CzytelniaPolemiki

„I stworzył …”

Jakże intrygujące stwierdzenie!

W tym niedokończonym zdaniu zawiera się najważniejsze dla człowieka, dla jego istnienia pytanie: kto? oraz: dlaczego?

Celem tej krótkiej pracy jest pokazanie jednego z możliwych spojrzeń na ten temat, odpowiedź na jedno z pytań. Jest to odpowiedź bardzo radykalna, fundamentalistyczna. Być może dla współczesnego człowieka jest to odpowiedź śmieszna i zbyt mało naukowa – tę kwestię pozostawiam do oceny samemu czytelnikowi. Żyjemy w świecie faktów, konkretów. Dla nas liczy się coś co można dotknąć i zobaczyć. Za pomocą swych zmysłów skonsumować rzeczywistość. Nie damy sobie wcisnąć do głowy czegoś, co jest irracjonalne, niemożliwe do doświadczenia. Choć tak naprawdę sami nie potrafimy dokładnie wytłumaczyć działania wielu urządzeń, to jednak mienimy się ludźmi bardzo naukowymi, technicznie rozwiniętymi. Niewielu z nas jest w stanie ogarnąć swoim umysłem tego, co dzieje się we wnętrzu mikroprocesora, czy chociaż układu scalonego, a nawet tranzystora. Wiele rzeczy przyjmujemy poprzez autorytet tego, kto to poznał, wytłumaczył, odkrył. Po prostu niektórym ludziom zawierzamy. Świat poprzez eksplozję odkryć, które wybiegają daleko przed naszą zdolność percepcji, zmusza nas do wiary w to wszystko. Być może jest to, dla nas ludzi, bardzo niewygodne, lecz stało się to faktem. Na bazie tych stwierdzeń chciałbym zadać czytelnikowi pytanie: czy teoria ewolucji jest dla nas wystarczająco naukowo wyjaśniona? Czy są to udowodnione fakty czy dalej jest to tylko teoria? Czy aby przypadkiem „nie uwierzyliśmy jej?”

Teoria ewolucji nie wzięła się z nikąd. Już wiele wieków przed Darwinem wierzono w ewoluowanie, lecz nikt nie mógł tego udowodnić. Starożytny Grek – Anaksymander nauczał, że człowiek ewoluował od ryby, a Empedokles twierdził, że zwierzęta wywodzą się z roślin. Inną teorią, która zepchnęła idee ewolucyjne była teoria tzw. powstawania spontanicznego – mówiła ona, że zwierzęta mogą pojawiać się z mułu i szlamu. Po raz pierwszy myśl ten przedstawił Arystoteles i inni, kilka wieków przed Chrystusem. Pod koniec XVIII wieku ludzie ponownie zaczęli przedstawiać idee związane z ewolucją. Jednym z nich był Erazmus Darwin, dziadek Karola, który w pewnym stopniu musiał wywrzeć na niego wpływ. Innym był Lamarck – człowiek, który stał się sławnym ewolucjonistą. James Hutton, zwany przez niektórych „ojcem geologii” przedstawił w roku 1795 teorię znaną jako „uniformitaryzm”. Twierdzi ona, że procesy geologiczne zawsze były takimi, jakimi są dzisiaj i według niej teraźniejsza forma Ziemi nie została ukształtowana przez żadną wielką katastrofę, taką jak ogólnoświatowy potop. Jednym z ludzi, którzy podjęli i rozwinęli idee Huttona, był Lyell, a jego dzieło „Zasady geologii” wpłynęło silnie na Darwina. Hutton i Lyell całkowicie odrzucili myśl o potopie.

