[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]

Potrzeba i warunki ożywienia

Gdziekolwiek spotkają się dziś chrześcijanie, z pewnością można usłyszeć jedno, stale powtarzane słowo: ożywienie. W kazaniach, pieśniach i modlitwach wciąż przypominany Panu i sobie nawzajem, że tym, czego potrzebujemy dla rozwiązania naszych wszystkich duchowych problemów, jest "potężne, jak dawniej, ożywienie". Także prasa religijna w większości doszła do wniosku, że ożywienie jest wielką potrzebą chwili, i ten, kto byłby w stanie przedstawić rozprawę o ożywieniu, może być pewny, że znajdzie wielu wydawców gotowych ją opublikować.

Tak silny jest pęd ku ożywieniu, że nieomal nikt nie ma dosyć odwagi, by się temu oprzeć. Religia, tak jak filozofia, polityka lub kobiece stroje, ma swoje mody. Wiemy z historii, że największe religie świata miały okresy wzlotów i upadków, i wzloty te są wprost nazywane przez kronikarzy ożywieniem.

Nie zapominajmy, iż w wielu krajach islam przeżywa teraz ożywienie, że ostatnie raporty z Japonii donoszą, że po krótkim okresie załamania, który nastąpił po II wojnie światowej, szyntoizm przeżywa teraz godny uwagi rozwój. W naszym kraju zarówno wyznanie rzymsko-katolickie jak i liberalny protestantyzm rozwijają się w takim tempie, że słowo "ożywienie" jest niemal konieczne, aby oddać istotę zjawiska. Dzieje się to bez widocznego podnoszenia się poziomu moralnego wyznawców.

Religia, nawet popularne chrześcijaństwo, może przeżywać gwałtowny rozwój całkowicie pozbawiony przeobrażającej siły Ducha Świętego, a wówczas pozostawia przyszłemu pokoleniu Kościół gorszy niż byłby, gdyby rozwój ów w ogóle nie miał miejsca. Wierzę, iż konieczną potrzebą dnia dzisiejszego nie jest proste ożywienie, ale radykalna odnowa, która sięgnie korzeni naszych moralnych i duchowych dolegliwości, zajmie się raczej przyczynami niż skutkami, bardziej samą chorobą niż jej symptomami.

Jestem głęboko przekonany, że w obecnych warunkach w ogóle nie chcemy ożywienia. Samo wielkie ożywienie chrześcijaństwa takiego, jakie znamy w Ameryce dzisiaj, mogłoby okazać się moralną tragedią, której odrobić nie można by było nawet w ciągu stulecia.

W przeciągu ostatnich 20 lat miało miejsce zepsucie religijne, trudno porównywalne z czymś od czasu, kiedy Izrael czcił złotego cielca. Można słusznie powiedzieć o nas, chrześcijanach biblijnych, że "usiedliśmy, aby jeść i pić, i wstaliśmy, aby się bawić". Linia podziału pomiędzy Kościołem a światem została całkowicie zatarta. Oprócz kilku najgrubszych grzechów, grzechy nieodrodzonego świata są teraz tolerowane i gorliwie kopiowane przez zastraszającą liczbę chrześcijan, którzy wyznają, że są narodzeni na nowo. Młodzi chrześcijanie przyjmują jako swoje wzorce ludzi światowych najordynarniejszego rodzaju i usiłują naśladować ich i upodobnić się do nich możliwie dokładnie. Przywódcy religijni przyjęli technikę ekspertów od reklamy. Przechwalanie się, wabienie obietnicami i bezwstydne przesadzanie są teraz praktykowane jako normalne metody pracy kościelnej. Klimat moralny nie jest klimatem nowotestamentowym, lecz klimatem z Hollywood i z Broadwayu.

Chrześcijanie ewangeliczni w większości już nie inicjują. Oni imitują, a ich modelem jest świat. Święta wiara naszych ojców na wielu miejscach stała się formą rozrywki, zaś przerażającą rzeczą jest to, że masy były tym karmione przede wszystkim od góry.

Nuta protestu, która zabrzmiała na początku Nowego Testamentu, i która zawsze słyszana była najgłośniej wtedy, gdy Kościół był silny i zdrowy, została z powodzeniem zmuszona do milczenia. Element radykalny w świadectwie i w życiu, który dawniej powodował, że chrześcijanie byli znienawidzeni przez świat, został przez współczesne chrześcijaństwo ewangeliczne zagubiony. Chrześcijanie byli kiedyś rewolucjonistami - moralnymi, nie politycznymi - lecz utraciliśmy nasz rewolucyjny charakter. Być chrześcijaninem nie jest już teraz ani niebezpieczne, ani kosztowne. Łaska stała się nie dostępna, lecz tania. Trudzimy się obecnie, aby udowodnić ludziom tego świata, że mogą oni mieć wszystkie dobrodziejstwa ewangelii bez jakichkolwiek nieprzyjemności związanych z naruszeniem ich zwyczajowego sposobu życia. Mówimy jakby: "wszystko możecie mieć, a niebo na dodatek".

Ten opis współczesnego chrześcijaństwa, chociaż nie dotyczy wszystkich, jest jednak prawdziwy, gdy chodzi o przygniatającą większość dzisiejszych chrześcijan. Z tej przyczyny jest rzeczą bezużyteczną, aby wielkie zgromadzenia wierzących spędzały długie godziny, błagając Boga, aby zesłał ożywienie. Jeśli nie zamierzamy dać się przeobrazić, to możemy równie dobrze przestać się modlić. Jeśli modlący się ludzie nie mają zrozumienia ani wiary, aby zmienić cały sposób życia, by dostosować go do wzorców nowotestamentowych, to nie może być prawdziwego ożywienia.

[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]