„Daj swemu szczęściu szansę!” — tak brzmi znany slogan reklamowy. Chociaż raz wygrać los na loterii lub przynajmniej raz w życiu mieć prawidłową „szóstkę” w Lotto — oto powtarzające się dzień za dniem pragnienie niezliczonych. „Jak mogę stać się milionerem?” — tak czytamy w reklamie pewnego towarzystwa loteryjnego. „Szanse są ogromne, ponieważ prawie co drugi los wygrywa!” — A więc duże szczęście na wyciągnięcie ręki!

I co, rzeczywiście tak myślisz? Jeśli pewnego dnia wpłynęłyby na Twoje konto miliony i mógłbyś sobie na wszystko pozwolić, to byłbyś szczęśliwy? Życie wielu milionerów i królów loterii jest dowodem na to, że pieniądze nie dają szczęścia! Twoje pieniądze i bogactwo stałoby się dla Ciebie jedynie przekleństwem.

Nicola Sacini był szczęśliwym zdobywcą 243 milionów lirów (ponad 1,5 miliona marek niemieckich) — sumy, której nikt nigdy w totolotka nie wygrał. Jednak właśnie przez to, jego życie przybrało nieszczęśliwy obrót. Po niewielu miesiącach rozwiódł się ze swoją żoną. Kupował domy, a sensem jego życia były tylko pieniądze. Siła jego nerwów zależała od milionów, jednak nawet ten majątek nie zaspokoił jego pragnień. Później jako biedak wylądował w zakładzie dla obłąkanych.

Nina Dyer była córką angielskiego prawnika. Przybyła do Paryża, gdzie podjęła pracę jako modelka w znanym domu mody. Mając 24 lata poślubiła pewnego barona, który był wielkim przemysłowcem. Obok wielu bardzo cennych prezentów ślubnych podarował on swojej młodej żonie wyspę na Morzu Karaibskim. Jednak małżeństwo to nie trwało długo. Przy rozwodzie otrzymała ona odszkodowanie w wysokości około 10 milionów marek niemieckich. Także jej drugie małżeństwo z księciem Sadruddin nie uczyniło ją szczęśliwą.

Doszło ponownie do rozwodu i znowu otrzymała kilka milionów marek odszkodowania. Odtąd żyła w ogromnym bogactwie w swojej willi na przedmieściach Paryża. Posiadała prywatny samolot, wiele luksusowych samochodów, kosztowne klejnoty o prawie niewyobrażalnej wartości, a jako zwierzę domowe trzymała oswojoną, czarną panterę, którą prowadzała na smyczy. Latem 1965 roku znaleziono tę młodą, 35-letnią kobietę, nieżywą w jej wilii. Popełniła samobójstwo. Smutny koniec.

Duże szczęście na wyciągnięcie dłoni! Życzę Tobie, Drogi Czytelniku, żebyś także znalazł największe szczęście swojego życia. Odkąd ja wygrałem „wielki los”, jestem szczęśliwym posiadaczem bogactwa, którego nie stracę przez żadne okoliczności, ani nigdy nie będę chciał sprzedać. Nie, nie jest to celne trafienie w Lotto, — szczęściem mojego życia jest Pan Jezus! On jest mój, a ja jestem Jego! Z wielką radością mogę zaświadczyć: „Pan jest działem moim i kielichem moim. Część moja znajduje się na miejscach uroczych, także dziedzictwo moje podoba mi się…” (Ps. 16). Tak mógł wyznawać już król Dawid.

Jaka szkoda, że przez obietnice budzące tylko złudne nadzieje i przez zwodzicieli, dajemy się oślepić blaskiem ziemskich bogactw. Czyż nie odczuwamy w naszym wnętrzu głodu. Mimo pieniędzy, czci, sukcesów czujemy się niezaspokojeni. Zawsze jest jakiś niedostatek i pustka, której niejednokrotnie sami nie jesteśmy w stanie wyjaśnić. Pewne przysłowie trafnie to określa: „Im więcej ktoś ma, tym więcej chce. Nigdy nie ucichną jego żądania”.

Pan Jezus opowiada o pewnym człowieku, który budował coraz większe spichlerze, aby umieścić tam swoje zapasy. Jednak, nagle i nieoczekiwanie — tak pisze się w wielu nekrologach i tak też jest powiedziane o tamtym człowieku, który miał wszystko, czego pragnęło jego serce — przemówił do niego Bóg: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy, a to, co zgromadziłeś czyje będzie? Tak będzie z każdym, który skarby gromadzi dla siebie, a nie jest w Bogu bogaty”. Jeśli masz Biblię, to proszę przeczytaj sobie fragment z Ewangelii wg św. Łukasza, rozdział 12, wiersze od 16 do 34.

Czy znasz już, drogi Czytelniku, to nieprzemijające bogactwo w Jezusie, z którym nic nie może się równać? Możesz stać się szczęśliwym posiadaczem i dziedzicem mienia, które nigdy nie straci wartości.

Nie musisz się obawiać inflacji, nie trzeba uiszczać podatku od wzbogacenia i nie trzeba ponosić żadnych nakładów.

Chętnie opowiedziałbym Ci więcej o tym wspaniałym bogactwie i niebiańskim dziedzictwie w Jezusie.

Już dłużej nie musisz zadowalać się tylko cząstką życia. Tylko „cząstką”? — nie, dziękuję! To byłoby dla mnie za mało. Nigdy więcej nie chciałbym się tym zadowalać. Odkąd należę do Pana Jezusa, nie oddałbym za nic na świecie tego, co w Nim znalazłem. Ten wspaniały Zbawiciel i Boży Syn, On podarował mi samego siebie. Ten kto ma Pana Jezusa, posiada bogactwo, którego żaden człowiek nie może zakwestionować. Tak, ten kto ma Syna Bożego, ten ma życie i zawsze ma powody do radości, ponieważ to, co najwspanialsze dopiero przed nim. A ponieważ mamy dziedzictwo w niebie, to będziemy tam więcej niż milionerami! Nawet cały świat nie może mi zaoferować tego co znalazłem w Jezusie. On jest moją jedyną radością, moim złotem, moim skarbem, moją najpiękniejszą wyobraźnią, którą nasycają się moje oczy i w Nim moje serce znajduje ukojenie.