Darwin w rzeczywistości nie powiedział niczego nowego. Większość elementów zawartych w jego teorii była już zaproponowana wcześniej. Nigdy wcześniej nie zostały one jednak przedstawione w sposób tak spójny i z poparciem tak rozległego materiału dowodowego. Darwin stwierdził, że do teorii ewolucji został doprowadzony głownie w wyniku obserwacji prowadzonych na wyspach Galapagos u wybrzeży Ameryki Południowej. Po powrocie do Anglii, po dwudziestu latach wydał swoją książkę „Pochodzenie gatunków przez selekcję naturalną”. Był rok 1859. Sprzedawała się ona dobrze, ale początkowo niewielu zgadzało się z poglądami Darwina. Wielu wiodących naukowców wyrażało swe przeciwne stanowisko w stosunku do idei przedstawionych w pracy, a nawet potępiało ją wprost jako książę, która może uczynić wielką szkodę. Na początku 1860 roku świat nauki był niemalże w całości przeciwny Darwinowi. Co takiego odwróciło bieg wydarzeń i spowodowało, że jego poglądy zostały zaakceptowane? Zmiana była w dużym stopniu rezultatem działań jednego człowieka, który wspierał Darwina od chwili, kiedy jego książka została wydana. Był nim bardzo utalentowany uczony, Thomas Henry Huxley, który wziął na siebie ciężar walki w sprawie Darwina i zadanie propagowania ewolucji. Bardzo ważne wydarzenie przyczyniło się do rozwoju teorii ewolucji. 30 czerwca 1860 roku na spotkaniu British Association for the Advancement of Science odbyła się słynna dyskusja pomiędzy Thomasem Huxleyem a biskupem Oxfordu Samuelem Wilberforcem. Od tego czasu w przeciągu 10 lat opinia naukowców na całym świecie zmieniła się na korzyść ewolucji. Nie było to wynikiem jedynie elokwencji Huxleya, ale do sukcesu teorii ewolucji przyczyniło się wiele innych czynników, m.in.:

– Darwin przedstawił rozległy materiał dowodowy, który jak się wydawało potwierdzał jego teorię,

– człowiek – tak wtedy jak i teraz – jest gotowy wierzyć raczej w cokolwiek innego niż w swego Stwórcę. Teoria, która podawała się za naukową i którą można się było posłużyć jako pretekstem dla odrzucenia Boga, była bardzo atrakcyjna,

– duża część kościoła chrześcijańskiego od razu poszła na tragiczny kompromis w swoim stanowisku i zaczęła twierdzić, że można wierzyć temu co mówi Księga Genesis i temu co mówi teoria ewolucji. Było to zarówno nieprawdziwe, jak i niepotrzebne. Nie mówią one tego samego i nie było powodu, aby twierdzić, że powinny mówić.

Darwin twierdził, że złożone organizmy roślinne, zwierzęce oraz człowiek wyewoluowały z prymitywnych form życia w procesie stopniowych zmian i naturalnej selekcji (doboru naturalnego). Idea ta, wspomagana przez bogate i potężne siły, zastraszyła całkowicie wszelką opozycję, nie przyjmowała żadnych argumentów, stała się poglądem o światowym zasięgu. Głoszą ją dzisiaj publikacje książkowe. Wykłada się ją pokoleniom studentów. Zadziwiającym jest fakt, że w marcu 1861 roku Karol Darwin napisał, że „wierzy w tę teorię, choć nie potrafi udowodnić ani jednego przypadku, w którym (dobór naturalny) zmieniłby jeden gatunek w inny”.

Dopiero w październiku 1980 roku owa machina zaczęła trzeszczeć. W rzeczy samej zaczęła się cofać. W czasie historycznej konferencji w Chicago, 160 wybitnych światowych znawców ewolucji stanęło wobec niepodważalnych faktów, jakimi są dowody kopalne i w efekcie obwieściło faktyczną śmierć darwinizmu. Eksperci przyznali, że prowadzone przez 120 lat prace wykopaliskowe w poszukiwaniu zapisu kopalnego wykazały, iż nie istnieją żadne utrwalone w skamieniałościach ogniwa pomiędzy jednym gatunkiem a drugim.

