CzytelniaKomentarze i inspiracje

Wciąż przed nami

Każdy z nas ma swoje marzenia i cele, które chciałby zrealizować. Czasem są one nienazwane, ale tkwią nas głęboko. Chyba trudno byłoby znaleźć człowieka, któremu jest dokładnie wszystko jedno, jak będzie wyglądało jego życie. Wielu ludzi myśli, że nie ma na to żadnego wpływu. I tu się mylą.

Nigdy nie lubiłem składać okolicznościowych życzeń komukolwiek. Nie dlatego że jestem nieżyczliwy ludziom, ale zawsze wydawało mi się to jedynie pustym, choć miłym, gestem człowieka kulturalnego. Ciekawe, że w Biblii nie znajdziemy życzeń w tradycyjnym rozumieniu, chociaż oczywiście Bóg na pewno nie ma nic przeciwko życzeniom, byleby były szczere i dobre.

Zastanowiło mnie, że Paweł pisząc swoje listy do różnych zborów i ludzi, nigdy nie zwraca się do nich: „Życzę wam.. za to zawsze umieszcza tam słowa: „Modlę się o was”. Można powiedzieć, że z jego strony była to wyższa forma składania ludziom życzeń – od razu kierowanych do Tego, kto miałby się zajmować ich realizacją.

W 2. Liście Pawła do Tesaloniczan znajdujemy przykład takiej postawy. W dodatku są to słowa jak najbardziej adekwatne na początek roku: „W tej myśli też modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uznał was za godnych powołania i w mocy doprowadził do końca wszystkie wasze dobre zamierzenia i dzieła wiary, aby imię Pana naszego Jezusa Chrystusa było uwielbione w was, a w nim, według łaski Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa” (2 Ts 1:11-12).

Paweł swoją myśl zaczyna nawiązaniem do poprzedniego zdania, w którym jest mowa o powrocie Pana, który wówczas zostanie „uwielbiony wśród świętych swoich i podziwiany przez wszystkich, którzy uwierzyli” (2 Ts 1:10). I właśnie w tym kontekście Paweł modli się o Tesaloniczan, a my marny prawo przyjąć te słowa jako naukę dla siebie.

Jego „noworoczna modlitwa” dotyczy dwóch rzeczy: (1) aby Bóg nasz uznał was za godnych powołania (2) i w mocy doprowadził do końca wszystkie wasze dobre zamierzenia i dzieła wiary. A właściwie autor listu modli się o trzy sprawy, bo jeszcze jedną prośbę umieścił w wersecie 12: aby imię Pana naszego Jezusa Chrystusa było uwielbione w was, a wy w nim.

Inaczej mówiąc, modlitwa Pawła odnosi się do siły charakteru Tesaloniczan, ich aktywności oraz relacji z Chrystusem i ze sobą nawzajem.
Zacznijmy od pierwszej jej części.

…aby Bóg nasz uznał was za godnych powołania

Najpierw Paweł wyraża swoje pragnienie, aby Bóg uznał adresatów jego listu za godnych ich powołania. Co jest ich (i naszym) powołaniem? O tym napisał nieco wcześniej w wersecie 10. Jest to uczestniczenie w paradzie zwycięstwa, pochodzie chwały po powrocie Chrystusa. Ale Paweł wie, że sami Tesaloniczanie nie są w stanie uczynić się godnymi tego zaszczytu — tylko Bóg może ich do tego uzdolnić. I dlatego wstawia się o taką możliwość dla nich. I właśnie to jest pierwszym życzeniem Pawła dla Tesaloniczan.

Rozwijając tę myśl, możemy powiedzieć, że naszym powołaniem, jako wierzących ludzi, jest przygotowywanie panowania Boga, czyli rozszerzanie Jego Królestwa. Po to nas tu zostawił. Mamy przygotować ziemię na przyjście Króla królów.

W różnych przełomowych momentach historii niektórzy ludzie uczestniczą w wydarzeniach, które są ważne dla przyszłości. Mają bardzo różne role do wy konania — mniejsze i większe. Ale już po wszystkim są przekonani, że uczestniczyli w wielkim wydarzeniu dla swego kraju, brali udział w czymś niezwykle ważnym, w tworzeniu historii swojej ojczyzny, a czasem nawet czegoś na skalę międzynarodową. Czują się dumni i spełnieni z powodu tego, do czego doprowadzili. Godzili się na różne ograniczenia, a nawet niebezpieczeństwa w swoim życiu, ale wiedzieli, że są one warte tego wysiłku. Tak było choćby z żołnierzami, którzy wyzwalali Europę spod panowania Trzeciej Rzeszy, czy później z ludźmi, którzy doprowadzili do uwolnienia jej środkowej i wschodniej części spod jarzma komunizmu.

