[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]

Nasze obowiązki

Wierzę, że ciąży na nas prawdziwy obowiązek duchowy, aby modlić się efektywnie dopóty, dopóki obecna zasłona nie będzie rozerwana i ludzie wierzący ponownie nie ujrzą twarzy Boga. Drugim celem naszych modlitw powinno być odnowienie duchowego życia Kościoła. Musimy wciąż modlić się, aby zaprzestał on haniebnie cudzołożyć ze światem i wrócił do swojej pierwszej miłości i swojego prawdziwego Pana. Standard jego życia został zdegenerowany, "poszedł na dno". Nic innego nie może go ocalić, jak tylko radykalna reformacja. Jedynie ci, których oczy są pomazane, mogą widzieć położenie Kościoła i ci, których serca wypełnione są Duchem Świętym, mogą skutecznie wstawiać się za nim w modlitwach. A teraz, nawet jeżeli będziemy się koncentrować na tych zasadniczo ważnych rzeczach, to wciąż istnieje wielkie niebezpieczeństwo, by prosić źle i zdobyć bardzo mało, jak również całkowicie się rozczarować. Dlaczego?

Problemem jest samolubstwo, które nigdzie nie jest tak "znakomicie" egoistyczne, jak na kolanach. Samolubstwo wykorzystał wąż w ogrodzie Eden, o samolubstwie świadczy złota sztaba w namiocie Achana. To czyni każdą modlitwę bezskuteczną, dopóki nie jest zidentyfikowane i odrzucone. Samolubstwo obraca czystą i pełnomocną modlitwę w słabą i bezskuteczną. Na przykład mogę żarliwie modlić się, aby chwała Boża objawiła się w moim pokoleniu, a całą rzecz zniszczyć tajoną nadzieją, że ja stanę się jednym z tych, przez których On ją objawi.

Mogę głośno wołać do Boga, aby Jego Kościół przywrócony był do nowotestamentowej okazałości, a po cichu marzyć, abym był tym, który go w tym poprowadzi. Wówczas blokuję pracę Ducha Świętego swoimi nieczystymi motywami. Moje skryte pragnienie, by być cząstką tej chwały, przeszkodzi Bogu w wysłuchaniu mojej modlitwy.

Samolubstwo całkiem bezwstydnie idzie za mną do ołtarza, klęka razem ze mną i niszczy moją modlitwę, zanim jest jeszcze wypowiedziana.

Możemy pragnąć, aby mury Jeruzalemu odbudowano, jak również chcieć być znanym jak Nehemiasz, który je odbudował. Możemy chcieć pokonać proroków Baala, jak również marzyć o tym, by być Eliaszem, który stoi na górze i w dramatyczny sposób ściąga ogień na oczach całego świata. Moje mocne pragnienie nowej reformacji wewnątrz Kościoła może być udaremnione przez ciche pragnienie, abym był znany jako drugi Luter.

Czy kiedykolwiek modliłeś się, aby armie Pana mogły wygrać potężną walkę przeciwko ciału i diabłu, a przyłapałeś się na tym, iż marzyłeś o jeździe w otwartym samochodzie, podczas gdy wdzięczny Kościół zainscenizuje uroczyste powitanie powracających bohaterów?

Jeżeli jesteś usługującym, czy kiedykolwiek marzyłeś o "morzu" żądnych twarzy, chciwie łowiących każde twoje słowo?

Jeżeli jesteś biznesmenem chrześcijańskim, czy kiedykolwiek pozwoliłeś błądzić swoim myślom, wyobrażając sobie potężne modlitwy o sukces w interesach, dramatyczne odpowiedzi, wspaniałe świadectwo, być może nawet książkę, która by o tym mówiła, ze swoim zdjęciem na okładce?

Jeżeli tak, to wiesz, co to znaczy być uderzonym tam, gdzie najbardziej boli; wiesz, co to znaczy być zaatakowanym, kiedy jesteś najbardziej bezbronny.

Zbyt często modlimy się za właściwymi rzeczami, lecz oczekujemy odpowiedzi, mając niewłaściwe motywy; jednym z nich jest pragnienie zdobycia reputacji wśród świętych. Długo po tym, kiedy wszelka nadzieja znalezienia się na okładce czasopisma "Time" (Czas) znikła z naszych serc, możemy wciąż żywić nie wyznane pragnienie dostania się na okładkę gazety "Christian Life" (Chrześcijańskie życie). Zatem, jeżeli świat nie doceni naszej rzetelnej wartości, zrobi to Kościół.

Skoro nie możemy cieszyć się reputacją wielkiego męża stanu, czy aktora lub piłkarza, to wówczas będziemy chcieli zdobyć reputację niezwykłego chrześcijanina. Jest to równoznaczne z pożądaniem mięsa zamiast manny, czego rezultatem może być ubóstwo naszych dusz.

[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]