie jest to też jakaś rzecz zewnętrzna, lecz wewnętrzna. Nie ma tutaj mowy o darach duchowych, które objawiałyby się zewnętrznie, ale chodzi o osobistą obecność i działalność Ducha Świętego wewnątrz naszego ducha, która zapewnia naszemu światłu możność jasnego świecenia - długo jeszcze po północy, jeśli zajdzie tego potrzeba.

Co więcej - nie jest to sprawa całkowicie osobista. Wskazuje na to bardzo wyraźnie następny wiersz (Efez5.19), gdzie widzimy, że jest to coś, co dzielimy z innymi wierzącymi w ścisłej zależności jeden od drugiego. Wiersz ten wyjaśnia bowiem, że "być napełniony Duchem" znaczy nie tylko "śpiewać i grać w sercu swoim Panu", lecz "rozmawiać ze sobą- przez psalmy i hymny i pieśni duchowne". Niektórym z nas z łatwością przychodzi śpiewanie solo, ale znacznie trudniej harmonijnie i zachowując wspólny rytm jest śpiewać im w kwartecie, czy nawet w duecie. A jednak u podstaw tej drugiej części Listu do Efezów leży ta właśnie jedność Ducha. (Efez.4.3.15.16). Pełnia Ducha dana nam jest w tym celu, abyśmy wspólnie śpiewali pieśń nową przed tronem (Obj.14.3).

Pozostając jednak przy naszym głównym temacie, chciałbym raz jeszcze podkreślić, że mądrość czy głupota zależą wyłącznie od tej jednej rzeczy: jeśli jesteś mądrym, będziesz starał się osiągnąć tę pełnię prędzej, jeśli jednakowoż jesteś, głupi, odłożysz tę sprawę na później. Niektórzy z nas są rodzicami i mają dzieci. Jak bardzo dzieci te różnią się od siebie temperamentem! Jedno jest posłuszne natychmiast; drugie będzie myślało, że przez odwlekanie uda mu się uniknąć wypełnienia rozkazu. Jeśli tak jest istotnie i jesteś na tyle słabym, aby dziecku pozwolić na wymiganie się od spełnienia obowiązku, to ten, który odwlekał, jest w istocie tym mądrzejszym, gdyż udaje mu. się nic nie robić. Jeśli natomiast słowo twoje jest niewzruszone i rozkaz twój wcześniej czy później będzie musiał być wykonany, wówczas mądrzejszym jest niewątpliwie ten, który do wykonania zadania zabiera się natychmiast.

Musimy sobie jasno zdać sprawę z woli Bożej. Jeśliby można było nie brać pod uwagę Słowa Bożego, to nie byłoby głupotą uniknąć tego, czego ono od nas żąda, jeśli natomiast Bóg jest niezmienny, a wola Jego niewzruszona, wówczas należy być mądrym - czas wykupując. Nade wszystko starajcie się mieć ów zapas oleju w swoim naczyniu, "abyście napełnieni byli do całej pełności Bożej" (Efez.3.19).

Cytowana przypowieść nie daje odpowiedzi na wszystkie nasze pytania. Na przykład - gdzie kupują te głupie panny? Tego nam nie tłumaczy. Nigdzie nie jest powiedziane, jakich środków Bóg zechce użyć, aby przywieść w końcu wszystkie Swoje dzieci do dojrzałości. To nie jest naszą sprawą. Nam chodzi tutaj o pierwiastki. Słowo Boże poleca nam dążyć do przodu, a nie spekulować, co się stanie, jeśli tego nie uczynimy.

Nawet usiłowanie z twojej strony, aby uniknąć tego zagadnienia, nie spowoduje, że dojrzałości nie osiągniesz, albo też nie zapłacisz za tę dojrzałość odpowiedniej ceny. Mądrość jednakże zainteresowana jest kwestią czasu. Mądrzy czas wykupują. Podobnie jak moje wieczne pióro jest w chwili obecnej napełnione atramentem i ręka moja może się nim posłużyć w każdej chwili, tak i przez współpracę z Panem mądrzy dają Mu do dyspozycji to, czego On pragnie - są jak gdyby podręcznymi narzędziami, gotowymi i stojącymi do Jego dyspozycji w każdej chwili.

Przyjrzyjcie się apostołowi Pawłowi. Serce jego przepełnione jest płomiennym pragnieniem usługiwania, ponieważ ujrzał on, że cel Boży dla nas związany jest ściśle z okresem "wypełnienia czasów" (Efez.1.10). On jest jednym z tych, którzy "przedtem nadzieję mieli w Chrystusie" i dawali temu wyraz poprzez odpoczywanie w zbawieniu, które w całej pełni okaże się "w przyszłych wiekach" (Efez.1.12;2,7). A co robi Paweł w świetle tego wszystkiego? On postępuje naprzód, ba, on nawet biegnie. "Ja tedy tak biegnę, nie jak na niepewne" (1Kor.9.26). "Zmierzam do celu ku nagrodzie powołania Bożego, z wysokości w Chrystusie Jezusie" (Fil.3.14).

Często bywa tak, że gdy dusze przychodzą do zrozumienia duchowych spraw i zaczynają chodzić za Panem, powstaje w sercu moim taka myśl: "Ach, gdyby byli ujrzeli tę prawdę pięć lat temu!" Czas jest bowiem tak niezmiernie krótki -nawet jeśli postępujemy do przodu. Sprawa jest pilna! Pamiętajcie bowiem, że nie chodzi tu o to, co z tego mamy. Tutaj chodzi wyłącznie o to, czego Pan potrzebuje w chwili obecnej. Pan potrzebuje dziś przygotowanych narzędzi. A dlaczego ich potrzebuje? "Bo dni są złe. Sytuacja pomiędzy chrześcijańskimi narodami jest tragiczna. Obyśmy to mogli zobaczyć!

Być może, że Pan będzie musiał zastosować w stosunku do nas drastyczne sposoby. Paweł musiał powiedzieć o sobie że jest 'płodem poronionym'. On przeszedł przez ogromne kryzysy zanim znalazł się tam, gdzie się w danym momencie znajdował - a jeszcze parł nadal do przodu. Zawsze chodzi tutaj o zagadnienie czasu. Bóg może będzie musiał dokonać czegoś w nas prędko, ścieśniając te rzeczy w krótki okres czasu - ale On musi tego dokonać. Oby oczy naszego serca zostały oświecone, abyśmy mogli wiedzieć "jaka jest nadzieja powołania Jego", a potem będziemy chodzić, nie, biec, jako ci, którzy rozumieją, "co jest wolą Pańską" (Efez.2.18;5.17). Pan zawsze miłował tych, którzy chcieli Mu służyć z całej duszy.

[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]