CzytelniaEwangelizacja i świadectwa

Papierowa torebka

Czego moja córka nauczyła mnie o miłości

Moja córka jest już dorosła, ale gdy była małą dziewczynką nauczyła mnie bardzo ważnej rzeczy. Kiedy spoglądam na drewnianą skrzynkę stojącą na najwyższej półce regału w moim gabinecie, natychmiast przypominam sobie historię, która miała miejsce około 15 lat temu.

Otóż w tej drewnianej skrzynce trzymam różnego rodzaju na pozór bezwartościowe śmieci. Moja żona nie-raz chciała mi je wyrzucić, ale za każdym razem udało mi się ją od tego powstrzymać. Gdyby do owej skrzynki zajrzał złodziej, nie wziąłby z niej niczego, ale gdyby kiedyś mój dom stanął w płomieniach, to z pewnością pierwszą rzeczą jaką bym z niego próbował ratować byłaby właśnie ona.

Jedną z pamiątek, które przechowuję w tej skrzynce jest mała papierowa torebka. W niezbyt dobrym jest stanie – pognieciona i poszarpana. Trzymam ją całe 15 lat, bo należała kiedyś do mojej córki Kasi. Kiedy Kasia zaczęła chodzić do szkoły, czuła się prawie dorosła. Często pomagała mamie w kuchni i wręcz uwielbiała przygotowywać dla wszystkich drugie śniadanie. Robiła je dla siebie, swojego brata i dla mnie. Oprócz kanapek Kasia wkładała owoce, słodycze, a czasami jogurt lub parę złotych na bułkę z serem. Ale były też takie dni, gdy w torebce z drugim śniadaniem znajdowałem jakąś notatkę od mojej ukochanej córeczki.

Pewnego ranka Kasia dała mi dwie torebki. Jedna to była normalna, najzwyklejsza torebka do pakowania drugich śniadań, druga była trochę inna – spięta spinaczami, a oprócz tego obwiązana kolorową wstążeczką.

– Dlaczego dajesz mi Kasiu dwie torebki? – zapytałem.
– W tej drugiej jest coś specjalnego.
– Co takiego?
– Nie pytaj. Po prostu weź i później zobacz – odpowiedziała tajemniczo się uśmiechając.
Nie chcąc przeciągać tej rozmowy, włożyłem obie torebki do mojej aktówki, ucałowałem córkę i po-pędziłem do pracy.

Podczas przerwy śniadaniowej rozerwałem torebkę od Kasi i wysypałem jej zawartość. Okazało się, że w środku były trzy małe kamyki, kolorowe szkiełko, plastikowy dinozaur, malutka muszelka, dwa kasztany, małe ciasteczka w kształcie zwierzątek, kawałek marmuru, zużyta szminka, mała lalka i trzy czekoladki. Uśmiechnąłem się do siebie. Moja mała, kochana córeczka. Zjadłem szybko śniadanie, posprzątałem biurko i wszystkie rupiecie Kasi wyrzuciłem do kosza. Po prostu nie było tam nic, co mogłoby mi się przydać.

Zaraz potem popędziłem do dalszych zajęć.

Tego samego dnia wieczorem przyszła do mnie Kasia. Właśnie czytałem gazetę.

– Gdzie jest moja torebka? – zapytała
– Jaka torebka?
– No wiesz, ta którą dałam ci dziś rano.
– Zostawiłem ją w biurze. A dlaczego pytasz?
– Zapomniałam włożyć do niej kartkę dla ciebie. – Kartkę tę trzymała w ręce.
– A tak poza tym jest mi potrzebna – dodała po chwili.
– Dlaczego?
– Były tam, tatusiu, moje ulubione skarby. Myślałam, że może pobawisz się nimi trochę, ale teraz chciałabym, żebyś mi je oddał. Nie zgubiłeś ich, prawda tatusiu?
Była bliska płaczu.
– Ależ skąd skarbeczku. Nie, zapomniałem ją tylko zabrać do domu – skłamałem.
– Przyniesiesz ją jutro?
– Oczywiście, nie smuć się.

Kiedy po moich zapewnieniach odczuła ulgę, na jej twarz powrócił uśmiech. Wtedy podała mi karteczkę, która miała znaleźć się w torebce: “Kocham Cię, tatusiu. Pobaw się moimi ulubionymi zabawkami”.

