CzytelniaKomentarze i inspiracje

Wyrosnąć z egoizmu

Kiedy ktoś mnie zapytał: „Jak sądzisz, co jest największym zagrożeniem dla człowieka?”, zaczęłam wówczas po kolei wymieniać wszystko to, co zdawało mi się mieć śmiertelny, zły i destrukcyjny wpływ na życie ludzkie.

Trwało to dość długo, bo lista zagrożeń i przykładów z życia okazały się tasiemcowe, co też stanowiło ponętny grunt do dalszej dyskusji, która gdyby nie presja czasu i obowiązków, mogłaby trwać chyba w nieskończoność… I tak od słowa do słowa, zaczął wyłaniać się coraz wyraźniej obraz, odpowiedź, z którą aktualnie w pełni się zgadzam. Tak więc mam przekonanie i śmiem uważać, iż największym zagrożeniem dla człowieka nie jest grzech czy śmierć doczesna, ale osamotnienie i alienacja.

Nawiązywać relacje to reagować,
Reagować to rozumieć siebie.
Rozumieć siebie to być oświeconym.
Relacje międzyludzkie są szkołami oświecenia.
(Anthony de Mello)

Zgodnie z powyższym tekstem człowiek żyje i rozwija się mocą relacji, dlatego też nie może istnieć w „oderwaniu” od innych ludzi w tzw. izolacji. Cóż dla człowieka stanowi jedną z najbardziej dotkliwych kar? No właśnie odseparowanie od ludzi i społeczeństwa; pozostawienie w zamknięciu z dala od innych. Stworzeni na wzór i podobieństwo Boga, który występuje w trzech Osobach pozostającymi w nierozerwalnym związku, jesteśmy znacznie więcej niż sobą. Wykraczamy poza siebie, ponieważ bycie człowiekiem to spotkanie z samym sobą, innymi ludźmi i Bogiem. Człowiek, jako jedyne na ziemi stworzenie, został powołany do relacji, do życia we wspólnocie, czyli istnienia oraz spotykania się w sposób świadomy i wolny. Niezwykle dobitnie i obrazowo potwierdzają to słowa Jezusa: „Trwajcie we mnie, a ja w was. Jak latorośl sama z siebie nie może wydawać owocu, jeśli nie trwa w krzewie winnym, tak i wy, jeśli we mnie trwać nie będziecie” (J 15,4). I w tym miejscu czas się zatrzymać i zastanowić nad słowami naszego Mistrza. Swoją wypowiedź rozpoczął od słów, które natychmiast kojarzą się z postawą wolności, a jednocześnie trwałą zależnością. Nie powiedział: odwiedzajcie mnie od czasu do czasu, albo: w niedzielę znowu się spotkamy, pobędziemy razem i pogawędzimy sobie miło… Rzekł jasno: trwajcie we mnie, co też rozumiem jako trwałą relację, związek, przenikanie, zależność, symbiozę, przeżywanie oraz bycie jednym duchem i jednym ciałem…

Wspomniałam również, iż zostawia nam wolność, a więc nie zmusza nas do tej relacji, nie nagabuje, nie żąda, nie narzuca się, nie oczekuje i nie ocenia… To zadziwiające, ale mam wrażenie, iż nasz Bóg ustępuje nam tutaj pierwszeństwa, pozwala decydować i tym samym znowu ukazuje postawę sługi. Potem ujawnia pewien ważny fakt, rzecz oczywistą z Jego punktu widzenia, bo dotyczącą naszego powołania, naszej ziemskiej misji. W sposób tak prosty, jak to tylko możliwe, podaje instrukcję sukcesu całego przedsięwzięcia, wskazuje przy tym na siebie. Mówi, że jeśli będziemy w Nim trwać, a On w nas, wtedy wydamy owoce. Pojawią się wspaniałe efekty tej zależności. Powiem więcej, wtedy będziemy świecić jak najjaśniejsze gwiazdy, wtedy staniemy się opoką dla innych, poczujemy sens i cel istnienia, wykorzystamy nasz niezwykły status i potencjał. Tylko wówczas możemy w pełni manifestować chwałę Boga na ziemi i sami jasno świecić, dając w ten sposób innym ludziom sygnał, aby czynili to samo… Bez Niego to wszystko, o czym napisałam, jest po prostu niemożliwe.