W sprawozdaniu z konferencji „Newsweek” (3/11/80) stwierdzał: „Brakujące ogniwo pomiędzy człowiekiem a małpami … nie jest niczym innym jak jedynie najbardziej fascynującym z całej hierarchii złudnych tworów. W dowodach kopalnych brakujące ogniwa są regułą … Im więcej uczonych poszukiwało form pośrednich, które rzekomo znajdują się pomiędzy gatunkami, tym większa ich liczba odczuwała rozczarowanie. Dowód, którego dostarcza zapis kopalny nieodparcie świadczy przeciwko klasycznemu darwinizmowi, jaki przyjęła w szkołach wyższych większość Amerykanów, tego mianowicie, że nowe gatunki ewoluują z już istniejących poprzez akumulowanie drobnych zmian, z których każda uzdalnia organizm do przetrwania i rywalizowania w środowisku”.

Niestety, jakkolwiek znawcy przyznali, że darwinizm jest teorią fałszywą, to jednak nie doradzają nam powrotu do przekonań, które teoria ta obaliła. W relacjach z konferencji chicagowskiej, przekazywanych przez środki masowego przekazu, nie znajdujemy najmniejszego ślady skruchy za tak długie wprowadzanie świata w błąd. Natomiast ewolucja musi być ocalona za wszelką cenę. Przyznawszy, iż nie ma żadnego dowodu świadczącego na rzecz teorii ewolucji, eksperci owi podejmują się wypracowania teorii bez dowodu. Podsuwają zatem myśl o ewolucji drogą wielkich skoków, które nie zwykły pozostawiać żadnych dowodów kopalnych.

Darwin wniósł ideę doboru naturalnego. Był to sukces, który spowodował lawinę nawróceń na ewolucjonizm. Od czasu jednak konferencji w Chicago dobór naturalny sprowadzony został do roli mało znaczącej. Od czasów Darwina nadzieje na znalezienie skamielin pośrednich stanowiły istotną treść teorii ewolucji. Kiedy liderzy ewolucjonizmu przyznają: „Nie istnieją żadne pośrednie skamieliny!”, to w ten sposób sami ustępują ze swoich pozycji.

Myślą przewodnią tej pracy jest zachęcenie czytelnika do próby weryfikacji swoich poglądów na temat pochodzenia świata żywego, stworzenia człowieka. Nie jest celem dokładne przedstawienie argumentów naukowych lecz skierowanie czytelnika do źródeł tych wiadomości. Niech każdy sam w miarę swoich możliwości osądzi słuszność tej pracy.

Chciałbym przytoczyć zasadnicze argumenty kreacjonistów świadczące przeciw teorii Darwina. Wymienię je telegraficznym skrócie, gdyż inaczej praca ta byłaby formatu książki.

Do podstawowych zagadnień należą:

1) sprzeczność z drugą zasadą termodynamiki – wg teorii ewolucji wszechświat rozwija się ku „górze”. Co więcej, ewolucja wymaga, aby przypadkowe molekuły łączyły się w zorganizowane i coraz bardziej złożone systemy. Druga zasada termodynamiki twierdzi, że procesy naturalne zawsze zmierzają ku rozpadowi – postępują od ładu ku chaosowi. Inaczej – procesy samorzutne w przyrodzie są nieodwracalne i związane ze wzrostem entropii czyli nieuporządkowania. Hipoteza Darwina naruszyła drugie prawo termodynamiki jako, że utrzymywał on, iż to co proste mogło wytworzyć złożone.

2) „prawo Haeckela” – czyli istnienie organów szczątkowych. Ernst Haeckel w swoim „prawie biogenicznym” głosił, iż ludzki embrion odtwarza wszystkie etapy swojej przeszłej ewolucji lub inaczej, że wspina się po swoim rodowym drzewie. Ewolucjoniści zwykli byli wymieniać około 180 „organów szczątkowych”, jakie miały się znajdować w człowieku i w wyżej rozwiniętych zwierzętach. Jednakże jeden po drugim były skreślane z tej listy, w miarę jak odkrywano ich pożyteczne funkcje. W chwili obecnej żaden z tych „organów szczątkowych” nie pozostał na liście.