Może mówisz teraz: „Grube konto w banku byłoby mi milsze niż Jezus, a życie wieczne nie interesuje mnie. Ja chcę żyć dzisiaj!”. Chwileczkę, proszę! Mylisz się ogromnie! Budujesz na iluzji i chwytasz się jak tonący słomki, która prędzej czy później na nic Ci się nie zda. Chyba nikomu z nas nie przychodzi do głowy chwalić się tym, że jest szczęśliwym posiadaczem słomki. Ona oznacza to, co w życiu tak bardzo cenimy, a co w godzinie śmierci jest dla nas bezużyteczne i bezwartościowe jak ta słomka.

Czytałem o pewnym człowieku, który zabłądził na pustyni i był bliski śmierci, z głodu i pragnienia. Nagle potknął się o jakiś przedmiot. Miał nadzieję, że znalazł coś, co zaspokoi jego pragnienie i głód. Jak bardzo był rozczarowany, kiedy otworzył to zawiniątko: „Ach, to tylko perły!” — zawołał zrozpaczony — „Co mam z tym zrobić?”. O ile cenniejsze byłyby dla niego woda i chleb.

Kiedy stajemy twarzą w twarz ze śmiercią, to jest nam zupełnie obojętny sejf pełen klejnotów, gruby portfel lub duże konto bankowe, ponieważ nie możemy tego użyć. Dlatego nie daj się dłużej omamiać przez ponętne „bogactwo” tego świata, które tak naprawdę nie robi Ciebie bogatszym, ale ciągle biedniejszym.

Bogacz tego świata wyznał: „Człowiek jest biedny, jeśli ma tylko pieniądze”. Najbogatszy i najmądrzejszy człowiek swoich czasów, król Salomon, musiał stwierdzić: „Wszystko jest marnością i gonitwą za wiatrem”.

Drogi Czytelniku, jedynie Pan Jezus, który jest chlebem żywota, może zaspokoić głód Twojego serca, dać Ci naprawdę to, czego potrzebujesz — życie! Życie wieczne! Życie i pełną obfitość!

Wielu z nas jest jak pewien biedny człowiek, który śnił o tym, że posiada niezmierzone bogactwo. We śnie widział wielkie worki, pełne pieniędzy. Stały przed nim na stole a on wysypywał z nich monety, żeby je policzyć. W rzeczywistości jednak leżał on na słomianym barłogu i był otoczony przez brud i śmieci, szmaty i nędzę — ale śnił o bogactwie. Wtedy przyszedł do niego jego dobry przyjaciel, który temu biedakowi wiele razy już pomógł. Wszedł on do śpiącego i powiedział do niego: „Hej, obudź się! Przyniosłem ci coś, aby ci pomóc”. Ale ubogi spał głęboko i głos jego przyjaciela przeplatał się z jego snem. Ubogi odpowiedział przez sen szyderczym tonem: „Zamknij się, nie potrzebuję twojej pomocy! Czy nie widzisz, jaki jestem bogaty?”. Przyjaciel odszedł z rzeczami, które chciał ofiarować. Kiedy biedak obudził się zrozumiał jak strasznie się pomylił i przy tym odtrącił swojego jedynego przyjaciela.

Tak wygląda położenie człowieka, który myśli, że jest bogaty i nie potrzebuje Boga. Jego rzekome bogactwo istnieje tylko w snach. A przecież Jezus przyszedł z nieba, stał się ubogi, abyśmy my zostali ubogaceni Jego ubóstwem. Ubogaceni w Bogu, ubogaceni na zawsze.

Obyś tylko Ty, drogi Czytelniku, rozpoznał prawdziwe i wieczne bogactwo w Jezusie, nie dawałbyś się więcej zwodzić przez żadną ułudę tego świata. Pan Jezus zapłacił za Twoje zbawienie największą cenę. To byłby najpiękniejszy i najważniejszy dzień Twojego życia, gdybyś powiedział Jezusowi „tak” i pozbyłbyś się przytłaczającego ciężaru Twoich grzechów. Gdybyś tylko wiedział jak bardzo Bóg Cię kocha i co Pan Jezus uczynił, aby Cię zbawić, to nie chciałbyś żyć bez Niego nawet jednego dnia dłużej! Może to potwierdzić wielu młodych i starszych ludzi, którzy przyszli do Jezusa. W Nim znaleźli prawdziwe życie. Żadna religia czy kościół nie może dać Ci tego życia i bogactwa, za którym w swym najgłębszym wnętrzu tęskni każdy człowiek.

Wydarzenia opisane poniżej, które przeżył pewien siedemnastolatek imieniem Oliver, to tylko jeden z wielu przykładów na to, że Jezus jest życiem nawet w śmierci i naprawdę daje ludziom więcej, niż jakakolwiek martwa religia. Historia ta miała miejsce podczas wojny, a opowiedział ją pewien lekarz polowy:

„Po niespodziewanym ataku trafiło do mojego szpitala więcej niż stu rannych żołnierzy, z których dwudziestu ośmiu było w tak ciężkim stanie, że potrzebowali natychmiast mojej pomocy. Niektórym trzeba było amputować nogi, innym ręce, a niektórym nogi i ręce. Do tych ostatnich należał pewien chłopak, który został wcielony do służby dopiero przed trzema miesiącami. Był jeszcze bardzo młody i dlatego przydzielono go do służby szpitalnej.

Kiedy przed operacją mój asystent chciał mu dać chloroform, ten odwrócił głowę na bok i zdecydowanie odmówił przyjęcia znieczulenia. Kiedy powiedziano mu, że to polecenie lekarza, odpowiedział: „Przyślijcie tego lekarza do mnie”. Podszedłem do niego do łóżka i powiedziałem: „Młody człowieku, dlaczego wzbraniasz się przed przyjęciem chloroformu? Kiedy znalazłem cię ciężko rannego, byłeś tak bardzo osłabiony, że myślałem, iż nie warto wysilać się nad tobą. Ale kiedy otworzyłeś swoje wielkie, niebieskie oczy, pomyślałem sobie, że może masz gdzieś matkę, która w tej chwili myśli o swoim chłopcu. Dlatego nie chciałem pozwolić na to, żebyś tak po prostu umarł i kazałem cię tu przywieźć. Jednak straciłeś tak wiele krwi, że jesteś za słaby, aby wytrzymać operację bez znieczulenia. Dlatego lepiej będzie jeśli je przyjmiesz”.

Wtedy ranny położył swoją dłoń na mojej, popatrzył mi w oczy i powiedział: „Panie doktorze, miałem prawie dziesięć lat, kiedy na pewnym niedzielnym nabożeństwie dla dzieci, oddałem swoje życie Panu Jezusowi! Nauczyłem się wtedy Jemu ufać i odtąd zawsze Mu ufałem. Wiem, że teraz także mogę Mu zaufać. On jest moim Zbawicielem i gdy pan będzie amputował mi rękę i nogę, On będzie mnie wspierał”.

