CzytelniaRodzina i społeczeństwo

Królestwo Boże w rękach dzieci?

Kiedy wraz z żoną przyjechaliśmy do Gdańska, naszym celem było założenie kościoła. Organizowaliśmy liczne ewangelizacje, na które przychodziło zaledwie kilkoro dorosłych i kilkadziesięcioro dzieci. Pamiętam swoje rozczarowanie, jak bardzo byłem sfrustrowany, że ludzi nie było na ewangelizacji. Pominąłem całą dużą grupę dzieci.

Ignorowanie dzieci (także tych w naszych zborach), pomniejszanie ich wartości i znaczenia jest wielką winą i zarazem krótkowzrocznością Kościoła. A przecież „Kościół z wizją” to taki, który potrafi dostrzec przynaj-
mniej następne pokolenie. Trzymając w ręku dziecko — patrzysz na swoją (i Kościoła) przyszłość. Wierzę, że żyjemy w czasach końca; w Kościele na całym świecie słychać głos Ducha Świętego, który dopomina się o dzieci, uświadamiając wierzącym, że musimy dziś przygotować pokolenie, które pójdzie znacznie dalej niż my sami. I nie chodzi jedynie o to, że jest to po prostu mądre, ekonomiczne działanie. Nie potrzeba wielkiego objawienia, aby odgadnąć, jaki powinien być kierunek i strategia Kościoła, zważywszy na proste statystyki: 85 procent wierzących ludzi na świecie nawróciło się przed osiągnięciem 15 roku życia.

Co pomyślelibyście o firmie, która 90 procent swojej energii, zasobów i pieniędzy koncentruje na czymś, co przynosi 20 procent rezultatów, natomiast zaledwie 10 procent na tym, co daje ponad 80 procent rezultatu? A szacuje się, że Kościół poświęca średnio 10 procent sił i środków na służbę wśród dzieci. Jak już wspominałem, nie chodzi o to, żebyśmy wreszcie dostrzegli, że służba dzieciom się opłaca. Bóg nie chce zimnej kalkulacji, On pragnie zmienić nasze serca tak, by owładnęła nimi pasja, żarliwość w usługiwaniu tym „najmniejszym”.

Pamiętam, jak osiem, może dziewięć lat temu, na pewnej konferencji modliłem do Boga: Panie, pokaż mi swoje serce! Myślałem, że Bóg po raz kolejny objawi mi swoją miłość wobec mnie; zapewni, jak bardzo mnie kocha. A Bóg odkrył przede mną coś ze swojego serca, coś, czego się nie spodziewałem — pokazał mi swój ból z powodu niezbawionych ludzi; przez ułamek sekundy, w jakimś niewielkim stopniu mogłem odczuć na sobie samym przejmujący ból, jaki znajduje się w Bożym sercu… To było wstrząsające doznanie, które zmieniło moje serce i popchnęło do zaangażowania.

Najmniejsi bracia Jezusa

W Ewangelii Mateusza 25:40-45 czytamy słowa, które powinny budzić z duchowego letargu czy duchowej śmierci: „A król, odpowiadając, powie im: Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście. Wtedy powie i tym po lewicy: Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, zgotowany diabłu i jego aniołom. Albowiem łaknąłem, a nie daliście mi jeść, pragnąłem, a nie daliście mi pić. Byłem przychodniem, a nie przyjęliście mnie, nagim, a nie przyodzialiście mnie, chorym i w więzieniu i nie odwiedziliście mnie. Wtedy i oni mu odpowiedzą, mówiąc: Panie! Kiedy widzieliśmy cię łaknącym albo pragnącym, albo przychodniem, albo nagim, albo chorym, albo w więzieniu i nie usłużyliśmy ci? Wtedy im odpowie tymi słowy: Za prawdę powiadam wam, czegokolwiek nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, i mnie nie uczynilście”.