3) zapis kopalny – jest to bardzo rozległy obszar nauki, który jest odmiennie interpretowany przez ewolucjonistów i kreacjonistów. Nie można zaprzeczyć istnieniu skamieniałości, które są ciągle odkrywane. Lecz jaką można z nich odczytać wiedzę o przeszłości? Gdyby życie zaczęło się od prostych form i nieprzerwanie postępowało ku górze, ewoluując w coraz to bardziej złożone twory, aby wreszcie znaleźć swój punkt szczytowy w człowieku, to skamienieliny powinny były zarejestrować ów postęp krok po kroku. Jeśli wszystkie istoty żywe podlegały ewolucji, to znaczy, że kiedyś żyły i umierały, a ich niezliczone pośrednie formy legały fosylizacji, ukazując w ten sposób trwale wiążące pomosty pomiędzy jednym rodzajem a następnym. W istocie byłoby wówczas tak wiele form pośrednich w kolejnych stadiach przejścia, że dzisiaj mielibyśmy trudności w znalezieniu dowodu kopalnego rodzajów doskonałych pośród przytłaczającej obfitości skamienielin pośrednich. Teoria ewolucji na swoje potwierdzenie, wymaga tego rodzaju dowodu, utrwalonego w skamienielinach, dowodu, który darwiniści spodziewają się znaleźć. Prowadzą więc nieprzerwanie prace wykopaliskowe od z górą 120 lat. Odsłonięto przy tym niezliczone ilości skamienielin, lecz żadna, jak dotąd, nie może stanowić świadectwa na istnienie jakiejkolwiek pośredniej formy. Nie ma bowiem ani jednej pośredniej skamienieliny, która mogłaby zapełnić lukę pomiędzy wykształconymi rodzajami.

4) „ewolucja człowieka” – zobaczmy, jak wygląda ta chyba najbardziej kontrowersyjna z dziedzin ewolucjonizmu. Jest to punkt, w którym teoria ewolucji najbardziej wdziera się w domenę religii, gdyż bezpośrednio dotyczy pochodzenia człowieka. Przeciętny człowiek wierzy dzisiaj, że w czasach prehistorycznych żyły dziwne istoty, które nie były ani całkowicie ludźmi, ani też zupełnie zwierzętami. W imieniu nauki wmawia się na, że te małpoludy istniały naprawdę i że pochodzimy właśnie od nich. Przyjrzyjmy się tylko niektórym z naszych przodków i zobaczmy jak zostali znalezieni. Oczywiście jest to tylko zasygnalizowanie tematu i czytelników szukających konkretów odsyłam do literatury źródłowej.

a) człowiek z Nebraski – w 1922 roku w Nebrasce znaleziono nietypowy ząb trzonowy. Profesor Henry Osborn oświadczył, że ząb ten musiał należeć do jakiegoś stworzenia, które było półmałpą i półczłowiekiem. W 1927 roku, po pięciu latach życia człowiek z Nebraski umarł, gdyż okazało się, że ząb ten należał do pekari czyli jednego z gatunków dzikich świń.

b)Człowiek neandertalski – w ubiegłym wieku paleontolog o nazwisku Boule zrekonstruował szkielety ludzi odkrytych w dolinie Neander w Niemczech. Po dokładnym zbadaniu okazało się, że byli to ludzie chorzy na krzywicę i artretyzm, ich kompletne kości zostały tak ułożone, że przypominały małpy.

c)Australopiteki – po wszystkich teoriach dotyczących tych stworów, w 1954 roku Lord Solly Zuckerman po szczegółowych badaniach dowiódł, że były to małpy. W 1974 roku po wieloczynnikowej analizie komputerowej kości australopiteków dr Oxnard obwieścił, o dużym podobieństwie do orangutana.

d) Człowiek jawajski – okazało się, że jego odkrywca dr Dubois zrekonstruował go z jednego zęba, górnej części czaszki i z oddalonej od reszty o 18 metrów kości udowej. Później przyznał się, że w tej samej warstwie znalazł czaszki ludzkie.

e)Człowiek z Piltdown – okazał się okazem złożonym z czaszki współczesnego człowieka, kości szczękowej od zdechłej małpy, zęby jego były odpowiednio spiłowane i chemicznie postarzałe. Jednym z jego twórców był Teilhard de Chardin, który przyczynił się do kolejnego odkrycia.

f) Człowiek pekiński – wytwór powyższego uczonego i dr Blacka – został odkryty według podobnej procedury co człowiek z Piltdown.

