CzytelniaKomentarze i inspiracje

Powrót Bożej chwały


Kiedy mowa jest o przebudzeniu, ważnym i często poruszanym tematem jest Boża chwała. Pojęcie to zajmuje w Piśmie Świętym bardzo wiele miejsca i dlatego zasługuje na baczną uwagę. Bowiem stan przebudzenia, czy też braku przebudzenia czyli oziębłości i zastoju wiąże się ściśle z obecnością czy też nieobecnością wśród ludu Bożego Jego chwały, zaś na ową obecność lub nieobecność Bożej chwały wpływa w sposób istotny postawa Bożych ludzi, stan ich stosunków z Bogiem.

Dlatego poznanie biblijnych zależności pomiędzy postawą ludzi Bożych, a obecnością Bożej chwały ma istotne znaczenie, gdyż umożliwia szukającym drogi wyjścia z indywidualnego i zbiorowego zastoju duchowego znalezienie ważnych jego przyczyn i usunięcie poważnych przeszkód, blokujących drogę do duchowej obfitości.

W Piśmie Świętym znajduje się 361 wersetów związanych bezpośrednio z tym tematem, a zawierają one obszerną naukę, którą warto jest przestudiować, korzystając z konkordancji biblijnej. Tym bardziej, że przytoczone poniżej cytaty i uwagi nie wyczerpują tematu, lecz są tylko próbą wskazania na najważniejsze jego aspekty.

Pierwszym ciekawym faktem jest to, że o chwale Bożej nie ma mowy w czasie stworzenia ani w pierwszym etapie historii ludzkości, ani nawet w okresie patriarchów. Termin ten pojawia się dopiero w Księdze Wyjścia, kiedy lud izraelski rozmnożył się w Egipcie, Pan powołał Mojżesza i przystąpił do ich wyzwolenia z niewoli. Pan zapowiada tam, że „okryje się chwałą” kosztem faraona i jego wojska (2Mojż. 14: 4,17,18), od tego momentu zaś termin ten pojawia się raz po raz. Chwała Pańska ukazuje się ludowi (2Mojż. 16:7,10), zamieszkuje na górze Synaj (2Mojż. 24:16-17), przechodzi przed Mojżeszem (2Mojż. 33:18,22).

Prowadzi to do wniosku, że aczkolwiek chwała Boża czy chwała Pańska jest niewątpliwie atrybutem Boga, jej objawianie się związane jest ściśle z ludźmi, i to nie z jednostkami, lecz ze zorganizowaną ich zbiorowością. Nie znaczy to, że Bóg nie objawiał Swej chwały także licznym jednostkom, jest to jednak atrybut, ujawniający się w szczególności w Bożym działaniu nad Jego ludem – Kościołem. Może to mieć związek z imieniem Jahwe, które Pan dopiero w tym czasie postanowił objawić (2Mojż. 6:3), mimo że sam wyraz znany był od dawna. Można by powiedzieć jeszcze inaczej, że jako „Król chwały” Pan objawia Swoje atrybuty szczególnie przez działanie nad Swoim ludem (Ps. 24:7-10).

Termin chwała Pańska występuje nie tylko jako przymiot Boga, lecz często także jako samodzielnie działający podmiot. Chwała Pańska ukazuje się, zamieszkuje, przechodzi, rozbłyska, odchodzi, stoi, podnosi się, odsuwa się, a nawet posyła proroka (Za 2:12). Wiąże się to niewątpliwie z transcendentnym charakterem Boga, który jest w Swej istocie niewidzialny i może być postrzegany przez stworzenia tylko w „odbiciu”, „wyrażeniu” czy „obrazie” czyli po prostu w postaci immanentnej, odsłaniającej pewne Jego atrybuty, która czasem określana jest jako „ramię Pańskie”, „oblicze Pańskie”, „imię Pańskie”, zaś w tym przypadku jako „chwała Pańska”.

