[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]

Rozdział 1

KREW CHRYSTUSA

Czym jest normalne życie chrześcijańskie? Dobrze będzie, jeśli na wstępie nad tym pytaniem się zastanowimy. Niniejsze rozważania zostały napisane, aby udowodnić, iż jest ono czymś zupełnie odmiennym od życia przeciętnego chrześcijanina. W istocie, baczniejsze przestudiowanie Słowa Bożego - Kazania na Górze na przykład - winno spowodować zadanie sobie pytania, czy tego rodzaju życie było w ogóle udziałem kogokolwiek tutaj na ziemi, za wyjątkiem samego Syna Bożego. Ale w tymże, co dopiero wypowiedzianym zdaniu znajdujemy równocześnie i odpowiedź na nasze pytanie. Apostoł Paweł daje nam swoją definicję życia chrześcijańskiego w Liście do Galatów 2,20. Jest nią wypowiedź: "Już nie ja, lecz... Chrystus". Nie stwierdza on tutaj czegoś szczególnego lub nadzwyczajnego - jakiegoś szczególnie wysokiego poziomu chrześcijaństwa.

Wolno nam przypuszczać, że przedstawia on to, co przewidział Bóg jako coś normalnego dla chrześcijanina, co można by ująć tymi słowy: Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus. Bóg wyraźnie wskazuje w Swoim Słowie na to, że ma On tylko jedno rozwiązanie dla wszelkich ludzkich potrzeb i że znajduje się ono w Jego Synu, Panu Jezusie Chrystusie.

We wszelkich Swoich poczynaniach z nami Bóg działa poprzez usuwanie nas z drogi, a umieszczanie na nasze miejsce Chrystusa. Możemy więc mówić o dwóch zastępstwach - Syn Boży umarł zamiast nas dla wyjednania nam przebaczenia i On żyje zamiast nas dla naszego wyzwolenia spod tyranii grzechu. Bardzo nam to pomoże i zaoszczędzi pomieszania pojęć, jeśli stale będziemy mieli na uwadze tę podstawową prawdę, która pozostaje niezmiennym faktem, że Bóg na wszystkie nasze problemy odpowiada w jeden wyłącznie sposób, a mianowicie przez objawienie nam czegoś więcej z Swego Syna. Nasz podwójny problem to: grzechy i grzech.

A teraz jako punkt wyjścia dla naszych rozważań nad normalnym życiem chrześcijańskim weźmiemy ów wielki wykład tegoż życia, który znajdujemy w pierwszych ośmiu rozdziałach Listu do Rzymian. Do naszego tematu będziemy podchodzić z praktycznego i eksperymentalnego punktu widzenia. Pożyteczną rzeczą będzie, jeśli najpierw wskażemy na to, iż ta część Listu do Rzymian w sposób naturalny dzieli się na dalsze dwie części i jeśli stwierdzimy, że pomiędzy tymi dwoma częściami zachodzą bardzo wyraźne różnice tematyczne.

Osiem pierwszych rozdziałów Listu do Rzymian stanowi zwartą całość. Pierwsze cztery i pół rozdziału, od l,l do 5,11 - stanowią pierwszą połowę tej całości, a dalsze trzy i pół rozdziału, od 5,12 da 8,39 - drugą połowę. Uważne czytanie doprowadzi nas na pewno do wniosku, że tematyka tych dwóch części nie jest jednakowa. Na przykład w pierwszej zauważymy, że przeważa słowo "grzechy" - w liczbie mnogiej, podczas gdy w drugiej zachodzi zmiana: podczas gdy słowo "grzechy" nie występuje bodaj ani razu, to zostaje użyte tam raz po raz sławo "grzech" i jest ono głównym tematem rozważań. Dlaczego tak jest?

Jest tak dlatego, gdyż pierwsza część dotyczy grzechów, które ja popełniłem wobec Boga, których jest wiele i które można by wyliczyć, podczas gdy druga część mówi nam o grzechu jako o pewnym potencjale, który jest czynny we mnie. Czy popełniam więcej czy mniej grzechów - to przyczyną ich popełniania jest zawsze ów potencjał grzechu. Potrzebuję więc odpuszczenia mych grzechów, ale potrzebuję też i wyzwolenia z mocy grzechu. Ta pierwsza rzecz dotyczy mego sumienia, zaś druga - mego życia. Mogę bowiem otrzymać przebaczenie wszystkich moich grzechów, a jednak nie mieć trwałego pokoju serca, a to z powodu grzechu, który we mnie tkwi.

