„A oto dzieje rodu Teracha: Terach zrodził Abrama, Nachora i Harana, a Haran zrodził Lota. Haran zmarł za życia ojca swego Teracha, w ojczyźnie swojej w Ur chaldejskim… i wziął Terach syna swego Abrama i wnuka swego Lota, syna Harana, i synową swoją Saraj, żonę syna swego Abrama, i wyszedł z nimi z Ur chaldejskiego, aby udać się do ziemi Kanaan. Gdy przybyli do Haranu, zamieszkali tam” (1 Mojż. 11:27-31).

Tak zaczynają się dzieje Abrama, któremu Bóg później nadał nowe imię Abraham, i jego bratanka Lota. W następnym rozdziale 1 Księgi Mojżeszowej czytamy, że Pan wezwał tylko Abrahama, by udał się do nowej ziemi (a nie jego całą rodzinę wraz z całym posiadanym dobytkiem). Czytamy, że tylko Abrahamowi dane było polecenie Pana: „Wyjdź z ziemi swojej i od rodziny swojej, i z domu ojca swego do ziemi, którą ci wskażę” (1 Mojż. 12:1). Było to już drugie wezwanie, gdyż czytamy w Dz. Ap. 7:2-4, że „Bóg chwały ukazał się… Abrahamowi, gdy był w Mezopotamii, zanim zamieszkał w Haranie, i rzekł do niego: Opuść ziemię swoją i rodzinę swoją, i idź do ziemi, którą ci wskażę. Wtedy wyszedł z ziemi chaldejskiej i zamieszkał w Haranie”. Właściwie za pierwszym razem to nie Abraham wyszedł z Ur chaldejskiego, lecz Terach wraz z Abramem i całą rodziną. Terach, który był bałwochwalcą (Joz. 24:2) nie dotarł jednak do Kanaanu. Doszedł tylko do Haranu, miasta, w którym były czczone te same bożki, co w Ur chaldejskim, i tam osiadł. I dopiero po śmierci Teracha Bóg skierował kolejne wezwanie do Abrahama. Jest to dla nas ostrzeżenie, że nawet najbliższa niewierząca rodzina, może stać się przeszkodą w pielgrzymce wyznaczonej przez Pana. W Piśmie Świętym nie czytamy niczego szczególnego o życiu Abrama w Haranie (z wyjątkiem małej wzmianki w 1 Mojż. 12:5). Bóg zapewnił go, że od niego wywodzić się będzie wielki naród, a on sam otrzyma Boże błogosławieństwo i stanie się błogosławieństwem dla wszystkich narodów. Ta obietnica ostatecznie spełniła się w Panu, Jezusie Chrystusie (zob. Gal. 3:14).

Abram wybrał się w drogę, ale polecenie Boże wypełnił niedokładnie, gdyż „wziął też Abram żonę swoją Saraj i Lota, bratanka swego, i cały ich dobytek, którego się dorobili, i służbę, którą nabyli w Haranie” (1 Mojż. 12:5). Abram doszedł do Kanaanu i „przeszedł tę ziemię aż do miejscowości Sychem, do dębu More”. Wówczas ukazał mu się Pan i zapewnił go, że tę ziemię da jemu i jego potomstwu. W tym miejscu Abram zbudował ołtarz Panu. Ziemię tę zamieszkiwali wówczas Kananejczycy, potomkowie Chama oraz Kanaana, wnuka Noego. Abram wyruszył w góry i rozwijał swój namiot na obszarze między Betelem i Ai, gdzie też zbudował ołtarz Panu. I w tym momencie powinna się jego wędrówka zakończyć, lecz on ruszył w dalszą drogę i doszedł do Negebu. „Kiedy zaś nastał głód w tym kraju, Abram udał się do Egiptu…” (1 Mojż. 12:10).

Dla Abrama przyszedł czas próby wiary i zaufania Bogu w trudnych okolicznościach. Jak w istocie zachował się Abram? Udał się po pomoc do ludzi „tego świata”. Podjął ważną decyzję nie pytając Boga, co ma uczynić. Była to decyzja wywołana strachem a nie wiarą, decyzja podjęta bez modlitwy. Abram musiał nauczyć się bolesnej lekcji, że Boża droga nie zawsze jest łatwa, a to, co wydaje się najprostszym wyjściem z trudnej sytuacji, może być niezgodne z wolą Bożą.