Zapytałem go zatem, czy mogę dać mu przynajmniej trochę koniaku. Ponownie popatrzył na mnie i powiedział: „Panie doktorze, kiedy miałem 5 lat, moja mama uklękła obok mnie, położyła ręce na moim gardle i powiedziała: „Oliver, modlę się do Pana Jezusa, żebyś nigdy nie poznał smaku mocnego napoju. Kiedy twój tato umarł jako pijak, prosiłam Boga, aby uczynił cię człowiekiem, który innych będzie strzegł przed alkoholem”. Mam teraz 17 lat, ale nigdy nie piłem nic, co byłoby mocniejsze niż kawa czy herbata. Najprawdopodobniej niedługo umrę i pójdę do nieba, do Pana Jezusa. Proszę pana, abym nie musiał tego robić z wódką w żołądku”.

Nigdy nie zapomnę spojrzenia tego chłopca. Do tego czasu nienawidziłem Jezusa, ale szanowałem wierność tego chłopca wobec swojego Zbawiciela. Kiedy zobaczyłem jak bardzo Mu ufa i jak kocha Go aż do końca, poruszyło się coś w moim sercu i zrobiłem dla tego chłopca coś, czego nie uczyniłem nigdy dla innego żołnierza. Zapytałem go, czy chce, abym zawołał kapelana. „O tak, panie doktorze!” — brzmiała jego odpowiedź. Kiedy przyszedł kapelan natychmiast rozpoznał chłopca, bo często widywał go na nabożeństwach polowych. Wziął go za rękę i powiedział: „Oliver, bardzo mi przykro, że widzę cię w tak ciężkim stanie”. „Och, dobrze mi się powodzi — odpowiedział chłopiec — lekarz chciał mi dać chloroform, ale odmówiłem. Potem zaoferował mi koniak, ale tego także nie przyjąłem. Teraz, kiedy Pan Jezus wzywa mnie do siebie, chcę iść do Niego z jasnym umysłem”. „Może nie umrzesz — powiedział kaznodzieja — ale jeśli Pan cię wzywa do domu, to czy mogę coś jeszcze dla ciebie uczynić?”. „Tak, proszę niech pan przyniesie moją Biblię, która znajduje się pod moją poduszką. Znajdzie pan tam adres mojej matki. Proszę niech pan jej wyśle moją Biblię i napisze jej, że od kiedy opuściłem dom, nie pozwoliłem na to, by minął choć jeden dzień, w którym nie czytałbym mojej Biblii i każdego dnia modliłem się o to, aby Pan Bóg błogosławił moją matkę. Czyniłem to dzień w dzień, bez względu na to, czy byłem w marszu, czy w szpitalu wojskowym”.

Wtedy Oliver zwrócił się do mnie i powiedział: „Teraz jestem gotowy, panie doktorze i obiecuję, że gdy będzie pan amputował mi rękę i nogę, z moich ust nie wydobędzie się nawet najcichszy jęk”. Jednak ja nie miałem odwagi wziąć do ręki noża, którym miałem wykonać tę operację, bez kieliszka wódki wypitego w pokoju obok.

Podczas gdy kroiłem mięśnie, z ust Olivera nie wyszedł żaden dźwięk. Ale gdy zacząłem przecinać kości, chłopiec wziął do ust róg poduszki i wszystko co mogłem usłyszeć, to: „Jezu, ukochany Jezu! Dziękuję Ci za to, że jesteś teraz tak bardzo blisko mnie i że pomagasz mi”. Dotrzymał swojej obietnicy i nie jęczał.

Tej nocy nie mogłem spać. Gdziekolwiek się zwróciłem, zawsze widziałem łagodne, niebieskie oczy. A kiedy zamknąłem moje oczy, w moich uszach brzmiały słowa: „O Jezu, drogi Jezu! Dziękuję Ci za to, że jesteś teraz tak blisko mnie i że pomagasz mi”. Między dwunastą a pierwszą w nocy zrobiłem coś, czego nigdy nie robiłem: wstałem z łóżka i poszedłem do szpitala, ponieważ moje pragnienie zobaczenia tego chłopca było tak wielkie.

W szpitalu dowiedziałem się, że w międzyczasie zmarło i zostało przeniesionych do kostnicy szesnastu spośród będących w beznadziejnym stanie. „A co z Oliverem? Jest wśród zmarłych?” — zapytałem. „Nie, panie doktorze” — odpowiedział stróż — „on śpi jak dziecko”. Kiedy podszedłem do jego łóżka, siostra opowiedziała mi, że około godziny dziewiątej wieczorem, dwóch innych młodych chłopców z chrześcijańskiego zboru przyszło do szpitala i czytało mu Biblię oraz modlili się z nim. „Oni uklękli przy łóżku Olivera, a ich modlitwa była żarliwa i płynęła z serca. Potem zaśpiewali najpiękniejszą pieśń, jaką kiedykolwiek słyszałam: „O jak dobrze jest Ci ufać, Jezu, Tobie się poddaję. Szczęśliwy patrzę w górę do Ciebie, Twój pozostanę na zawsze!”. Nawet Oliver dołączył do nich i śpiewali razem. Nie mogłam pojąć, jak ten chłopiec, który cierpiał niewyobrażalny ból, mógł jeszcze śpiewać”.

Pięć dni po tym jak amputowałem mu rękę i nogę, Oliver zawołał mnie do siebie. Tamtego dnia usłyszałem od niego pierwsze zwiastowanie Ewangelii. Powiedział: „Panie doktorze, mój czas nadszedł. Mogę iść i zobaczyć mojego Zbawiciela, który umarł za moje grzechy. Nie oczekuję już, że przeżyję następny wschód słońca. Ale dziękuję mojemu Panu i cieszę się, że wkrótce będę u Niego. Jednak zanim umrę, chciałbym panu podziękować z całego serca za pańską uprzejmość. Panie doktorze, jest pan Żydem i nie wierzy pan w Jezusa, ale czy nie zostałby pan przy mnie aż do chwili, gdy mój Zbawiciel zawoła mnie do siebie?”

Spróbowałem zostać, ale nie byłem w stanie wytrwać. Nie miałem odwagi być przy tym, jak ten młody chrześcijanin z radością idzie do swojego Jezusa, którego Ja nie znałem.

