CzytelniaOstrzeżeniaRodzina i społeczeństwo

Dylemat współczesnego człowieka

Życie człowieka tkwi w obliczu coraz większych i bardziej skomplikowanych problemów. Napięcia w rozmaitych częściach świata grożą katastrofą, która może wszystko zniweczyć.

Istnieje cały szereg problemów społecznych i ekonomicznych, takich jak pilna potrzeba znalezienia sposobu pomocy nierozwiniętym krajom świata, aby mogły one także uzyskać pewien stopień stabilizacji. Współczesny człowiek nie może lekceważyć problemu gwałtownie wzrastającej liczby ludności naszej planety. Istnieje przecież brak podstawowych środków żywności dla dwóch trzecich mieszkańców świata.

Dalej, mamy cały szereg głęboko zakorzenionych problemów natury rasowej, które przynoszą szkody na całym świecie. Napawa nas troską także sprawa młodzieży, która poddaje się pokusie zażywania narkotyków, dzięki którym rzekomo można znaleźć ucieczkę od rzeczywistości.

Jesteśmy przekonani, że bez względu na to z jakiego narodu względnie z jakiego środowiska współczesny człowiek pochodzi, to staje wobec fundamentalnego problemu, a mianowicie jaki jest sens istnienia człowieka. Kim jestem? Po co żyję? Co zamierzam osiągnąć w tym ograniczonym czasie, jaki mam do dyspozycji? Oto prawdziwy dylemat współczesnego człowieka. Czy życie ma rzeczywiście jakiś sens, czy też jest jakąś absolutną niewiadomą? Jeśli chcemy być uczciwi, to nie możemy ignorować tego rodzaju pytań. Trzeba jednak stwierdzić, że tego rodzaju pytania nie są szczególnie charakterystycznym problemem dla wieku dwudziestego, dla człowieka żyjącego w naszym stuleciu. Tego rodzaju problemy były problemami wszystkich ludzi myślących na przestrzeni wszystkich okresów historii. Gdy czytamy pisma pochodzące sprzed tysiąca lat przed Chrystusem, a mianowicie pisma króla Salomona, to widzimy, iż on także zmagał się z identycznym problemem. W Księdze Kaznodziei Salomonowego pisze on z tak zdumiewającą otwartością, która może zadziwić tych, którzy niewiele wiedzą o Biblii, albo którzy sądzą, że jest to księga raczej nieaktualna gdy chodzi o problemy, z którymi mamy do czynienia w naszym stuleciu. I dlatego jest rzeczą wprost fascynującą zwrócić uwagę na to, co Salomon napisał w pierwszych dwóch rozdziałach tej księgi. Jest rzeczą fascynującą zwrócić uwagę na jego pogląd na człowieka i świat, w którym żył.

Przed jakim problemem stoi człowiek? (patrz Księga Kazn. Sal. 1:11). Salomon rozpoczyna tutaj, w tej księdze, od swojej osobistej sytuacji człowieka, który zadaje sobie pytanie odnośnie sensu życia ludzkiego na ziemi. Życie wydaje się być tylko niekończącym się, wciąż na nowo powtarzającym się cyklem, podobnym do cyklów, które widzimy w przyrodzie. Jedno pokolenie następuje po drugim, zupełnie tak samo, jak następuje zachód po wschodzie słońca. Wiatr wieje, rzeki wartko płyną, ale do jakiego celu to zmierza? Człowiek nigdy nie jest zadowolony z tego co widzi i słyszy i dlatego Salomon dochodzi do wniosku, że życie jest próżne, nudne i bolesne, gdyż nie ma dla niego dostatecznie zadowalającego wyjaśnienia. Człowiek potrzebuje zadowalającej odpowiedzi, która by wskazała na prawdziwy sens istnienia, a brak takiej odpowiedzi wielce go męczy i sprawia, że życie staje się nieprzerwanym uczuciem nudy. To zaiste jest tematem twórczości także i takich współczesnych autorów, jak: Moravia (La Noia) i Sartre (La Nausee). Tego też uczy Pismo Święte – i to zarówno Stary, jak i Nowy Testament – odnośnie do człowieka, któremu brak osobistego kontaktu ze swoim Stwórcą. Apostoł Paweł całkiem wyraźnie stwierdza to w Liście do Rzymian 8:22-23: „wszystko stworzenie wespół wzdycha i wespół boleje aż dotąd”. Dlaczego? Ponieważ to, co człowiek mówi sam o sobie, o swojej samowystarczalności, stanowi stan rebelii, buntu przeciwko Stwórcy. I dlatego także człowiek utracił istotny sens swego istnienia.