W Egipcie Abram znalazł się pod presją okoliczności, które doprowadziły do grzechu (i znowu motywem kłamstwa był strach), a następnie do duchowej katastrofy. Bóg jednak czuwał nad nim, interweniował i umożliwił mu wyjście z grzechu. Abram został przez faraona zganiony za kłamstwo, a przy okazji wyszło na jaw, że czasem poganie mają lepsze zrozumienie prawdy i moralności, niż wierzący. Od tego czasu Bóg wielokrotnie posłużył się Egiptem jako terenem, na którym wielu potomków Abrahama musiało przejść ciężkie, wieloletnie próby życiowe. Abraham opuścił Egipt i wrócił do ziemi i miejsca, w którym powinien był osiąść. Powrócił „do miejsca, gdzie poprzednio był jego namiot, między Betelem i Ai” (1 Mojż. 13:3). Do dziś jest to jedyny sposób na przywrócenie społeczności z Bogiem. Konieczne jest odłączenie się od grzechu (co symbolizowało wyjście z Egiptu) i powrót do Betelu (domu Bożego) — miejsca społeczności z Panem. Abraham nie zbudował w Egipcie ani jednego ołtarza i ani razu nie wzywał imienia Pana.

A cóż się stało z Lotem? Czytamy, że „Lot był z nim” (1 Mojż. 13:1). Lot wszędzie towarzyszył Abrahamowi. Najpierw poszedł z nim do ziemi obiecanej, a następnie do Egiptu! Pamiętajmy, że nasze życie może mieć dobry wpływ na innych, gdy postępujemy zgodnie ze słowem Pana, ufając Mu, albo rujnujący wpływ, jeżeli ze strachu będziemy podejmować decyzje sprzeczne z wolą Bożą.

Abraham i Lot stali się ludźmi bardzo zamożnymi i „kraj nie mógł ich obu utrzymać, bo dobytek ich był tak wielki, że nie mogli przebywać razem” (1 Mojż. 13:6). To jest pierwsza wzmianka o bogactwie w Biblii! Skąd wzięło się to bogactwo? Z Haranu i z Egiptu! Ich nadzwyczajne bogactwo stało się problemem, spowodowało waśnie pomiędzy ich służbą. Abraham musiał zatem znaleźć wyjście z tej przykrej sytuacji. Mogło nim być tylko rozstanie. Z tego powodu czytamy (w 1 Mojż. 13:7), że „Kananejczycy i Peryci mieszkali wówczas w kraju”. Lecz jakiż związek ma mieć spór między Abrahamem i Lotem a tymi ludźmi? Otóż ma! Bo cóż z tego, że składali Bogu ofiary, skoro świadectwo ich życia było złe. Tak samo jest i dzisiaj, i jak wówczas spór między wierzącymi nie jest żadnym dobrym świadectwem dla otaczającego świata. Dlatego Abraham powiedział do Lota: „Niechże nie będzie sporu między mną a tobą… jesteśmy przecież braćmi” (1 Mojż. 13:8). On pragnął pokoju z Lotem. Pamiętajmy, że Bóg błogosławi braci, którzy zgodnie mieszkają (zob. Ps. 133). „Błogosławieni pokój czyniący” — uczy Jezus Chrystus (Mat. 5:9).

Niestety, rozstanie braci jest czasem konieczne. Nowy Testament pogłębia sprawę rozstawania się wierzących. Rozstanie, gdy „jeden mówi: ja Pawłowy, a drugi: ja Apollosowy” (1 Kor. 3:4), jest czymś złym. Jego podłożem jest egoizm, brak miłości, stronniczość, opowiadanie się za człowiekiem i formą jego służby lub działalności. Motywy takiego rozstania nie są akceptowane przez Boga. W 1 Kor. 3:6 czytamy: „Ja (Paweł) zasadziłem, Apollos podlał, a wzrost dał Bóg”. Więc On jest Kimś! Tylko On ma być podziwiany i uwielbiany w sercu i życiu wierzących! Jemu ma być oddana wszelka cześć i chwała, gdyż jest On nieporuszoną Skałą i Fundamentem Zboru (Kościoła), który jest zespolony mocą Ducha Świętego, przejawiając miłość i jedność myśli i działania (por. 1 Kor. 1:10).