Pośpiesznie opuściłem pomieszczenie szpitalne. Siedziałem w swoim pokoju z twarzą ukrytą w dłoniach. Po około dwudziestu minutach przyszedł pielęgniarz, aby przekazać mi, że Oliver chciałby się ze mną zobaczyć. „Przed chwilą się z nim widziałem a nie chciałbym być przy jego śmierci” — odpowiedziałem. „Ależ panie doktorze, on powiedział, że zanim umrze musi z panem jeszcze raz porozmawiać”. Zmusiłem się, aby pójść jeszcze raz, powiedzieć mu jakieś pocieszające słowa i pozwolić mu umrzeć. Byłem jednak zdecydowany na to, że nawet najmniejsze słowo wypowiedziane przez Olivera a dotyczące Jezusa nie poruszy mnie.

Kiedy go zobaczyłem, to wiedziałem, że koniec jego jest bliski. Kiedy usiadłem przy jego łóżku, poprosił mnie, abym wziął jego rękę, a wtedy powiedział: „Doktorze, kocham pana, ponieważ jest pan Żydem. Najlepszy przyjaciel jakiego znalazłem na tym świecie był żydowskiego pochodzenia”.

Zapytałem go, kto to był. Odpowiedział: „Jezus Chrystus, do którego — zanim umrę — chciałbym pana poprowadzić. Proszę mi obiecać, panie doktorze, że nigdy nie zapomni pan słów, które teraz panu powiem”. Obiecałem to, a on kontynuował: „Przed pięciu dniami, kiedy obcinał mi pan rękę i nogę, modliłem się do Pana Jezusa o zbawienie pańskiej duszy”.

Te słowa zapadły głęboko w moje serce. Nie mogłem zrozumieć, jak to możliwe, że on podczas tak strasznego bólu potrafił myśleć o swoim Zbawicielu i o mojej niezbawionej duszy. Nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej poza: „Mój chłopcze, wkrótce wszystko będzie dobrze”. Z tymi słowami opuściłem go, a dwadzieścia minut później umarł — z pewnością w ramionach Jezusa.

Podczas wojny w moim szpitalu umierały setki żołnierzy, ale tylko jednemu towarzyszyłem w ostatniej drodze. Tym jedynym był siedemnastoletni Oliver.

Aby być na jego pogrzebie musiałem odbyć długą podróż. Ostatnie słowa tego chłopca wywarły na mnie ogromny wpływ. Jeśli chodzi o pieniądze, to byłem w tamtych czasach dość bogaty. Oddałbym cały mój majątek, jeśli mógłbym w zamian za to, pokochać Jezusa tak bardzo jak kochał Go Oliver. Jednak są rzeczy, których nie dostanie się za pieniądze. Niestety wkrótce zapomniałem o zwiastowaniu tego chłopca, ale jego samego nigdy nie zapomniałem.

Dzisiaj wiem, że już w tamtym czasie cierpiałem z powodu głębokiej świadomości grzechu, walczyłem z Jezusem jeszcze przez dziesięć lat i to z całą nienawiścią ortodoksyjnego Żyda. Ale potem modlitwa Olivera została wysłuchana i Bóg zbawił moją duszę. Z całego serca uwierzyłem w Jezusa Chrystusa, który umarł za moje grzechy.

Około osiemnastu miesięcy po moim nawróceniu do Jezusa brałem udział w nabożeństwie, w pewnym obcym mieście. Podczas tego nabożeństwa różni chrześcijanie opowiadali o swoim życiu. Po wielu przemówieniach wstała pewna starsza pani i powiedziała: „Drodzy przyjaciele, to może być ostatni raz, kiedy mam przywilej na tej ziemi wyznać mojego Zbawiciela. O, to taka radość wiedzieć, że już wkrótce w niebie, u Jezusa spotkam się z moim chłopcem. Mój syn, powołany podczas wojny do wojska, został ciężko ranny. Leczył go pewien żydowski lekarz, który musiał mu amputować rękę i nogę. Ale pięć dni po operacji mój syn zmarł. Jego kapelan napisał do mnie list, w którym przesłał mi Biblię mojego syna. W liście tym powiadomił mnie, że mój Oliver w godzinie swojej śmierci modlił się o tego lekarza i powiedział mu: panie doktorze, zanim umrę, chciałbym panu powiedzieć, że przed pięcioma dniami, kiedy odcinał mi pan rękę i nogę, modliłem się do Pana Jezusa, aby zbawił pańską duszę”.

Kiedy usłyszałem słowa tej starszej pani, nie byłem w stanie usiedzieć cicho. Wstałem, złapałem ją za rękę i powiedziałem: Niech Bóg panią błogosławi, moja droga siostro. Modlitwa pani syna została wysłuchana. Ja jestem tym żydowskim lekarzem, o którego modlił się pani Oliver. I jego Zbawiciel jest teraz także moim Zbawicielem.”

Chętnie usłyszałbym twoje zdanie, po tym jak przeczytałeś tę wzruszającą historię. Czy nie zazdrościsz Oliverowi, mimo jego ciężkich ran i wczesnej śmierci? On na pewno posiadał wewnętrzne bogactwo, którego większość ludzi nawet nie zna. W godzinie naszej śmierci okaże się z czego składa się nasze bogactwo i czy rzeczywiście jesteśmy bogaci w Bogu, czy tylko „bogaci” w ziemskie dobra. Czy jak Oliver, z radością i ufnością spojrzymy w śmierć, czy też wszystko nas zawiedzie, bo może nasze życie jest nastawione na „tutaj i teraz” i żyjemy tylko dla przemijających rzeczy. Nasze oszczędności i inwestycje majątkowe, osiągnięcia i dyplomy, dobre uczynki — tego wszystkiego nie możemy wziąć za próg śmierci.

Dlatego chciałbym dzisiaj zachęcić Cię do tego, byś stał się prawdziwym chrześcijaninem. Podejmij świadomą decyzję i zacznij żyć dla Pana Jezusa. Wyznaj Jemu wszystkie swoje grzechy i poproś o przebaczenie. Przeżyjesz wtedy wspaniałą radość w Jezusie, który nie zawiedzie Cię ani w kłopotach ani w godzinie Twojej śmierci.

