CzytelniaOstrzeżeniaPolemiki

Aborcja – wojna postu z karnawałem

Zacznijmy może od tego: czy państwo powinno regulować kwestię aborcji? W świecie idealnym na pewno nie. Wystarczyłoby powiedzieć: aborcja jest zła; nie róbcie tego. Nie żyjemy jednak w świecie idealnym. Dziwię się , że wciąż nie brakuje ludzi, którzy wierzą, że edukacja społeczeństwa załatwi sprawę. Oczywiście edukacji nie należy zaniedbywać, ponieważ ma ona swoje cząstkowe sukcesy, jednak trudno na niej polegać, jako na czymś, co rozwiąże nam problem. Po prostu doświadczenie – i to z różnych dziedzin – wskazuje, że to się nigdy nie udało tak, jak na to liczono. Od razu dodam: ustawa antyaborcyjna też problemu nie rozwiąże. Ale tu chodzi o coś innego (nie wiem czy w intencji ustawodawców, ale nie oni mnie zajmują, a problem). Ustawa wyraźnie pokazuje, że dany czyn jest zabroniony, tzn. jest naganny. Nie jest więc neutralnym moralnie zabiegiem medycznym, ale jest czynem moralnie złym.

Jeszcze płód czy już człowiek?

I wyraźnie widać ten właśnie aspekt, będący skutkiem wieloletniej dyskusji na temat aborcji w Polsce. Dziś już naprawdę trudno znaleźć kogoś (poza radykalnymi feministkami), kto otwarcie mówiłby, że jest zwolennikiem aborcji bez ograniczeń (np. z powodów ekonomicznych; nie tak dawno, bo jeszcze w roku 1997 – „kiedy obowiązywała uznana później za niekonstytucyjną poprawka do ustawy zezwalająca na usunięcie ciąży z przyczyn społecznych – wykonano w Polsce 3173 legalne aborcje”). Dlatego teraz znaleziono inne hasło: „Bronimy wolności kobiet! Nie walczymy o aborcję, ale o wolny wybór!”. To ma przykryć wspomniany wyżej przykry dyskomfort. I tu dotykam bardziej ciekawej kwestii. Czy człowiek ma prawo wolnego wyboru w kwestiach natury moralnej, pociągających za sobą skutki społeczne (czyli takie, które dotykają osób trzecich)? Inaczej mówiąc, czy mam prawo do własnego wolnego wyboru, kiedy chodzi o to, że mogę w ten sposób skrzywdzić inną osobę? Dlaczego nikt nie protestuje przeciwko karaniu kierowców za jazdę po pijanemu? Czy to nie jest odbieranie dorosłym ludziom prawa do wolnego wyboru, kiedy i gdzie chcą się napić alkoholu? Oczywiście jest to dla wszystkich zrozumiałe, że nie można na to pozwolić, by ktoś „w stanie wskazującym na” siadał za kierownicą, ponieważ grozi to niebezpieczeństwem innym użytkownikom dróg. A w przypadku aborcji? Grozi to niebezpieczeństwem utraty życia (i to niebezpieczeństwem 100%!, a nie potencjalnym jak w powyższym przykładzie) dziecku, które jest w łonie matki dokonującej aborcji. Oczywiście tu zaraz się włącza stary temat: płód to nie człowiek. Ale aborcji nie dokonuje się przecież w fazie zarodkowej (wiem, jest jeszcze aborcja farmakologiczna, ale nie o niej teraz mówię), ale –

w myśl obowiązującej ustawy (w przypadkach przez nią wskazywanych) [aborcji dokonuje się] aż do 12 tygodnia ciąży. Ale np. w Wielkiej Brytanii jest to 24. tydzień – wciąż płód, czy już człowiek? W Polsce wcześniaki ratuje się już od 22. tygodnia. Czyli co, w Polsce już człowiek a w UK – wciąż płód?