Są jednak sytuacje, gdy w Zborze Pańskim muszą nastąpić rozstania (rozejścia), aby „wyszło na jaw, którzy …są prawdziwymi chrześcijanami” (1 Kor. 11:19). Są sytuacje, które Bóg dopuszcza, by wypróbować swój lud (zob. 5 Mojż. 13:4).

Abraham w chwili rozstana „nie pokazał Lotowi drzwi” — jak byśmy to dziś powiedzieli, lecz dał mu prawo wyboru. Był to wyraz niesamolubnej ufności wobec Pana! Abraham tym samym nie szukał swego! A co zrobił Lot? Czy, jako młodszy, odpowiadając Abrahamowi, zaproponował, by on dokonał wyboru? Nie! „Lot podniósłszy oczy, widział, że cały okręg nadjordański …był obfity w wodę, jak ogród Pana, jak ziemia egipska…” (1 Mojż. 13:10) i dokonał wyboru. W tej jednej decyzji objawił się cały charakter Lota. Wydaje się, że dążenie do zysku materialnego było czymś najważniejszym w jego życiu. Zdominował go materializm. Lot wybrał, co najlepsze: tereny obfite w wodę. Czy zwróciliśmy uwagę na ich opis? One przypominały Lotowi Egipt! Zwróćmy uwagę na egoizm Lota. „I wybrał sobie Lot cały okręg nadjordański” (1 Mojż. 13:11). Nie miał ochoty niczym dzielić się z Abrahamem; chciał wszystko! I tak Lot wyruszył na Wschód. Świadomie wybrał dostatek wśród plemion ludzkich, które były złe i grzeszne. Abraham natomiast zamieszkał w ziemi kananejskiej. Dopiero po odłączeniu się Lota, gdy serce Abrahama odnalazło pokój, Bóg przyszedł doń i powtórzył swą obietnicę. Po raz pierwszy zapewnił też Abrahama (w 1 Mojż. 12:7 obietnica była dana dla jego potomstwa), że jemu da całą ziemię i rozmnoży jego potomstwo. Bóg nagradza ufność pokładaną w Nim. Lot sam dokonał wyboru. O ileż jednak lepiej ufać Bożym obietnicom; Pan obiecał Abrahamowi dużo więcej, niż Lot wybrał dla siebie!

Dalej czytamy, że Lot przebywał w miastach okręgu nadjordańskiego „i rozbijał swe namioty aż do Sodomy” (1 Mojż. 13:12). W rozdziałach 13,14 i 19 1 Mojż. widzimy, że Lot coraz bardziej wchodzi w sprawy świeckie. Najpierw rozbijał namioty „w kierunku Sodomy” — to był pierwszy krok. Lot wiedział, że mieszkali tam ludzie grzeszni, a potem dostatecznie długo mieszkał obok, żeby dostrzec grzeszność mieszkańców, jednakże atrakcyjność Sodomy okazała się tak wielka, że w końcu w niej zamieszkał (1 Mojż. 14:12). Następnie stał się znaczącą osobistością w Sodomie — zasiadał w bramie ze starszyzną miejską. W końcu tak się zżył z mieszkańcami Sodomy, iż nazywa ich „braćmi” (1 Mojż. 19:7)! A co potem? Następnie czytamy, że Lot stracił wszystko, czego dorobił się, żyjąc w bezbożnym świecie. Pan wielokrotnie ratował Lota i ochraniał go. W 1 Mojż. 14, na długo przed zniszczeniem Sodomy, czytamy o wyratowaniu Lota z niewoli, przez jego stryja Abrahama. Lot dostał się do niewoli jako mieszkaniec Sodomy. Abraham nie zapomniał o Locie, chociaż bardzo możliwe, że Lot zapomniał o nim. Dowiedziawszy się o wzięciu bratanka do niewoli, postanowił go uwolnić. Abraham tak długo walczył. Aż odniósł zwycięstwo i „przyprowadził na powrót Lota, bratanka swego, i jego dobytek” (1 Mojż. 14:16). Abraham odzyskał wszystko! Przykro, że nie ma zapisanej żadnej rozmowy pomiędzy nim i Lotem. Lot nie okazał żadnej wdzięczności za uwolnienie swemu stryjowi; więcej, zamieszkał ponownie w Sodomie, objawiając, że nie nauczył się niczego. Czy brak wdzięczności z jego strony wpłynął negatywnie na nastawienie Abrahama? Nie! Gdy Bóg oznajmił Abrahamowi, że zamierza zniszczyć Sodomę, on — pamiętając, że w Sodomie mieszka Lot wraz z rodziną — wstawia się w modlitwie przed Panem za tym miastem. Bóg dał Lotowi szansę zmiany życia, lecz on z niej nie chciał skorzystać.