Bóg spacerujący wokół piaskownicy

Zastanawiałam się, dlaczego Jezus przekazał nam tę tajemnicę i doszłam do wniosku, że Boży plan dla ludzkości odgrywa tu oczywiście ogromną rolę, ale chodzi również o miłość, jaką nas darzy, a także o nasz rozwój i nasze potrzeby. Bo jeśli szczerze zapytamy siebie, na czym nam w życiu zależy i co jest dla nas ważne, to oprócz potrzeb podstawowych, takich jak potrzeby fizjologiczne i bezpieczeństwa pojawią się również te wyższego rzędu: miłości, akceptacji, przynależności, szacunku, uznania znaczenia, satysfakcji, osiągnięć, akceptacji, wpływu, rozwoju duchowego itd. I to jest normalne, tak zostaliśmy skonstruowani przez Najwyższego.

Rzecz jednak w tym, aby świadomie przyjąć odpowiednią postawę, podjąć decyzję i dorosnąć w końcu do wdawania owoców. Jakiś c7as temu spotkałam się z poglądem, że życie jest jak wielka piaskownica, wewnątrz której znajdują się dzieci. Jest ich całe mnóstwo. Mają ze sobą niezliczoną ilość zabawek i kolorowych gadżetów, którymi się bawią. Wokół piaskownicy przechadza się Bóg i obserwuje swoich maluczkich. Reaguje tylko wtedy, gdy łoś oberwie łopatką, wiaderkiem, albo komuś nasypią piasku w oczy… Wtedy bierze go za rączkę, przytula i pociesza. Niestety nie dowiedziałam się, co robi w takiej sytuacji z łobuziakami. Tak czy inaczej, w życiu jest oczywiście czas na dzieciństwo, picie mleka i rozliczne zabawy. Idąc jednak za słowami Listu do Hebrajczyków (5:11-14), jako chrześcijanie nie powinniśmy zatrzymać się tylko na tym etapie, a raczej świadomie dążyć do rozwoju i przejmowania odpowiedzialności. Napisałam „świadomie”, ponieważ nikt m nas tego nie zrobi, nikt nas do tego nie zmusi… to nasza decyzja, nasz wybór. Do końca życia możemy zajmować się tylko sobą, piastować postawę egoizmu, być biorcami, pasożytować na innych, gonić za szczęściem jak za wiatrem, a w konsekwencji samotni i bezowocni umrzeć… Większość problemów i tzw. złych owoców w naszym życiu ma swoje źródło w egoizmie. Czasem bywa, że ludzie cierpią na depresję, ale powodem ich problemu nie jest choroba, ale właśnie egoistyczna postawa. Wiele osób boryka się z poczuciem samotności i nie potrafi utrzymać ani jednej dobrej relacji, to również często efekt egoizmu. Nie będziesz mieć zdrowych i dobrych relacji, jeśli jesteś samolubny i obojętny na los drugiego człowieka, ponieważ nikt nie chce relacji, w której wszystko jest jednostronne. Zastanów się przez chwilę, jak wyglądają twoje związki interpersonalne? Jak je pielęgnujesz? Iloma trwałymi i prawdziwymi relacjami możesz się poszczycić, a z ilu jesteś naprawdę dumny? W tym miejscu należy zdać sobie sprawę z tego, że nie istnieją szczęśliwe relacje bez oddania, zależności, troski, odpowiedzialności, i miłości. Bowiem: „Nigdy nie będziesz szczęśliwy, jeśli będziesz skupiony tylko na sobie. Nie będziesz szczęśliwy, jeśli nie zaczniesz budować dobrych relacji z Bogiem, z samym sobą i ludźmi. Nie będziesz szczęśliwy, jeśli nie będziesz żyć w równowadze i pomagać innym„. Bez tego twoje życie będzie syzyfową pracą, mistyfikacją i męczącą pogonią za wiatrem.