Gdy światło Boże zaświeciło w moim sercu po raz pierwszy, moim jedynym błaganiem było, aby grzechy moje zostały mi przebaczane, gdyż uświadomiłem sobie, że popełniłem przed obliczem Bożym wiele grzechów; skoro jednak otrzymałem przebaczenie grzechów, robię nowe odkrycie, a mianowicie odkrywam "grzech" i zaczynam sobie zdawać sprawę z tego, że nie tylko popełniłem grzechy przed obliczem Bożym, lecz że jest również coś nie w porządku we mnie samym. Stwierdzam, że mam naturę grzesznika. Znajduję w sobie wewnętrzną skłonność do grzechu, moc, która mnie ciągnie do grzechu. Gdy ta moc się wyzwala - popełniam grzechy. Mogę prosić o odpuszczenie grzechów i otrzymać je, lecz potem znowu grzeszę. A tak życie płynie w tym kole grzeszenia, uzyskiwania przebaczenia i ponownego grzeszenia. Choć odczuwam wielką wdzięczność za ten błogosławiony fakt Bożego przebaczenia, to jednak pragnę czegoś więcej: pragnę wyzwolenia spod tyranii grzechu. Potrzebuję przebaczenia tego, co popełniłem, ale potrzebuję również wyzwolenia od tego, czym jestem.

Bóg ma tutaj dwa środki: Krew i Krzyż.

Tak więc w pierwszych ośmiu rozdziałach Listu do Rzymian przedstawiane są dwa aspekty zbawienia: pierwszy to odpuszczenie naszych grzechów, a drugi ta uwolnienie od grzechu. Mając to na uwadze, musimy jeszcze zwrócić uwagę na dalsze różnice.

W pierwszej części tych ośmiu rozdziałów, dwukrotnie znajdujemy wzmiankę o krwi Pana Jezusa, a mianowicie w rozdziale 3,25 oraz w rozdziale 5,9. Zaś w drugiej części zostaje nam przedstawiana zupełnie nowa myśl: w rozdziale 6,6 jest bowiem powiedziane, iż zastaliśmy z Chrystusem "ukrzyżowani". Rozważania pierwszej części koncentrują się wokół tego aspektu dzieła Pana Jezusa, który przedstawia "Krew" przelana dla naszego usprawiedliwienia, ku "odpuszczeniu grzechów". Tej terminologii nie znajdziemy jednakowoż już w drugiej części, gdyż ta koncentruje się wokół innego aspektu dzieła naszego Pana, którym jest "Krzyż", albo innymi sławy - nasze połączenie z Chrystusem w Jego śmierci, pogrzebie i zmartwychwstaniu.

Zwrócenie uwagi na tę różnicę jest rzeczą nader ważną. Zobaczymy bowiem, iż Krew ma do czynienia z tym, co myśmy zrobili, podczas gdy Krzyż ma do czynienia z tym, czym jesteśmy. Krew usuwa nasze grzechy, podczas gdy Krzyż uderza w sam korzeń naszego potencjału grzeszności, który tu nazwany jest “grzechem”. Ten drugi aspekt będzie tematem naszych rozważań w dalszych rozdziałach.

PROBLEM NASZYCH GRZECHÓW

Zaczynamy więc od bezcennej krwi Pana Jezusa i jej ogromnego znaczenia dla oczyszczania nas z grzechów i dla usprawiedliwiania nas przed obliczem Bożym. Tę prawdę przedstawiają następujące wersety:

"Wszyscy zgrzeszyli " (Rzym. 3,23).

"Lecz dowodzi Bóg miłości Swojej ku nam, że kiedyśmy jeszcze byli grzesznymi, Chrystus za nas umarł. Tym bardziej więc będąc teraz usprawiedliwieni krwią Tego, będziemy zachowani przezeń od gniewu" (Rzym. 5,8.9).

"I bywają usprawiedliwieni darmo z łaski Jego przez odkupienie w Chrystusie Jezusie, którego Bóg wystawił jako ofiarę przebłagania we krwi Jego przez wiarę, dla okazania sprawiedliwości Swojej przez odpuszczenie grzechów przedtem popełnionych w cierpliwości Bożej, dla okazania sprawiedliwości Swojej w teraźniejszym czasie, na to, aby był i sprawiedliwym i usprawiedliwiającym tego, który jest z wiary w Jezusa" (Rzym. 3,24-26).

Będziemy mieli możliwość w późniejszych etapach naszych rozważań dokładnie przyjrzeć się istocie upadku człowieka i drodze do uzdrowienia. W tej chwili chcielibyśmy sobie tylko przypomnieć, że gdy pojawił się grzech, to znalazł on wyraz w nieposłuszeństwie wobec Boga (Rzym.5,19). Musimy też pamiętać, że ilekroć nieposłuszeństwo ma miejsce, tylekroć natychmiast w ślad za nim idzie poczucie winy.

Grzech wchodzi na widownię jako nieposłuszeństwo, aby przede wszystkim spowodować rozdział między Bogiem i człowiekiem, w wyniku czego człowiek zostaje przez Boga odrzucony. Bóg bowiem nie może mieć z nim więcej społeczności, skoro zaistniało coś, co przeszkadza, a rzecz tę w Słowie Bożym powszechnie nazywa się "grzechem". A więc przede wszystkim Sam Bóg mówi, "wszyscy są pod grzechem" (Rzym.3,9). Po drugie tenże grzech stanowi w samym człowieku jak gdyby barierę, uniemożliwiającą mu społeczność z Bogiem i powoduje, że w człowieku powstaje poczucie winy i oddalenia się od Boga; wreszcie sprawuje też i to, że człowiek staje się wobec Boga obcym. Tak więc człowiek sam, przy pomocy obudzonego sumienia przyznaje: "zgrzeszyłem" (Łuk.15,18). Ale to jeszcze nie wszystko; grzech daje bowiem podstawę szatanowi, aby nas oskarżał przed Bogiem, a nasze poczucie winy daje mu podstawę do oskarżania nas również i wobec nas samych - w naszych sercach. Tak więc - po trzecie - jest to “potwarca braci naszych”. (Obj.12,10), który teraz mówi, "zgrzeszyliście".