Następnie, gdy Bóg ponownie chciał ocalić Lota wraz z rodziną, aniołowie niemal przemocą musieli wyprowadzić go z miasta razem z żoną i dwiema córkami. Uchodząc — na dodatek — utracił żonę, która obejrzała się za siebie, co było wyrazem jej przywiązania do dóbr ziemskich, pozostawionych w mieście i zamieniła się w słup soli (1 Mojż. 19:26). „Wspomnijcie żonę Lota” — wiele lat później przypomniał Pan Jezus (Łuk. 17:32).

Dlaczego mamy wspominać żonę Lota? Ponieważ jest to ostrzeżenie, które jest aktualne i dzisiaj! Pamiętajmy, że żona Lota zginęła, mimo że była żoną sprawiedliwego Lota; zginęła, mimo jej wysiłków, aby się uratować. Wprawdzie wyszła z Sodomy, ale nie doszła do Soaru. Zginęła, choć popełniła tylko jeden grzech nieposłuszeństwa wobec Słowa Boga. Wystarcza jeden grzech nieposłuszeństwa Bogu, gdy chodzi o zbawienie, aby zginąć na wieki. Żona Lota zginęła prawie u wrót Soaru — miasta ocalenia. Miasto to nie było lepsze od Sodomy lub Gomory, jednakże Bóg zachował Soar ze względu na Lota! Nie można więc być prawie chrześcijaninem (zob. Dz. Ap. 26:28). Z drugiej znów strony, Boży człowiek nie może być nadmiernie przywiązany do spraw ziemskich. Powinien być gotowy, by zostawić wszystko i iść za głosem Pana. Powinien umieć słyszeć ten głos z kart Biblii. Przywiązanie do świata — a w dzisiejszych czasach wręcz fascynacja tym, co on oferuje — prowadzi do śmierci!

1 Mojż. w swoim dziewiętnastym rozdziale zawiera opis zniszczonej Sodomy i Gomory, i dwóch okolicznych mniejszych miast: Admy i Seboim. Abraham wstawiał się w modlitwie za mieszkańcami tych miast. Bóg był gotów je zachować, gdyby znalazło się tam choć „dziesięciu sprawiedliwych”. Lecz niestety, nie było tam nawet dziesięciu. Dlatego musiał przyjść Boży sąd. Sam Pan z nieba spuścił deszcz ognia i siarki, i „zniszczył owe miasta i cały okręg, i wszystkich mieszkańców owych miast oraz roślinność ziemi” (1 Mojż. 19:25). Miara gniewu Pana dopełniła się w chwili, gdy bezbożni i zdeprawowani mieszkańcy tych miast zamierzali znieważyć aniołów, którzy przyszli tam ze względu na Lota (zob. Judy 7).

Na początku 19 rozdziału 1 Mojż. Powiedziano, że Lot był kimś znaczącym w Sodomie. Należał do rady miejskiej. I choć był przybyszem, osiągnął jednak taką wysoką pozycję. Ludzie cenili Lota, ale… nie uważali go za swego. W sytuacji konfliktowej wypomnieli mu, że jest obcy (por. 1 Mojż. 19:9). Czy nas, wierzących — żyjących na tym świecie — ludzie traktują jak swoich czy jak obcych?