Nie jest rzeczą łatwą sformułowanie definicji Bożej chwały. Co to właściwie jest i jak to się przejawia? Jeśli chcieć podjąć się tego zadania, można by powiedzieć, że jest to sposób, w jaki Bóg ujawnia samego Siebie człowiekowi, albo że jest to sposób, w jaki człowiek odbiera Bożą obecność, lub też że jest to całokształt doznań człowieka w kontakcie z Bogiem. Aby więc objawiła się chwała Pańska, z jednej strony konieczna jest szczególna Boża obecność lub szczególne Jego działanie, z drugiej zaś strony potrzebni są ludzie, którzy tę Bożą obecność i to działanie zauważą, staną się ich odbiorcami. Z uwagi na tę dwustronność ma miejsce element subiektywny: nie wszyscy ludzie odbierają Bożą chwałę jednakowo, ich odbiór może różnić się jakością i intensywnością. Istotne jest tu nastawienie i stan człowieka.

Z podanych prób definicji wynika, że chwała Boża ujawniać się będzie powszechnie tam, gdzie obecny jest i działa Bóg, a to, jak wiemy, ma miejsce tam, gdzie obecny jest Boży lud, wpatrzony w Boga i gotowy Jego chwałę odebrać. Warunki takie występowały w szczególności w historii ludu Bożego Starego i Nowego Przymierza, zwłaszcza zaś w tych miejscach i okresach tej historii, w których stosunki między Bogiem a ludźmi układały się prawidłowo, zgodnie z wolą Bożą. Wyrazem i symbolem poprawności stosunków pomiędzy Bogiem a Jego ludem było miejsce przebywania Boga wśród Jego ludu – świątynia Boża, toteż właśnie tam najczęściej spotykamy przypadki ujawniania się i przebywania Bożej chwały.

Pierwszy raz miało to miejsce po wzniesieniu ruchomego przybytku podczas wędrówki na pustyni. Kiedy wszystko zostało wykonane dokładnie tak, jak polecił Bóg (2Mojż. 39:42-43), „chwała Pana napełniła przybytek” (2Mojż. 40:34-35). To samo powtórzyło się przy oddaniu do użytku świątyni zbudowanej w czasach Salomona (1Kron. 8:11; 2Kron. 5:14, 7:1-3). Taki sam przebieg wydarzeń przedstawia proroctwo Ezechiela, dotyczące świątyni przyszłości (Ez. 43:2-5, 44: 4), to samo występuje także w widzeniu Jana (Obj. 15:8).

Przeciwieństwem tych wspaniałych pojawień się Bożej chwały jako symbolu i dowodu obecności Boga wśród Jego ludu były przypadki jej odejścia, spowodowane przez nieposłuszeństwo, grzech, bałwochwalstwo i inne formy odstępstwa. Oddalająca się chwała Boża to widok niezwykle przygnębiający i bolesny (Ez. 10:18-19, 11:22-23). „Ikabod” – „odeszła chwała od Izraela” stanowi wyraz sądu, klęski i hańby (1Sam. 4:21-22).

Jest tak dlatego, że Bóg stanowi najwyższą formę bytu, człowiek zaś jest tylko stworzeniem. Ponadto Bóg jest uosobieniem najwyższego dobra pod każdym względem, człowiek zaś jest tylko Jego obrazem, w dodatku zdegradowanym i sponiewieranym przez upadek w grzech. Z tych przyczyn człowiek odbiera obecność Bożą jako coś niesamowitego, zupełnie niepodobnego do wszelkich innych doznań. Boża obecność wprawia człowieka w nieopisany zachwyt, w stan najwyższej błogości.  Kontakt z Bogiem człowiek odbiera jako najwyższy zaszczyt, rodzący uwielbienie. Mimo poczucia swojej nicości i upadłości człowiek w obecności Bożej czuje się przyciągany, Bóg jest dla niego niewymownie wspaniałą atrakcją. Boże cechy, znajdujące swoje odpowiedniki w niezaspokojonych pragnieniach, właściwych strukturze człowieka, powodują, że w obecności Boga jedynym pragnieniem człowieka jest całkowicie w Nim zatonąć, zostać przez Niego bez reszty wchłoniętym. Taka z grubsza jest reakcja człowieka na obecność Bożej chwały.

Przebywanie człowieka w obecności Bożej chwały uszlachetnia go, wzbogaca i wywyższa. Po pierwsze siłą rzeczy, skutkiem przebywania z Istotą szlachetniejszą, bogatszą i wyższą, a po drugie dlatego, że taka jest intencja Boga, który będąc miłością pragnie dzielić się z innymi Swoją szlachetnością, bogactwem i chwałą. Człowiek stworzony został po to, aby mieć z Bogiem ścisłą społeczność, aby być odbiorcą Jego szlachetności, bogactwa i chwały. Miało to miejsce w  ogrodzie Eden, zanim upadek w grzech zniszczył tę relację, degradując człowieka.