Oliver był pewny swego wiecznego zbawienia w Jezusie. Dlatego mógł on tuż przed swoją śmiercią śpiewać „O jak dobrze jest Ci ufać, Jezu, Tobie się poddaję. Szczęśliwy patrzę w górę do Ciebie, Twój pozostanę na zawsze!”. Mógł wyznać na podstawie swojego doświadczenia: „Wiem, że mój Zbawiciel żyje!”. Ta pewność daje radość. Tutaj nie chodzi o religijność lub przynależność do kościoła. Potrzeba nam dużo więcej! W godzinie naszej śmierci nic nam nie pomogą „pobożne mowy”, chrześcijańska tradycja czy sakramenty. Potrzebujemy tego bogactwa, którego nam żadne cierpienie tego świata — nawet śmierć — nie zdoła zabrać. Potrzebujemy życia, które już pokonało śmierć. Życia od Boga nie da się porównać z żadną religijnością i nie składa się ono z chrześcijańskich form lub wyuczonych na pamięć pieśni czy wersetów biblijnych. Tym życiem jest osoba, która śmierci odebrała jej władzę! To Jezus Chrystus, ukrzyżowany i zmartwychwstały Syn Boży, któremu dana jest wszelka władza na ziemi i w niebie. Kto Jego ma — a nie tylko teoretycznie w Niego wierzy i jedynie uważa za prawdziwe to, co mówi o Nim Biblia i czego naucza Kościół — posiada życie wieczne.

Drogi Czytelniku, czy i Ty także chciałbyś poznać i stać się posiadaczem tego największego skarbu? Możesz stać się szczęśliwym dziedzicem majątku, którego pewnego dnia będą Ci zazdrościć najbogatsi i najbardziej poważani ludzie tego świata!

Gdybym tylko miał słowa, którymi mógłbym Ci opisać to bogactwo w Bogu i gdybym tylko mógł należycie Ci wyjaśnić jak bardzo Jezus Cię kocha. Nie musisz czekać na lepszą okazję. Nie powinieneś też próbować samodzielnie tworzyć lub naprawiać swego życia. Wszystkie starania, aby przez dobre uczynki zasłużyć sobie na niebo są daremne. Żadna okazja ani czas, nigdy nie będą bardziej odpowiednie niż teraz, dlatego nie wahaj się ani nie zwlekaj. Tylko Jezus może dać Ci prawdziwe życie, życie wieczne.

Porzuć swoją obojętność wobec Boga, i wszelką religijną tradycję, która na nic Ci się nie przyda.
Swoje życie oddaj Synowi Bożemu, niech stanie się On Twoim osobistym Zbawicielem i Panem. Tylko w ten sposób wejdziesz w posiadanie bogactwa o wiecznej wartości.

Bez względu na to, czy żyjesz w wielkich grzechach, czy też jesteś grzecznym „chrześcijaninem” i częstym gościem w kościele — nie możesz być blisko Boga. Nie możesz także zbawić się sam, nie może tego zrobić dla Ciebie żaden ksiądz ani kościół! Jedynie w Jezusie, w Bożym Synu znajdziesz zbawienie, pokój z Bogiem, wieczne dobro — skarb, który przetrwa nawet śmierć.

Wielu nazywa się „chrześcijanami” i mają „swoją wiarę”. Dużo wiedzą o Jezusie Chrystusie, przytakują wszystkiemu co mówi Biblia i czego naucza kościół. Ale pomimo całej ich religijności brakuje im pokoju z Bogiem i życia, które daje Pan Bóg.

Na pewno już dużo usłyszałeś na temat Jezusa. Może chodzisz do kościoła lub czytasz Biblię. Nie są Ci obce chrześcijańskie pieśni. Nie uczyniłeś jednak jeszcze tego ostatniego, decydującego kroku w stronę Jezusa, kroku od którego zależy całe Twoje życie. Proszę Cię nie bądź już dłużej takim „prawie chrześcijaninem”, o którym można powiedzieć: „niewiele mu brakuje”. Tak wielu używa Jego imienia, ale znają Jezusa Chrystusa tylko ze słyszenia. Są oni prawie chrześcijanami, prawie nawróceni, prawie zbawieni — co za tragedia! Wystarczająco dużo jest tego w naszym kraju. Wielu polega na swojej przynależności do kościoła, ale nie są prawdziwymi chrześcijanami. Całe ich chrześcijaństwo polega na przestrzeganiu religijnych obowiązków i formalnych ceremonii, które nazywa się „nabożeństwami”. Możliwe nawet, że przez to obrzydło Ci chrześcijaństwo i wszystko co związane z Bogiem wydaje Ci się nudne i niewiarygodne.

To tak jak z umarłym: można go umyć, można go nawet ubrać w najdroższe i najmodniejsze rzeczy, ale przez to nie ożyje. Podobnie każdy człowiek — bez wyjątku — jest duchowo martwy przed Bogiem, bez względu na to, czy reprezentuje jakąś religię, należy do jakiegoś kościoła czy też nie. Nasze grzechy oddzielają nas od Boga, od Tego, który jest życiem.

Pan Jezus powiedział: „Jeśli ktoś nie narodzi się na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego” (Jan 3:3). Drogi Czytelniku, czy doświadczyłeś już tego w swoi życiu? Czy rzeczywiście jesteś Bożym dzieckiem? Czy może tylko nazywasz się „chrześcijaninem” bez uczynienia Jezusa Chrystusa swoim osobistym Zbawicielem?

Człowiek nie potrzebuje religii, aby być zbawionym, lecz Zbawiciela, który naprawdę żyje i który naprawdę może zbawić: Jezusa Chrystusa! Nie pytam się Ciebie, czy należysz do kościoła, albo czy byłeś u komunii, lecz jaki masz stosunek do Pana Jezusa? Czy rzeczywiście jest On Twoim osobistym Zbawicielem i Panem? Czy świadomie przyjąłeś Jezusa do swojego serca i czy jesteś pewien swojego zbawienia i życia wiecznego w Jezusie? — Jeśli nie, to brakuje Ci najważniejszego. To czego potrzebujesz, to osobistego związku z Bogiem. Potrzebujesz Jezusa! „Kto ma Syna, ten ma życie; kto nie ma Syna Bożego, ten nie ma życia” — mówi Biblia.

Proszę nie rób tak, jak pewien młody, bogaty człowiek, który przyszedł do Jezusa z pytaniem: „Co dobrego mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne” i który odszedł od Jezusa zasmucony, ponieważ nie był gotowy by podążyć za Jego wezwaniem. Jezus patrzył na niego i kochał go! — Drogi Czytelniku, Jezus z miłością patrzy także na Ciebie! On nie chce, abyś marnotrawił swoje życie i był na zawsze zgubiony. Pan Bóg ma lepszy plan dla twojej przyszłości. Możesz przyjść i przyjąć zbawienie, które Pan Jezus zdobył dla Ciebie. Nawet jeśli miałbyś tyle pieniędzy, że mógłbyś sobie pozwolić na wszystko i niczego by Ci nie brakowało, to jednak Twoje życie bez Jezusa nie byłoby nic warte.