Piszę te słowa, nie dlatego, że popieram bez reszty projekt ustawy Ordo Iuris. Pewne jego sformułowania budzą moje wątpliwości. Piszę te słowa ponieważ nie widzę powodu, aby uznać aborcję za działanie neutralne moralnie. Wolałbym, aby to wszystko załatwiano inaczej. Bez straszenia więzieniem. Trudno mi też lekką ręką napisać, żeby kobiety musiały rodzić dzieci ciężko upośledzone i niezdolne do samodzielnego życia. Przede wszystkim należałoby te przypadki bardzo rozważnie i precyzyjnie określić. Tymczasem dziś jest to sytuacja, kiedy aborcji dokonuje się, kiedy „istnieje duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu czy nieuleczalnej choroby”, czyli ktoś kalkuluje ryzyko i uznaje, że dajmy na to zabrakło 3-4% owego prawdopodobieństwa i nie warto… Rozumiem za to intencje ustawodawcy, który uważa, że to wciąż jest człowiek i fundamentalna kwestia: doprowadzamy do zabójstwa jest wciąż aktualna. Inaczej w drugim przypadku wspomnianego projektu, czyli ciąży będącej wynikiem gwałtu. Podnosi się tu argument dyskomfortu psychicznego kobiety, która ma urodzić (bo nie chodzi o to, że musi wychować i pokochać) w takiej sytuacji. Na jednej szali kładziemy ową traumę matki, a na drugim życie dziecka – które wszak, jest w pełni zdrowe i niczemu niewinne. Pewnie mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale w Niemczech, w 1945 r. kobiety był gwałcone przez sowieckich żołnierzy nawet do 2 mln razy. Ocenia się, że 300 tys. dzieci urodziło się w Niemczech, mając za ojców czerwonoarmistów (część z nich, jako owoc związków dobrowolnych). Nawet jeśli tylko 1/3 stanowiły dzieci poczęte w wyniku gwałtu, pokazuje to na ogromną skalę zjawiska. Czy tamte kobiety doświadczały mniejszej traumy (oczywiście aborcje też miały miejsce)? A jaka w ogóle jest skala zjawiska? Według danych Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia sytuacja druga to 10 przypadków aborcji w latach 2007-2015 – nie mówimy więc o masowym zjawisku cierpienia kobiet. Znacznie więcej było przypadków aborcji w sytuacji pierwszej – w tym samym okresie około 5800 przypadków. Ale uwaga, liczba ta rośnie z roku na rok.

O ile w 2007 r. było to 287 przypadków, a rok później 467, to w latach 2014 i 2015, już odpowiednio 921 i 996. Ciśnie się więc na usta pytanie, czy w ciągu tak krótkiego czasu podwoiła się liczba ciężkich przypadków uszkodzenia płodu? Czy może znaczne łatwiej zaczęto uznawać, że zachodzi „duże prawdopodobieństwo”?

Trzeci przypadek to sytuacja zagrożenia życia kobiety w wyniku lub w czasie ciąży. To zawsze ogromny dylemat – czyje życie ratować. Jednak wbrew temu, co można przeczytać w licznych wypowiedziach przeciwników projektu nowej ustawy – nikt w niej nie zakłada, że kobietę należy z góry „poświęcić” dla ratowania życia dziecka. Należy próbować ratować jedno i drugie życie, zamiast z góry wybierać kto ma żyć, a kto nie. Tymczasem przeciwnicy projektu Ordo Iuris – którzy „wcale nie są zwolennikami aborcji” – zakładają, że należy uśmiercić dziecko. Jest różnica? A gdzie jest tu wybór w opinii „zwolenników wyboru kobiety”?

Pozwolmy kobietom decydować! 

„Kobiety mają mózgi i potrafią za siebie decydować” – padło na wręczeniu nagród Nike. Nikt nie kwestionuje pierwszego, ani nie zabrania drugiego. Jednak aborcja nie jest działaniem dotyczącym jedynie kobiety, ale przede wszystkim dziecka w jej łonie. „Nasze ciało – nasz wybór” – to inne popularne hasło z demonstracji, memów i różnych wypowiedzi. Ale przecież kobieta w ciąży nie staje się ni stąd ni zowąd na określony czas, hybrydą o podwójnej liczbie wszystkich narządów. Trzeba doprawdy ogromnej ekwilibrystyki myślowej, aby uznać, że w zależności od tego, po której jest się stronie ciała kobiety, można być albo matką, albo dzieckiem (lub jednym i drugim jednocześnie w trakcie porodu).