Skutkiem tego upadku było odarcie człowieka z Bożej chwały i wyeksponowanie jego haniebnej nagości. Ponieważ grzech stał się udziałem całej ludzkości, cała ludzkość została pozbawiona Bożej chwały. „Wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (Rzym. 3:23). „Zamienili chwałę Boga swego na obraz wołu jedzącego trawę” (Ps. 106:20). „Im więcej ich jest, tym więcej grzeszą przeciwko mnie, swoją chwałę zamienili w hańbę” (Oz. 4:7). „Bardziej kochają hańbę niż swoją chwałę” (Oz. 4:18). „Końcem ich jest zatracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwałą to, co jest ich hańbą, myślą bowiem o rzeczach ziemskich” (Flp. 3:19). Zmysłowe życie według natury pierwszego Adama pogrąża w nędzy, upodla i hańbi.

Bóg jednak nie zrezygnował z dzielenia się Swoją chwałą z ludźmi. Przystąpił do realizacji wspaniałego planu odkupienia upadłego człowieka. Pierwszym etapem tego planu były wspaniałe czyny Boże nad Jego ludem Starego Przymierza. Czynami tymi nie tylko Bóg okrył się chwałą, lecz Jego obecność stała się także chwałą Jego ludu. Dzięki kontaktom z Bogiem chwała Boża stała się w pewnym stopniu udziałem Jego ludu. „On jest twoją chwałą i On jest twoim Bogiem, który dokonał z tobą tych wielkich i strasznych rzeczy, jakie oglądały twoje oczy” – powiedział Bóg do Swojego ludu przez Mojżesza (5Mojż. 10:21). „Wywyższył cię ponad wszystkie narody, które stworzył, ku chwale, sławie i chlubie” (5Mojż. 26:19). „Ten, który jest chwałą Izraela, nie kłamie i nie żałuje, bo nie jest człowiekiem, aby żałować” (1Sam. 15:29).

Ludzie Boży, mający społeczność z Bogiem, byli świadomi tego, że ich chwała pochodzi od Boga. Dawid stwierdza: „Ty, Panie, jesteś tarczą moją, chwałą moją i Ty podnosisz głowę moją” (Ps. 3:4). Na chwale Pana oparta była także sława Salomona (1Kron. 10:1). Boże Słowo uczy, iż Pan udziela łaski i chwały (Ps. 84:12), iż w ręku mądrości jest bogactwo i chwała (Przyp. 3:16), iż mądrzy dziedziczą chwałę (Przyp. 3:35), iż chwałę poprzedza pokora (Przyp. 15:33). Przez jego wskazówki Bóg wskazuje ludziom wyraźnie drogę do chwały i zachęca, by ją obierali. „Tym, którzy przez trwanie w dobrym uczynku dążą do chwały i czci, i nieśmiertelności, da żywot wieczny” (Rzym. 2:7). „Chwała i cześć, i pokój każdemu, kto czyni dobrze” (Rzym. 2:10).

W Piśmie Świętym Bóg przez proroków zapowiada także wyraźnie, że stworzy sobie lud, który będzie nosicielem Jego chwały, co w rezultacie doprowadzi do tego, że cała ziemia, ongiś zaprzedana pod grzech, stanie się widownią chwały Pana. „Lud, który sobie stworzyłem, będzie zwiastował moją chwałę” (Iz. 43:21). „Wszechmocny Pan rozkrzewi sprawiedliwość i chwałę wobec wszystkich narodów” (Iz. 61:11). „Nad wszystkim rozciągać się będzie chwała niby osłona” (Iz. 4:5). „Zaprawdę obdarzę was sławą i chwałą u wszystkich ludów ziemi (Sof. 3:20). „Lecz ziemia będzie pełna poznania chwały Pana, jak morze wodami jest wypełnione” (Hab. 2:14).