Nas Chrystus powołał do dzieła o historycznym znaczeniu, choć na skalę nieporównanie większą i o wiele większej wadze. Dotyczy to bowiem ratowania ludzkiego życia na całą wieczność. Nie obalamy jednego reżimu, po którym może przyjść inny, podobny, jak w powyższym przykładzie. Mamy przywilej przyłączyć się do dzieła, które polega na definitywnym (w ostatecznym rozrachunku) wyzwoleniu człowieka z wszelkiej opresji, groźby i udręki. Wymaga to poddania się różnym niedogodnościom (a może wręcz cierpieniu, prześladowaniu), wiąże się z poświęceniem, rezygnacją z czegoś na rzecz tego powołania. Ale jeśli zdajemy sobie sprawę z jego wagi, wiemy też, że warte jest ono każdego wysiłku.

W tym wielkim dziele są różne – i większe, i pomniejsze zadania do wykonania, specyficzne dla poszczególnych ludzi. Najpierw Bóg nas wybiera do jakiegoś zadania, przygotowuje, wyposaża, przygląda się nam, co z nim robimy. Paweł modli się, aby Bóg uczynił nas godnymi tego powołania, to znaczy, abyśmy byli w stanie podjąć to wyzwanie i dali radę mu sprostać, żebyśmy się nie poddali zwątpieniu i nie wycofali.

To jest — jak powiedziałem — sprawa naszego charakteru. Podejmiemy wyzwanie, czy wybierzemy wygodę i doraźne bezpieczeństwo? Pozostaje zawsze ten sam

dylemat, wobec którego każdy musi stanąć: skupić się na sobie i swoim życiu, czy wyjść poza nie i dać coś z siebie innym. Coś kosztownego, co nada mojemu życiu prawdziwą wartość. Dla różnych ludzi są to różne wyzwania, podejmowane z różnych pobudek. My robimy to ze względu na Chrystusa i zgodnie z Jego powołaniem.

…i w mocy doprowadził do końca wszystkie wasze dobre zamierzenia i dzieła wiary

Teraz krok drugi — Paweł modli się, abyśmy przeszli od pragnienia do wykonania.

Apostoł doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że zbyt wielu dobrym intencjom nie towarzyszy praktyczne działanie i nie wynika z nich żadne zastosowanie w Kościele Chrystusa. Z drugiej strony jedną z najbardziej przebiegłych diabelskich strategii jest doprowadzanie Bożych dzieci do frustracji z powodu rozdźwięku pomiędzy pragnieniami a ich rezultatami. Jeśli uda mu się wyhamować nasz entuzjazm, zatrzymać jakieś planowane działania z powodu jakichkolwiek przeszkód i przeciwności, wówczas dobre zamierzenia i dzieła wiary zamienią się w bolącą frustrację, a owoce wiary pozostaną na gałęziach. Będziemy je widzieć (tzn. będziemy wiedzieć, że na nas czekają lub czekały), ale ich nie posmakujemy. Dlatego Paweł wzywa nas do praktykowania aktywnej wiary, powodującej działanie, a nie tej pasywnej, dającej jedynie poczucie bezpieczeństwa, zapewniającej schronienie.

Paweł zdaje sobie sprawę, że nie jest to łatwe, dlatego odwołuje się w modlitwie do Bożej mocy, która jest w stanie skutecznie przeradzać pragnienie w działanie. Ponieważ jeśli odważnie nie podejmiemy wyzwania, to co nam po potędze naszych przekonań, skoro pozostaniemy bierni? Będziemy wówczas jak francuska armia na początku II wojny światowej — bezpiecznie skryta w potężnych fortyfikacjach Linii Maginota czuła się tam tak dobrze, że nie była zdolna do podjęcia jakichkolwiek działań, poza czekaniem na to, co zrobi przeciwnik. A przeciwnik ich zaskoczył, zaszedł ich od tyłu, czyli znalazł się tam, gdzie byli bezbronni, bo się tego po nim nie spodziewali.

Poza tym warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz. Paweł wskazuje nam na potrzebę wydobycia na zewnątrz tego, co duchowe, wewnętrzne. Pokazuje, że Bóg nie potrzebuje naszych ćwiczeń duchowych, jeśli ich celem nie jest działanie, realizacja dobrych zamierzeń i dzieł wiary. Bogu nigdy nie zależało na uświęcaniu się człowieka jako na celu samym w sobie. To jest jałowe działanie, prowadzące do zdziwaczenia. Jego skutkiem jest toczenie zatruwających sporów o sprawy drugo i trzeciorzędne — o formy zamiast o treści.

