CzytelniaKościół

Kościół w domu

Ktoś powiedział, że „aby chodzić po wodzie, trzeba wyjść z łodzi”. Wyjście z łodzi to opuszczenie strefy bezpieczeństwa (choć tak naprawdę pozornego), by doświadczyć tego, co cudowne, ponadnaturalne. Liderzy grup domowych to ludzie, którzy opuścili taką bezpieczną strefę dla czegoś większego. To ludzie, którzy otworzyli swoje domy, swoje serca i oddali jedną z najcenniejszych rzeczy — czas, aby poprowadzić innych w ich drodze za Jezusem. Zapytacie, czy chcieliby znów wrócić do łodzi? Myślę, że nie zamieniliby „wody pod stopami”, „zbliżających się fal”, a w chwili trwogi uścisku ratującej dłoni Jezusa na rzecz podróży łódką. Módlmy się więc o nich i dołączajmy do ich grup, by tego wszystkiego doświadczyć. A może i Ty staniesz kiedyś na czele takiej grupy, by wezwać tych, co jeszcze są w łodzi? Pójdźmy razem za Jezusem!

Pastor KRZYSZTOF ZARĘBA

Przeprowadziłam się do Warszawy niewiele ponad 5 lat temu. Zostawiłam przyjaciół, pracę, miejsca, które dobrze znałam i kochałam, kościół do którego chodziłam. Przekraczając granicę tego miasta, czułam, że wkraczam w nową rzeczywistość, której się trochę bałam. Jak większość osób przyjezdnych, czułam się samotna, jakbym była wyrwana z kontekstu, którego nikt nie znał. Warszawa przerażała mnie swoim rozmachem, pogonią za pieniędzmi, zabieganymi ludźmi, powierzchownymi relacjami. Po kilku miesiącach pobytu w Warszawie czułam się bardzo samotna, zmęczona, zapracowana, moje życie nie miało konkretnego celu. Znajomości, które nawiązałam w pracy, nie były zbyt przyjacielskie. Wiedziałam jedno: nie chcę tak żyć! Zdawałam sobie sprawę z tego, że sytuacja nie zmieni się, jeśli nie podejmę jakiejś decyzji. Postanowiłam znaleźć kościół — wspólnotę ludzi wierzących. Brakowało mi kogoś, z kim mogłabym porozmawiać o duchowych rozterkach, o Bogu. Zaczęłam więc regularnie chodzić na nabożeństwa na Jagiellońską. Postanowiłam również przyjść na spotkanie grupy domowej. Nie był to łatwy krok. Byłam przepełniona obawami (kto tam będzie, co oni w ogóle tam będą robić, co będzie, jak mi się nie spodoba, co przynieść, jak się zachować). Z perspektywy czasu uważam, że to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Ludzie na grupie domowej przyjęli mnie z otwartymi ramionami i sercem. To było dokładnie to, tego szukałam. Zaczęłam regularnie przychodzić na spotkania grupy domowej. Bardzo chętnie w nich uczestniczyłam. Nawet jeśli w tygodniu byłam bardzo zmęczona, po spotkaniu czułam się znacznie lepiej. Na grupie mogłam słuchać Bożego Słowa, prawd przemieniających życie. Mogłam modlić się z innymi, otwierać swoje serce na Boga i ludzi.

GOSIA

Większość z nas nie miała jeszcze wtedy dzieci i spędzaliśmy mnóstwo czasu ze sobą. Gdy Marc wyjechał do Francji, pomagaliśmy Heni w opiece nad dziećmi. Gdy Asia Wałach niespodziewanie (przedwcześnie) urodziła Adasia, a nowy dom nie był jeszcze gotowy na przyjęcie dziecka, grupa skrzyknęła się: posprzątaliśmy dom, pomyliśmy okna, chłopaki poskręcali meble. Wyjeżdżaliśmy razem na weekendy, pojechaliśmy na wakacje. Modliliśmy się o siebie nawzajem, mieliśmy listy modlitewne, które po latach zaskakiwały nas skalą spełnienia. Byliśmy dla siebie wsparciem i radością.

W grupie domowej jest istota kościoła: społeczność, wzajemna troska i miłość do ludzi, wynikające z miłości do Boga. To w grupie domowej nawiązujemy bezpieczne, bliskie więzi, tak nietypowe w świecie pozornych relacji i wymuszonych uśmiechów. Na grupie modlimy się o siebie i nie boimy się mówić, co nas boli. Odwiedzamy się, myślimy o sobie, pożyczamy książki, przekazujemy ubranka po dzieciach, radzimy w kwestiach ich wychowania i spraw małżeńskich. Po doświadczeniu rozpadu jednego z małżeństw, staliśmy się wyczuleni na kłopoty małżeńskie i wzajemnie czuwamy nad jakością naszych relacji. Gdy miał się pojawić w naszym życiu nasz synek Filip, to od Agi Edwins dostałam prawie całą wyprawkę. A gdy zmarła moja ukochana mama, a pogrzeb odbywał się 80 km od Warszawy, to Aga śpiewała na uroczystości, na zewnątrz, przy grobie, pomimo zimy i mrozu. To Zbyszek Tarkowski, któremu towarzyszyła cała rodzina, czytał napisane przeze mnie wspomnienie o mamie, a całość cudnie poprowadził drogi nam Krzysztof Zaręba — nie tylko pastor, ale też wielki przyjaciel naszej rodziny (głównie naszego synka Filipa), a także naszej grupy domowej. Nigdy im tego nie zapomnę.