W 2 Liście Piotra, czytamy, że Bóg „wyrwał sprawiedliwego Lota, udręczonego przez rozpustne postępowanie bezbożników. Gdyż sprawiedliwy ten mieszkając między nimi, widział bezbożne ich uczynki i słyszał o nich, i trapił się tym dzień w dzień w prawej duszy swojej. Lot — w jakimś sensie — znał Boga, ale lubił towarzystwo ludzi tego świata i choć znał ich grzeszne życie — wprawdzie trapił się z tego powodu, jednak codziennie przestawał z nimi. Z tego powodu Lot nie miał pokoju duszy. Dostatek i wygoda miały dla niego największe znaczenie. Życie na pustyni — jakie prowadził Abraham — było dla niego nieatrakcyjne. Jednak właśnie dzięki łasce Bożej Lot nie stracił wrażliwości na zło. Wieloletnie obcowanie ze sprawiedliwym Abrahamem było korzystne dla Lota, gdyż przyswoił sobie sposób myślenia i wiele cech charakteru swego stryja. Dla tych cech i dla zasług Abrahama Pan nazywa Lota „sprawiedliwym”. Podobnie i dzisiaj wierzących w Pana Jezusa Chrystusa, Bóg uznaje za sprawiedliwych dla zasług i dzieła Swego Syna!

„Potem wyszedł Lot z Soaru i zamieszkał w górach, a z nim dwie jego córki. Bał się mieszkać w Soarze” (1 Mojż. 19:30). Zamieszkał więc w jaskini. To był rezultat niewłaściwego wyboru miejsca i stylu życia. Upodobanie Lota do upijania się, wyniesione z Sodomy, stało się przyczyną grzechu kazirodztwa, którego dopuściły się jego córki, mieszkając wraz z nim w jaskini. W rezultacie Lot stał się początkodawcą dwóch narodów: Moabitów i Ammonitów. Przez wieki narody te okazywały wrogość wobec potomków Abrahama. Izraelici mieli jednak zakaz prowadzenia z nimi wojny. Pan je oszczędzał. Otóż wiele stuleci później okazało się, że Moabitka Rut stała się prababką Dawida. Od syna Dawida, Salomona, pochodził z kolei Józef, mąż Marii, a od drugiego syna Dawida, Natana — Maria, matka Pana naszego, Jezusa Chrystusa.

Są ludzie, którzy powiadają, że życie na tym świecie prowadziło do grzechu. Presja środowiska i okoliczności zniewalają ich i wciągają w zło. Oddzielają się więc od świata murami klasztorów. Izolują się od zewnętrznego świata i wyobcowują. Jednak grzech wdziera się i za mury klasztorne i dosięga ludzi, tak, jak Lota w jaskini. Tylko moc Boża, dając człowiekowi nową naturę, jest skuteczną ochroną od diabła, grzechu i świata.

Wierzący człowiek, dokonujący niewłaściwego wyboru, podobnie jak Lot, w konsekwencji okaże się bankrutem. Życie Lota jest przestrogą dla chrześcijan, dla których pozycja na świecie, stanowisko, dobrze urządzony dom itp. mają tak wielkie znaczenie, że opuszczają Zbór Pański, służbę dla Pana i współbraci i idą na zewnątrz, stając się „łupem lwa”. Bóg ostrzega z kart Biblii, ostrzega przez współbraci i przez okoliczności. Uczeń Pana Jezusa musi nieprzerwanie słuchać głosu Pana, ale w tym celu musi wewnętrznie uciszyć się i odwrócić się od świata. Bólem napełnia się serce, gdy widzimy oszalały pęd ludzi wierzących do emigracji na Zachód i gonienie za dobrami materialnymi. Musimy gorąco modlić się o nich, prosząc by Pan raczył ich ratować i zachować od zguby. Jedyna emigracja, którą możemy uznać — to emigracja w celach misyjnych lub powrót Żydów do Ziemi Ojców, do miejsc, które Bóg wskazał Abrahamowi. O tego rodzaju emigrację powinniśmy się modlić i życzyć ludziom błogosławieństwa, gdy dążą do wykonania woli Bożej.

Bóg niszcząc bezbożnych ludzi w tych czterech miastach, razem z ich całym dobytkiem i wszystkim, co ich otaczało, ocalił Lota, ponieważ „wspomniał na Abrahama”! Oby Pan raczył ocalić również dzisiaj wielu wierzących, którzy zabłąkali się na tym świecie i okazał im swoje zmiłowanie, dla zasług Pana, Jezusa Chrystusa. Niechby w konsekwencji znaleźli się w „jaskini”, podobnie jak Lot, ale by dusze ich były zachowane, a oni prowadzili nowe życie. Módlmy się o nich, ponieważ wielu z nich znamy osobiście. Módlmy się, żeby byli uratowani i odrzucili grzech!