Nie było jednak możliwości zrealizowania w pełni tych zapowiedzi, póki nie nastąpiło odkupienie z niewoli grzechu. Dlatego Bóg zesłał Odkupiciela, „Pana chwały” (1Kor. 2:8), drugiego Adama, by przez Niego  prezentować na świecie Swoją chwałę, by przez Jego ofiarę zgładzić hańbę grzechu i stworzyć nowy lud, lud Nowego Przymierza, zdolny żyć nowym życiem, będącym odblaskiem Bożej chwały. Kiedy Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas, „ujrzeliśmy chwałę jego, chwałę, jaką ma jedyny Syn od Ojca” (Jan 1:14). Już dokonując pierwszego cudu „objawił chwałę swoją” (Jan 2:11), potem zaś Boża chwała otaczała Go bez przerwy podczas całej Jego ziemskiej misji, zgodnie z proroctwem starotestamentowym, iż „okryje chwałą drogę morską,  Zajordanie i okręg pogan” (Iz. 8:23; Mat. 4:12-17). Na Górze Przemienienia Bóg złożył wobec uczniów świadectwo o Swoim Synu, uczniowie zaś „ujrzeli chwałę jego” (Łuk. 9:32). Ta sama chwała Boża widoczna była także przy wskrzeszeniu Łazarza (Jan 11:40).

W Bożym planie było jednak nie tylko objawienie Swej chwały w Swoim Synu Jezusie Chrystusie, lecz poprzez Niego w tych wszystkich, którym dał moc stać się dziećmi Bożymi, którzy wierzą w imię Jego. Z nich utworzył Swój Kościół, duchowe ciało Chrystusa, przeznaczone do prezentowania na świecie Bożej chwały. Pan Jezus modląc się stwierdził: „Ja dałem im chwałę, którą mi dałeś” (Jan. 17:22). Celem Jego przebłagalnej ofiary było stworzenie sobie ludu, gorliwego w dobrych uczynkach (Tyt. 2:14), rodu kapłańskiego, rozgłaszającego Jego cnoty (1Ptr. 2:9). Cierpiał,  umarł i zmartwychwstał, „aby sam sobie przysposobić kościół pełen chwały” (Ef. 5:27). Już przez proroctwa starotestamentowe Bóg zapowiadał, że kiedy Jego lud zbuduje Mu dom, „ukaże się w nim w chwale”, „napełni go chwałą”, a „przyszła chwała tego domu będzie większa niż dawna” (Ag. 1:8, 2:7,9).

Starotestamentowa służba zakonu miała chwałę, ale „czy nie daleko więcej chwały mieć będzie służba Ducha? Jeśli bowiem służba potępienia ma chwałę, daleko więcej obfituje w chwałę służba sprawiedliwości” (2Kor. 3:7-9). Przypadło nam w udziale stać się cząstką Chrystusa, „abyśmy się przyczyniali do uwielbienia chwały jego” (Ef. 1:11-12).

Tak więc „Bóg chwały” (Ps. 29:3; Dz. 7:2) posłał na świat „Pana chwały” (1Kor. 2:8; Jak. 2:1), ten zaś powołał do życia „Kościół pełen chwały” (Ef. 5:27), na którego członkach odpoczywa „Duch chwały” (1Ptr. 4:14). W ten sposób Bóg przez Swoje dzieło odkupienia dąży konsekwentnie do spełnienia wszystkich przepowiedni, całego Swojego planu, w wyniku którego Boża chwała ogarnie i napełni wszystko.

Żyjemy w czasie, kiedy proces ten jest jeszcze w toku, a jego pełne urzeczywistnienie jest sprawą przyszłości. Dlatego Bożą chwałę zakłócają obecnie różne cierpienia, uciski, utrapienia, walki i doświadczenia, niemniej jednak wśród nich „chlubimy się nadzieją chwały Bożej” (Rzym. 5:2), nie znaczą one nic „w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić” (Rzym. 8:18), „nieznaczny chwilowy ucisk przynosi nam przeogromną obfitość wiekuistej chwały” (2Kor. 4:17). Zostaliśmy powołani, abyśmy „dostąpili chwały Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (2Tes. 2:14), Bóg wszelkiej łaski powołał nas „do wiecznej swej chwały w Chrystusie” (1Ptr. 5:10), od naszego Arcypasterza otrzymamy „niezwiędłą koronę chwały” (1Ptr. 5:4). Stanem docelowym Bożej pracy nad Jego ludem i naszych doczesnych zmagań jest życie wieczne, Nowe Jeruzalem, „mające chwałę Bożą” (Obj. 21:10–11), które nie potrzebuje ani słońca, ani księżyca, „oświetla je bowiem chwała Boża” (Obj. 21:23).