Czy na darmo Pan Bóg oddał za Ciebie swojego Syna? — Pomyśl proszę, jak bardzo Pan Jezus cierpiał z powodu Twoich grzechów! On na ten krzyż nie zasłużył, ponieważ On jest Synem Bożym i nigdy nie zgrzeszył.

Lecz Ty i ja, my zasłużyliśmy na śmierć. Boże Słowo mówi, że każdy kto zgrzeszy zasługuje na śmierć i musi umrzeć (Ezech. 18:4) i ani srebro, ani złoto nie może nas wyratować z Bożego gniewu (Sof. 1:18). Wielu „polega na dostatkach swoich i chlubi się mnóstwem swoich bogactw. A przecież brata żadnym sposobem nie wykupi człowiek, ani też nie da Bogu za niego okupu, bo okup za duszę jest zbyt drogi i nie wystarczy nigdy” (Ps. 49:7-9). A więc na nic się nie zdadzą modlitwy za umarłych, ani wstawiennictwo zmarłych świętych.

Ale jest samotny, łysy pagórek, zwany Golgotą. Wiszą tam na krzyżach dwaj przestępcy skazani na śmierć z powodu popełnionego przez nich morderstwa a między nimi jest człowiek w koronie cierniowej. Krew płynie z Jego rąk i nóg, wypływa z jego czoła i cieknie po twarzy. Kim jest ten człowiek pełen boleści, ten tak bardzo wzgardzony? To Jezus, Syn Boga, „On zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a Jego ranami jesteśmy uleczeni” (Iż. 53:55).

Pytasz się: „Czy Jezus rzeczywiście musiał cierpieć i umierać z powodu moich grzechów, czy Pan Bóg nie może mi tak po prostu przebaczyć, jeśli Go o to poproszę?” — Nie, Pan Bóg jest sprawiedliwy! Nie mógłby wyroku śmierci, który Ci się należy i na który zgodnie z prawem zasługujesz, tak po prostu darować bez zadośćuczynienia.

Dzięki śmierci Pana Jezusa na krzyżu, dzięki jego przelanej krwi, Pan Bóg nabył dla nas przebaczenie, wybawienie i życie wieczne. Nie ma innej możliwości, aby być uratowanym. Jedynie drogocenna krew Jezusa oczyszcza nas i uwalnia z każdej niewoli oraz spod panowania grzechu. Choć szatan obiecał radość i bogactwo, ale tak naprawdę chce nas zrujnować i obrabować ze wszystkiego, co dzisiaj kochamy i cenimy. Nie możemy wziąć do wieczności nic z tego, na czym dzisiaj się opieramy lub na czym polegamy. Nic nie będzie nam mogło pomóc, gdy staniemy przed Bogiem, by zdać rachunek z naszego życia.

Za czasów Cromwella, znanego angielskiego męża stanu, pewien człowiek z powodu rebelii został skazany na śmierć. Kiedy jego żona otrzymała tę wiadomość, pośpieszyła do Cromwella, upadła mu do nóg i ze łzami w oczach prosiła go, aby darował karę. Jednak ten surowy sędzia odpowiedział jej: „To była rebelia przeciw państwu i sprawiedliwość żąda za to śmierci. Jutro wieczorem, kiedy słońce zajdzie i zadzwonią wieczorne dzwony, głowa pani męża potoczy się po piasku”.

Straszna była ta ostatnia noc przed wyrokiem tak dla skazanego jak i dla jego krewnych. Czy rzeczywiście nadchodzący wieczór rozdzieli ich na zawsze?

W ciągu dnia rynek systematycznie się zapełniał. Przyjaciele i wrogowie zbierali się by być świadkami wykonania wyroku na tym człowieku. Wreszcie wyprowadzono więźnia na zewnątrz i postawiono go przed katem. Wszyscy pełni napięcia oczekiwali dźwięku dzwonu z wieży, ale nic się nie działo. Sędzia się niecierpliwił, więc wysłano służącego do dzwonnicy, aby dowiedział się co się stało. Zobaczył tam straszny widok. Pewna młoda, delikatna kobieta wisiała tuż obok dzwonu. Za każdym razem kiedy żelazne serce dzwonu miało uderzyć w jego ścianę, wkładała tam swoje ręce, aby wyciszyć dźwięk. Serce i dzwon były całe oblane krwią, krew kapała na podłogę wieży. Służący rozpoznał, że kobietą tą, jest żona skazanego — widok, który wzruszyłby nawet głaz.

Wiadomość szybko dotarła do sędziego. Cisza zapadła na placu. Każdy przeczuwał, że zaraz stanie się coś niezwykłego. Skazańcowi serce podeszło do gardła. Co było dalej? W międzyczasie żona skazańca została przyprowadzona na plac. Kiedy sędzia zobaczył zmiażdżone ręce tej kobiety, łzy stanęły mu w oczach i powiedział do niej: „Odpokutowałaś już winę swojego męża i uratowałaś mu życie! Jest wolny!” — Katowi wydał rozkaz by odłożył swój miecz i rozesłał żądny widowiska tłum do domów. Spotkania tego młodego człowieka z jego rodziną nikt nie jest w stanie opisać. Z jakim uczuciem pielęgnował on dłonie swojej kochanej żony i z jakim szacunkiem dzieci traktowały dłonie swojej matki — każdy chyba może sobie wyobrazić. Jeszcze wiele lat po tym wydarzeniu blizny przemawiały wyraźnie: „Uczyniłam to dla ciebie!”.

Drogi Czytelniku, czy znasz także takie ręce? — To ręce Jezusa Chrystusa! One krwawiły w niewyobrażalnym bólu z powodu Ciebie i mnie. Jego ofiara jest nieporównywalnie większa i o wiele więcej znacząca niż czyn tej młodej kobiety. Nie tylko Jego ręce i nogi zostały przybite do krzyża na Golgocie. Całego siebie wydał On na śmierć, ponieważ tak bardzo nas kocha.