I w końcu to, co tak naprawdę jest najważniejsze odnośnie tej części modlitwy Pawła – fakt, iż to Chrystus jest w stanie doprowadzić do końca wszystkie nasze dobre zamierzenia i dzieła wiary. A to oznacza, że w ich realizacji nie musimy być ograniczeni przez naszą niepewność, niedoskonałość czy chwile zwątpienia. Chrystus bowiem swoją mocą może wesprzeć naszą słabość, naszym dobrym pragnieniom nadać kształt konkretu, a nasze dzieła wiary dowieźć do mety. Świadomość tej prawdy nie ma nas rozleniwić, ale uwolnić od brzemienia odpowiedzialności za coś, czemu nie bylibyśmy w stanie podołać w oparciu o własne siły.

…aby imię Pana naszego Jezusa Chrystusa było uwielbione w was, a wy w Nim

W swojej trzeciej prośbie modlitewnej Paweł wskazuje na to, co jest z Bożego punktu widzenia sednem naszej motywacji — uwielbienie Chrystusa. Możemy rozumieć je dwojako. Po pierwsze, jako chwała, jaką Chrystus otrzyma, kiedy przyj dzie powtórnie na ziemię (o tym mówi wiersz 10) – uwielbiany przez świętych i podziwiany przez wszystkich. I po drugie, może to być ten rodzaj chwały, którą Chrystus otrzymuje teraz, gdy Kościół w nabożeństwie i w swoich dziełach wiary wywyższa Go jako swego Pana.

Chrześcijaństwo samo w sobie nie ma mocy. Kiedy Kościół wskazuje sam na siebie, nie jest wcale pociągającym przykładem. Siłą Kościoła jest wskazywanie na Chrystusa, głoszenie Jego chwały; siłą naszego świadectwa jest uwielbienie imienia Chrystusa, pokazanie, że od Niego wszystko się zaczyna i na Nim wszystko się kończy. Kościół, który odwołuje się jedynie do swej historii, tradycji, potęgi, dziedzictwa czy liczebności, chcąc w ten sposób zrobić na kimś wrażenie, jest jedynie instytucją rozpaczliwie poszukującą swojej nowej tożsamości; potrzebuje jej, skoro sam rezygnuje z tej, którą dał mu Chrystus.

Siłą Kościoła są zawsze relacje. W pierwszym rzędzie jego relacja z Chrystusem, który jest Głową Kościoła. W drugim rzędzie — jego relacje wzajemne. Obie te kwestie Paweł wyróżnia w Liście do Efezjan: „Lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa, z którego całe ciało spojone i związane przez wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według zgodnego z przeznaczeniem działania każdego poszczególnego członka, rośnie i buduje siebie samo w miłości” (Ef4:15-16).

Pisząc o tym, aby Chrystus był przez nas wielbiony, Paweł dodaje również: a wy w nim [byście byli uwielbieni]. Boża chwała jest tym, co rozlewa się pomiędzy chwałą. Można to porównać do kibiców, którzy wypełniają ulice i place ciesząc się z sukcesu swojej drużyny. Wiwatują na cześć swoich bohaterów, ale i na nich też spływa ten splendor zwycięstwa. I oni są współzwycięzcami. Wspierali ich, zagrzewali do walki, przeżywali razem trudne chwile, więc pośrednio, w pewnym stopniu także uczestniczyli w wykuwaniu tego zwycięstwa. I mają do tego prawo.

Wciąż przed nami

Pawłowi zależy na tym, aby nasze życie odzwierciedlało siłę naszego charakteru budowanego w oddaniu Chrystusowi. Wyróżnikiem takiego stylu życia będzie podejmowanie wyzwania, praktykowanie aktywnej wiary prowadzącej do działania, a nie tej pasywnej, która każe nam pozostawać w bezpiecznej kryjówce, a na końcu nakarmi nas rozczarowaniem. Dojdziemy bowiem do wniosku, że poza wygodą i do statkiem nie mamy za sobą żadnych doświadczeń, które sprawiają, że krew w żyłach krąży szybciej na wspomnienie ważnych wydarzeń, w których wzięliśmy udział, ludzi na których życie wywarliśmy wpływ, potyczek z diabłem, w których zaznawaliśmy smaku zwycięstwa.

Paweł pragnie, aby nasze życie było skupione na oddawaniu chwały Chrystusowi, a swoją siłę czerpało z relacji z Nim oraz z innymi ludźmi wiary, którzy nie patrzą na to, by swoje życie uczynić lekkim, łatwym i przyjemnym, ale chcą być jak najbliżej swego Pana. A On jest zawsze tam, gdzie dzieją się rzeczy ważne dla innych, przełomowe, niezapomniane.

I właśnie to w życiu z Bogiem jest niezwykłe: nigdy z założenia nie możemy osiągnąć maksimum błogosławieństwa i powodzenia, po którym będzie już tylko schodzenie w dół. Zawsze najlepsze będzie przed nami.

WŁODEK TASAK