Salomon jednakże nie może zaakceptować tego rodzaju pesymistycznego wniosku, że wszystko jest „marnością nad marnościami”, ale czyni dalsze wysiłki, by znaleźć prawdziwy sens życia. Człowiek jest zbyt wspaniałą istotą, by można było przypuszczać, iż jego istnienie jest całkowicie pozbawione sensu. Z tego względu analizuje pewne dalsze możliwości.

Racjonalizm

W Kaz. Sal. 1:25-2:15 Salomon w sposób desperacki wprost szuka rozwiązania swego problemu za pośrednictwem swego intelektu. Z przekazów historycznych wiemy, że Salomon był szczególnie sławny z racji swojej mądrości. Wielu ludzi przez całe wieki wierzyło, że człowiek jest w stanie dzięki swojej możliwości rozumowania – jeśli ją tylko należycie rozwinie – rozwiązać wszelkie swoje fundamentalne problemy. I taki właśnie wysiłek podjęty przez Salomona, przypomina nam podobne doświadczenie Emanuela Kanta, o czym pisze on w swoim słynnym dziele pt. „Krytyka czystego rozumu”. Obaj oni doznali tego samego gorzkiego rozczarowania. Taka oto była konkluzja Salomona: „i przyłożyłem do tego serce moje, abym poznał mądrość i umiejętność, szaleństwo i głupstwo, alem doznał, iż to jest utrapienie ducha. Bo gdzie wiele mądrości, tam jest wiele gniewu, a kto przyczynia umiejętności, przyczynia boleści” (Kaz. Sal. 1:17-18). Jest to bardzo tragiczny wniosek, ale także niezmiernie charakterystyczny, jeśli chodzi o współczesnych myślicieli. Nigdzie indziej nie można znaleźć bardziej skondensowanej relacji tego, co myślał i mówił Sören Kierkegaard, jak właśnie w tych dwóch cytowanych wyżej wierszach. Kierkegaard jest, jak wiemy, ojcem współczesnego egzystencjalizmu, jednym z najzdolniejszych myślicieli, jakich kiedykolwiek znał świat, a jednak w tragicznym życiu tego człowieka, które znalazło wyraz w jego dwóch słynnych książkach: „Bojaźń i drżenie” i „Choroba na śmierć”, widzimy literalne sprawdzenie się konkluzji Salomona z Kaz. Sal. 1:18. Jean Paul Sartre stwierdza równie wyraźnie, jak i którykolwiek inny z współczesnych filozofów, że „człowiek nie żyje”, ponieważ nie znajduje żadnego uzasadnienia dla życia – nie widzi absolutnie żadnego sensu.

To też stanowi jedyne możliwe podsumowanie tego wszystkiego, co czytamy o Simone de Beauvoir w jej ostatnim dziele stanowiącym jej autobiografię – w dziele pt. „W sile wieku”. Pani Simone osiągnęła wszystko, o czym kiedykolwiek marzyła: drugie miejsce za Sartrem w swojej grupie naukowców na Sorbonie, wielką sławę jako pisarka, pełną możliwość wyżycia się jej buntowniczego ducha, a jednak mając lat 57 stwierdza pisząc o samej sobie: „jestem wrogiem społeczeństwa, do którego należę, mój wiek broni mi wstępu do przyszłości, a tkanka po tkance jestem oddzierana od mojej przeszłości”. W innym miejscu tak znów pisze: „Gdybym chociaż czymś wzbogaciła ziemię, gdybym dała życie… ale czemu? Jakiemuś wzgórzu? Rakiecie? Wszystkie obietnice spełniły się. A przecież zwracając niedowierzające spojrzenie ku tej młodej i naiwnej dziewczynie, jaką niegdyś byłam, uprzytomniłam sobie ze zdumieniem, jak dalece zostałam rozczarowana”.