Aby nas zatem odkupić i przywieść z powrotem do osiągnięcia celu przeznaczonego nam przez Boga, Pan Jezus musiał uczynić coś w sprawie tych trzech zagadnień: grzechu, poczucia winy i oskarżania nas przez szatana. Najpierw trzeba było usunąć nasze grzechy, a to dokonane zostało dzięki bezcennej krwi Chrystusa, trzeba też było zaradzić naszemu poczuciu winy i dać odpocznienie naszemu niespokojnemu sumieniu - a to dzieje się przez wskazanie nam na ogromną wartość tej Krwi. Wreszcie trzeba odeprzeć atak wroga i jego oskarżenia. Słowo Boże wskazuje na to, iż krew Chrystusa skutecznie działa w tych trzech kierunkach, a mianowicie i wobec Boga, i wobec człowieka, i wreszcie wobec szatana.

Musimy zatem koniecznie uświadomić sobie bezcenność tej Krwi, gdyż to jest pierwszym koniecznym i zasadniczym warunkiem, abyśmy mogli posunąć się naprzód. Musimy więc przede wszystkim posiadać tę podstawową świadomość śmierci Pana Jezusa na krzyżu, poniesionej w zastępstwie nas samych oraz jasne zrozumienie wystarczalności Jego krwi dla obmycia naszych grzechów - gdyż inaczej nie można by o nas powiedzieć, iż rozpoczęliśmy kroczyć Bożą drogą normalnego chrześcijańskiego życia. Przypatrzmy się więc tym trzem sprawom jeszcze nieco dokładniej.

NA KREW PATRZY PRZEDE WSZYSTKIM BÓG

Krew jest okupem i ma do czynienia w pierwszym rzędzie z naszym stanowiskiem przed obliczem Bożym. Potrzebujemy odpuszczenia popełnionych przez nas grzechów, w przeciwnym bowiem razie musielibyśmy stanąć przed sądem; a grzechy nasze są nam odpuszczone nie dlatego, że Bóg je zbagatelizował, ale dlatego, że Bóg widzi Krew: Krew ta zatem na pierwszym miejscu nie jest dla nas, lecz dla Boga. Jak ogromną wartość Krew ta posiada zrozumiemy dopiero wtedy, gdy jako miernik przyjmiemy ocenę, stosowaną wobec niej przez Boga: dla Boga jest ona wprost bezcenna! Tylko wtedy, gdy Duch Święty objawi mi, jak Bóg ocenia krew Chrystusa, mogę uświadomić sobie doniosłość tej prawdy i stwierdzić jak bardzo cenną dla mnie osobiście jest ta Krew. Niemniej pierwszym celem dla którego Krew ta została przelana jest zadośćuczynienie wymaganiom Boga. Przez cały Stary i Nowy Testament sławo "krew" użyte jest w związku z pojęciem okupu - jest o tym mowa może przeszło sto razy - i za każdym razem krew jest tą rzeczą, którą musiało się ukazać Bogu.

W starotestamentowym kalendarzu jest pewien dzień, który ma szczególne znaczenie w odniesieniu do naszych grzechów, a jest nim Dzień Oczyszczenia. Nic nie wyjaśnia nam zagadnienia grzechu tak jasno, jak opis tego dnia. W szesnastym rozdziale Trzeciej Księgi Mojżeszowej czytamy, że w Dniu Oczyszczenia była brana krew ofiary za grzech i wnoszona do Najświętszego Miejsca, gdzie nią kropiono przed Panem siedem razy. Musimy sobie jasno zdawać sprawę z tego, że w tym dniu ofiara za grzech była ofiarowana publicznie w sieni przybytku. Wszystko co się tam działo czynione było na oczach całego ludu. Pan jednakowoż rozkazał, aby żaden człowiek poza najwyższym kapłanem nie wchodził do samego przybytku. To on sam tylko wchodził do Najświętszego Miejsca z krwią ofiary w ręku, którą to krwią następnie kropił tam, sprawując symbolicznie oczyszczenie - okup za grzechy, przed Panem. A dlaczego tak było? Ponieważ najwyższy kapłan był przykładem, cieniem Pana Jezusa, w Jego pracy odkupicielskiej (Żyd.9,11.12), a więc obrazowo - on wykonywał tę pracę. Nikt poza nim nie śmiał zbliżyć się nawet z zamiarem wejścia. Co więcej, wejście jego tam związane było z jednym tylko aktem, a mianowicie z okazaniem Bogu krwi, jako czegoś co On raczył przyjąć, jako czegoś, co miało by sprawić zadośćuczynienie Jego żądaniom. Rzecz ta działa się wyłącznie między najwyższym kapłanem i Bogiem, w Miejscu Najświętszym, z dala od oczu tych wszystkich, dla których miała stąd popłynąć korzyść. Wymagał tego Pan. Krew czyni więc na pierwszym miejscu zadość Jego żądaniom.