MAGDALENA

Trzy lata temu zaproponowano mi uczestnictwo w kursie dla liderów grup domowch. Pomyślałam, że pójdę, bo może taka jest wola Boża dla mojego życia i kiedyś tam, w dalekiej przyszłości zajmę się tym. Stało się jednak inaczej, nie było dalekiej przyszłości, było tu i teraz. Wpadłam w panikę, że sobie nie poradzę, mam małą wiedzę biblijną, a w porównaniu z innymi moja wiara wydawała się taka mała. Obawiałam się ośmieszenia i zachowań ludzi. Modliłam się o Boże prowadzenie i w efekcie podjęłam się prowadzenia grupy domowej. Dzisiaj mogę powiedzieć, że nadal się uczę, ciągle poznaję Słowo Boże, bo wciąż odkrywam nowe dla mnie sprawy i wiem, że wiele jeszcze przede mną, bo Słowo Boże jest głębią, w którą całkowicie chcę się zanurzyć. To jest mój cel i jestem świadoma tego, że zajmie mi to całe życie. Będąc liderką grupy domowej, uczę się również praktycznego zastosowania Słowa Bożego w życiu, czyli miłości do ludzi, przebaczania, uczciwości i szczerości w relacjach, wspierania w potrzebach, cierpliwości i łagodności. Pragnę być spójna i wiarygodna w tym, co robię. Ciągle walczę ze swoimi słabościami, przyznaję się do nich i proszę o wsparcie przez modlitwę. Nie polegam na swoich siłach i możliwościach, chcę być narzędziem w rękach Boga i w każdej sprawie zwracam się do Jezusa, prosząc Go o to, abym mogła patrzeć Jego oczami, słuchać Jego uszami, czuć Jego sercem i kochać wszystkich uczestników mojej grupy tak, jak On. Ogromną radość sprawia mi, gdy sami podejmują się poszczególnych odpowiedzialności na grupie i widzę ich szczerą chęć działania. Moim marzeniem jest, aby każdy z nich w przyszłości poprowadził swoją grupę domową, bo myślę, że tylko życie poświęcone innym jest warte przeżycia.

ASIA

Jestem osobą, która nie lubi nikogo do niczego zachęcać. Zawsze wychodzę z założenia, że każdy wie, czego potrzebuje, a odkrywanie prawdziwych potrzeb sprawia radość, kiedy potrafimy sami je nazwać i dążyć do ich zaspokojenia. Nie inaczej ma się sprawa z pragnieniem poznania Pana Jezusa. Wierzę, że każdy, kto naprawdę potrzebuje Go w swoim życiu, będzie też szukał zaspokojenia w Nim. Trochę inaczej sprawa wygląda, jeżeli chodzi o grupy domowe. Grupa domowa jest jednym z praktycznych wymiarów uczniostwa. Bycie uczniem Jezusa Chrystusa zawsze wiązało się z wyzwaniem. Od dłuższego czasu w mojej pamięci wrył się fragment z Ewangelii Marka 10:17-21, ukazujący to, jak Jezus skonfrontował „ego” bogatego młodzieńca z kosztem, jaki powinien on ponieść jako uczeń. Nie wiemy, jaka była ostateczna decyzja tego człowieka, ale historia ta skłania każdego z nas do odpowiedzi na ważne pytanie: co jest tym złotem, którym nie chcę się podzielić z potrzebującym? Co jest złotem, które chcę zachować tylko dla siebie?

ROMEK

„Przez Niego jedni z nas zostali uzdolnieni do służby apostolskiej, niektórzy mają szczególną zdolność pozyskiwania dusz dla Chrystusa, a jeszcze inni potrafią opiekować się ludem Boga tak, jak pasterz owcami, prowadząc i nauczając Jego dróg, stając się podobni do Chrystusa, który jest Głową swojego Ciała – Kościoła. A Ciało jest doskonale zsynchronizowane, a każdy jego element we właściwy sobie sposób służy innym częściom, dzięki temu całyorganizm jest zdrowy i rozwija się w atmosferze miłości” (Ef 4:11-12.16).

Tworzymy zespół wspierający grupy domowe w Społeczności Chrześcijańskiej Północ. Chcemy naśladować Jezusa, poznając Jego sposób przebywania z uczniami. Dwanaście różnych osób, można powiedzieć mała grupa, przebywała z Nim codziennie. Stali się sobie bliscy jak bracia, doświadczyli przebaczenia i miłości, popełniali błędy i podnosili się z nich, stawali się mniej samolubni, uczyli się troszczyć o innych przez przykład swego Mistrza, aż w końcu zostali uznani za przygotowanych, aby kontynuować Jego dzieło. To jest uczniostwo w praktyce. Tak czynił Jezus i taki wzorzec zostawił apostołom. Tak czynił Paweł i Tymoteusz. Poprzez małą grupę chcemy, by uczniostwo było częścią naszego życia i chcemy ten wzorzec przekazywać dalej, kolejnym pokoleniom.

Jest wiele błogosławieństwa w życiu społeczności. Wiele też można stracić, zajmując się wyłącznie swoimi sprawami. Prawdziwa społeczność to coś więcej niż pokazywanie się raz w tygodniu na nabożeństwie. To podejmowanie wyzwań w naszej codzienności: szczere rozmowy, prawdziwe relacje, wspólne działanie, prowadzenie bliskich do pojednania z Bogiem. Możesz to znaleźć w grupie 6 — 12 osób, zwanych popularnie grupą domową. Niezależnie od tego, gdzie jesteś w życiu, podejmij się wyzwania!

IZA PAZDYKA, AGATA I MARCIN GOCHNIO`
Kontakt: [email protected]