CzytelniaRodzina i społeczeństwo

Kiedy życie ma sens?

Lesław Juszczyszyn w rozmowie z Nią i z Nim, uosabiającymi liczne pary zmagające się z problemem bezdzietności. Ich historie mogą być bardzo różne, ale stawiane pytania będą do siebie podobne, tak jak te poniżej. I jak konkluzja kończąca tę rozmowę, która w rzeczywistości nigdy się nie odbyła. Choć przecież wiele rozmów jak ta faktycznie miało miejsce.

Czuję, jakby ktoś (kto? oto jest pytanie) czegoś bardzo ważnego mnie pozbawił. Nigdy nie brałam pod uwagę, że mogę nie być matką. To pragnienie jest przecież wpisane w moją psychikę, w moje ciało… I to uczucie rozpaczy, które dopada mnie raz za razem… i całkowicie paraliżuje. Czy kiedyś przestanie boleć?

Jeżeli życie ma sens, to ma sens zawsze. Życie ma sens, kiedy się żenisz albo wychodzisz za mąż, ale ma też sens, kiedy się nie żenisz i nie „chodzisz za mąż! Jeśli życie ma sens, to ma sens wtedy, kiedy posiadasz dziecko i kiedy nie posiadasz. Jeśli życie ma sens, to ma wtedy, kiedy masz pracę i kiedy nie masz pracy. Jak to ujął V.E. Frankl, autor dzieła „Homo patiens”, człowiek, który przeżył obóz koncentracyjny w Auschwitz: „Jeśli życie ma sens, to ma go również w obozie koncentracyjnym”. A przewrót kopernikański w psychologii, jakiego dokonał, polega na tym, żeby nie pytać stale „dlaczego?” i „po co?”, ale by odpowiadać swoim życiem i swoimi decyzjami na „życiowe” pytania. To życie nas pyta, a naszym zadaniem jest odpowiadać swoimi postawami i decyzjami. Inaczej mówiąc, chodzi o to, by brać na siebie swój los, by stawiać czoło życiowym wyzwaniom. Zycie każdego człowieka ma wartość.

Frankl mawiał, że każdy człowiek może odkryć swój sens dla siebie samego. Nie można go nikomu nadać. Sens życia można jedynie odkryć, bo on już jest. I można to zrobić na kilka sposobów. Pierwsza droga to miłość. Miłość do konkretnej osoby. To może być miłość do żony czy męża, ale też miłość do dziecka. Druga droga odkrywania sensu to praca. Nie każda, praca, ale taka, która wywiera wpływ na ludzkość. Taka praca, jaką wykonuje np. odkrywca innowacyjnej szczepionki ratującej życie wielu ludzi. I nawet jeśli nigdy się nie ożeni i nigdy nie będzie miał dzieci, jego życie może mieć głęboki sens. Jego życie jest misją! A jakie znaczenie ma życie kogoś, kto się nigdy nie ożeni, nigdy nie będzie posiadać dzieci i nigdy nie podejmie pracy? Na przykład osoba niepełnosprawna? Frankl widzi sens życia takiej osoby

w sposobie, w jaki bierze na siebie swój krzyż. Sens życia takiej osoby w sposobie, w jaki bierze na siebie swój krzyż. Sens życia takiego mężczyzny czy kobiety leży w tym, w jaki sposób stawia czoło tenut wyzwaniu.

Życie jest jak zadanie do rozwiązania. Pytanie: „dlaczego?” i „po co?” pogarsza tylko sytuację, bo pogrąża w bezruchu i rozpaczy. Życie już zadało ci pytanie, a ty odpowiedz tak, jak potrafisz najlepiej, swoją osobą. Wtedy ukaże się twój sens. Bo sens jest. Możesz go odkryć. Tylko ty możesz to zrobić dla siebie. Być może życie nigdy nie przestanie cię bolec, ale może być piękne i wartościowe.