Usługiwanie najmniejszym jest jak usługiwanie Jezusowi. Diabeł zrobi wszystko, abyśmy nie dostrzegali Jezusa, który woła głosem tych łaknących, pragnących, cierpiących… Przeciwnikowi zależy na tym, abyśmy tych potrzeb nie widzieli albo zwyczajnie pozostawali na nie obojętni. Bo kto nie słyszał, że w Polsce co ósme dziecko jest niedożywione, a co czwarte żyje w ubóstwie? W ostatniej dekadzie w wojnach na całym świecie zginęło więcej dzieci niż żołnierzy. Na 1,2 mld dzieci w wieku od 4-14 roku życia prawie 100 mln żyje na ulicy, 10 mln jest zmuszanych do prostytucji, do 35 tysięcy dziennie umiera z głodu, co 14 sekund jakieś dziecko zostaje osierocone z powodu AIDS (Luis Bush, 4/14 Window; Raising up a New Generation to Transform the Word); trudna jest też do określenia skala przemocy domowej, wykorzystywania seksualnego dzieci oraz aborcji, bowiem łono matki stało się obecnie najniebezpieczniejszym miejscem na ziemi. Dzieci i nastolatki stają się także ofiarami nachalnej kultury materializmu oraz kultu ciała i obsesji na punkcie seksu.

Jednak sama informacja na ten temat nie wystarczy. Niestety współczesny człowiek (i dotyczy to także nas, wierzących) jest często zaimpregnowany na odczuwanie emocji z powodu krzywdy, jakiej doznają inni. Ludzie czasów ostatecznych — jak mówi Biblia — są oziębli, obojętni, skoncentrowani na sobie, odporni na przejmowanie się cudzymi problemami. W tej sytuacji Bóg wzywa nas do zmiany naszego myślenia i postawy. Bóg pragnie wyleczyć naszą duchową ślepotę, pokazać, jak cenne są w Jego oczach dzieci. Nawet diabeł potrafi dostrzec ich wartość, stąd z całą zajadłością i furią uderza w tych najbardziej bezbronnych.

Dzieci płacą także najwyższą cenę za błędy, zaniedbania i grzechy dorosłych. To dorośli powinni pokutować, to my, dorośli musimy się zmienić!

Pozwólmy dzieciom pomagać w sprzątaniu świata

Powtórzę raz jeszcze: dzieci są przyszłością! Bóg ukrył w nich ogromny potencjał, ciekawość świata, otwartość, chłonność umysłu, kreatywność… W mojej pamięci pozostaje pewien obraz. Chcieliśmy zrobić krótki materiał filmowy na temat naszej wizji pracy w Gdańsku; w Brzeźnie (dzielnicy, gdzie się wychowałem) nakręciliśmy taką scenę: wokół odrapane bloki, wydeptane trawniki, dziurawe ulice, a na jednej z nich, przy jakimś baraku mała dziewczynka, o włosach białych jak len, w bardzo skromnej sukience, w kaloszach, bawiąca się w dużej kałuży, patykiem wodząca po wodzie, całkowicie pochłonięta zabawą, szczęśliwa… I jeszcze jeden obraz. Oglądałem niedawno zdjęcie dzieci, były uśmiechnięte, bawiły się… na wysypisku śmieci. Niepojęte! Czy ktoś może zaprzeczyć, że dzieci są inne? Są inne, są lepsze od nas… a stają się gorsze często za naszą sprawą…

Dwight Moody, amerykański ewangelista żyjący w XIX w., nie miał wątpliwości, ile w Bożych oczach znaczy dziecko. Po powrocie do domu z ewangelizacji żona zapytała go, ilu ludzi się nawróciło. Moody odparł: — 2,5. Žona zapytała: — Ile lat miało dziecko? (myśląc, że nawrócili się dwaj dorośli i jedno dziecko), a Moody na to: — Nie…, nawróciło się dwoje dzieci i jeden dorosły. — A dlaczego „pół”? — zapytała zdziwiona. — Bo dorosły ma już za sobą pół życia — odpowiedział Moody.

Czy nie jest tak, że my także pomniejszamy znaczenie dzieci? Nie poświęcamy im dość uwagi w naszych rodzinach i zborach, nie patrzymy na nich jak na potencjalnych liderów i tych, którzy już w tak młodym wieku mogą nie tylko szczerze się nawrócić do Jezusa, ale także usługiwać innym. Dzieci są zdolne, by zrozumieć wiele problemów natury społecznej i moralnej, chętnie, z entuzjazmem angażują się w działania, których wartość wskażą im dorośli. A w swoich pragnieniach są maksymalistami. Mają pasję, której tak bardzo brakuje nam, dorosłym.