Ludzie nauki w różny sposób podchodzą do tego typu „pomyłek”. Dr W.R.Thompson, światowej sławy entomolog, który przez wiele lat był dyrektorem Comononwealth of Biological Control w Ottawie był tak szanowanym uczonym, że w 1959 roku wybrano go do napisania wstępu do książki Darwina „O powstaniu gatunków”, którą zamierzano wydać z okazji setnej rocznicy jej pierwszej publikacji. Ten wstęp jest skoncentrowanym atakiem przeciwko ewolucjonizmowi przeprowadzonym przez jednego z największych uczonych świata. Warto go przeczytać. Thompson mówi w nim: „Sytuacja, w której ludzie zbierają się do ochrony doktryny, której nie potrafią naukowo zdefiniować, i w jeszcze mniejszym stopniu wykazać jej słuszność z naukową dokładnością, usiłując utrzymać jej wiarygodność w oczach opinii publicznej przez tłumienie krytyki i eliminowanie trudności, jest niemoralna i niepożądana w nauce”. Później zaś stwierdza: „Sukcesowi darwinizmu towarzyszył schyłek uczciwości naukowej”.

5) Innym zasadniczym elementem, który jest sprzeczny w teoriach ewolucjonistycznej i kreacjonistycznej to zagadnienie wieku Ziemi. Rozbieżności są tak gigantyczne, że trudno tu mówić o jakiś elementach pomyłki obliczeń lub metod służących do nich. Tutaj chodzi o podstawowe założenia. Okazuje się, że metody datowania stosowane przez naukowców są bardzo niestabilne, w swych procedurach mają wiele hipotetycznych założeń. Dla przykładu, niektóre laboratoria odrzucają metodę C-14 gdy w grę wchodzi określenie wieku przekraczającego 3000 lat, inne natomiast tą metodą określają wiek badanych próbek nawet na setki milionów lat. Inna z metod – potasowo-argonowa, dla próbki liczącej około 200 lat określiła wiek w przedziale od 160 milionów do 3 miliardów lat. Do dzisiaj nie ma pewnej metody, która byłaby autorytatywna w tej dziedzinie.