Dla nas, dla buntowników, którzy żyli w rebelii i wrogości przeciwko Bogu i którzy skazani byli na wieczną śmierć, wszedł On w wyłom i swoją krwią zmazał nasze winy. Wykupił nas z wiecznego potępienia. — Czy wciąż jesteś przekonany, aby żyć bez wiary nie szukając Boga? Naprawdę chcesz zlekceważyć i wzgardzić Bożą miłością do Ciebie, tym co Pan Jezus uczynił dla Ciebie i tym jak bardzo cierpiał z Twojego powodu?! — Słuchaj, Pan Jezus zrobił to wszystko dla Ciebie, tak dla Ciebie! Był zraniony i zabity z powodu Twoich grzechów. Ponieważ Twoje i moje grzechy musiały być ukarane. Ciężko jest przyznać się do tego, że jesteśmy winni z powodu naszych grzechów i że za każdy nasz grzech powinna nas spotkać kara.

Myślimy, że wystarczy, iż wytłumaczymy się z naszych grzechów i wszystko będzie w porządku. A przecież w ten sposób Boże prawo nie zostanie wypełnione. Pan Bóg jest sprawiedliwy. Każdy grzech wymaga sprawiedliwej kary i musi być zadość uczyniony. Nikt inny jak tylko Syn Boga wszedł z naszego powodu w przepaść, aby pokazać Bożą miłość do nas. Bóg Ojciec kazał, aby ciążący na nas wyrok śmierci, wykonać na swoim ukochanym Synu. Pan Jezus dobrowolnie wziął na siebie karę, na którą zgodnie z prawem my zasłużyliśmy. „Bóg tak umiłował świat (także Ciebie i mnie), że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (Jan 3:16). Pan Jezus umarł za Ciebie, abyś dzięki temu mógł żyć!

Nigdy i nigdzie na całym świecie nie znajdziesz lepszego przyjaciela niż On. Dlatego jeszcze dzisiaj przyjdź do Jezusa i przyznaj się Mu, że był Ci On do tej pory obojętny. Wyznaj Mu swoją nieprawość i wszystkie swoje grzechy a zobaczysz wtedy i zachwycisz się tym, jak bardzo Pan Bóg Cię kocha!

Przyznaj się otwarcie do swojej winy, z powodu której Pan Jezus musiał oddać swoje życie. Zawróć ze swojej drogi, na której i tak nie znajdziesz prawdziwego szczęścia. Nie możesz schować się przed Bogiem ani ukryć swoich grzechów. Naszą zabawą z Panem Bogiem w chowanego szkodzimy tylko sobie.

Proszę Cię, nie odkładaj swojej decyzji o pójściu za Chrystusem. Nie mów: „jutro”. Możesz być martwy zanim znów wzejdzie słońce. „Jutro” to tylko wyspa na wielkim oceanie Twojej wyobraźni, której jeszcze żaden marynarz nie odkrył. Nie ma nic bardziej niepewnego niż „jutro”. Może się zdarzyć, że jutro otworzysz swoje oczy w piekle. „Jutro” jest napisane w terminarzu szatana, ale Bóg mówi: „dzisiaj”! Ciągle mieć zamiar rozpoczęcia nowego życia z Jezusem bez uczynienia tego, podobne jest do odkładania z dnia na dzień zamiaru jedzenia, picia i wyspania się aż do wycieńczenia i śmierci. Wykorzystaj swoją szansę, którą Pan Bóg oferuje Ci dzisiaj dla Twojego zbawienia.

Jeśli przegapimy szansę nawrócenia się do Pana Boga, to w naszym życiu może zdarzyć się pewne „za późno”! Pan Bóg przemawia do człowieka dwa lub trzy razy! Nie wiem ile razy już przemawiał do Ciebie, ale jedno wiem na pewno: Pan Bóg mówi do Ciebie dzisiaj. Masz teraz idealną okazję aby pozwolić, by Cię uratował. Dlatego nie ociągaj się dłużej!

Na brzegu Niagary, gdzie bierze początek łożysko tej rzeki i gdzie jednocześnie przygotowuje się ona do tego, by wkrótce runąć w dół, jest umieszczona pewna tablica, na której widnieją następujące słowa: „Odtąd już nie ma żadnego ratunku!”.

Z pewnością każdego, kto czyta te słowa przechodzą ciarki i woli czuć twardy grunt pod stopami. Kiedy patrzy się na pędzącą ze straszną prędkością wodę, odczuwa się i pojmuje całą prawdę i znaczenie tych słów. Jeśli ktoś znajdzie się wśród tego dzikiego prądu, to już nie może zawrócić, nie może wiosłować do brzegu, nie może być uratowany przez przyjaciół. Wprawdzie jeszcze żyje, ale czeka go pewna śmierć. Musi porzucić wszelką nadzieję na ratunek, będzie niesiony przez potężne masy wody wciąż szybciej i szybciej aż nagła śmierć zakończy jego paniczny strach.

Drogi Czytelniku, proszę Cię, nie wychodź poza linię ratunku! Nie jest jeszcze dla Ciebie za późno! Wciąż jest czas łaski i wciąż Pan Bóg daje Ci możliwość pokuty i możliwość nawrócenia się do Niego. Jednak zbawienie nie zostanie Ci zapisane przez Pana Boga tak po prostu, „automatycznie”, ponieważ dał On swojego umiłowanego Syna, żeby umarł za Ciebie. Tak samo zbawienie nie zostanie Ci udzielone poprzez jakikolwiek sakrament, chrzest czy komunię. Jest to niemożliwe! Musisz podjąć świadomą decyzję, czy chcesz być zbawiony, czy na zawsze zgubiony. Nie ma nic pośrodku! Pan Jezus powiedział: „Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie”. Jesteś dzisiaj albo na drodze do nieba, albo na szerokiej do piekła. Albo jesteś Bożym dzieckiem, po tym jak szczerze wyznałeś Panu Jezusowi wszystkie swoje grzechy i żałowałeś za nie, albo pomimo religii i przynależności do kościoła jesteś dzieckiem diabła.

Dla Pana Boga nie ma znaczenia chrześcijańskie wychowanie czy bierzmowanie. Równie mało obchodzą diabła nasze pobożne tradycje i ceremonie.

Potrzebujemy dużo więcej: potrzebujemy przebaczenia naszych grzechów, potrzebujemy zbawienia, wykupienia, uwolnienia. Potrzebujemy Zbawiciela, który uwolni nas z władzy szatana i panowania grzechu!

Jedynym Zbawicielem jest Pan Jezus, Syn Boży. „Tym, którzy Go przyjęli dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego” (Jan 1:12). „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, to wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” (1 Jan 1:9).