– Obserwuję ją, jak płacze… cicho, odwraca się, abym nie patrzył, albo idzie do łazienki. Próbuję znaleźć jakieś nowe słowa pocieszenia, inne niż co miesiąc… już nie znajduję. Rozumiem, ją może boleć bardziej niż mnie, ale czy ja się nie liczę? Czy nie może być szczęśliwa po prostu ze mną… tylko ze mną?

Wszelkie słowa pocieszenia są zbędne. Na taki ból nie ma słów. Na takie łzy nie ma rozwiązania. Dobrze, że płyną. Kiedy życie boli, wtedy płyną. Płyną, bo jest bolesny powód. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska opisała to tak: „Co miesiąc rodzę połowę człowieka”. Ta świadomość boli kobietę, która wie, że nigdy nie urodzi dziecka. Kiedy jednak myślę o małżeństwie, to warto sobie przypomnieć jego najgłębszy sens: małżeństwo jest przymierzem mężczyzny i kobiety. Małżeństwo to dwie osoby, które się kochają! Jeśli z tej miłości rodzą się dzieci, to dobrze. Ale czasem dzieci się nie pojawiają. I co wtedy? Czy wtedy – miłość jest niemożliwa? A może zwłaszcza wtedy miłość dwojga może rozkwitnąć. Miłość do żony i miłość do męża. Jeśli dzieci się nie rodzą, czy to dowód, że przymierze straciło na ważności? A może zwłaszcza wtedy jest ono potrzebne? By nie stracić miłości, zaufania, by ocalić wierność.

Życie to tajemnica. Dziecko jest darem, a nie czymś, co się nam należy. Dziecko może być błogosławieństwem i może uszczęśliwić rodziców. Ale nie zawsze tak jest. I już niejeden ojciec i niejedna matka przeżyła rozczarowanie. Bynajmniej nie z winy dziecka, ale z powodu ubóstwienia dziecka. Dziecko nie jest panaceum na małżeńskie kłopoty. Dziecko nie jest środkiem do uszczęśliwienia rodziców. Znasz nieszczęśliwe małżeństwa, a posiadające dzieci? Ja znam. Posiadanie dziecka nie uszczęśliwi tego, kto nie jest szczęśliwy w sobie samym. Czasem rodzice potrzebują tylko dziecka do szczęścia, bo fortepian i psa już mają. Może to brzmi wyzywająco, ale pomyśl o tym.

Szczęście przyjdzie samo, jeśli będziecie siebie kochać, Kiedy gonicie za nim, ono od was ucieknie. Zwłaszcza, jeśli to szczęście ma na imię „dziecko”. Ileż to małżeństw goniło i nie mogło go złapać. A kiedy odpuścili sobie, ono się pojawiało, Znam małżeństwo, które przez dziesięć lat starało się usilnie o dziecko. Korzystali regularnie z pomocy psychologów i ginekologów. W końcu zdecydowali się na sztuczną inseminację. Wszystko zawiodło. Kiedy wyczerpani latami walki pojechali do SPA, kiedy ona poleżała z koleżankami w błocie, kiedy on pojeździł z kolegami na quadzie, kiedy wypili pierwszy raz od wielu lat po lampce wina, kiedy po prostu pokochali się, nie myśląc o dziecku — ona zaszła w ciążę. Czy to nie znamienne? Dziecko — owoc miłości. Znam więcej takich przykładów. Kurczowe trzymanie się myśli o dziecku, obsesja na jego punkcie, sprawia, że jest jakaś blokada w umyśle, w organizmie i nie pozwala na jego pojawienie się.

Posiadanie dziecka nie uszczęśliwi tego, kto nie jest szczęśliwy w sobie samym.

Twoja męska rola polega na tym, by potwierdzać wartość żony każdego dnia. Słowami i gestami. Tak, żeby wiedziała i czuła, że kochasz ją nie dlatego, że może dać ci dziecko, ale dlatego, że dała ci siebie!