Jest w tym miejscu dobry moment, aby przyjrzeć się bliżej kwestii historyczności ksiąg biblijnych. Jednym z zasadniczych powodów, dla których teoria Darwina została przyjęta było to, że w połowie XIX w. silnie zaczęła się rozwijać egiptiologia. Ówczesne odkrycia, począwszy od Auguste Mariette’a – założyciela Muzeum Starożytności Egipskich lub po prostu Muzeum Egipskiego w Kairze – zmierzały do podważenia wiarygodności ksiąg Starego Testamentu. Wielu naukowców do dzisiaj nie uznaje tych ksiąg jako przekazu naukowego lecz wyłącznie jako zbiór alegorycznych opowieści ludowych. Ale czy tak jest naprawdę? Czy nie ma do dzisiaj dowodów na to, że wydarzenia opisane na kartach Starego Testamentu są prawdziwe i są wiarygodnym źródłem historycznym? Profesor T.L.Thompson z Uniwersytetu w Kopenhadze, jeden z czołowych autorytetów w kwestiach biblijnych stwierdza, że: „opowieści Starego Testamentu stanowią kompozycję czysto literacką zapisaną w II w. p.n.e., wskutek czego byłoby całkowitą stratą czasu szukanie ich potwierdzenia w wynikach wykopalisk archeologicznych” – Stary Testament nie ma żadnej wartości jako źródło historyczne. Co kryje się za taką pełną goryczy opinią o wierności historycznej materiału zawartego w Biblii? Jeśli przebijemy się przez warstwy uczonych argumentów, które zaciemniają od lat cała kwestię, dojdziemy do jednego podstawowego problemu, jakiemu stawić musi czoło ktoś, kto broni wartości Biblii jako źródła historycznego: prace wykopaliskowe prowadzone od prawie dwóch stuleci w Egipcie i krajach Lewantu nie doprowadziły do odkrycia żadnych konkretnych dowodów potwierdzających historyczną prawdziwość wczesnych przekazów biblijnych. Brak na płaszczyźnie materialnej jakiegokolwiek bezpośredniego potwierdzenia tradycyjnej historii narodu Izraelitów, jaką przekazują nam Księgi Rodzaju, Wyjścia, Jozuego, Sędziów, Królewskie i Kronik. Wygląda to tak, jakby Izraelici nie pozostawili po sobie śladów w materiale archeologicznym starożytnych krain biblijnych. Nic zatem dziwnego, że specjaliści od krytyki biblijnej i ich koledzy, archeolodzy Lewantu, wolą traktować opowieści Starego Testamentu raczej jako tradycję, niż jako autentyczną historię. Oczywiście pobożny chrześcijanin, muzułmanin czy żyd może nie mieć wątpliwości co do historycznej ścisłości przekazów Starego Testamentu, Tenaachu czy też odpowiednich opowieści z Koranu. Jego bronią przeciw krytycznej biblistyce jest absolutna wiara. Jeśli jednak z drugie strony, ktoś zainteresowany jest przede wszystkim poszukiwaniem prawdy historycznej – nie wspierając się przy tym na żadnej konkretnej doktrynie religijnej – istotną rzeczą staje się znalezienie dowodów archeologicznych wskazujących, że wypadki opisane w Biblii rzeczywiście miały miejsce, postacie takie jak Józef, Mojżesz Saul, Dawid czy Salomon naprawdę stąpały po naszej Ziemi przed trzema czy czterema tysiącami lat. To właśnie głównie brak takich dowodów leży u podstaw sceptycyzmu, jaki przeważa w pewnych dziedzinach naukowej biblistyki. W odniesieniu do zagadnienia dotyczącego problemu wieku Ziemi, opis stworzenia jest jeszcze bardziej tajemniczy i mało naukowy. Lecz jeśli można udowodnić prawdziwość przekazu dotyczącego początków dziejów narodu izraelskiego – który jest zapisany w Księdze Rodzaju – to być może będzie łatwiej nam przyjąć fakt Bożego stworzenia, który jest opisany w tej samej księdze. Istnieje próba udowodnienia prawdziwości zapisu chronologicznego dziejów Izraela. Istniejący do tej pory „kręgosłup historii” oparty przede wszystkim na dziejach Egiptu i Babilonii, opisany przez profesora Kennetha Kitchena, egiptiologa z Uniwersytetu w Liverpoolu nie jest zgodny z chronologią narodu izraelskiego opisanego na kartach Biblii. Podstawowym założeniem dotyczącym zbieżności chronologii egipskiej z dziejami narodu izraelskiego było utożsamienie Szeszonka I – faraona z biblijnym Szyszakiem – władcą egipskim odpowiedzialnym za złupienie Świątyni Salomona w Jerozolimie. To implikuje dalsze niezgodności, co w ostateczności powoduje traktowanie ksiąg starotestamentowych za dzieło czysto literackie. Wyraźnie utworzyła się przepaść światopoglądowa między tymi, którzy chcieliby brać opowieści biblijne za dobrą monetę, a tymi, którzy odmawiają tym opisom wszelkiej ścisłości historycznej. Ta polaryzacja poglądów przeistaczająca się szybko w konflikt „”ślepej wiary” z „naukowym sceptycyzmem” nie pozostawia wiele miejsca na kompromisy. David M. Rohl – egiptiolog i historyk – w swej rozprawie „Faraonowie i królowie. Biblia – od mitu do historii” próbuje pogodzić uczestników tego sporu. Wracając do zagadnienia wieku Ziemi trzeba stwierdzić, że przepaść pomiędzy zapisem aktu stworzenia (który można umiejscowić w czasie) a przyjmowana przez ogół wartość od czterech do pięciu miliardów lat to różnica niemożliwa do tolerowania przez nikogo. Trzeba stwierdzić, że kreacjoniści dzielą się na dwa obozy różniące się poglądami na temat wieku Ziemi. Jeden z nich opowiada się na starą Ziemią zgodną z wiekiem uznawanym przez ewolucjonistów, drugi natomiast za Ziemią młodą, liczącą kilka tysięcy lat, wynikającą z założenia, że każdy dzień stwarzania był równy długości dnia współczesnego. Udowodnienie wieku Ziemi wiąże się z przyjęciem jednej z metod datowania, co jest zadaniem trudnym. Kreacjoniści przyjmują, że można udowodnić niemożliwość tak długiego istnienia Ziemi. Podawane są różne argumenty, np.:

