[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]

17

Proteusz otworzył ciężkie drzwi więzienia i wyszedł na światło dzienne, aby uciec od smrodu lochów i choć na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza. Natychmiast do jego uszu dobiegła muzyka z pałacu Heroda. Herod wydawał tego wieczoru wielką ucztę dla swoich przyjaciół. "Obchodzi swe urodziny - przypomniał sobie Proteusz. - To dopiero będzie biesiada. To ci będzie..."

Wstrząsnął nim nagle chłodny dreszcz.

To byłoby całkiem podobne do Heroda: wezwać na ucztę Jana Chrzciciela, aby zabawić się jego kosztem.

- To właśnie uczyni.

Proteusz zakręcił się w miejscu i ruszył z powrotem do więzienia... chciał ostrzec Jana przed tym, co mogło mu się przydarzyć przed końcem tego wieczora. Zanim jednak doszedł do celi Jana, poczuł na swoim ramieniu czyjąś twardą rękę. Odwrócił się. Był to jeden z przybocznej straży Heroda.

- Chodzi o Jana, tak? Przyszliście po niego. Herod zamierza się nim zabawić.

- Dużo gorzej - odparł strażnik, zdradzając własne nastawienie. - Dużo, dużo gorzej. Salome, córka Herodiady, tańczyła właśnie dla gości. Herod jest pijany i w swej głupocie ofiarował Salome wszystko, czego zapragnie, włącznie z połową królestwa. Ona zaś zapytała matkę, o co ma prosić w obliczu tak lukratywnej oferty.

Strażnik zamilkł.

- Proteuszu, wygląda na to, że dzisiejszej nocy goście Heroda nie będą bawić się drwinami z Jana. Nie, to, co się stanie, będzie dużo bardziej makabryczne. Głowa Jana ma zostać przyniesiona na ucztę, na tacy!

Proteusz zachwiał się, pociemniało mu w oczach. Strażnik chwycił go za ramię i podtrzymał.

- To samo mnie się przydarzyło, gdy o tym usłyszałem - zauważył.

- Co teraz? - spytał Proteusz.

- Powiem Janowi, że ma niecałe pięć minut życia. Przyprowadź go do mnie.

- Niech bogowie zmiłują się nad nami - wyszeptał Proteusz. - A jeśli jest tylko jeden Bóg i jeśli jest to Bóg Żydów, to bylibyśmy głupcami, sądząc, że okaże nam miłosierdzie za to, co mamy zrobić.

[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]