Biblia wielekroć świadczy, że dziecko Boże nie jest pozostawione samemu sobie. Nawet w najtrudniejszej sytuacji Bóg daje wyjście i pomaga zerwać z grzechem. Czasami „przymusza” nawet do zmiany stylu życia i otoczenia. Podobnie jak aniołowie przymusili Lota do opuszczenia miasta. Czytamy, że wzięli go za rękę i wyprowadzili.

„Za rękę weź mnie Panie i prowadź sam…” — śpiewamy powtarzając znane słowa ze Śpiewnika Pielgrzyma (nr 366). „Bez Ciebie ani kroku nie zrobię, nie!” — zapewniamy słowami tej pieśni. Jednak, czy w naszym życiu jest tak, jak śpiewamy? Czy nie jest to raczej tylko deklaracja bez pokrycia?

Zapewne w jakimś momencie życia Lot pragnął zerwać z otoczeniem w jakim z własnego wyboru się znalazł. Bóg wiedział o tym i to docenił. Wyratował Lota zanim wylał swój gniew na zepsutych i zbuntowanych mieszkańców tych czterech miast. „Umie Pan wyrwać pobożnych z pokuszenia, bezbożnych zaś zachować na dzień sądu” (2 Ptr. 2:9).

Ludzie wierzący w większym lub mniejszym stopniu stykają się ze złem. Są też narażeni na ataki złego. Gnębią się zepsuciem panującym w społeczeństwie, bezwstydem, niemoralnością, zniewoleniem nałogami. Duchowa ciemność wokół większości wierzących jest bardzo gęsta. Naokoło żyją ludzie karmiący się ułudą, duchowymi falsyfikatami podsuwanymi przez różnych świeckich i religijnych przywódców, żyjący bez Chrystusa, nikczemniejący w swoim myśleniu i sposobie życia. Dzisiejszy świat nie jest lepszy od świata, w którym żył Lot. Lecz Bóg przez swoje Słowo wskazuje również światu drogę ratunku. Ratunek jest w Jego Synu, Jezusie Chrystusie, który przed Ojcem stał się grzechem i dzięki złożonej ofierze stał się dla nas Panem i Zbawicielem!

Na Sodomę i trzy sąsiednie miasta spadł sprawiedliwy sąd Boży. W dziejach tych miast nastąpił taki moment krytyczny, iż ciężar ich grzechu przekroczył wszelką miarę i pobudził do działania Bożą sprawiedliwość. A Pismo mówi, iż „straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego” (Hebr. 10:31). Straszny grzech mieszkańców tych miast tak rozpowszechnił się, że stał się normą życiową i sposobem codziennego postępowania wszystkich, z wyjątkiem Lota. Dlatego musiał spaść straszny Boży sąd. Przyszła kara ze względu na bezwstyd i grzech, jawne sprzeciwianie się Bożemu prawu.

Wypada w tym miejscu zauważyć, że wszystko, co ludzie popularnie nazywają Bożym sądem, wcale nim nie jest. Gdy przychodzi sąd, jest on zawsze rodzajem Bożego domagania się, Bożego napomnienia, a więc są to raczej akty Bożej miłości. Sąd Boży nad grzechem jest bezapelacyjny, a wyrok jest jeden: śmierć.

W liście Judy (w. 7) czytamy, że „Sodoma i Gomora i okoliczne miasta …stanowią przykład kary ognia wiecznego…”. Przykład bardzo wymowny i przejmujący. Choć przecież miasta te nie były najgorsze z miast w dziejach świata. O wiele gorsze i bardziej zatwardziałe było w czasach Pana Jezusa np. Kafarnaum, jak o tym czytamy u Mat. 11:23-24. Zapewne dzisiaj jest wiele gorszych miast niż w czasach biblijnych. A jednak Pan okazuje cierpliwość i nie wylewa jeszcze swego gniewu na ziemię. Jeszcze trwa czas łaski. Duch Święty i Kościół Jezusa Chrystusa działający na tej ziemi powstrzymuje wylanie Bożych sądów. Lecz wkrótce Kościół będzie zabrany i nastanie dzień Pana, „dzień ciemności i mroku” (Am. 5:20; Sof. 1:7).