Najbardziej, jak zawsze, dziwi mnie postawa chrześcijan (częściej, ze zrozumiałych względów chrześcijanek), maszerujących dzielnie w owych czarnych marszach w imię wszystkich możliwych haseł środowisk wyznających świecki humanizm – oraz oczywiście u ich boku. Jasną rzeczą jest, że ktoś nie popiera propozycji Ordo Iuris. Jest to dla mnie całkowicie zrozumiałe. Czym innym jest jednak pójście na demonstrację, gdzie wprawdzie walczy się o prawo kobiet „do wyboru”, ale także – przeciwko prawu określonych dzieci do życia. Tam, gdzie argumentem nie jest: a co na to Biblia?, ale – światopogląd ludzi, dla których to człowiek stawiany jest w centrum, jako dumny pan życia i śmierci. W dodatku stoi się na takiej demonstracji w towarzystwie ludzi, którzy chrześcijan uważają za fanatyków, ciemnotę i zakałę ludzkości (o czym świadczą liczne komentarze zwolenników „wyboru kobiety”). To, że na demonstrację wybiorą się tłumy, wcale mnie nie dziwi, wszak większość ludzi za nic ma to, co mówi Bóg (nie Kościół katolicki!) na temat życia ludzkiego i moralności. Apostoł Paweł pisał o podobnej sytuacji: „Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?” (2 Kor 6:14-15). Oczywiście nie chodzi oto, żeby zerwać kontakty, ale rzecz dotyczy sytuacji, kiedy stajemy do walki w obcej sprawie. Niestety obawiam się, że do wielu współczesnych chrześcijan argumenty mediów i celebrytów przemawiają mocniej, niż nauczanie Słowa Bożego. Zawsze bowiem w tego rodzaju dyskusjach z udziałem wierzących sympatyków „ruchu wyboru” spotykam te same tezy, jakimi posługują się zwolennicy światopoglądu humanistycznego, nigdy zaś takie, jakie znajduję w Biblii.

No właśnie,

co na to Biblia?

Ograniczmy się do zaledwie kilku przykładów. W Psalmie 139:16 po hebrajsku dosłownie czytamy: Oczy Twoje zarodek mój widziały (w Biblii Gdańskiej: Niedoskonały płód ciała mego widziały oczy twoje). Bóg już w tym momencie zaczął obserwować życie Dawida. Archanioł Gabriel mówi do Marii:I oto poczniesz w łonie, i urodzisz syna, i nadasz mu imię Jezus (Łk 1:31). Oczywiście możemy się spierać, w którym momencie „Słowo ciałem się stało”, ale faktem jest, że Bóg zwraca uwagę na moment poczęcia. Na ten sam moment zwraca uwagę Autor Pieśni nad Pieśniami: Pod jabłonią obudziłem cię, tam cię poczęła twoja matka, tam cię porodziła twoja rodzicielka(8:5).

Ciekawą sytuację opisuje 2 Księga Mojżeszowa 21:22-23: Jeżeli dwaj mężowie się biją, a przy tym uderzą kobietę brzemienną tak, że poroni, ale nie poniesie dalszej szkody, to sprawca zapłaci grzywnę, jaką mu wyznaczy mąż tej kobiety, a uiści ją w obecności rozjemców. Jeżeli zaś poniesie dalszą szkodę, to wtedy da życie za życie. To tłumaczenie jest trochę mylące, bo sugeruje, że doprowadzenie do poronienia (aborcji) nie jest czynem karalnym, czyli życie płodu nie jest chronione przez Boga. Ale w Biblii Gdańskiej werset ten tłumaczony jest następująco:Jeźliby się też powadziwszy mężowie, uderzył który z nich niewiastę brzemienną, tak żeby z niej płód wyszedł, jednakby nie zaszła śmierć koniecznie karanie odniesie, jakie włoży nań mąż onejże niewiasty, a da wedle uznania sędziów.
Kluczowe jest słowo „wyszedł” , hebr. yatsa’. Tu nie oznacza ono poronienia, w znaczeniu śmierci płodu, ale przedwczesny poród. Słowu „poronić” odpowiada hebr czasownik nephel, który pojawia się w Starym Testamencie w Jb 3:16, Ps 58:9 i Kazn. Sal 6;3, zawsze w takim właśnie kontekście. Natomiast yatsa’ jest słowem bardzo często występującym w ST (wg Stronga aż 1069 razy) i nigdy w kontekście aborcji. Słowo to oznacza po prostu „iść, wychodzić”.
W tym kontekście zrozumiały jest werset 23: Ale gdzie by śmierć zaszła, tedy dasz duszę za duszę (BG, podobnie w BW i BT). Co jest ową „dalszą szkodą”? W tym kontekście śmierć płodu i/lub śmierć kobiety.