– Jakie z tego tematu wynikają dla nas konkretne wnioski? – Dopóki pojęcie chwały Bożej jest dla kogoś abstrakcją, nie będzie mógł właściwie zrozumieć tego tematu, a tym mniej swojej roli w przywracaniu Bożej chwały w Kościele. Dlatego podstawową sprawą jest, abyśmy wiedzieli, o czym mowa. Prawdziwe nawrócenie nie jest możliwe bez zetknięcia się z Bożą chwałą, gdyż tylko Bóg może człowieka odrodzić z wody i z Ducha, zaś Bożemu działaniu towarzyszy Boża chwała, odczuwana przez człowieka jako coś z niczym innym nie porównywalnego, co jest dla niego niezapomnianym przeżyciem i niepodważalnym dowodem zaistniałego faktu na całą resztę życia.

Za tym początkowym przeżyciem Bożego dotknięcia powinny jednak następować bez przerwy dalsze. Człowiek powinien raz po raz stykać się z Bogiem i przeżywać rzeczywistość Jego obecności w swoim życiu. Dopóki to ma miejsce, jest to dowodem, że człowiek żyje duchowo i rozwija się. Jeśli jednak z jakichkolwiek powodów ten kontakt z Bogiem ustanie, jest to dowodem, że Boża chwała podniosła się i oddaliła. Tak czy inaczej jest to stan odstępstwa, stan duchowej stagnacji. Człowiek może być przy tym religijny, „praktykujący”, może nawet być duchownym, angażującym się na pełnym etacie w służbie Bożej, ale jego działania będą przebiegać tylko w sferze intelektualnej i uczuciowej, a więc na poziomie ludzkiej duszy.

Ogromna większość działań w „normalnym” kościele ma właśnie taki charakter, ale jest to „życie” zastępcze, blada imitacja autentycznego życia z Boga. Intelektualne lub emocjonalne zwiastowanie pociąga za sobą takież intelektualne lub emocjonalne nawrócenia, a te z kolei służą do podtrzymywania istnienia takichże  intelektualnych lub emocjonalnych „kościołów”. Wszystko w nich przebiega napędzane naturalnymi ludzkimi zdolnościami organizacyjnymi i umysłowymi i bazuje na naturalnym ludzkim potencjale oraz zaspokaja naturalne potrzeby ludzkiej duszy. Brak w nich autentycznej obecności Bożej, a w wyniku tego brak autentycznego życia z Boga, brak Bożej mądrości, brak Bożej mocy i brak Bożej chwały, a palące potrzeby człowieka, które są z natury duchowe, w sytuacji takiej nie mogą być i nie zostają zaspokojone.

Jeśli mierzyć wszystko własną miarą, porównywać się z sobą wzajemnie i kierować się tym wszystkim, co „uświęcone” zostało długą, nieraz bardzo długą tradycją, to stan taki będzie wydawał się normalny i prawidłowy. Zadowoli on wszystkich tych, którzy tak wyrośli, tak się ukształtowali i nigdy nie zetknęli się z obecnością Bożej chwały. Kto jednak przeżył dotknięcie Boże, czy to poprzez Pismo Święte, czy to poprzez kontakt z osobami narodzonymi z Ducha, czy to poprzez usłyszane zwiastowanie ewangelicznej prawdy pod namaszczeniem, czy też jeszcze inaczej, kto zetknął się z drugim Adamem – Chrystusem, który stał się Duchem ożywiającym, i jego duch został przez Niego ożywiony, ten nie może inaczej, jak tylko odwrócić się od tych wszystkich namiastek i rwać się całą siłą swej istoty do tego nowo odkrytego wymiaru, do wszystkiego, co „pachnie” obecnością Bożą i w czym wyczuć można „smak” Bożej chwały.

