[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]

Rozdział 8
Odnowienie relacji między Stwórcą a stworzeniem

"Bądź wywyższony, Boże, ponad niebo, a Twoja chwała ponad całą ziemię!" (Psalm 57. 6)

Truizmem jest powiedzenie, że porządek w świecie zależy od właściwych wzajemnych stosunków. Aby osiągnąć harmonię, każda rzecz musi znaleźć się we właściwej pozycji względem innych rzeczy. W życiu ludzkim jest tak samo.

W poprzednich rozdziałach wspomniałem, że przyczyną wszystkich ludzkich nieszczęść jest całkowite zburzenie porządku i zakłócenie stosunku do Boga i innych ludzi. Bo niezależnie od tego czyni ponadto był upadek, z całą pewnością był on ogromną zmianą relacji między człowiekiem, a jego Stwórcą. Człowiek zajął inną pozycję w stosunku do Boga, niszcząc w ten sposób właściwą relację: Stwórca - stworzenie, w której to relacji spoczywa jego prawdziwe szczęście, choć on o tym nie wie. W zasadzie zbawienie jest odnowieniem właściwej zależności pomiędzy człowiekiem a jego Stwórcą, sprowadzeniem stosunku Stwórca - stworzenie do normalnego stanu.

Właściwe duchowe życie zaczyna się od całkowitej zmiany w stosunku między Bogiem i grzesznikiem. Nie jest to zmiana tylko formalno-prawna, ale świadoma i praktycznie doświadczana, mająca wpływ na całą naturę człowieka. Oczyszczenie we Krwi Jezusa umożliwia taką zmianę od strony prawnej, a praca Ducha Świętego sprawia, że ta zmiana przynosi praktyczne zadowolenie od strony emocjonalnej. Tę drugą stronę doskonale ilustruje przypowieść o synu marnotrawnym. Ściągnął on na siebie cały świat nieszczęść, wyrzekając się przysługującej mu pozycji syna wobec swego ojca. Jego powrót był jedynie przywróceniem właściwego stosunku między ojcem a synem, stosunku, który istniał od chwili narodzin syna, a tylko czasowo uległ zmianie, gdy syn zbuntował się i zgrzeszył. Przypowieść ta pomija prawne aspekty odkupienia, ale we wspaniały sposób wyjaśnia praktyczne aspekty doświadczenia zbawienia.

By określić stosunki, musimy od czegoś zacząć. Musi się gdzieś znajdować nieruchomy punkt centralny, od którego się mierzy wszystko, w którym prawo względności nie działa, i o którym możemy powiedzieć "JEST" bez żadnych "ale". Takim centralnym punktem jest Bóg. Gdy Bóg chciał objawić ludzkości Swoje Imię, nie mógł znaleźć lepszego słowa niż: "Ja Jestem"./Wyj.3.14/ Gdy Bóg mówi, używa pierwszej osoby: "Ja Jestem", a gdy my mówimy o Nim, używamy słów: "On jest", gdy mówimy do Niego, zwracamy się: "Ty jesteś". Wszyscy i wszystko jest mierzone względem tego stałego punktu: "Ja Jestem, który Jestem", mówi Bóg, "Ja się nigdy nie zmieniam"/Mal.3.6/.

Tak, jak żeglarz określa swe położenie na morzu według słońca, tak i my możemy określić naszą moralną pozycję patrząc na Boga. Musimy zacząć od Boga. Wtedy i tylko wtedy jesteśmy w porządku, gdy w stosunku do Boga zajmujemy prawidłową pozycję, natomiast nigdy nie będziemy w porządku, dopóki będziemy zajmować jakąkolwiek inną pozycję.

Większość naszych problemów jako szukających chrześcijan wywodzi się z niechęci do przyjęcia Boga takim, jakim On jest, i dostosowania naszego życia do Niego. Ciągle próbujemy Go zmienić i sprowadzić do naszych własnych wyobrażeń. Ciało skręca się, gdy słyszy nieubłagany wyrok Bożego sądu i żebrze jak Agag o odrobinę litości, o trochę ulgi dla swych cielesnych dróg./1Sam.15.32-33/ Ale bez skutku. Tylko wtedy możemy zrobić dobry początek, gdy przyjmiemy i umiłujemy Boga takim, jakim jest. W miarę, jak będziemy poznawać Go coraz lepiej, odkryjemy źródło niewysłowionej radości w fakcie, że Bóg jest tym, kim jest. Najbardziej wzniosłe chwile przeżyjemy podczas pełnego szacunku podziwiania Boga. W tych świętych momentach sama myśl, by Go zmienić, będzie zbyt bolesna i nie do zniesienia.