Właśnie aby nas ratować, przyszedł Jezus i wziąwszy wszystkie nasze grzechy na siebie, stał się grzechem za nas, i na Sobie poniósł wyrok Bożej sprawiedliwości. Każdy więc ma możliwość ratunku. Kto z niego nie skorzysta, będzie musiał doznać Bożej karzącej sprawiedliwości — ostatecznej i nieodwołalnej (Obj. 20:14-15). Niech więc nikt nie liczy na bezkarność!

Dałby Bóg, by każdy czytający te słowa wyciągnął na nowo wnioski z dotychczasowego swego życia i przyszłego, aby szczerze wyznał przed Panem swoje dotychczasowe nieposłuszeństwo Słowu i grzech powodujący bezowocne życie. Aby zawołał: „Panie, ratuj! Już dalej nie chcę żyć jak dotąd! Obdarz mnie mocą nowego życia. Zachowaj dla swego Królestwa!”.

Pan Jezus zapewnił: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł ze śmierci do żywota” (Jan 5:24).

Na terenie obecnego państwa Izrael, którego powstanie po przeszło dziewiętnastu wiekach rozproszenia Żydów, jest jednym ze wspanialszych Bożych cudów — jakie miały miejsce na ziemi — znajduje się Morze Martwe.

W zasadzie jest to jezioro (palestyńskie jeziora nazywane bywają też morzami). Ma ono wiele nazw: Jezioro Słone, Jezioro Lota, Morze Asfaltowe. Jego dzisiejsza arabska nazwa brzmi: Bahr Lut (Morze Lota). Poziom jego wody znajduje się prawie 400 m poniżej poziomu Morza Śródziemnego, długość ok. 73 km, największa szerokość ok. 16 km, a największa głębokość 420 m. Od południowego wschodu wbija się klinem w Morze Martwe półwysep, zwany po arabsku „Lisan” (Język), dzielący je na dwie części. Mniejsza część, południowa, jest solnym stawem o zaledwie 6-8 m głębokości.

Tutaj historycy umieszczają (na podstawie badań historycznych i geograficznych) dolinę Siddim, pochłoniętą przez wodę, gdy ogień z nieba spalił Sodomę, Gomorę i okoliczne miasta. Cechą charakterystyczną tego morza jest bardzo duża zawartość soli (chlorku magnezu i chlorku sodu); stąd bierze się gorzki smak wody. Można w nim pływać nie tonąc (ciało ludzkie utrzymuje się na powierzchni). Morze Martwe jest zbiornikiem rozpuszczonych substancji, które wnosi do niego rzeka Jordan. Intensywne zasolenie sprawia, że brak w nim jakiegokolwiek życia, ale za to kolor wody jest urzekający!

Morze Martwe otaczają piękne góry. Od wschodu góry Moabu, od zachodu tajemnicze góry Pustyni Judzkiej. Wszystko to stanowi wspaniały zakątek turystyczny. Jako historyczną ciekawostkę wspomina się tu zazwyczaj biblijny opis zniszczenia Sodomy i Gomory oraz żonę Lota zamienioną w słup soli. Mniej natomiast mówi się o tym, że gdy Abraham zatrwożony o życie Lota spojrzał na Sodomę i Gomorę i całą okolicę w godzinie sądu, spostrzegł, że „dym wznosił się z ziemi, jak dym z pieca” (1 Mojż. 19:26), i że Pan Jezus wspominając o tych wydarzeniach, powiedział do faryzeuszów: „Ten, który zabiegać będzie o życie swoje, by je zachować, utraci je, a kto je utraci, odzyska je” (Łuk. 17:33). Jak wielu przybyszów podziwiających Morze Martwe zna znaczenie tych słów: „Kto utraci je, odzyska je”?

Myślę, że najmniej mówi się i myśli o tym, iż jak Bóg rozprawił się z tymi miastami, które w czasach biblijnych uważane były za symbol wyuzdania i grzechu (zob. Iz. 1:12; Łuk. 10:12), tak również w końcu rozprawi się z tym całym grzesznym światem!

Lecz chwała niech będzie Bogu, że jak kiedyś wyratował Lota, którego łaskawie uznał za sprawiedliwego, tak też wyratuje wszystkich tych, których przez łaskę i dla zasług Pana, Jezusa Chrystusa, przyjął za swoje dzieci, usprawiedliwi i prowadzi do zupełnego uświęcenia.

Tłum. W. B.