Przebudzenie, zarówno w sensie indywidualnym, jak i zbiorowym, wspólnotowym, to nic innego, jak właśnie ocknięcie się, zobaczenie swojej duchowej nędzy, ślepoty i nagości – a wszystko to jest rezultatem braku autentycznego zespolenia z Bogiem, braku Jego chwały – i zdeterminowane parcie całą siłą swojej istoty w  kierunku Boga, w kierunku nawiązania autentycznego z Nim kontaktu, w kierunku doświadczania Jego obecności, Jego działania i Jego kierownictwa – w kierunku odnowy i przywrócenia obecności Bożej chwały. Wymaga to zdecydowanego przełamywania i burzenia po drodze najróżniejszych zapór, barier i blokad, jakie nagromadziły się pomiędzy Bogiem, a zbuntowanym, trwającym w uporze, choćby nawet bardzo religijnym i nabożnym człowiekiem.

Dzieje się to z inicjatywy Boga, nie dojdzie jednak do skutku bez stuprocentowego udziału przekonanych, pokonanych przez Boga i skapitulowanych przed Bogiem ludzi, którym obrzydło chrześcijaństwo ludzkich namiastek i którzy gotowi są wydać samych siebie aż na śmierć, aby usunąć z drogi swoje bezużyteczne i destrukcyjne człowieczeństwo i aby świadomie i konsekwentnie dać miejsce i przekazać kierownictwo wszystkiego w swoim własnym życiu i w Kościele Chrystusowi. W miarę postępów przekazywania inicjatywy i kierownictwa wszelkich działań z rąk człowieka w ręce Boże następuje stopniowy powrót obecności Bożej chwały, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i wspólnotowym. Dzieje się tak siłą rzeczy po prostu dlatego, że Boża chwała i jej odczuwanie związane są nierozerwalnie z obecnością Boga i Jego działaniem.

– Ale czyż w dotychczasowej naszej działalności jako chrześcijan i wspólnot nie było czy też nie ma obecności Boga ani Jego działania? – Z pewnością w ten sposób nie można powiedzieć, chodzi jednak o jakość i natężenie, a także o stopień widoczności i odczuwalności tej obecności i tego działania. Malutkie ogniwo do zegarka elektronicznego dostarcza jakościowo tego samego prądu, co elektrownia, ale w jednym wypadku są to drobne ułamki wata, w drugim zaś setki megawatów. W jednym wypadku elektryczność ta może uwidocznić wskazanie godziny i minuty na jednym zegarku, w drugim zaś rozświetlić całe miasto, ożywić je i wprawić w ruch setki fabryk, które w nim się znajdują.

Cała nauka Pisma Świętego i wydarzenia tam opisane, a także cała historia Kościoła świadczą o tym i są dowodem na to, że Boża potęga, mogąca ujawnić się przez posłuszne Mu narzędzia ludzkie, jest wprost niewyobrażalna, podczas gdy rzeczywistość często nie zaspokaja w tym zakresie nawet najbardziej palących potrzeb. Z Pisma Świętego i z historii wynika także całkiem jasno, że powodem takiej drastycznej redukcji przypadków manifestowania się Boga i Jego dzieł wśród ludzi nie jest wola Boża ani też inne obiektywne przyczyny, lecz żałosny stan ludzkich naczyń, przez które Bóg chciałby, lecz nie może Swojej obecności dostatecznie wyraźnie manifestować. Żyjemy jednak w okresie, kiedy Boże działanie nad Jego  nowotestamentowym ludem ma zostać doprowadzone do chwalebnego końca, a to oznacza, że stan pojedynczych chrześcijan i Kościoła może i powinien doznać takiej odnowy, by Boża obecność i połączona z nią chwała mogły ujawniać się bez przeszkód.

Przeszkodą jest w pierwszym rzędzie grzech w najróżniejszej postaci, o czym była już wzmianka. Dopóki w tle naszych działań chrześcijańskich ma miejsce, choćby nawet jak najlepiej ukryty i przez nikogo nie zauważony, nie wyznany i nie odrzucony grzech, będzie to drastycznym, fatalnym ogranicznikiem, redukującym przejawy Bożej ingerencji praktycznie do zera. Zdecydowana poprawa na tym odcinku następuje w chwili wyznania grzechów i podjęcia przeciwko grzechowi szczerej, bezkompromisowej walki. Prawdziwy i  decydujący przełom nastąpić może jednak dopiero po odniesieniu w mocy Chrystusowej pełnego zwycięstwa nad grzechem. Dopóki każdy świadomy grzech nie zostanie wyeliminowany, służba chrześcijańska będzie imitacją prawdziwej służby, a towarzyszące jej efekty będą imitacją prawdziwej obecności i mocy Bożej.