Wcześniej jeszcze znajdujemy w 2Mojż.12,3 opis wylania krwi baranka wielkanocnego w Egipcie, jako okupu za Izraela. To, uważam, jest jednym z najlepszych starotestamentowych przykładów naszego odkupienia. Krwią zostały pokropione oba podwoje i nadprożnik domu, podczas gdy mięso pieczonego baranka spożywano wewnątrz domu. Bóg zaś rzekł: "Ujrzawszy krew, minę was." Tutaj mamy dalszy dowód, że krew miała być pokazana nie człowiekowi, lecz Bogu, gdyż pokrapiano nią podwoje i nadprożnik, gdzie jej ci, którzy ucztowali wewnątrz domu, widzieć nie mogli.

BÓG ZASPOKOJONY

Boża świętość, zarówno jak i Boża sprawiedliwość domagają się tego, aby za człowieka został złożony okup w postaci niewinnego, bezgrzesznego życia. Życie jest we krwi, wobec czego za mnie, za moje grzechy, wylaną musiała być krew. Sam Bóg żąda aby tak było. Bóg żąda, aby w celu zadośćuczynienia Jego sprawiedliwości została Mu pokazana Krew. On właśnie powiedział: “ujrzawszy krew, minę was!” Krew Chrystusa jest tym całkowitym zadośćuczynieniem dla Boga.

A teraz chciałbym zwrócić się z kilku słowami do moich młodszych braci w Panu, gdyż w związku z tym często miewamy trudności. Gdy jeszcze byliśmy niewierzącymi, byliśmy może całkiem spokojni w naszym sumieniu, dopóki Słowo Boże nie rozpoczęło go w nas budzić. Nasze sumienie było martwe, z całą pewnością martwe dla Boga i nie przedstawiające dla Niego żadnej wartości. Ale później, gdy uwierzyliśmy, nasze sumienie, obudziwszy się, mogło stać się boleśnie wprost uwrażliwione, a to mogło stać się poważnym problemem. Poczucie grzechu i winy maże stać się bowiem tak ogromne, że niemal nas paraliżuje - poprzez odwrócenie naszych oczu od prawdziwej skuteczności Krwi. Wydaje nam się wtedy, że grzechy nasze są straszliwe, a jakiś szczególny grzech może prześladować nas do tego stopnia, że wreszcie dochodzimy do stanu, w którym ogrom naszych grzechów zdaje się przerastać znaczenie krwi Chrystusa.

Cała trudność polega na tym, że my sami usiłujemy odczuć wartość tej Krwi, że staramy się ocenić jej wartość dla nas w sposób subiektywny. A tego właśnie dokonać nie możemy; to się dzieje inaczej. Krew tę widzieć musi najpierw Bóg, następnie dopiero my musimy przyjąć jej ocenę - tak jak Bóg nam ją podaje w Swoim Słowie, a dopiero gdy to uczynimy, znajdziemy naszą własną, trafną ocenę wartości tej Krwi. Gdy zamiast postępować w ten sposób, usiłujemy do oceny tej dość drogą naszych uczuć - nie dochodzimy do niczego. Pozostajemy w ciemności. Tak jest, to jest sprawa zaufania Słowu Bożemu. Musimy wierzyć, iż Krew ma dla Boga wartość najwyższą, ponieważ On Sam tak powiada (1Ptr.1,18.19). Jeśli Bóg może przyjąć Krew jako zapłatę za nasze grzechy i jako cenę naszego okupu, to możemy być najzupełniej pewni, iż dług nasz został zapłacony. Jeśli Bóg oświadczył, że ta Krew wystarczy dla zadośćuczynienia Jego żądaniom, to musi Mu ona być ogromnie zacną. Nasza ocena zaś powinna odpowiadać wyłącznie Jego ocenie - ani nie powinna być wyższa, ani niższa. Nie maże oczywiście być wyższa, ale nie śmie też być niższa. Pamiętajmy, że Pan jest święty i że święty i sprawiedliwy Bóg ma prawo powiedzieć, że krew Jego Syna jest zacna w Jego oczach i że w pełni zadość uczyniła Jego wymaganiom.

KREW A PRAWO PRZYSTĘPU DANE WIERZĄCEMU

Krew zadość uczyniła Bogu, a więc powinna i nam wystarczyć. Ma ona zatem drugi jeszcze walor, który objawia się w stosunku do człowieka, a polega na tym, iż oczyszcza ona nasze sumienie. Gdy czytamy List do Żydów, dowiadujemy się, iż rzeczywiście czyni to Krew. Winniśmy mieć "oczyszczane serca od sumienia złego" (Żyd. 10,22).