Umieranie dla siebie

Kiedy Biblia zachęca nas do dobrej walki z wiarą, jedną z rzeczy, z którą mamy walczyć, jest właśnie nasza egoistyczna i samolubna natura. To się nazywa „umieranie dla siebie” lub „zapieranie się siebie. Oczywiście towarzyszy temu pewien dyskomfort, a nawet ból. Przypomnijmy sobie Chrystusa na krzyżu, o ile dobrze pamiętam, krzyż nie był obity miękką gąbką i aksamitem, a zamiast gwoździ nie użyto ozdobnych pasów i lśniącego przylepca… Po prostu „krzyż opatulony miękkim i pięknym materiałem nie istnieje”, a życie to nie bajka, tylko… walka. Jestem przekonana, że krzyż, który Bóg chce, byśmy nieśli, to nie choroby, tragedie i traumy. On pragnie, abyśmy prowadzili życie pozbawione egoizmu, pielęgnowali miłość braterską, relacje i stawali się podobni do Niego. Nie bez kozery rzekł wszystkim swoim uczniom: „Takie jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem. Większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie kładzie za przyjaciół swoich. Jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli czynić będziecie, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego; lecz nazywam was przyjaciółmi, bo wszystko, co słyszałem od Ojca mojego, oznajmiłem wam. Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was, abyście szli i owoc wydawali i aby owoc wasz był trwały, by to, o cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, dał wam” (J 15, 12-16).

Asertywny Jezus

Warunkiem powodzenia Bożej misji na ziemi oraz naszej przemiany jest więc wyrzeczenie się egoistycznej postawy i autentyczne zainteresowanie innymi ludźmi, a co za tym idzie służenie im w sposób, jak czynił to Jezus (zob. J 13, 12-15). Nasz Pan i Nauczyciel podarował nam dobrą lekcję miłości oraz pokory, obmywając swoim uczniom nogi. To nie była tylko teoria wypowiedziana kwiecistą i przekonywającą mową, tak pod publikę, ale typowe warsztaty i przykłady płynące z życia samego Chrystusa. A ty, co wyniosłeś z tej lekcji? W jakim stopniu zaimplementowałeś ją w swoim życiu? Pokorna, pełna miłości i jednocześnie asertywna postawa Jezusa uczy nas, że jeśli: pragniesz przyjaciela – bądź przyjacielem, chcesz być lubiany polub innych, pragniesz zdobyć autorytet — szanuj innych, chcesz być wysłuchany — słuchaj, pragniesz miłości — kochaj… Dosłownie jest tak, że co posiejesz, to zbierzesz. Ktoś może teraz powiedzieć: „Łatwo rzec, trudniej uczynić…”. Faktycznie niektórzy ludzie mają dar, taką specyficzną łatwość współczucia i pomagania, ale nie każdy. Jednak ci, którzy tego nie mają, mogą przecież świadomie i konsekwentnie rozwijać to w sobie. Skoro nazywasz się chrześcijaninem, dzieckiem i przyjacielem Boga, to przede wszystkim powinieneś czynić dobro. I wiedz, że nie jesteś sam. Wokół siebie masz ludzi, którzy mogą ci w tym pomóc, mogą cię wesprzeć, nauczyć prowadzić życie chrześcijańskie i podążać drogą miłości. Wystarczy rozejrzeć się dokoła i zakomunikować to, zwyczajnie poprosić o pomoc. Dlatego właśnie potrzebujemy siebie wzajemnie i społeczności z innymi wierzącymi. Bóg nakazuje nam poszukiwać sprawiedliwości i żyć tak, jak On żył, a jeśli Jemu się udało, to nam też się uda, o ile będziemy pragnąć tego z całego serca i z pełną determinacją dążyć ku temu.

Spośród wszystkich istot na ziemi tylko ludzie są zdolni do tego by uczyć się kochać. A skoro niemal każdy uznaje miłość za największą wartość życiową, która nadaje życiu sens, następny artykuł będzie traktował właśnie o miłości, aby „nie mylić miłości z tym, co miłością nie jest..”

MONIKA WIKIERA
Artykuł ukazał się w „Teraz i Zawsze” nr 9/2011