– Kolejni przyjaciele oznajmili dobrą nowinę – spodziewają się dziecka! To cudowne, prawda? Krąg tych bezdzietnych się zawęża… Więzi naturalnie się rozluźniły. Jesteśmy INNI. Usuwam się. Czasem czuję się jak odmieniec…

Podejmij decyzję: nie będę uciekać! Mów sobie: Nie pozwolę, aby „odmieniec” wkradał się do mojej duszy, by zawładnął moim umysłem. Zaplanuj odwiedziny u przyjaciół, którzy spodziewają się dziecka. Kup zabawkę i znajdź czas dla tych, którzy cieszą się narodzinami potomka. Nie pozwól, aby cierpienie zbudowało mur. Weź dziecko przyjaciół w objęcia. Poczuj jego ciepło, zapach, ciężar. Odkryj, że i ty możesz kochać to dziecko, jak swoje. Otwórz się na miłość. I ty możesz być ojcem. Jak ktoś mądrze powiedział: „Ojcem jest nie ten, co zrodził, lecz ten, który wychował”. Czy nie myślałeś o chłopcu, który tęskni za męskim uściskiem? Czy nie myślałeś o dziewczynce, której możesz przywrócić pewność siebie? Nie ten jest ojcem, co zrodził, lecz ten, który wychował!

– Już nie reaguję na słowa „zachęty”: „No, weźcie się do roboty!”. Ale wciąż to pytanie: „Czy macie dzieci?”, rzucane czasem ot tak, bez zastanowienia, jest dla mnie wyzwaniem. Co odpowiedzieć? „Nie” – to brzmi jak wyrok. „Jeszcze nie” – już lepiej, bo wyraża nadzieję, ale – przyznaję – ta kurczy się coraz bardziej…

Opowiadał mi pewien szczęśliwy dziadek:  „Emilka jest słońcem w naszej rodzinie. Ona przywróciła nam radość. Po dziesięciu latach starań o własne dziecko, córka z mężem  adoptowali Emilkę. Kiedy ona się pojawiła, wszystko się zmieniło. Po roku od tego wydarzenia córka – ku zaskoczeniu własnemu, męża, lekarza i wszystkich pozostałych – stwierdziła, jest w ciąży. Urodziła syna. Potem urodziła drugiego syna i jeszcze córkę. Dzisiaj mam czworo wnucząt. Emilka jest naszym słońcem. Ona odmieniła życie naszej rodziny”.

Tyle opowieść szczęśliwego dziadka. A ja się zastanawiam, jakie bariery psychiczne, biologiczne pękły dzięki obecności tego dziecka? Co takiego się zmieniło, że to, co dotąd niemożliwe, stało się realne. Sam posiadam przyjaciół, którym lekarz powiedział, że nie będą mieli dziecka, ponieważ żona przyjaciela ma stwierdzoną poważną wadę organizmu uniemożliwiającą zajście w ciążę. Tymczasem posiadają trójkę: dwóch chłopców i dziewczynkę. Za każdym razem zdumiony ginekolog potwierdzał poprzednią diagnozę.

Być może tobie nigdy nie będzie dane kołysać do snu swojego dziecka i nie zagrasz w piłkę z biologicznym synem. Tak się zdarza i to nie tak rzadko. Coraz więcej par ma problem z zajściem w ciążę. Jednak nie traktuj tego jak wyrok Pomyśl, co możesz zmienić w swoim myśleniu o dzieciach? Pomyśl, co możesz zmienić w swoim stylu życia, choćby w sposobie odżywiania. Zbadaj stan organizmu i przygotuj się do poczęcia dziecka przez post, dietę, uzupełnienie mikroelementów. Może trzeba zmienić pracę, zbyt obciążającą i stresującą? Może trzeba przyjrzeć się swoim emocjom, uczuciom? Czasem powód wyda się prozaiczny, jak na przykład brak zaufania żony do ciebie. Jej obawa przed przyszłością… albo jej (i twoje) nierozwiązane i nieprzepracowane problemy z przeszłości.