To jest sprawa ogromnej wagi. Przyjrzyjmy się uważnie temu, co tutaj jest napisane. Autor nie mówi, iż krew Pana Jezusa oczyszcza nasze serca i na tym koniec. Jesteśmy w błędzie, jeśli uważamy, że taki związek zachodzi pomiędzy Krwią a naszym sercem. Byłoby to na przykład dowodem niewłaściwego zrozumienia sfery działania Krwi, gdyby ktoś tak się modlił: "Panie, oczyść moje serce z grzechu Twoją krwią". Bóg o naszym sercu mówi, iż jest "najprzewrotniejsze" (Jer.17,9), a zatem musi On uczynić coś bardziej radykalnego jak tylko je oczyścić - On musi dać nam nowe serce.

Wszak nie mamy zwyczaju prać i prasować odzieży, którą mamy zamiar wyrzucić. Jak za chwilę zobaczymy, ciało jest zbyt zepsute, by je można było oczyścić; ono musi być ukrzyżowane. Dzieło Boże w nas musi polegać na czymś całkowicie nowym. "I dam wam serce nowe, a ducha nowego dam wam do wnętrzności waszych" (Ezech.36,26).

Nie - tego w Biblii nigdzie nie znajduję, aby Krew oczyszczała nasze serca. Jej działanie zupełnie nie jest natury subiektywnej w tym sensie, lecz natury całkowicie obiektywnej - przed Bogiem. A chociaż w tym urywku Listu do Żydów r. 10 jest wzmianka o Krwi, jako mającej moc oczyszczenia, i to w odniesieniu do serca, to jednak te słowa dotyczą naszego sumienia. "Mając serca oczyszczone od sumienia złego". Cóż więc to znaczy?

Znaczy to, iż pomiędzy mną a Bogiem istniała jakaś przeszkoda, wskutek czego miałem nieczyste sumienie, ilekroć usiłowałem przybliżyć się do Niego. Przypominało mi ono ustawicznie tę barierę, która odgradzała mnie od Boga. Ale teraz, dzięki działaniu najświętszej Krwi, przed Bogiem dokonało się coś nowego, co usunęło tę barierę odgradzającą nas od Boga, a Bóg o fakcie tym powiadomił nas w Swoim Słowie. Z chwilą, gdy przyjąłem to wiarą, sumienie moje natychmiast zostało oczyszczone, a poczucie winy zniknęło, tak że w stosunku do Boga nie mam już wyrzutów sumienia.

Każdy z nas dobrze wie, jak ważną rzeczą jest wolność od wyrzutów sumienia, gdy mamy do czynienia z Bogiem. Wierzące serce i sumienie wolne od jakichkolwiek wyrzutów - oto dwie rzeczy, których bardzo potrzebujemy, a potrzebne nam są one obie równocześnie, gdyż są od siebie uzależnione: Z chwilą, gdy w naszym sumieniu odczuwamy jakiś niepokój, nasza wiara niejako wycieka, natychmiast też uświadamiamy sobie, iż nie możemy spojrzeć Bogu w oczy. Aby więc móc ustawicznie chodzić z Bogiem, musimy znać tę na każdy dzień nawą wartość Jezusowej krwi. Bóg prowadzi Swoją księgowość na bieżąco, a tak Krew czyni nas bliskimi Mu codziennie, każdej godziny, ba, każdej minuty. Nie traci ona nigdy swej skuteczności jako podstawa dla naszego zbliżania się da Boga, jeśli tylko będziemy jej się trzymali wiarą. Czyż nie dzięki tej Krwi tylko, odważamy się wchodzić do Najświętszego Miejsca?