Pamiętam, jak mój 4-letni syn wrócił pewnego dnia z przedszkola ogromnie
podekscytowany i dumny. Nie mógł już się doczekać, aby podzielić się wielką nowiną: Tato, sprzątałem ŚWIAT!

Dzieci mogą być używane w Królestwie Bożym i pragną być używane. Nie możemy jedynie „zajmować się” dziećmi, ale należy stwarzać im możliwości działania i wyposażać je do służby. Dzieci mogą stać się naszymi współpracownikami. Czy myśleliście kiedyś w ten sposób? One muszą zajść dalej niż my…, a my musimy otworzyć im drogę i prowadzić je mądrze i z miłością.

„Okno 4/14”

Taka wizja i przesłanie o przeorientowaniu koncentracji wysiłków ewangelizacyjnych, misyjnych i działań społecznych Kościoła na rzecz dzieci nabrały w moim umyśle wyraźnych kształtów dzięki udziałowi w szczególnych wydarzeniach — we wrześniu 2009 roku wraz z moim kolegą ze zboru uczestniczyliśmy w konferencji w Nowym Jorku, na którą przybyło 400 liderów z 70 krajów świata. Konferencja ta nosiła nazwę „Okno 4/14″. Rok później, w 2010 odbyła się podobna konferencja, w której wzięło udział dwukrotnie więcej liderów z 88 krajów.

Nazwa „okno 4/14” nie jest pojęciem geograficznym, ale demograficznym — określa przedział wiekowy dzieci od 4 do 14 roku życia. I nie odnosi się jedynie do organizowanych konferencji, ale — można śmiało powiedzieć — jest to ruch, którego celem jest skierowanie uwagi Kościoła na pokolenie dzieci, które są najwrażliwszą grupą, najbardziej otwartą na Boga, aby przez nie Bóg mógł zmienić świat. Uwaga Kościoła powinna być wszechstronna; chodzi o zabezpieczenie potrzeb duchowych i materialnych dzieci, ochronę ich życia i zdrowia, obronę ich praw, troskę o dobrą edukację. Stąd też mnogość zagadnień, nad którymi dyskutowaliśmy w trakcie konferencji, które następnie zamieniały się w plany i strategie i były przedmiotem modlitw wielu liderów, których świadectwa wyraźnie pokazywały, co jest sensem ich życia. Chciałbym przytoczyć jedno z nich, aby uzmysłowić nam wszystkim, co może uczynić Bóg z człowiekiem, który ma serce na właściwym miejscu. Podczas pierwszej konferencji poznałem pewnego bardzo skromnego człowieka z Pakistanu, który realizował wizję tworzenia sierocińców dla dzieci ulicy; dzięki jego oddanej służbie setki dzieci znalazło nie tylko schronienie, ale także dostało szansę na wyjście z ubóstwa — brat z Pakistanu zdobywał bowiem środki finansowe na edukację tych dzieci. Okazuje się, że „starczy kilkanaście dolarów miesięcznie, aby utrzymać jedno dziecko.

Z pierwszą konferencją wiąże się szczególne dla mnie przeżycie. Modliłem się i podczas tej modlitwy otrzymałem wizję od Boga. Zazwyczaj nie miewam wizji, stąd postanowiłem wziąć ją mocno do serca. Zobaczyłem otwarte okno nad Polską i tak jakbym słyszał pytanie: Czy jesteś w stanie uwierzyć, że mogę zmienić Polskę w czasie jednego pokolenia? Okno było ciągle otwarte, a w moich uszach brzmiało to pytanie. To okno wciąż jest otwarte! Dla Polski jest nadzieja. Są nią dzieci, wciąż otwarte, by słuchać Ewangelii, głodne miłości i naszej troski. Możesz zapytać: A co ja mogę zrobić? Wypowiedz to pytanie na głos, a zobaczysz w nim swoją wiarę lub rezygnację, obojętność albo chęć zaangażowania. Kieruj to pytanie do Boga, On „poszerza serca”, daje inspirację i stwarza możliwości.

Niech głos proroczy kończący Stary Testament wzmacnia naszą wiarę i nadzieję: „I zwróci serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom” (Ml 3:24).

MARIUSZ SAND