A gdyby tak

Pierwotny Kościół bardzo wcześnie zaczął na kwestie aborcji (w tamtych czasach powszechnej) reagować. I tak w„Nauce Dwunastu Apostołów” czyli „Didache”, z końca I w. czytamy: „Nie zabijaj dziecka przez poronienie, ani go po urodzeniu nie uśmiercaj” (2,2). A o idących „drogą śmierci” mówi: „Mordercy dzieci, niszczący przez poronienie to, co Bóg powołał do życia” (5,2). Ex-filozof pogański Atenagoras z Aten, ok. 177 r., w utworze„Prośba za chrześcijanami” pisze: „Czyż moglibyśmy zabić człowieka my, którzy twierdzimy, że kobiety zażywające środki powodujące poronienie dopuszczają się zbrodni i że zdadzą przed Bogiem sprawę z poronienia?” (35,6). Teolog Tertulian w „Apologetyku” (po 195 r.) stwierdza:

„Odbieracie im życie topiąc je w wodzie, albo wystawiając na mróz, śmierć głodową i na pożarcie przez psy […]. Nam zaś, ponieważ zabójstwo raz na zawsze wykluczamy, nawet płodu w łonie matki, kiedy jeszcze krew formuje człowieka, nie wolno zniszczyć. Nie dopuścić do porodu, to tylko przyspieszenie zabójstwa, i nie ma różnicy, czy ktoś już urodzone życie wydziera, czy też dopiero rodzące się niszczy” (9,8).

I jeszcze apologeta Minucjusz Feliks w dialogu „Oktawiusz” z końca II w. oskarża pogan: „Są i wśród was kobiety, które niszcząc przy pomocy lekarstw i napojów w swoim łonie zalążek przyszłego człowieka, popełniają mord na własnym dziecku, zanim się ono urodziło” (30,2). Kiedy tylko chrześcijaństwo od IV wieku zaczęło mieć wpływ na państwo rzymskie, doprowadziło do zakazu aborcji.

Wracając do współczesności, choć demonstracje odbywają się pod hasłem obrony wolności wyboru da kobiet, to trudno jest oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę najważniejsza jest jedna rzecz, która uwiera zwolenniczki aborcji (oczywiście „tylko w tych wyjątkowych sytuacjach”!): to że ktoś jasno daje im do zrozumienia, iż robią źle.No dobrze, jest jeszcze jedna: jakim prawem ktoś inny, może im w ogóle coś takiego mówić, pozbawiając je przy tym całkowitej wolności decydowania o tym, co jest dobre, a co złe! I w jeszcze jednej kwestii trudno jest mi oprzeć się wrażeniu, że gdyby wśród uczestniczek „czarnego marszu” zrobić anonimową ankietę czy byłyby za tym, aby prawo do aborcji nie ograniczało się do owych trzech „nadzwyczajnych sytuacji”, wyniki byłyby zgoła inne niż to, co słyszymy: że wszyscy tak naprawdę są przeciwko aborcji, a chodzi im tylko i wyłącznie o obronę wolności i postawienie tamy postępującej totalitaryzacji życia publicznego (bo i takie hasła padają).

Włodek Tasak

Artykuł pochodzi z serwisu http://zgory.com