Chciałbym zadać sobie jednak teraz pytanie, czy szukam drogi wejścia przed oblicze Boże przez Krew, czy też przez coś innego? Co mam na myśli, jeśli mówię "przez Krew"? Oznacza to po prostu, iż uświadamiam sobie, że popełniłem grzechy, że wyznaję moją potrzebę oczyszczenia i odkupienia, i że przychodzę do Boga wyłącznie na podstawie dokonanego dzieła Pana Jezusa. Zbliżam się do Boga wyłącznie na podstawie Jego zasługi, a nigdy na podstawie mych własnych osiągnięć; nigdy dlatego, na przykład, że byłem szczególnie uprzejmy lub cierpliwy w dniu dzisiejszym, albo że coś zrobiłem dla Pana dziś rano. Za każdym razem muszę się zbliżyć drogą Krwi. Często nasuwają nam się odnośnie zbliżenia się do Boga takie myśli: Ponieważ Bóg pracował nad nami, ponieważ przedsięwziął pewne kroki, abym nam więcej objawić Samego Siebie i dał nam pojąć głębiej znaczenie Krzyża - to w wyniku tego żąda od nas życia na wyższym poziomie i że tylko dzięki osiąganiu tego możemy mieć wobec Niego czyste sumienie. Nie! Czyste sumienie nigdy nie może bazować na naszych osiągnięciach, ale musi bazować wyłącznie na dziele Pana Jezusa, na wylaniu Jego krwi. Może się mylę, ale wyraźnie to odczuwam, że niektórzy z nas myślą w taki sposób: "Dziś byłem odrobinę ostrożniejszy; dziś zachowywałem się nieco lepiej; dziś rano czytałem Słowo Boże gorętszym sercem - a więc dziś będę mógł się modlić lepiej!" . Albo kiedy indziej: "Dziś miałem trudności z rodziną; rozpocząłem ten dzień w dosyć ponurym nastroju i byłem nerwowy, nie czuję się zbyt radośnie, wydaje mi się jak gdybym nie był całkiem w porządku - dlatego nie mogę zbliżyć się do Boga". Cóż więc, koniec końcem, jest podstawą twego zbliżania się do Boga? Czy zbliżasz się do Niego na niepewnej podstawie twojego uczucia, czy też dlatego, że coś dla Boga uczyniłeś w dniu dzisiejszym lub też twoje zbliżanie się jest oparte na czymś nieskończenie bardziej zaufania godnym, a mianowicie na fakcie, że została przelana Krew, i że Bóg patrzy na tę Krew i wymaganiom Jego stało się zadość? Oczywiście, gdyby istniała możliwość, aby znaczenie tej Krwi miało ulec jakiejś zmianie, wówczas podstawą naszego przybliżania się do Boga mogłaby być mniej godna zaufania. Ale wartość tej Krwi dotąd się nie zmieniła, ani też nigdy się nie zmieni! Dlatego też przystępujemy śmiało do Boga, a śmiałość ta staje się udziałem naszym nie dzięki osobistym osiągnięciom, lecz wyłącznie dzięki tej Krwi. Chociażby twoje osiągnięcia w dniu dzisiejszym, czy wczoraj, czy też przedwczoraj, były nie wiem jak wielkie, to jednak z chwilą, gdy świadomie pragniesz wejść do Miejsca Najświętszego, musisz natychmiast oprzeć się o tę jedynie pewną podstawę - o przelaną Krew. Czy masz za sobą dobry dzień czy też zły, czy świadomie zgrzeszyłeś, czy też nie, podstawą twego przybliżania się jest zawsze to samo - krew Chrystusa. Jest ona jedyną podstawą dającą ci prawo wejść, a innej podstawy w ogóle nie ma.

Podobnie jak wiele innych etapów naszego chrześcijańskiego życia, sprawa przystępu do Boga dzieli się na dwie fazy: pierwszą jest jej zapoczątkowaniem, druga zaś jest etapem rozwojowym. Pierwsza z nich jest nam przedstawiona w Efez. 2, późniejsza zaś w Żyd. 10. Na samym początku nasz przyjazny stosunek do Boga został nam zapewniony dzięki Krwi, gdyż staliśmy się "bliskimi przez krew Chrystusową" (Efez. 2,13). Później jednak podstawą naszego zbliżenia się jest w dalszym ciągu ta Krew, jak że Apostoł tak nas napomina: "Mając tedy, bracia, śmiałość wejść do miejsca Świętego przez krew Jezusa... przystąpmy" (Żyd.10,19.22). Tak więc na samym początku staliśmy się bliskimi przez tę Krew, a w celu podtrzymania tej nowej społeczności przychodzimy za każdym razem znowu przez Krew. W żadnym wypadku nie zostaję zbawiony dzięki jednej rzeczy, a następnie w społeczności z Bogiem pozostawać miałbym dzięki innej. Powiesz może, "To jest wszystko bardzo proste; to jest przecież A.B.C. Ewangelii". Ale na tym polega właśnie kłopot z wielu spośród nas, że oddaliliśmy się od tego A.B.C. Nie którym wydaje się, że już zrobili postępy i już się z tym A.B.C. mogą rozstać. Tego wszakże nigdy czynić nie wolno. Tak - moje początkowe zbliżenie się do Boga nastąpiło dzięki Krwi, a za każdym razem, gdy Doń przychodzę jest tak samo. Tak będzie aż do samego końca: wyłączną podstawą przybliżania się do Boga jest nieprzemijająca wartość tej Krwi. To bynajmniej nie znaczy, że mamy prowadzić beztroski i lekkomyślny tryb życia - za chwilę będziemy rozważać dalszy jeszcze aspekt śmierci Chrystusa, który nam pokaże, jak dalecy winniśmy być od jakiejkolwiek lekkomyślności. Tymczasem niechaj nam jednak wystarczy Krew - ten fakt, że ona spoczęła na naszych sercach i że to wystarczy. Gdy jesteśmy słabi, przyglądanie się naszej słabości nie uczyni nas silnymi. Żadne usiłowania, aby się czuć złym i pokutowanie nie pomoże nam, aby się stać nawet i odrobinę bardziej świętobliwymi. W tym nie znajdziemy żadnej pomocy, przystąpmy tedy ze śmiałością, korzystając z mocy Krwi i mówiąc: "Panie, nie zdaję sobie w pełni sprawy z niepojętej wartości Twej Krwi, ale wiem, że Krew ta uczyniła zadość Twoim żądaniom, a więc Krew ta wystarczy mi i jedynie na nią się powołuję. Teraz rozumiem to zupełnie jasno, że nie w tym rzecz, czy naprawdę zrobiłem jakieś postępy, czy też cokolwiek osiągnąłem. Ilekroć zbliżam się do Ciebie, czynię to zawsze na podstawie bezcennej Krwi". Dopiero gdy w ten sposób do Boga się zbliżamy, sumienie nasze jest zupełnie czyste. Sumienie człowieka może być czyste tylko dzięki tej Krwi. Ona daje nam śmiałość.