Nikt nie musi rozpaczać z powodu ciężaru grzechów i oskarżającego sumienia. Ponieważ Pan Jezus przyszedł by znaleźć i zbawić to, co zginęło! Nie odrzucaj więc Go i przyznaj, że bez Niego jesteś zgubiony, że potrzebujesz Jego ratunku.

Największy skarb i największą radość na teraz i na zawsze znajdziemy jedynie w Panu Jezusie. Bez Niego życie jest nic nie warte, jest tylko wielkim oszukiwaniem samego siebie. Poświęcamy się iluzjom i marzymy o życiu, które jest niczym. „Kto ma Syna ma żywot, kto nie ma Syna Bożego, ten nie ma życia” (1 Jan 5:12).

Mojżesz, sługa Boży, postawił pewnego razu naród izraelski przed wyborem: „Położyłem dzisiaj przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz więc życie, abyś ty żył i twoje potomstwo” (5 Mojż. 30:19).

Czy ciągle masz trudności z podjęciem tej decyzji? Największy Boży skarb czeka aż weźmiesz go w posiadanie. Pan Jezus jest darem Bożym dla wszystkich ludzi, „jakżeby wraz z Nim nie darował nam wszystkiego”?

Najlepiej jeżeli udasz się teraz do miejsca, gdzie będziesz sam i gdzie będziesz mógł się swobodnie modlić. Przynieś do Niego całą, obciążoną winami przeszłość i wyznaj Panu Jezusowi wszystkie swoje winy. Otwórz przed Nim swoje serce i wymień każdy grzech, sięgając pamięcią tak daleko jak tylko możesz. Powiedz Mu, że jest Ci przykro z powodu Twoich grzechów i odwróć się w Jego mocy od każdego znanego Ci grzechu. Nie traktuj lekkomyślnie żadnego z nich, lecz zniszcz wszelkie związki, które mogłyby spowodować, że zostałbyś na nowo skuszony do grzechu. Zrób to, nawet jeśli w tej chwili wydaje Ci się, że przyniesie Ci to szkodę. Zniszcz lub spal wszystkie będące w Twoim posiadaniu przedmioty oraz książki, którymi do tej pory służyłeś grzechowi i przez które szatan stawiał Ci żądania i rościł sobie prawo do Ciebie.

Im szczerzej będziesz pokutował przed Panem Jezusem i im gruntowniej oczyścisz swoje życie, odrzucając wszystko co oddziela Cię od Boga, tym większą przeżyjesz radość w Jezusie i doznasz pokoju Bożego, który przewyższa wszelkie wyobrażenia.

Naprawdę, nie chciałbym zamienić się z żadnym królem czy cesarzem, z żadnym „wielkim” i „bogatym” tego świata. Wszyscy oni muszą zostawiać to, co zdobyli w czasie życia. Mój skarb i bogactwo jest innego gatunku, żadna rdza ani mól nie może go zniszczyć.

Bardzo bym się cieszył, gdybyś też zapragnął prawdziwego bogactwa w Bogu. Bo co pomoże człowiekowi, choćby cały świat posiadał a poniósł szkodę na swojej duszy? Co Ci to da, że możesz sobie pozwolić na wszystko i zdobyć to, o czym inni jedynie marzą? Zastanów się, pomiędzy Tobą a śmiercią jest tylko jeden krok! Co po śmierci nazwiesz swoją własnością i co będziesz mógł wziąć z sobą do wieczności? Nic z tego, w czym teraz widzisz radość i sens życia, nic z ziemskich rzeczy nie przyda Ci się w przyszłości.

Tylko jedno się liczy i tylko jedno jest trwałe: życie z Bogiem, życie wieczne, które znaleźć możesz tylko w Jezusie. Nie w dobrych uczynkach, nie w religii, nie w sakramentach lub w czymkolwiek innym. Tylko Pan Jezus może doprowadzić Cię do celu.

Możesz teraz przyjść do Pana Jezusa i Jemu wyznać wszystkie swoje grzechy.

„Panie Jezu, dziękuję Ci za to, że umarłeś za moje grzechy. Dziękuję Ci, że mogę teraz do Ciebie przyjść i wzywać Twojego imienia. Dziękuję Ci, Panie Jezu, za to, że mnie tak bardzo kochasz i że Twoja drogocenna krew oczyszcza mnie z wszelkich grzechów. Wiem, że bez Ciebie jestem zgubiony. Moje grzechy oddzielają mnie od Ciebie, dlatego chcę Ci teraz wyznać moje winy i moje grzechy.”

(Proszę wymień teraz każdy swój grzech jaki tylko pamiętasz. Przeznacz na to wystarczająco dużo czasu. Dopiero po wyznaniu Panu Jezusowi wszystkich swoich grzechów pomódl się dalej szczerym sercem.)

„Proszę Cię, Panie Jezu, przebacz mi wszystkie moje grzechy i uwolnij mnie od wszelkich powiązań i wpływu szatana na moje życie. Proszę pokaż mi przez swojego Ducha Świętego, gdzie związałem się z szatanem poprzez przesądy i lekkomyślne zajmowanie się okultyzmem.

Dziękuję Ci, Panie Jezu, za potężną siłę do zwycięstwa, która jest w Twojej drogocennej krwi! Pokonałeś królestwo szatana na krzyżu Golgoty i wniwecz obróciłeś wszelkie roszczenia i żądania diabła do mojego życia! Panie Jezu, proszę wejdź do mojego serca, chcę należeć tylko do Ciebie. Chcę żyć z Tobą. Chcę naprawić i zadośćuczynić wyrządzone przeze mnie krzywdy i nieprawości, których dopuściłem się wobec innych. W Twojej mocy odwracam się teraz od każdego grzechu i martwej religii. W imieniu Pana Jezusa przeciwstawiam się szatanowi i wybieram Bożą wolę dla mojego życia.

Niebiański Ojcze, dziękuję Ci za to, że mogę żyć teraz jako Twoje dziecko, ponieważ dałeś swojego ukochanego Syna, żeby umarł za mnie i z martwych wzbudziłeś Go ze śmierci. Przyjmujesz mnie z powodu Pana Jezusa. Wywyższam Ciebie za Twoją miłość do mnie. Amen.”

Jeśli była to szczera modlitwa z głębi Twojego serca i chcesz od dzisiaj żyć z Panem Jezusem, to możesz podzielić się z nami swoją decyzją. Będzie to dla nas powód do radości i będziemy się o Ciebie modlić.
 

Nadesłał Józef Szauliński