I oto wielki paradoks XX wieku. Począwszy od renesansu aż do obecnych czasów, człowiek poczynił ogromne postępy w dziedzinie nauki, a jednak jeśli się tylko szczerze wypowiada, musi przyznać, że nie zdołał dać zadowalającej odpowiedzi na pytanie po co on sam żyje. To właśnie też spowodowało powstanie pesymizmu i nihilizmu, który tak szeroko zapanował we wszystkich dziedzinach sztuki, literatury i filozofii. Trudno bowiem człowiekowi brać poważnie wypowiedzi Moravii, który w jednym ze swoich esejów pisze: „człowiekowi nie wolno cierpieć więcej jako jakiemuś tylko środkowi wiodącemu do celu, ale musi on rozwinąć nowy humanizm, tzn. musi mieć odwagę być człowiekiem, centrum i ostatecznym celem całego wszechświata”.

Rozrywka i przyjemność

Odwracając się od niewystarczalności racjonalizmu, Salomon rzuca się w wir życia i rozkoszy, w rozrywki w tym celu, aby znaleźć jakiś sens życia. Jego królewska pozycja dawała mu niewątpliwie nieskończoną wprost możliwość wszystkich rozrywek. Dzisiaj jesteśmy świadkami tego, iż w wielu krajach Zachodu istnieje coś, co można nazwać „kultem przyjemności”, która ma być podstawowym rzekomo celem istnienia. Ale życie nie jest jednym długim „przyjęciem towarzyskim”; życie jest sprawą poważną. Zgodnie z tym, co zobrazował Fellini w swoim słynnym filmie „La Dolce Vita” (Słodkie życie), życie nie jest „dolce”, nie jest słodkie. Takie frywolne przeżycia są tylko próbami zamaskowania pustki życia i uniknięcia stanięcia w obliczu fundamentalnych pytań życia. Niestety, współczesny człowiek bardzo często boi się myśleć tak głęboko, a stwierdzenie to może być niespodzianką dla tych, którzy mają wrażenie, że człowiek w XX wieku poczynił już ogromne postępy. A Salomon tak powiada: „rzekłem ja do serca mego: nuże teraz doświadczę cię w weselu, używajże dobrych rzeczy; ale i toć marność. Śmiechowi rzekłem: szalejesz, a weselu: cóż to czynisz?”.

Humanitaryzm i kultura

A skoro jeszcze raz nie udało się znaleźć sensu życia w tych dziedzinach, Salomon poświęca się wielkim pracom narodowym i wielkiemu programowi kulturalnemu (por. Kaz. Sal. 2:4-8) szukając w dalszym ciągu zadowalającego wyjaśnienia sensu życia. Z całą pewnością żaden człowiek, a przede wszystkim biblijnie wierzący chrześcijanin nie może ignorować albo nie doceniać znaczenia i wartości tak szlachetnych, kulturalnych wysiłków. Człowiek powinien ćwiczyć i rozwijać swoje talenty. Ale one same w sobie nie powinny stać się „bogiem”. Jeśli nie zachowamy należytej ostrożności, sztuka, muzyka i literatura mogą z łatwością stać się czyimiś „bogami”. Możemy bowiem łatwo tak bardzo zaangażować się w naszej pracy, studiach czy karierze, że nie znajdziemy nigdy czasu na to, aby na chwilę się zatrzymać i zadać sobie pytanie, dlaczego my te wszystkie rzeczy robimy albo po co my tu na tym świecie jesteśmy. Po co tak pilnie studiujemy? Czy tylko po to, aby zdobyć dyplom naukowy? Po co tak dużo pracujemy? Czy tylko po to, aby być jednym z pierwszych albo zdobyć wielkie bogactwo? Wiemy, że pod władzą Salomona Jerozolima stała się wielkim centrum kulturalnym i przepięknym miastem. Ale czy to wystarczy? W jaki sposób, np., moglibyśmy wyjaśnić fakt, że tak wielki pisarz jak Ernest Hemingway pozbawił się życia i to właśnie u szczytu swojej kariery? Czyż nie znalazł on dostatecznego zadowolenia w swoim pełnym przygód życiu i w swojej sławie jako powieściopisarz? Któż mógłby życzyć sobie większych sukcesów i większej popularności niż Simone de Beauvoir? A jednak sądząc z jej własnych słów, które wyżej cytowaliśmy, życie jej było całkowitą pustką. Herbert Read powiada (w biografii malarza), że malarz Gauguin w swoim fanatyzmie pragnął zastąpić miłość względem Stwórcy miłością piękna. Salomon jednak i w tym wypadku dochodzi do gorzkich wniosków, że tego rodzaju kulturalne przedsięwzięcia nie są w stanie zaspokoić pragnień jego wewnętrznej istoty.