"Żadnego poczucia grzechów" oto słowa mające ogromne znaczenie, które znajdujemy w Żyd.10,2. Jesteśmy oczyszczeni z wszelkiego grzechu, mażemy więc prawdziwie powtórzyć za Pawłem, "Błogosławiony mąż, któremu Pan grzechu nie poczyta" (Rzym.4,8).

PRZEZWYCIĘŻAMY POTWARCĘ

Wobec tego co powiedzieliśmy poprzednio, możemy teraz zwrócić uwagę na dalszą jeszcze właściwość krwi Chrystusa, która ma da czynienia z szatanem, a to w tym celu, aby móc się z tym wrogiem zmierzyć. Najbardziej ożywioną działalnością szatana spośród wszystkich jego poczynań strategicznych jest oskarżanie braci (Obj.12,10), i w tym właśnie sprzeciwia się nasz Pan, spełniając Swą specjalną służbę jako Arcykapłan "przez własną krew Swoją" (Żyd.9, 12).

W jaki sposób Krew daje moc nad szatanem? Dzieje się to w ten sposób, iż dzięki niej Bóg staje po stronie człowieka, a przeciwko szatanowi. Upadek człowieka w grzech spowodował zaistnienie sytuacji, w wyniku której szatan znalazł miejsce oparcia wewnątrz człowieka, a Bóg się wycofał. Obecnie człowiek znajduje się na zewnątrz Ogrodu - poza zasięgiem chwały Bożej (Rzym.3,23) - a to dlatego, że wewnętrznie stał się Bogu obcym: Dla tej przyczyny jest rzeczą niemożliwą z moralnego punktu widzenia, aby Bóg mógł stanąć w obronie człowieka. Stan ten trwa tak długo, dopóki wewnętrzna przeszkoda nie zostanie usunięta. Usuwa ją właśnie krew Chrystusa i przywraca człowieka Bogu, a Boga człowiekowi. Człowiek więc znowu znalazł się w łasce u Boga, a ponieważ odtąd Bóg stoi już po jego stronie, może więc bez lęku stanąć oko w oko z szatanem.

Czy pamiętacie ten wiersz, 1Jn.1,9: "a krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu"? Z wszelkiego, z każdego grzechu bez wyjątku! A co to oznacza? Ach, to cudowna rzecz! Bóg jest w światłości, a w miarę jak zbliżamy się do Niego, aby chodzić w tej światłości, razem z Nim, wszystko staje się jawne, Bóg wszystko widzi, a jednak Krew ma moc oczyścić nas od wszelkiego grzechu. Co za wspaniałe oczyszczenie! Nie zachodzi tutaj z twojej strony jakiś brak dokładniejszej znajomości , własnej istoty, ani też brak pełnej świadomości odnośnie mojej istoty ze strony Boga. Nie znaczy to, że ja usiłuję coś ukryć, albo że Bóg usiłuje cokolwiek przeoczyć lub pominąć. Nie. Oznacza to, że zarówno Bóg jak i ja znajdujemy się w światłości i że tam właśnie bezcenna Krew oczyszcza mnie od wszelkiego grzechu. Krew Chrystusa ma wystarczającą moc, aby tego dokonać! Niektórym spośród nas wydawało się w chwilach przygnębienia, spowodowanych słabością, iż grzechy ich są tak wielkie, że dla nich omal że nie ma przebaczenia. Ale zachowajmy w pamięci te słowa: “Krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu.” A więc od wielkich grzechów, małych grzechów, takich grzechów, które wydają się być bardzo czarne, i innych, które wydają się nie być takimi czarnymi, z grzechów, o których myślę, iż mogą być wybaczane, ale także i od tych, które wydają się być niewybaczalne - tak, od wszelkich grzechów, popełnianych świadomie lub podświadomie, grzechów, które pamiętam lub o których zapomniałem - wszystkie te grzechy objęte są słowami: ,,od wszelkiego grzechu". "Krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu" a dzieje się tak przede wszystkim dlatego, iż czyni ona zadość żądaniom Boga. Jeśli więc Bóg, który widzi wszystkie nasze grzechy objawiane światłością, może nam je odpuścić dla przelanej Krwi, jakież podstawy do oskarżania nas może jeszcze mieć szatan? Może on nas wprawdzie jeszcze oskarżać przed Bogiem, ale "jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?" (Rzym. 8,31) Bóg wskazuje mu bowiem krew Swego drogiego Syna, a jest to wystarczająca odpowiedź, przeciwko której szatan nie ma już możności wnoszenia sprzeciwu. “Któż będzie oskarżał wybranych Bożych? Bóg który usprawiedliwia. Któż potępia? Chrystus jest, który umarł, owszem i zmartwychwstał, który i na prawicy Boga jest, który i przyczynia się za nami" (Rzym.8,33.34). Tak więc znowu widzimy, że najwięcej nam potrzeba uświadomienie sobie, jak całkowicie wystarczającą jest ta zbawienna Krew. "Ale Chrystus, przyszedłszy jako Najwyższy Kapłan... przez własną krew Swoją, wszedł raz na zawsze do miejsca świętego, znalazłszy wieczne odkupienie" (Żyd.9,11.12). Odkupicielem był tylko jeden raz, natomiast Najwyższym Kapłanem i Orędownikiem jest już od blisko dwóch tysięcy lat. Znajduje się On tam, przed obliczem Bożym i jest "ubłaganiem za grzechy nasze" (1Jn.2,1.2). Zwróćcie uwagę na słowa zapisane w Liście do Żydów 9,14: Jakże daleko więcej krew Chrystusa..." Słowa te podkreślają wystarczalność Jego zasługi. Jest ona wystarczająca dla Boga.

