CzytelniaKomentarze i inspiracje

Patrząc oczami Boga

Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni (Mat. 7,1) – powiedział Jezus, nie bez powodu. Większość z nas nieustannie osądza innych. Nie zawsze źle, ale mimo to ciągle dokonujemy jakiejś oceny. Najczęściej nasza opinia pochodzi z tak zwanego pierwszego wrażenia, z opinii innych albo po prostu z tego co w danej chwili nam się wydaje.

Wydawałoby się, że chrześcijanie nie powinni mieć problemu z określeniem obrazu samych siebie i innych. Mają przecież najlepsze podstawy, by znaleźć odpowiedź na pytanie, kim są i ile znaczą. A jednak nie jest to takie proste.

Co jednak właściwie oceniamy?

Na początku pomyślmy o tym z własnej perspektywy. Dlaczego zachowujemy się inaczej (czy oto negatywnie, czy pozytywnie) w chwili gdy dowiadujemy się, że dana osoba, z którą rozmawiamy, jest sławna albo na przykład jest prezesem dużej spółki? Jakby to, co ma czyniło ją ważniejszą, bardziej wpływową albo zasługującą na naszą uwagę. Oceniamy wygląd albo wrażenie, jakie na nas wywarła dana osoba. Ona z kolei osądza swoje wrażenie naszej osoby. Tak naprawdę więc nie oceniamy siebie nawzajem, lecz własne widzenie tego, kim według nas jest druga osoba.

Kiedy Adam i Ewa zgrzeszyli, poczuli wstyd, mieli poczucie winy, potem kłamali przed Bogiem, następnie obwiniali jedno drugiego za swój grzech (Rdz 3,7-13). Znajomość zła zniekształciła ich zdolność osądu.

Codziennie zakładamy na twarz maski i ukrywamy przed innymi ludźmi naszą prawdziwą twarz. Przybieramy różne maski w zależności od sytuacji. To oczywiste, że okoliczności nas zmieniają, że zmieniamy się w zależności od roli, jaką pełnimy i zazwyczaj inni jesteśmy jako szefowie, a inni jako podwładni, inni jako rodzice, a inni jako dzieci naszych rodziców. Wśród znajomych jesteśmy tymi za których nas uważają i robimy wszystko, aby dostosować się do grupy. Nie chcemy, aby nawet bliskie nam osoby zobaczyły nas takimi jakimi jesteśmy w rzeczywistości. Boimy się, że zbytnio się odsłaniając możemy te bliskie nam osoby bezpowrotnie stracić, bo nie zaakceptują naszych wad lub nas nie zrozumieją.

Składamy się z niezliczonych wersji siebie: „ja, którym nie chcę być”, „ja, którym udaję, że jestem”, „ja, którym myślę, że powinienem być”… Na szczęście istnieje jeszcze jedno „ja” – ja taki, jakim chciałby widzieć mnie Bóg, Boża wersja mnie (John Ortberg).

Jak stać się taką wersją samego siebie? Co nas przed tym powstrzymuje? Czy to jest właściwy sposób, w jaki powinniśmy się traktować? Czy możemy nauczyć się patrzyć na innych Bożymi oczami, sięgać pod maski, które przed sobą zakładamy? Czy możemy zachowywać się autentycznie?

Musimy skończyć z wykorzystywaniem jedynie swoich uczuć i myśli o sobie samych i innych. Szukajmy wskazówek w tym, co myśli o nas Stwórca.

Największą prawdą o nas jest to, co mówi Biblia”. „Zdrowy obraz siebie samego, to poleganie na prawdziwości Bożej oceny” (Josh McDowell).

Potrzebna nam jest więc chęć szukania Bożej perspektywy w patrzeniu na siebie. Wymagać to będzie odwagi. Najczęściej na drodze stają nam nasze własne lęki – boimy się poddać Bożemu prowadzeniu, aby nie stracić „kontroli” nad swoim życiem. Jeśli jednak podejmiesz decyzję by to zrobić dokonasz nieprawdopodobnego odkrycia.

Jak widzi i ocenia nas Bóg?

Istnieje sztuka widzenia ludzi takimi, jacy są naprawdę, jakimi widzi nas Bóg. Wiedział o tym Michał Anioł – włoski malarz, rzeźbiarz, poeta i architekt epoki Odrodzenia.

W każdym bloku marmuru kryje się rzeźba, tak wyraźna, jakby stała przede mną; ukształtowana i doskonała w postawie i działaniu. Muszę tylko odłupać zbędne fragmenty, które trzymają w uwięzieniu wspaniałą postać, aby pokazać ją oczom innych tak, jak ją widzą moje oczy.

Człowiek nie potrafi sam z siebie budować czy odbudować swojego prawdziwego obrazu, może zrobić to tylko Bóg, który jest czystą Prawdą. On widzi nas takimi, jakimi jesteśmy naprawdę, nasze prawdziwe oblicze, bez względu na to jak wiele “zbędnych fragmentów” nas obrasta. Widzi nasze słabości a także ukryte talenty. Bóg akceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy – ta akceptacja nie opiera się na tym, co zrobiliśmy, to Boży dar (Ef. 2,8).

Masz prawo byc sobą

Tak długo jak oceniamy osoby, z którymi się stykamy, myślimy, że jesteśmy lepsi czy mądrzejsi, bardziej wartościowi, bardziej święci – nie możemy im służyć, nie możemy im pomóc. Jeśli przestajemy osądzać, uwalniamy je. Dajemy im prawo, aby były sobą i sami stajemy się wolni. Akceptujemy siebie nawzajem takimi, jakimi jesteśmy. Innymi słowy, możemy być wolni, aby być sobą i pozwolić innym na to samo.

Będziemy nadal spotykać ludzi, żeby podejmować działania i mieć doświadczenia, ale bez żądań i lęków. To znaczy, że nie będziemy wymagali już od sytuacji, osoby, miejsca, czy zdarzenia, żeby nas zadowoliły albo uszczęśliwiły. Kiedy zrozumiemy tą prostą mądrość powinniśmy chętniej, prawdziwiej i czulej nawiązywać relacje.

Sailor

ps. Niniejszy artykuł nie rości sobie prawa do analizy zjawiska oceniania i osądzania. Autor chciałby jedynie zwrócić uwage na jeden aspekt – nasza ocena siebie i innych jest zawsze nieprawdziwa. Z jednym wyjątkiem – kiedy postrzegamy siebie z Bożej perspektywy.