Seks

Będąc rozczarowanym w swoich poszukiwaniach, Salomon oddaje się życiu nieokiełznanego wyżywania się seksualnego. W Kaz. Sal. 2:8-10 czytamy: „…sporządziłem też sobie śpiewaków i śpiewaczki, i inne rozkosze synów ludzkich, i muzyczne naczynia rozliczne, a wszystkiego, czego pożądały oczy moje nie zabraniałem im, anim odmawiał sercu memu żadnego wesela”. Zdanie: „i muzyczne naczynia rozliczne” można przetłumaczyć z hebrajskiego również „i bardzo wiele nałożnic”. Takie tłumaczenie jest raczej zgodne z tym, co wiemy o Salomonie z innych miejsc Pisma Świętego (por. 1 Król. 11:1-9). I raz jeszcze widzimy, jak bardzo aktualna i ważna również dzisiaj jest Biblia. Dzisiaj seks stał się „bogiem” dla wielu ludzi. Stał się on celem ich życia. Marylin Monroe, która stała się niejako symbolem seksu, odebrała sobie życie. Jej życie było tragedią od początku do końca. Jej ciało było centrum jej życia. Jakkolwiek przyniosło jej ono ogromną sławę i mnóstwo pieniędzy, nie przyniosło jej zadowolenia, życie stało się dla niej nieznośne, położyła mu wreszcie kres. Salomon, chociaż był królem i był w stanie mieć wszystkie kobiety, jakie tylko mogło pożądać jego zdeprawowane serce, to jednak dochodzi do takiego wniosku: „lecz gdym się obejrzał na wszystkie sprawy swoje, które czyniły moje ręce, i na prace, którem podejmował pracując: oto wszystko marność i utrapienie ducha, i nie masz nic pożytecznego pod słońcem” (Kaz. Sal. 2:11). Wiele osób w dobie obecnej ma podobne poglądy odnośnie spraw seksualnych – tylko na mniejszą skalę. Temat ten jest dominujący w każdej dziedzinie życia: czy to chodzi o reklamę mydła, czy też nowej powieści w miesięcznikach, w sztuce, w filmie. A jednak dlatego, że sprawa ta zawsze jest przedstawiana jako coś wspaniałego, wielu nie dostrzega złudnej próżności takiego rodzaju egzystencji, która jest całkowicie poświęcona sprawom seksualnym. Z chrześcijańskiego punktu widzenia nie ma oczywiście niczego złego w pożyciu płciowym w małżeństwie. Pismo Święte otwarcie i bardzo jasno mówi o jego znaczeniu dla zdrowego życia małżeńskiego. Ale gdy ta sprawa staje się centralnym punktem życia człowieka, to zamiast przyjemności powoduje raczej uczucie nudy i zniża człowieka do rangi zaledwie jakiegoś zwierzęcia.