Prócz grzechu istnieją jednak jeszcze liczne inne przeszkody. Zaabsorbowanie sprawami tego świata,  pogrążanie się w pospolitości, brak poświęcenia samego siebie, brak samodyscypliny, brak trwania w świadomości ukrzyżowania i zmartwychwstania z Chrystusem, brak wiary w obecność i działanie Chrystusa w nas – to tylko niektóre z nich, często od siebie współzależne i wzajemnie się warunkujące. Wszystkie sprowadzić je można do wspólnego mianownika – zbyt niskiego stopnia przekształcenia naszego życia na wzór Chrystusa, zbyt wielu pozostałości pierwszego Adama, a zbyt mało realiów nowego człowieka. Wielu z nas ma za sobą pierwszy krok z ciemności do światłości i z mocy szatańskiej do Boga, z czym związany jest pewien zaczątek Bożej chwały, jakże jednak daleki od pełni możliwości, związanych z przyobleczeniem się w Chrystusa i z przeobrażeniem na Jego obraz.

Nie chodzi tutaj o żadne heroiczne wysiłki czy zrywy, nie chodzi o nawoływanie do jakichś bohaterskich czynów, gdyż nie tędy prowadzi droga do bliższej społeczności z Bogiem i Jego chwały, lecz tylko o decyzję ponownego, głębszego, bezwarunkowego poddania samych siebie i wszystkich dziedzin naszego życia Bogu, o pozwolenie Mu na to i ubieganie się o to, by rozpoczęte w nas przemiany kontynuował aż do skutku, aż do wykształtowania w nas obrazu Jezusa Chrystusa. Nic w tym kierunku nie zrobimy sami, wręcz przeciwnie, nasze własne próby dokonywania korekt w swojej kondycji duchowej skazane są z góry na niepowodzenie, a ich skutek może nawet być odwrotny do zamierzonego. Podmiotem musi być Bóg, my zaś winniśmy tylko aktywnie pozwalać Mu na wszystko, posłusznie usuwać z drogi wszelkie przeszkody, na które nam wskaże, i wytrwale odrabiać wszystkie lekcje, jakie nam zada. Istotne jest jednak nasze gorące pragnienie zbliżania się do Boga i Jego działania w naszym życiu.

To aktywne pozwolenie sprowadza się w praktyce do rzeczy bardzo prostej: regularnego przeznaczania wystarczającej ilości czasu na osobistą społeczność z Bogiem czyli na studiowanie Słowa Bożego i modlitwę z oczekiwaniem na Boże działanie nad swoją osobowością. Wielu amatorów i entuzjastów Bożej chwały dozna być może w tym miejscu rozczarowania, gdyż kojarzą ten cel z jakimiś dramatycznymi przeżyciami, wkładaniem rąk, burzliwą usługą pod pomazaniem, hucznymi konferencjami, emocjami w trakcie uwielbiania, osobistymi proroctwami czy też innymi jeszcze czynnikami tego rodzaju. Wszystko to są rzeczy dobre i ważne, które mogą odgrywać i odgrywają pewną rolę w kształtowaniu osobistej społeczności chrześcijanina z Bogiem, a czasami mogą dostarczyć mocnego impulsu, niezbędnego dla przełamania pewnej przeszkody, powodującej zastój, lecz nie mogą stanowić istoty procesu naszego zespalania się z Bogiem. Jest to proces systematyczny i długotrwały, nie dający się przebyć na skróty, choćby dla naszej ludzkiej niecierpliwości i pochopności było to bardzo kuszące.