– Jednego żałuję – że nie będę mógł przekazać całego dziedzictwa, tych wszystkich rodzinnych historii, przeszłości i przyszłych marzeń, tego, kim jestem, następnemu pokoleniu… Komuś z mojego ciała.

Geny mają przemożny wpływ na nas, to prawda. Na szczęście jesteśmy wolnymi ludźmi i swoje doświadczenie, dziedzictwo wraz z rodzinną historią możemy przekazać mocą wyboru i decyzji! Jesteśmy ludźmi, ponieważ możemy przekraczać determinizmy Być ojcem nie musi oznaczać posiadania biologicznego dziecka. Przykładem dla mnie jest Paweł apostoł, który stwierdził kiedyś tak: „Mleko wam dałem, a nie pokarm stały” (l Kor 3:2). On poszedł jeszcze dalej, no bo kto karmi mlekiem? Ojciec czy matka? Paweł czuł się nie  ojcem, ale i matką dla wielu ludzi, o osobiście się troszczył, o których walczył i których kochał. Paweł nie miał żony ani biologicznych dzieci. A jednak czuł się ojcem i matką! Zachowywał się jak ojciec i matka. Bądźmy szczerzy: wielu biologicznych ojców nie dorasta mu do pięt. Powiesz: to był jego wybór! I słusznie! Być ojcem, matką to decyzja! To nie tylko biologia i nie rzadko geny, ale wybór! Ty też ciągle masz prawo wybrać.

– Czegoś tu nie rozumiem. Jesteśmy całkiem normalni, umysłowo rozgarnięci, kochać też potrafimy. I nawet niczego nam nie brakuje, z rzeczy materialnych też. Dlaczego to my mamy ten problem, a w takich patologicznych rodzinach mnożą się, za przeproszeniem, jak króliki?

Stereotyp. Popatrz szerzej. Inni też mają z tym problem. Są przyczyny, których nie da się uzasadnić. Nic nie dzieje się automatycznie. Zwykle tak jest, że zdrowi rodzice mają zdrowe dzieci, ale nie zawsze. Czasem zdrowym rodzicom rodzą się chore dzieci. I odwrotnie: chorym rodzicom rodzą się zdrowe dzieci. Te z patologicznych rodzin mają zwykle więcej obciążeń, ale czasem dzieci z rodzin patologicznych rodzą się całkowicie zdrowe. Siła życia! Dzisiaj przeczytałem w necie, że chemioterapia nie szkodzi dziecku w łonie matki. Siła życia! Czasem to my musimy pogodzić się z życiem. Pogodzić się z niewiadomą. Pogodzić się z losem. I żyć najlepiej, jak tylko potrafimy. Żyć tak, by nie stracić radości i entuzjazmu, by nie zwątpić w miłość.

– Czy są jakieś plusy? O tak! Jesteśmy inni, z pewnością. Jesteśmy twardzi, odporni, potrafimy walczyć, tyle Jat praktyki: modlitw, postów, teologicznych dociekań… Tak. Wyszło nam to na dobre. Chociaż walka – ta o najwyższą stawkę: o obraz naszego Boga – jeszcze się nie skończyła. Tylko obawiam się, że stwardnieliśmy trochę nie tak. Straciliśmy coś z tej dziecięcej, radosnej wiary… Czy na tym polega dorosła, dojrzała wiara? Nie, z pewnością nie. Ale On przecież uzdrawia! On może uzdrowić nasze dusze całkowicie – to pewne!

ONA I ON
Lesław Juszczyszyn
CEREO – CENTRUM ROZWOJU I PORADNICNA

Artykuł oryginalnie ukazał się w „Teraz i Zawsze” nr 3 (15) 2012 r.