[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]
Elżbieta otworzyła drzwi, aby powitać młodego krewnego przybywającego z Betlejem.
- Mam dla was pilną przesyłkę od Józefa i Marii.
- Wejdź - odparła. W tej samej chwili do izby wszedł Zachariasz z małym, trzyletnim chłopcem w ramionach.
- Mam list i paczuszkę od Józefa i Marii.
- Przeczytaj, proszę - powiedziała Elżbieta.
- Moje oczy od dawna już nie są w stanie odczytać tak drobnych liter.
Młodzieniec złamał woskową pieczęć na małym zwoju, odchrząknął i zaczął czytać:
"Dziwne rzeczy miały ostatnio miejsce w naszym życiu, wydarzenia równie niezwykłe jak te, które doprowadziły do narodzin naszego syna i waszego. Wczoraj odwiedziło nas trzech babilońskich astrologów. Potem, ostatniej nocy Józef miał sen, bardzo niepokojący. W tym śnie naszemu synowi groziło poważne niebezpieczeństwo ze strony tego potwora, Heroda. Jeszcze dziś opuszczamy Betlejem. Wybieramy się do Egiptu i pozostaniemy tam, dopóki to straszliwe niebezpieczeństwo - cokolwiek by to było - nie minie.
Ale nie tylko nasz syn jest w niebezpieczeństwie. Obawiamy się także o Jana. Być może zagrożone są wszystkie pierworodne dzieci w Judei. Elżbieto, błagamy ciebie i Zachariasza, opuśćcie natychmiast Judeę. Udajcie się, dokąd chcecie, ale najbliższą, bezpieczną kryjówkę znajdziecie na pustyni. Wraz z listem przesyłamy wam paczuszkę. Jeśli tego nie wyjaśnię, będziecie się zawsze zastanawiać, skąd biedny cieśla i jego żona mają złoto. Babilońscy astrologowie ofiarowali nam kilka darów. Wśród nich była skrzynka złotych monet. Dzielimy się nimi z wami. Proszę, w imię Boga, opuśćcie Judeę jeszcze dziś. Jutro może być za późno. Spróbujemy was znaleźć, gdy - mam nadzieję - w lepszym czasie wrócimy z Egiptu".
List był podpisany przez Józefa i Marię.
Wraz z nim młody człowiek wręczył Zachariaszowi niewielką skórzaną sakiewkę, którą ten pospiesznie otworzył. W sakiewce było kilka złotych monet. Przez chwilę nikt nie wypowiedział ani słowa.
Wreszcie Elżbieta, nie zwracając uwagi na podarunek, przerwała milczenie.
- Nie jestem zaskoczona wieściami o Herodzie. Ten wróg Boga zdolny jest to uczynić. Musimy natychmiast wyjechać.
Zachariasz ponownie zwrócił się do młodego posłańca.
- Idź i nie mów o tym nikomu. - Po tych prostych słowach młodzieniec skinął z szacunkiem głową i wyszedł.
- Masz rację, Elżbieto. Musimy natychmiast udać się na pustynię.
- Jak zdołamy tam przeżyć? Jeśli chcemy być całkowicie bezpieczni, musimy iść daleko w głąb pustyni. Czy ktoś jest w stanie tam wytrzymać?
- Elżbieto, będzie to dla nas wszystkich trudne, najoględniej mówiąc. A jednak esseńczycy jakoś tam żyją. Mają rodziny, dzieci, a nawet domy. Nasz syn przeżyje. - Tu Zachariasz cicho się roześmiał. - A może i my jakoś przetrwamy, choćby przez krótki czas.