– natężenie pola magnetycznego Ziemi 10000 lat temu musiałoby być równe natężeniu magnetycznemu gwiazdy magnetycznej, co uniemożliwiałoby przetrwanie organizmów żywych,

– erozyjne działanie wiatru i wody wskazuje na młody wiek Ziemi. Przy obecnej szybkości procesów erozyjnych kontynenty zostałyby całkowicie zrównane z poziomem morza w ciągu 14 milionów lat.

– Kolejna ciekawa obserwacja wspierająca koncepcję młodej Ziemi związana jest z bardzo wysokim ciśnieniem złóż ropy naftowej i gazu ziemnego. Wiele tych złóż otoczonych jest materiałem przepuszczalnym, który w ciągu milionów lat umożliwiłby zmniejszenie tego ciśnienia.

– Z wiekiem Ziemi wiąże się też wiek Księżyca. Przez wiele lat twierdzono, że Księżyc pokryty jest grubą warstwą pyłu meteorytowego. Sądzono, że może to być nawet grubość dochodząca do 100 metrów, co oczywiście wiąże się z założeniem, że Księżyc podobnie jak Ziemia ma 4-5 miliardów lat i przez ten czas pył kosmiczny utworzyłby taką grubą warstwę. Po wylądowaniu pierwszych statków kosmicznych okazało się, że na Księżycu jest warstwa około dwóch cali.

– Podobnym problemem jest sprawa przyrostu naturalnego dokonywanego na naszej planecie. Biorąc pod uwagę wskaźnik przyrostu znacznie mniejszy od obecnego (i poczynając od jednej rodziny) obecna liczba zaludnienia naszego globu zostałaby osiągnięta w przybliżeniu w ciągu 5000 lat, a nawet mniej. Takie obliczenia są zgubne dla ewolucjonistycznego twierdzenia, że człowiek istnieje na ziemi od co najmniej miliona lat, co oznaczałoby co najmniej 25000 pokoleń. Dr Morris oblicza, że przeciętnie wielka rodzina licząca średnio od 2 do 3 dzieci w ciągu 25000 pokoleń wytworzyłaby populację sięgającą liczby 102100. Tę fantastyczną liczbę zaludnienia można sobie uświadomić dopiero wówczas, kiedy porównamy ją z liczbą elektronów w całym znanym nam wszechświecie, którą szacuje się na zaledwie 10130.