Postawmy więc sobie pytanie, jaki jest istotny, podstawowy sens życia człowieka. Czy człowiek jest rzeczywiście niczym więcej jak tylko materią? Nawet człowiek materialistycznie teoretycznie zorientowany nie jest w stanie żyć tak, jak przystoi zwykłej tylko materii. Sartre zaprzecza istnieniu Boga i jakichkolwiek norm moralnych, ale równocześnie w swoich dziełach apeluje do tzw. „dobrej wiary” swoich czytelników. Należałoby zapytać, skąd człowiek tę „dobrą wiarę” ma wziąć, jeśli żyje w takim systemie jaki propaguje Sartre? Okazuje się, iż jest niemożliwe żyć według jego systemu. Paul Tournier, szwajcarski protestancki psycholog, stwierdza w swojej książce pt. „Dysharmonia współczesnego życia”, co następuje: „cała współczesna medycyna zorientowana materialistycznie uważa człowieka za istotę podobną do zwierzęcia. Nie dostrzega w nim niczego więcej, jak sumę atomów i elektronów, które zostały połączone dzięki dziełu przypadku. A jednak ci sami lekarze, którzy zaprzeczają temu, że człowiek jest czymś więcej niż tylko materią, i którzy twierdzą, że chodzi im tylko o postęp wiedzy, straszliwie są zasmuceni, gdy ktoś z ich kolegów dokonuje tzw. „morderstwa z litości”, albo kiedy tysiące takich właśnie ludzi, którzy są rzekomo niczym więcej jak zlepkiem atomów, stawało się ofiarą eksperymentów w obozach koncentracyjnych. Wówczas pozostawiają swoje teorie, a praktycznie stają po stronie chrześcijańskiego poglądu na człowieka.

A teraz przyjrzyjmy się temu, w co wierzy chrześcijanin, co według niego jest celem życia człowieka. Chrześcijanin rozpoczyna od założenia, że istnieje Bóg, który jest Osobą, taki jak Go przedstawia Pismo Święte. Ten Bóg, który jest Osobą, stworzył człowieka na Swój obraz i podobieństwo. Początek człowieka nie jest zatem dziełem jakiegoś ślepego przypadku, który nie miał żadnego celu, ale człowiek został stworzony po to, aby żyć w społeczności ze swoim Stwórcą, aby Go miłować i Mu służyć. Np. ap. Paweł mówi na różnych miejscach w swoich pismach, że wszystko zostało uczynione przez Niego, dla Niego, i że my istniejemy dla Jego chwały (Rzym. 11:36; 1 Kor. 8:6; Ef. 1:12). On musi być centrum naszego wszechświata i naszego istnienia. Pismo Święte mówi, że na początku rzeczywiście człowiek żył dla chwały Boga i w poddaniu się Jego woli. Był prawdziwie szczęśliwy, gdyż żył zgodnie z celem swego istnienia i w harmonii ze swoim Stwórcą, a równocześnie w harmonii także z resztą stworzenia. A gdy człowiek dokonał takiego wyboru, by samego siebie umieścić w centrum świata, jego życie stało się próżne i straciło sens i znaczenie. W 1 Mojż. 3:5 czytamy, że człowiek uwierzył, iż może stać się równym Bogu, i faktycznie stał się „bogiem sam dla siebie”. Paweł podkreśla to bardzo wyraźnie w Liście do Rzymian 1:25. Mówi tam, że człowiek przestał żyć dla Boga i służyć Mu, ale zaczął żyć dla siebie samego. Na tym polega istota buntu człowieka. Była to rewolucja ze strony człowieka i spowodowała ona radykalne zmiany i konsekwencje w życiu człowieka. Z tego właśnie względu autorzy biblijni powiadają, że „człowiek w swoim grzechu, czyli buncie jest umarły”, choćby w dalszym ciągu żył. Już nie może spełnić celu swojego istnienia albo osiągnąć cel, dla którego został stworzony. Błędem jego jest to, że czyni dokładnie to właśnie, co według Moravii miało rzekomo być odpowiedzią na dylemat człowieka, a mianowicie, sili się na odwagę, by siebie samego umieścić w centrum wszechświata. To jest egoizm w najwyższym sensie tego słowa. Według Herberta Reada, autora książki pt. „Filozofia współczesnej sztuki”, Paul Gauguin świadomie opuścił żonę i czworo małych dzieci udając się na Tahiti, gdzie przez 20 lat pozostawał obojętny zupełnie o ich los. Podczas pobytu na Tahiti otrzymał wiadomość z Paryża o śmierci swojej córki Aliny. Wtedy napisał do swojej żony: „straciłem swoją córkę, już dłużej nie kocham Boga”. Otrzymawszy ten list żona powiedziała: „na jego straszliwy egoizm patrzę z obrzydzeniem zawsze kiedykolwiek o nim pomyślę”. Tego rodzaju egoizm jest wynikiem faktu, że Gauguin na miejscu Boga postawił w życiu swoją sztukę.

