[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]
Trzej uczniowie przykucnęli na dnie oślizgłego lochu, który stał się domem Jana.
- Nauczycielu, widzieliśmy twego kuzyna.
- Czy powtórzyliście mu moje pytanie?
- Tak.
- Co odpowiedział?
- Nauczycielu, odpowiedź, którą nam dał, jest bardzo dziwna; nie zrozumieliśmy jej.
Jan skinął głową. Wyglądało to tak, jakby się tego spodziewał.
- A więc jaka jest jego odpowiedź?
- Kazał ci powiedzieć, że: ślepi widzą, głusi słyszą, a kalecy otrzymują uzdrowienie. Potem powiedział, że dobra nowina jest zwiastowana i przyjmowana z radością.
Jan bardzo wolno trawił te słowa w swym umyśle. Po kilku minutach zmarszczył brwi. Pochylił się do przodu i spytał:
- Czy to wszystko?
- Nie, nauczycielu, powiedział jeszcze coś, a potem rozpuścił tłum do domów i pożegnał nas. Powiedział wtedy:
- Powiedzcie Janowi: A błogosławiony ten, kto się mną nie zgorszy.
Zapadła długa cisza, podczas której trzej uczniowie badali twarz Jana w nadziei, że uchwycą jakąś reakcję na usłyszane słowa. Jak zawsze jednak, nie było na niej śladu reakcji.
Wreszcie Jan spytał:
- Gdzie był mój kuzyn?
- W wiosce galilejskiej zwanej Nain - odparł Nadab. - Było tam mnóstwo chorych, ulice, zaułki i alejki wypełniał tłum ludzi pragnących uzdrowienia. Miejsce to było przepełnione cierpiącymi.
- Czy byli uzdrawiani?
- Tak, nauczycielu, wielu zostało uzdrowionych.
Zainteresowanie Jana wyraźnie wzrosło; wyprostował się.
- Czy powiedziałeś wielu?
- Tak, nauczycielu, wielu.
- Wielu? - zapytał ponownie.
Nadab był zakłopotany.
- Tak - powtórzył raz jeszcze. - Wielu zostało uzdrowionych.
- Wielu - powiedział cicho do siebie Jan i znów pochylił się do przodu. - Wielu, Nadabie? Wielu, ale nie wszyscy.
Przez krótką chwilę Nadab nie pojmował, o co Janowi chodzi. Wreszcie jego oczy rozjaśniły się w nagłym zrozumieniu niezwykłego spostrzeżenia, które uczynił jego mistrz.
- Tak, Nauczycielu, masz rację. Wielu zostało uzdrowionych, lecz nie wszycy.
- ...nie... wszyscy.
Jan patrzył apatycznie w przestrzeń. Czy znalazł wreszcie odpowiedź na trapiące go pytanie o osobę Jezusa? Czy też po prostu dołożył do swego ciężaru jeszcze jedno pytanie?
W tej samej chwili ktoś jeszcze zmagał się z tym samym problemem.