O rety! Zrobiło mi się gorąco. Okazało się, że siedmioletnia Kasia dała mi w dowód swojej miłości i zaufania, jakim mnie darzyła, wszystkie swoje skarby. Miłość w papierowej torebce! A ja, głupi, nie tylko tego nie doceniłem, ale na dodatek wyrzuciłem wszystko do kosza, ponieważ nie znalazłem tam niczego, co mogłoby mi być potrzebne. O, drogi Boże!

Czułem, że mój “tatusiowy” autorytet jest mocno zagrożony. Postanowiłem natychmiast jechać do biura. Podróż do pracy była długa, bardzo długa. Prawdziwa pielgrzymka pokutnika.

W pracy akurat sprzątano biura. Swój kosz udało mi się ocalić w ostatnim momencie. Zaciekawiony portier wszedł za mną do mojego pokoju. Patrzył jak wysypałem zawartość kosza na biurko i sortowałem śmieci.

– Zgubił pan coś? – zapytał
– Tak, swój rozum.
– Chyba nie jest aż tak źle. Czy mogę panu w czymś pomóc?

Nie chciałem narażać się na śmieszność, ale mimo wszystko powiedziałem mu o sprawie. Było mi głupio, ale on się ze mnie nie śmiał.
– Rozumiem pana. Ja też mam dzieci.

Poczułem w nim bratnią duszę. Na szczęście udało nam się odnaleźć te “kosztowności”. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Okazało się, że w swoim kłopocie nie byłem sam. Na szczęście.

Po zmyciu musztardy z dinozaura i po spryskaniu wszystkich rzeczy odświeżaczem do ust, czule wygładziłem brązowy papier na wpół zniszczonej torebki i włożyłem do niej odnalezione skarby. Tego samego wieczoru torebkę zwróciłem mojej Kasiuni. Niczego nie próbowałem wyjaśniać. Torebka nie wyglądała najlepiej, ale zawartość była w porządku i to było najważniejsze. Po kolacji poprosiłem ją o to, aby opowiedziała mi o swoich skarbach. Pomysł bardzo jej się spodobał. Zaraz wyjęła z torebki jej zawartość i wszystkie przedmioty w jednej chwili umieściła w rzędzie na stole w jadalni. Każdy z przedmiotów miał swoją historię, był związany z jakimiś zdarzeniami z przeszłości. Wyobraźnia Kasi podsuwała jej przeróżne pomysły. Okazało się, że kiedyś dałem jej czekoladki, a ona zachowała je do czasu, kiedy będzie miała na nie ochotę. Gdy tak mi to wszystko opowiadała, kilka razy dodałem “rozumiem”. I prawdę powiedziawszy, rozumiałem.

Ku mojemu zdumieniu, Kasia dała mi tę torebkę jeszcze raz, kilka dni później. Tę samą, pomiętą torebkę. Z tą samą zawartością. Otrzymałem rozgrzeszenie. Odczułem jej zaufanie i miłość. Od tamtej pory tytuł ojca zacząłem nosić bardziej “komfortowo”.

W następnych miesiącach jeszcze kilka razy dostawałem od Kasi jej torebkę. Nigdy nie było dla mnie jasne, dlaczego mi ją w jakimś dniu dawała. Z czasem Kasia zwróciła swoją uwagę ku innym rzeczom – znalazła sobie inne skarby, straciła zainteresowanie dawnymi zabawkami. Po prostu dorastała. A co się stało z tą torebką? Otóż pewnego razu moja ukochana córeczka dała mi ją, by już nigdy więcej nie poprosić o jej zwrot. I od tamtej pory mam ją wyłącznie dla siebie.

Czasami wspominam całe to zdarzenie sprzed lat. Zawiodłem wtedy moje dziecko, ale dzięki temu wydarzeniu zrozumiałem, jak ważny byłem dla mojej córki.

Torebka spoczywa w skrzynce, a ja ciągle jestem pod wrażeniem faktu, że kiedyś moje dziecko, dając mi swoje skarby, bez użycia słów powiedziało mi: “To jest coś dla mnie najcenniejszego. Weź, jest twoje”. Co prawda, zawiodłem ją wtedy, ale teraz ta torebka należy do mnie.

Tomasz Sulej

Opracowane na podstawie książki Roberta Fulghuma “It Was On Fire When I Lay Down It”