Nie mielibyśmy żadnej nadziei, gdyby nie fakt, że Bóg Biblii jednak istnieje, i że objawił swoją działalność w historii. Człowiek nie może wydobyć sam siebie ze swych trudności i swego przekleństwa. Nie jest w stanie tego dokonać. Jest on niewolnikiem swojego egoizmu. Ale skoro Bóg Biblii jest Bogiem miłości, to czegoś dla nas dokonał. W Jezusie Chrystusie, mianowicie, zaopatrzył człowieka w możliwość wyjścia z tego dylematu. To, czego człowiek nie mógł dokonać, Bóg uczynił za niego i dla niego w Chrystusie.

Jak już powiedzieliśmy, celem człowieka jest dokładnie to, co zostało powiedziane w pewnym katechizmie: „głównym celem człowieka jest wielbić Boga i cieszyć się społecznością z Nim na wieki”. Ale zanim człowiek może wielbić swojego Stwórcę i radować się w Nim, musi najpierw nawiązać osobistą społeczność z Nim, musi mieć właściwą relację względem swojego Stwórcy – tak jak na początku. I dlatego Bóg w Chrystusie dokonał dwóch fundamentalnych aktów w dziejach: po pierwsze, Jezus Chrystus wypełnił Boże żądanie, aby człowiek żył życiem doskonałym. Ponieważ Bóg Biblii jest nie tylko Bogiem miłości, ale także Bogiem świętym, żąda od człowieka, by żył wedle Jego wymagań, co zostało streszczone dokładnie w Dekalogu. Te wymagania doskonałości od człowieka podane są także wyraźnie w Nowym Testamencie (por. Mat. 5:48; 1 Ptr. 1:16). Bez względu na to, jak bardzo człowiek starałby się żyć według najlepszych zasad moralnych albo według swego niedoskonałego sumienia, to jednak zawsze musi zawieść. Życie Jezusa Chrystusa objawia nam, jak dalece nie dostaje chwały Bożej człowiekowi, który upadł w grzech. Po drugie, Jezus Chrystus zapłacił karę za nasze upadki i za to, żeśmy nie żyli według Bożych wymagań. Człowiek się zbuntował i stał się winny. Jezus Chrystus stał się człowiekiem, aby oddać swoje życie po to, by usunąć winę człowieka (Mar. 10:45; Rzym. 6:23). Człowiek może być pojednany ze swoim Stwórcą, jeżeli zbliży się do Niego przez zastępcze i doskonałe dzieło Chrystusa. Człowiek musi wyznać swoją winę przed swoim Stwórcą i musi przyjąć Boży dar, który jest mu ofiarowany za darmo w Chrystusie. Nie ma innego dzieła sztuki malarskiej, które by wyraźniej i bardziej realnie przedstawiało znaczenie śmierci Chrystusa niż obraz Rembrandta „Podniesienie krzyża”. Gdy malarz ten malował ludzi, którzy krzyżowali Jezusa Chrystusa, to wśród nich namalował samego siebie, stwierdzając w ten sposób, że on sam brał udział w tym straszliwym wydarzeniu. Chrystus umarł za niego – choć malarz żył setki lat po tym wydarzeniu.

W tym miejscu jednakże musimy być bardzo ostrożni, aby nie oceniać wiary chrześcijańskiej albo tego kroku wiary, który przyjmuje Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela i Pana, jako jakiegoś „skoku w ciemność”. Człowiek posiadający rozum musi poddać badaniu to, co Biblia ma do powiedzenia o nim samym i o świecie, który go otacza.

Gdy człowiek prawdziwie uwierzy i przyjmie Jezusa Chrystusa jako swego Zbawiciela i Pana, to od tej chwili posiada osobistą społeczność ze swoim Stwórcą. Od tej chwili staje się wolny od winy i jest w stanie wykonać cel, dla którego został stworzony. Życie zaczyna mieć sens. Taki człowiek rozumie teraz po co istnieje i dlaczego się tutaj znalazł. Ma poczucie pokoju i harmonii względem swojego Stwórcy, względem wszechświata i względem innych ludzi. Gdy więc dylemat człowieka zostaje rozwiązany przez Jezusa Chrystusa, i gdy Stwórca staje się centrum życia człowieka, życie nabiera znaczenia i sensu.

H.W.