CzytelniaPostacie chrześcijaństwa

Ludzie szerokich horyzontów

„Jak długo istnieje ziemia, nawet zmartwychwstanie nie znosi rzeczy przedwczesnych; ale życie wieczne, to nowe życie wdziera się coraz mocniej w życie ziemskie i zdobywa w nim swoje miejsce” (Dietrich Bonhoeffer).

Bóg chce, abyśmy — jako chrześcijanie — byli ludźmi szerokich horyzontów, których świat nie ogranicza się do tego, co tu i TERAZ jedynie, ale których myśli i pragnienia nakierowane są na to, co ZAWSZE aktualne i doskonałe. Bóg nie neguje naszej teraźniejszości, chce ją udoskonalać. Pragnie, aby „wieczna jakość” przenikała naszą doczesność, nasze myślenie i działanie. Zrozumienie tego, jakie jest nasze wieczne przeznaczenie (choćby jego przebłyski), wpływa na nasze życie. Rodzi ono nadzieję: już sama myśl, że to, co najlepsze, jest jeszcze przed nami, napawa optymizmem; daje poczucie wartości: nie będę poniżać siebie, skoro Bóg nazwał mnie dziedzicem Królestwa Bożego, tego, co nieznikome, nieskalane i niezwiędłe (1 P 1:4); ponagla do przemiany wewnętrznej: będę żyć na miarę tego, kim zostałem uczyniony; określa cel w życiu, wyzwala energię i pobudza do działania.

Świadomość niebiańskiego ZAWSZE — naszego wiecznego przeznaczenia — nie powinna odwracać naszej uwagi od istotnych spraw tego świata, lecz sprawić, że z większym przejęciem i energią zawalczymy o teraźniejszość naszą i innych ludzi.

C.S. Lewis dokonał ciekawej obserwacji: „Z kart historii przekonujemy się, że chrześcijanie, którzy najwięcej uczynili dla obecnego świata, należeli zarazem do tych, którzy najwięcej myśleli o świecie przyszłym”.

Dietrich Bonhoeffer

Przykładem takiej postawy może być cytowany przeze mnie Dietrich Bonhoeffer, niemiecki pastor luterański, zaangażowany w spisek przeciwko Hitlerowi i w konsekwencji stracony na krótko przed zakończeniem wojny, w kwietniu 1945 roku. Czy jego odważna postawa protestu wobec nieprawości czyniła jakąś różnicę? Jestem przekonana, że tak Choć na przebieg wojny to nie wpłynęło, ale pokazało wielu Niemcom, że można było w tych okropnych czasach zachować się inaczej – nie tylko przyzwoicie, ale także próbując zmienić to, co większość biernie zaakceptowała.

Jezus nazwał swoich naśladowców „solą” i „światłem” świata. Inaczej mówiąc, określił nas ludźmi wpływu. Nie możemy zatem wycofywać się ze świata (społecznego, politycznego czy kulturalnego), ale przez swoją obecność i zaangażowanie czynić różnicę w środowisku, w którym żyjemy.

Ludzie często robią wyrzuty Bogu, pytając: dlaczego jest tyle zła na świecie? A przecież Bóg mógłby takie samo pytanie skierować do nas, ludzi. Bardzo inspirujące są przykłady wierzących, którzy rozumiejąc swoją rolę w tym świecie, zaangażowali się w walkę, by ten zły świat uczynić lepszym.

William Wilberforce

Jedną z takich postaci był William Wilberforce. Przez lata próbował on przekonać parlament Wielkiej Brytanii do zniesienia niewolnictwa. Zniechęcony brakiem efektów był już gotów się poddać. Wówczas jego stary przyjaciel, John Wesley, gdy o tym usłyszał, choć leżał już na łożu śmierci, poprosił o pióro i papier. Trzęsącą się ręką pisał: „Odkąd Bóg powołał cię do tej wielkiej rzeczy, jesteś nękany przez opozycję ze strony ludzi i demonów. Jeśli jednak Bóg z tobą, to któż przeciwko tobie? Czy oni wszyscy są mocniejsi od Boga? Zatem nie bądź znużony prawością! Idź naprzód, w imię Boga i w Jego mocy’. Wesley zmarł sześć dni później. Natomiast Wilberforce walczył przez dalsze 45 lat, aż w 1833 r., na trzy dni przed swoją śmiercią, ujrzał zniesienie niewolnictwa w Anglii.

Można powiedzieć, że Wilberforce zdecydowanie walczył o ludzkie „teraz”, jednak dzięki jego wysiłkom realizowały się wieczne Boże pragnienia. Bo przecież Boża wola dziejąca się na ziemi — jak naucza Jezus — znajduje swój wyraz w czymś bardzo konkretnym: „Albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść, pragnąłem, a daliście mi pić, byłem przychodniem, a przyjęliście mnie. Byłem nagi, a przyodzialiście mnie, byłem chory, a odwiedziliście mnie, byłem w więzieniu, a przychodziliście do mnie” (Mt 25:35-36).

Słowa Jezusa dowodzą współistnienia dwóch alternatywnych rzeczywistości czy historii, których interpretacja zależna jest od naszej wiary uzdalniającej do widzenia tego, co niewidzialne.

Niech zatem świat widzialny (materialny) i niewidzialny (duchowy) — rzeczywistości tak różnorodne jak doczesność i wieczność — stają się w naszej świadomości coraz wyraźniej jednością, „całością bez żadnego szwu”, i dawajmy temu wyraz w codziennym życiu, gdyż – jak ujął to Philip Yancey – „najlepszym dowodem na prawdziwość świata niewidzialnego, jest przemienione życie w tym świecie” (P. Yancey, …pogłoski o tamtym świecie, s. 311).

BOŻENA SAND-TASAK