Zacznijmy więc od Boga. Bóg jest poza wszystkim, ponad wszystkim i przed wszystkim, pierwszy w kolejności, ponad wszystkim w zajmowanej pozycji i randze, wywyższony w dostojeństwie i czci. Jako istniejący Sam z Siebie dał życie wszystkim rzeczom, i wszystko istnieje z Niego i dla Niego. "Godzien jesteś, Panie i Boże nasz, odebrać chwałę i cześć, i moc, boś Ty stworzył wszystko, a dzięki Twej woli istniało i zostało stworzone"./Apokal.4,11/

Każda dusza należy do Boga i istnieje tylko dzięki Jego upodobaniu. Jeśli Bóg jest tym, kim jest i jeśli my jesteśmy tymi, kim jesteśmy, wówczas jedyną możliwą do pomyślenia relacją pomiędzy nami a Nim jest całkowite panowanie z Jego strony oraz całkowita uległość z naszej. Jesteśmy Mu winni całą cześć, jaką możemy oddać. Wieczny smutek będzie naszym udziałem, jeśli oddamy Mu mniej.

Szukanie Boga będzie zawierać w sobie dzieło całkowitej zmiany naszej osobowości na osobowość identyczną z Nim. Lecz nie dokonuje się to tylko teoretycznie, w sensie formalno-prawnym, ale w rzeczywistości. W tym momencie nie odnoszę tego do aktu usprawiedliwienia przez wiarę w Chrystusa. Mówię o dobrowolnym wywyższeniu Boga do należnej Mu pozycji ponad nami i pragnieniu poddania całego naszego życia, by Go chwaliło, co jest możliwe tylko wtedy, gdy istnieje właściwy stosunek między Stwórcą a stworzeniem.

Moment, w którym zdecydujemy się iść dalej z postanowieniem, by wywyższać Boga ponad wszystko, będzie dla nas momentem opuszczenia ziemskiego raju. Wówczas odkryjemy, że nie pasujemy do dróg tego świata i to odczucie będzie wzrastać w miarę postępowania świętą drogą. Przyswoimy sobie nowy punkt widzenia. Ukształtuje się w nas nowa, inna psychologia. Zacznie nas zadziwiać nowa moc napełniająca nas i wylewająca się na zewnątrz.

Bezpośrednim skutkiem zmiany naszego stosunku do Boga będzie zerwanie ze światem, ponieważ świat upadłego człowieka nie czci Boga. Wprawdzie wiele milionów ludzi nazywa się Jego imieniem i oddaje Mu jakąś odrobinę szacunku, ale nawet prosta próba pokazuje, jak naprawdę mało jest przez nich czczony. Gdy przeciętny człowiek zostanie poddany próbie odpowiedzi na pytania: Kto jest dla niego najważniejszy? Co jest dla niego najwyższą wartością? - wówczas ujawnia się, jaką naprawdę zajmuje pozycję. Jeśli tylko będzie zmuszony wybierać między Bogiem a pieniędzmi, między Bogiem a ludźmi, Bogiem a ambicjami osobistymi, Bogiem a ludzką miłością, wówczas Bóg wszędzie znajdzie się na drugim miejscu. Wszystkie te rzeczy będą wywyższone; najważniejsze. I choć może temu zaprzeczać, dowodem prawdy jest wybór, jakiego dokonuje codziennie przez całe swoje życie.

"Bądź wywyższony" - to wyraz zwycięskiego duchowego przeżycia. Jest to mały klucz otwierający drzwi prowadzące do wielkich skarbów łaski. To właśnie zajmuje centralne miejsce w życiu Bożym w człowieku. Gdy tylko szukający człowiek dojdzie do stanu, w którym wargi i życie zgodnie złączą się w nieustannym wyznawaniu: "Bądź wywyższony", wówczas od razu tysiące mniejszych problemów znajdzie swe rozwiązanie. Jego chrześcijańskie życie przestanie być czymś skomplikowanym, jak to było przedtem; stanie się proste. Decyzją swej woli taki człowiek ustawił kierunek swej drogi i na tym kierunku pozostanie jakby prowadzony przez automatycznego pilota. Jeśli jakiś przeciwny wiatr zepchnie go z trasy, z pewnością powróci na nią, jakby prowadzony tajemniczą skłonnością duszy. Ukryte siły Ducha Świętego działają na jego korzyść, a "gwiazdy z nieba" wspomagają go w walce./Sędz.5.20/ Rozwiązał centralny problem swego życia i wszystko inne musi się temu poddać.