Jakież winno zatem być nasze ustosunkowanie się do szatana? Pytanie to jest bardzo ważne dlatego, ponieważ on oskarża nas nie tylko przed Bogiem, lecz także przed naszym własnym sumieniem. "Zgrzeszyłeś i nadal grzeszysz. jesteś słaby i Bóg nie może już mieć z tobą nic do czynienia". Oto jak on argumentuje. W takich momentach bywamy kuszeni, aby zaglądnąć do wnętrza nas samych i starać się znaleźć tam coś, co mogłoby nam służyć do obrony - czy to jakieś uczucia, czy też coś w naszym zachowaniu się, co dałoby nam podstawę do stwierdzenia, iż szatan jest w błędzie. Bywa też wręcz przeciwnie: kiedy skłonni jesteśmy raczej przyznać się do zupełnej bezradności i przechodząc do drugiej skrajności, poddajemy się depresji i rozpaczy. W ten sposób oskarżenie staje się największym i najskuteczniejszym orężem szatana. Wskazuje on nam nasze grzechy i usiłuje oskarżać nas z ich tytułu przed Bogiem, a jeśli tylko jego oskarżenia przyjmujemy, zaczynamy tonąć.

Przyczyną tak prędkiego przyjmowania jego oskarżeń jest fakt, iż wciąż jeszcze mamy nadzieję, że w pewnej mierze jednak posiadamy jakąś własną sprawiedliwość. Ale podstawy dla naszych nadziei są fałszywe. Szatanowi udała się nakłonić nas do popatrzenia w niewłaściwym kierunku i w ten sposób odnosi zwycięstwo, co powoduje, iż stajemy się bezużyteczni.

Jeśli natomiast nauczyliśmy się nie pokładać zaufania w ciele, wówczas nie zadziwi nas fakt popełnienia przez nas grzechu, skoro właśnie grzeszenie jest rzeczą naturalną dla ciała. Czy rozumiecie co mam na myśli? To, że mamy wciąż jeszcze jakąś nadzieję w samych sobie pochodzi stąd, że nie uświadomiliśmy sobie jeszcze w pełni prawdy odnośnie do naszej natury i faktu jak bardzo jesteśmy bezradni, a rezultatem tego jest zbliżanie się do nas szatana w charakterze oskarżyciela, czemu się poddajemy.

Bóg doskonale umie Sobie radzić z naszymi grzechami; nie może On jednak wykonywać tego dzieła nad człowiekiem pozostającym pod oskarżeniem, ponieważ taki człowiek nie ufa Krwi. Choć Krew ta przemawia na jego korzyść, on zamiast ufać w jej moc, raczej słucha tego, co mówi szatan. Chrystus jest naszym Obrońcą, lecz my, oskarżeni, stajemy po stronie oskarżyciela. Nie uświadomiliśmy sobie tego faktu, że wyłącznie Bóg ma możność odparcia oskarżeń onego potwarcy i że On to już uczynił przez bezcenną krew Chrystusa. Nasze zbawienie polega więc na patrzeniu wyłącznie na Pana Jezusa i na uświadomieniu sobie, że krew Baranka umożliwiła wyjście z sytuacji stworzonej przez nasze grzechy. To jedynie stanowi fundament, na którym możemy stanąć bezpiecznie. Nie powinniśmy więc nigdy usiłować odpowiedzieć szatanowi powoływaniem się na nasze dobre sprawowanie się, lecz zawsze i wyłącznie poprzez powoływanie się na tę Krew. To prawda, że jesteśmy pełni grzechu, lecz - chwała Bogu! Krew Pana Jezusa oczyszcza nas od wszelkiego grzechu. Bóg patrzy na Krew, przez którą Jego Syn unicestwił wszelkie ciążące na nas przewinienia, wobec czego szatan nie ma więcej podstawy do atakowania nas. Tylko nasza wiara w bezcenną Krew i nasza stanowczość w pozostawaniu na tym stanowisku może zmusić go do zaprzestania oskarżania nas, a wreszcie i do ucieczki (Rzym.8,33.34). Tak będzie aż do samego końca (Obj.12,11). Ach, jakimże wyswobodzeniem spod wpływów szatana byłoby pełniejsze zrozumienie jak ogromną cenę posiada w oczach Bożych krew Jego drogiego Syna!

[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]