Pismo Święte przedstawia ten proces naszej przemiany wewnętrznej na obraz Bożej chwały bardzo jednoznacznie i wymownie: „My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem” (2Kor. 3:18). Tylko na tej drodze przebywania z Panem i wpatrywania się w Niego następuje dzięki działaniu Jego Ducha nasza przemiana w Jego pełen chwały obraz. Tam, gdzie brak Bożej chwały, jest to oznaką, że proces taki w życiu chrześcijan nie zachodzi, gdyż się mu nie poddają. Tam, gdzie proces taki zachodzi i gdzie wierzący poddają samych siebie działaniu Ducha, przebywając systematycznie w społeczności z Panem,  powraca i potęguje się obecność Bożej chwały. Owocuje to i przejawia się w różnoraki sposób w postaci wzrostu poziomu duchowego w wielu dziedzinach, jak jakość życia chrześcijańskiego, głębia przeżyć duchowych, ożywienie stosunków wspólnotowych, przełom w rozwiązaniu problemów, skuteczność ewangelizacji, wzrost liczebny Kościoła, jego wpływ na społeczeństwo. A to wszystko streścić można umownie jednym wyrazem: przebudzenie.

Jest to perspektywa iście fantastyczna, ale zarazem w pełni realna, każdy z nas ma bowiem klucz do jej urzeczywistnienia, każdy z nas dysponuje środkiem, który umożliwia nam wnieść swój znaczący, osobisty udział w proces powrotu Bożej chwały. Nasz udział zaczyna się od osobistej, radosnej, podniecającej przygody doświadczania Bożej chwały poprzez wytrwałe zbliżanie się do Boga i wpatrywanie się w Niego na kolanach, kiedy zaś znosić będziemy te cząstkowe udziały do wspólnej puli naszego życia wspólnotowego, budując i wzbogacając się wzajemnie otrzymanymi od Boga na audiencjach z Nim upominkami, te różnorakie dobra duchowe, pochodzące od Boga, zaczną się pomnażać, a rezultatem tego będzie stopniowy, systematyczny wzrost natężenia Bożej obecności w Kościele i coraz mocniejsze i wyraźniejsze odczuwanie Jego chwały. A że stan taki jest zaraźliwy i zapalny, można będzie w niedługim czasie spodziewać się duchowej epidemii i duchowego  pożaru, czego tak bardzo potrzebuje zarówno Kościół, jak i cały kraj.

Nie trzeba nawet się rozwodzić, jak wielkie powstałyby szkody, a w ślad za nimi nasza odpowiedzialność, wina i frustracja, gdyby na skutek naszego niedbalstwa, lenistwa czy wygodnictwa proces ten został zahamowany i gdyby na skutek naszego umiłowania banałów świata, braku gotowości poświęcenia się dla Pana, złożenia w ofierze żywej swoich ciał, śmierci z Chrystusem i chodzenia w nowości życia perspektywa przebudzenia i odnowy Kościoła w naszym otoczeniu została zaprzepaszczona. Nie udaremniłoby to wprawdzie Bożych planów i nie przeszkodziło osiągnięciu Bożego celu, byłoby natomiast tragedią dla nas samych, dla tych, którzy sprzeniewierzyli się swojemu posłannictwu i zawiedli Boże oczekiwania.

Zgodnie z cytowaną już zapowiedzią Pism „ziemia będzie pełna poznania chwały Pana, jak morze wodami jest wypełnione” (Hab. 2:14). Może to nastąpić tylko za pośrednictwem tych, którzy będą nosicielami tej chwały, których życie, słowa i czyny będą o niej świadectwem i pociągającym jej obrazem. Jako dzieci Boże, uczniowie i bracia Chrystusa, do tego właśnie jesteśmy powołani i przeznaczeni. Bóg przysposabia sobie „Kościół pełen chwały” i powołuje wszystkie jego członki właśnie w tym celu, aby przez Kościół, czyli przez nas wszystkich „zajaśniało poznanie chwały Bożej” (2Kor. 4:6). Jest to powołanie niezwykle zaszczytne i intrygujące. Bardzo odpowiedzialne, ale nie mające w sobie nic nieosiągalnego, nic przerastającego nasze możliwości, gdyż Bóg wyposażył nas we wszelkie niezbędne możliwości. Powołanie to nie ma także w sobie nic nudnego ani uciążliwego. Przeciwnie, jest ekscytujące i porywające. Czy nie pociąga nas ta wspaniała perspektywa osobistego udziału w najwspanialszej manifestacji Bożej chwały wszystkich czasów? Z pewnością nie pozwolimy, aby przeznaczoną dla nas „niezwiędłą koronę chwały” (1Ptr. 5:4) otrzymał kto inny (Obj. 3:11). Nie dopuśćmy do tego, by powrót Bożej chwały odbywał się bez naszego osobistego udziału.

Józef Kajfosz