Niech nikt nie myśli, że utraci cokolwiek z ludzkiej godności w tym dobrowolnym oddaniu swego wszystkiego Bogu. Nie poniży przez to siebie jako człowieka, raczej odnajdzie swe właściwe, pełne wielkiej godności miejsce istoty stworzonej na podobieństwo Stwórcy. Jego głęboki wstyd jest wynikiem jego moralnego zamieszania, jego nienaturalnej uzurpacji do miejsca przeznaczonego dla Boga. Udowodni swą godność, gdy odda Bogu skradziony tron. Wywyższając Boga ponad wszystko, odnajdzie swoją najwyższą godność.

Każdy, kto czuje niechęć do poddania swojej woli, powinien zapamiętać słowa Jezusa: "Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu" /Jn.8.34/ Z konieczności musimy być sługami albo Boga, albo grzechu. Grzesznik dumny jest ze swej niezależności, całkowicie nie zauważając faktu, że jest słabym niewolnikiem grzechu, który rządzi w jego członkach. Człowiek, który poddaje się Chrystusowi, zmienia okrutnego dozorcę niewolników na miłego i delikatnego Mistrza, którego jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie./Mat.11.28-30/

Stworzeni na podobieństwo Boga prawie nie zdziwimy się, gdy Bóg stanie się naszym wszystkim. Bóg był naszym pierwotnym środowiskiem i nasze serca nie mogą się czuć inaczej, niż jak w domu, gdy znowu wejdą do tego dawnego i cudownego miejsca.

Mam nadzieję, że w Bożym domaganiu się najwyższego miejsca dla Siebie tkwi jasna logika. To miejsce należy do Niego według wszelkiego prawa na ziemi i niebie. Gdy my zajmujemy Jego miejsce dla siebie, cały bieg naszego życia rozpada się. Nic nie może przywrócić i nie przywróci porządku, dopóki nasze serca nie podejmą tej wielkiej decyzji: Bóg ma być wywyższony ponad wszystko.

"Tych bowiem, którzy Mnie szanują i Ja szanuję" /1Sam.2.30/, powiedział kiedyś Bóg do kapłana Izraela, i to pradawne prawo Królestwa nie zmieniło się do dzisiaj, choć minęło dużo czasu i nastąpiło wiele zmian. Cała Biblia i każda karta historii potwierdza ciągłe trwanie tego prawa. "Jeśli kto Mi służy, uczci go mój Ojciec" /Jn.12.26/ - powiedział nasz Pan Jezus łącząc stare z nowym i objawiając zasadniczą jednolitość Swego postępowania wobec ludzi.

Czasami najlepszym sposobem, by jakąś rzecz zobaczyć, jest spojrzenie na jej przeciwieństwo. Heli i jego synowie będą kapłanami pod warunkiem, że będą czcić Boga w swym życiu i służbie. Nie czynią tego jednak i Bóg posyła Samuela, aby oznajmić im konsekwencje takiego postępowania. Nieznane Heliemu prawo wzajemnego oddawania sobie czci działało cały czas w ukryciu, a teraz nadszedł moment, by przyszedł sąd. Chofni i Pinchas, zepsuci kapłani, giną w bitwie, żona Chofniego umiera przy porodzie, Izrael ucieka przed swoimi wrogami, Filistyńczycy zdobywają Arkę Bożą, a stary Heli spada z krzesła, łamie kark i umiera. Tak więc cała tragedia upadku Heliego, jest wynikiem nie oddawania Bogu czci. /1Sam.3.4/

Możemy teraz przeciwstawić temu prawie każdą postać biblijną, która szczerze próbowała uwielbić Boga w swej ziemskiej wędrówce. Popatrzmy jak Bóg przymrużał oczy na słabości i nie dostrzegał upadku, gdy wylewał Swą łaskę i ogromne błogosławieństwo na Swe sługi. Tak było z Abrahamem, Jakubem, Dawidem, Danielem, Eliaszem i wieloma innymi. Cześć szła za czcią, tak, jak zbiory idą po zasiewach. Boży ludzie w swych sercach wywyższali Boga ponad wszystko. Bóg akceptował ich zamiar i działał stosownie do niego. Nie osiągnięta doskonałość, ale święty zamiar czynił taką różnicę.