6) Ostatnim w tej krótkiej pracy problemem do rozwiązania, potrzebnym do zaistnienia innych jest fakt powstania życia. Jest to zagadnienie najważniejsze, gdyż dotyczy ono nas samych. Znanym jest fakt, ze tylko życie rodzi życie. Praca Rediego, Pasteura i innych dała początek długiemu sporowi. Dowiedli, że życie na ziemi nie rodzi się w sposób spontaniczny; ale zagadnienie to okazało się niezwykle kłopotliwym problemem dla ewolucjonistów: w jaki sposób sprawić aby na ziemi zaistniało życie bez udziału czynnika nadprzyrodzonego. Wielu naukowców trudziło się i nadal się trudzi aby w swoich laboratoriach wytworzyć żywą materię. Sławny eksperyment dr Stanley’a Millera z 1953 roku nie udowodnił, że można z mieszaniny różnych gazów otrzymać składniki potrzebne do wytworzenia życia. Choć ogłoszono to za możliwe, jednak nie ma takiej rzeczy jak żywa materia. Wyliczono jakie jest prawdopodobieństwo wytworzenia drogą naturalnych procesów związków chemicznych wchodzących w skład żywej komórki. Możliwość utworzenia pierwszej komórki obliczono jako jeden do 10119850, przy założeniu, że przez przypadek uda się stworzyć aminokwasy wyłącznie lewoskrętne, gdyż tylko te występują w żywych komórkach, co jest jedną z fascynujących tajemnic życia. Doktorowi Sol Spiegelmanowi z Uniwersytetu w Illinois udało się zsyntetyzować biologicznie aktywne RNA; rozpoczął on jednak swój proces od wiralnego RNA i specyficznego enzymu pochodzącego od wirusa. Kiedy zapytano go, czy stworzył życie w probówce, Spiegelman odpowiedział skromnie: „Tylko Bóg zdolny jest stworzyć życie”. W 1970 roku, jeden z najwybitniejszych ludzi nauki, Sir Ernst Chain, który za swoją pracę nad penicyliną, otrzymał wspólnie z Flemingiem i Florerym Nagrodę Nobla, powiedział: „Laboratoryjna synteza nawet najprostszej komórki jest po prostu niemożliwa, a wyobrażenie człowieka, że może konkurować z Bogiem jest absurdalne”. Sir Fred Hoyle, przez długi czas światowa postać w nauce, wraz z Chandra Wickramasinghe, profesorem matematyki stosowanej i astronomii razem doszli do podobnych wyników w kwestii prawdopodobieństwa powstania życia w sposób spontaniczny. Wickramasinghe stwierdził: „Czuję się w tej sytuacji całkowicie skrępowany z powodu stanu ducha, jaki teraz odkrywam w sobie. Mnie ma jednak żadnego logicznego wyjścia z tego …. Zwykliśmy mieć otwarte umysły; teraz zdajemy sobie sprawę z tego, że jedyną logiczną odpowiedzią na pytanie o powstanie życia jest akt stworzenia – a nie jakieś przypadkowe i losowe wymieszanie materii”.

Kończąc tę krótką pracę wracam do jej początku.

I stworzył….

Zdaję sobie sprawę, że konflikt o odpowiedź na to pytanie będzie trwał tak długo, dopóki będzie istniała ludzkość. Co więcej, widzę w sobie tendencję do interpretowania według z góry założonych odpowiedzi, lecz prawdopodobnie jest to problemem także samych uczonych. O ewolucji mówi ten, kto w nią wierzy – gdyż do końca nie można jej udowodnić. O stworzeniu mówi ten, kto w nie wierzy – gdyż zawierzył słowom zawartym w Piśmie Świętym. Pokrzepiające jest odkrycie, że nauki przyrodnicze oraz matematyka, dalekie od tego, by obyć się bez Stwórcy, wskazują bezpośrednio na Niego.

Celem tej pracy nie jest przekonanie czytelnika o słuszności teorii kreacjonistycznej lecz wytworzenie wewnętrznego niepokoju co do wygodnego i niezobowiązującego zawierzenia przypadkowi, który wyłania się z ewolucjonizmu. Celem jest to, aby nie spocząć i poszukiwać dalej – tak naprawdę odpowiedzi, nie na to jak powstało życie, człowiek, Ziemia, kosmos – lecz jak to się skończy, co będzie z nami, co jest tajemnicą samego życia. Tak naprawdę, dla każdego z nas odpowiedzią na to, jest to w co wierzymy, a nie to co próbują nam udowodnić naukowcy lub piszący te słowa.


Literatura:

1. „W poszukiwaniu prawdy o początkach”. G.S.McLean, Roger Oakland, Larry Mclean. Wydawnictwo „Pojednanie”. Lublin 1999r.

2. „Stworzenie czy ewolucja?”. Mieczysław Pajewski. Wydawnictwo „Duch Czasów”. Bielsko-Biała 1992r.

3. „Na bezdrożach teorii ewolucji”. J.W.G. Johnson. Wydawnictwo „Michalineum”. Warszawa-Struga 1989r.

4. „Kość niezgody”. Sylvia Baker M.Sc. Towarzystwo Krzewienia Etyki Chrześcijańskiej. Kraków 1991r.

5. „Faraonowie i królowie. Biblia – od mitu do historii”. David M.Rohl. Wydawnictwo „Amber”. Warszawa 1996r.