[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]
Niczym okno otworzyły się drzwi do nowej rzeczywistości, właśnie tu, nad Jordanem. Z samego jądra istoty Boga Ojca zstąpił jego Święty Duch, tak jak gołębica, przelatująca przez otwarte drzwi, i spoczął na jednym ze słuchaczy.
Oczy Jana przepatrywały tłum; jego przenikliwy wzrok badał każdą twarz. Co to było? Nadprzyrodzone światło, pojawiające się nie wiadomo skąd, jak gołębica wyfruwająca z okna, aby spocząć na kimś z tłumu.
Uświadomił sobie, że widział coś, czego nikt inny nie mógł dostrzec. Był to znak Mesjasza. Jan zamilkł. Opanowała go jedna tylko myśl: gdzie usiadła gołębica? Kto to jest?
Szmer szeptów przebiegł przez tłum. Oczy wielu podążyły za wzrokiem Jana.
Nagle Jan zawołał:
Oto Baranek Boży!
- Ja jestem niczym. On jest wszystkim. Nie patrzcie więcej na mnie. Spójrzcie na niego. Co do mnie, nie jestem godzien nawet schylić się i rozwiązać rzemyka u sandałów tego człowieka.
Ojciec zdawał się przyznawać mu słuszność. Stojąc w drzwiach oddzielających od siebie dwa światy, zawołał:
- To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie.
I tak, jak Bóg był zadowolony, zadowolony był i Jan. Nie martwił się tym, że rzesze zapomniały o nim i podążyły za Jezusem. Wiedział, że po to właśnie przyszedł na świat.
Nie wiedział natomiast, że najłatwiejsze dni swej pracy ma już za sobą. Trudniejsze miały dopiero nadejść.