W naszym Panu Jezusie Chrystusie można zobaczyć to prawo w doskonałej prostocie. W Swym uniżonym człowieczeństwie ugiął się i z radością oddał całą chwałę Swemu Ojcu w niebie. Nie chodziło Mu o własną cześć, ale o cześć Boga, który Go posłał. "Jeżeli Ja sam siebie otaczam chwałą, chwała moja jest niczym", powiedział raz nasz Pan. "Ale jest Ojciec mój, który Mnie chwałą otacza, o którym wy mówicie: Jest naszym Bogiem." /Jn.5.31,37/ Faryzeusze pełni pychy odeszli tak daleko od tego prawa, że nie mogli zrozumieć Tego, który czcił Boga własnym kosztem, "Czczę Ojca mego, powiedział im Jezus, a wy Mnie znieważacie". /Jn.8.49/

Inną wypowiedź, bardziej kłopotliwą, Jezus sformułował w postaci pytania: "Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga?" /Jn.5.44/ .Jeżeli prawidłowo rozumiem, to Chrystus mówił tu o alarmującej prawdzie, że pragnienie uznania od ludzi sprawia, że wiara jest niemożliwa. Czy to możliwe, żeby te "intelektualne trudności", które ludzie obwiniają za swą niemożność wierzenia, były tylko zasłonami dymnymi, zakrywającymi prawdziwą przyczynę leżącą za nimi? Czy właśnie to zachłanne pragnienie czci od człowieka uczyniło ludzi faryzeuszami, a faryzeuszy pchnęło do ukrzyżowania Jezusa? Czy właśnie to jest tą ukrytą podstawą religijnego samousprawiedliwienia i pustych praktyk religijnych? Wierzę, że tak może być. Cały kurs życia zmienił się dlatego, że Bóg nie został postawiony na należnym Mu miejscu. Zamiast Boga wywyższamy siebie, a rezultatem tego jest przekleństwo.

W naszym pragnieniu podążania za Bogiem pamiętajmy zawsze, że Bóg też ma pragnienie, a jest ono skierowane do ludzi, w szczególności do tych synów ludzkich, którzy podejmą raz na zawsze decyzję, by Go wywyższać ponad wszystko. Tacy są Mu drodzy ponad wszelkie skarby ziemi lub morza. W nich znajduje Bóg scenę, gdzie może okazać Swą ogromną Miłość do nas w Chrystusie Jezusie. Z nimi może Bóg chodzić bez ukrywania się, w stosunku do nich może działać jako Bóg, taki, jaki jest.

Mówiąc w ten sposób obawiam się, że mogę przekonać czyjś umysł, zanim Bóg zwycięży jego serce. Stan, w którym Bóg zajmuje najwyższe miejsce, nie jest łatwy do osiągnięcia. Podczas, gdy wyobraźnia stara się czcić Boga, wola wlecze się z tyłu, a człowiek nie jest w stanie odkryć, jak bardzo jego serce jest podzielone. Cały człowiek musi podjąć decyzję, zanim serce będzie mogło doznać jakiegokolwiek prawdziwego zadowolenia. Bóg chce nas całych i nie spocznie, dopóki tego nie osiągnie. Żadna część Mu nie wystarczy.

Módlmy się o to gorliwie, składając siebie do stóp Boga i traktując serio to, co mówimy. Nikt, kto o to prosi szczerze, nie będzie długo czekać na okazanie Bożego przyjęcia. Bóg objawi swą chwałę przed oczami swego sługi i odda mu wszystkie skarby, ponieważ wie, że Jego chwała jest bezpieczna w tych całkowicie oddanych Mu rękach.

"O, Boże, bądź wywyższony ponad wszystko, co mam. Żaden ziemski skarb nie jest mi zbyt drogi, jeśli tylko Ty będziesz uwielbiony w mym życiu. Bądź wywyższony ponad moich przyjaciół. Zdecydowałem, że będziesz ponad nich wszystkich, nawet wówczas, gdybym miał zostać opuszczony i samotny na ziemi. Bądź wywyższony ponad me wygody, a choćby to oznaczało utratę wszelkich wygód dla ciała i niesienie ciężkiego krzyża, dotrzymam złożonego Ci dzisiaj przyrzeczenia. Bądź wywyższony ponad moją reputację. Spraw, abym pragnął podobać się tylko Tobie, nawet gdybym w rezultacie zatonął w mroku zapomnienia i moje imię zniknęło jak sen. Powstań, o Panie, i zajmij należne Tobie miejsce chwały, ponad moimi ambicjami, ponad tym, co lubię i czego nie lubię, ponad mą rodziną, moim zdrowiem, a nawet moim życiem. Pragnę umniejszać się, byś Ty wzrastał, pragnę uniżyć się, abyś Ty mógł być wyniesiony. Wjedź do mojego życia, tak jak wjechałeś do Jerozolimy na małym pokornym zwierzęciu, ośle, i spraw, bym usłyszał, jak dzieci wołają do Ciebie: Hosanna na wysokościach!"

[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]