CzytelniaPoznaj BogaWiara i teologia

Miłość człowieka do Boga

„Miłość Boża zstępuje z nieba na ziemię.
Miłość ludzka dąży z ziemi do nieba”

Bóg jest miłością, Chrystus jest wcieleniem miłości, Duch Święty jest mocą miłości, Kościół jest kolebką, Świątynią, skarbnicą i stróżem miłości, chrześcijaństwo jest religią miłości, chrześcijanin jest obrazem, przykładem miłości – „Listem… znanym i czytanym przez wszystkich ludzi; wiadomo przecież, że jesteście listem Chrystusowym… napisanym nie na tablicach kamiennych, lecz na tablicach serc ludzkich” (2 Kor. 3r.).

Miłość Boża jest głównym tematem Ewangelii, podstawą naszej wiary w Boga i źródłem naszej miłości do Boga. Nasza miłość do Boga rodzi się z głębokiej świadomości Bożej miłości ku nam. Nic tak nie przyciąga naszego serca do Boga, jak nasze przekonanie w Jego niezrównaną miłość do każdego z nas i do całej cierpiącej ludzkości.

Niezachwiany, wieczny dokument poświadczający miłość Bożą, skierowaną ku nam, Pismo Święte, mówi wyraźnie, że Bóg stworzył nas, kocha nas, odkupił nas miłością, pociągnął nas ku Sobie i odrodził do nowego życia Swoją miłością.

Kiedy mówimy, że Bóg stworzył nas z miłości do nas, ta myśl wydaje się nam jasna i zrozumiała. Jednak, wielu nie rozumie: po co Bóg to uczynił? W czym Bóg był zainteresowany, stwarzając człowieka?

Bóg nic nie czyni bezcelowo lub bezmyślnie. Boża wola zawsze jest doskonała i zawsze zdąża do naszego dobra. I według tej woli Bóg stworzył wszystko i wszystko według Jego woli istnieje (Obj. 4 r.).

Już mówiliśmy, że stwarzając człowieka, Bóg dał mu rozumną i nieśmiertelną duszę, dar mowy i inne właściwości, cechy i zdolności, czyniące z człowieka istotę zdolną do społeczności z Bogiem. Mówiąc krócej: Bóg stworzył człowieka, aby miał on z Nim społeczność. Bóg umieścił człowieka w Edenie, odwiedzał go w „powiewie dziennym” i rozmawiał z nim (1 Mojż. 3 r.).

Ale ta błogosławiona społeczność między Bogiem i człowiekiem została przerwana przez upadek w grzech. Od tej pory człowiek odszedł od Boga i żyje bez społeczności ze swoim Ojcem Niebieskim.

Biblia świadczy o tym, że w całej historii ludzkości Bóg znajdował w każdym pokoleniu ludzi, z którymi mógł mieć społeczność, gdyż „szczerzy są jego przyjaciółmi” (Przyp. 3:32). Biblia mówi też i o tym, że Bóg odkupił człowieka w celu odbudowania prawidłowej społeczności z nim. Chrześcijanie apostolskiego kościoła rozumieli to, cieszyli się z tego i mówili: „Jesteśmy powołani do społeczności Syna Jego Jezusa Chrystusa, Pana naszego”, „Co widzieliśmy i słyszeliśmy, to i wam zwiastujemy, abyście i wy społeczność z nami mieli. A społeczność nasza jest społecznością z Ojcem i Synem jego, Jezusem Chrystusem” (1 Kor. 1:9; l Jan. 1:3).

Bóg odkupił nas nie po to tylko, żebyśmy odziedziczyli życie wieczne, ale i po to, żebyśmy mieli z Nim ścisłą społeczność jeszcze na ziemi. Jeśli nie osiągnęliśmy jeszcze tej społeczności, to żyjemy nie w tym celu, w jakim zostaliśmy stworzeni i odkupieni.

Według poglądu niektórych chrześcijan, Bóg odkupił ich po to, żeby oni „przyprowadzali dusze do Chrystusa”. Można wątpić w to, że Bóg oczekuje od nas tylko takiej współpracy z Nim. Jeśli nasza aktywność w dziedzinie zbawienia ginących ogranicza lub zupełnie wypiera naszą społeczność z Bogiem, ona nie podoba się Bogu.

Powinniśmy zrozumieć, że prawdziwa społeczność z Bogiem możliwa jest tylko przy wzajemnej miłości i wzajemnej przyjemności z tej społeczności; że nie tylko człowiek potrzebuje społeczności z Bogiem, lecz i Bóg pragnie społeczności z człowiekiem. Stąd, lekceważona społeczność z Bogiem bezbłędnie wskazuje na brak w sercu człowieka potrzebnej miłości do Boga. Tam, gdzie nie ma ani miłości do Boga, ani pragnienia społeczności z Nim, tam współpraca traci swój główny sens.

Zanim Chrystus wybrał dwunastu apostołów, jak czytamy, „spędził noc na modlitwie do Boga”, a rano „wezwał tych, których sam chciał, a oni przyszli do niego. I powołał ich dwunastu, żeby z Nim byli, i żeby ich wysłać na zwiastowanie ewangelii” (Łuk. 6:12; Mar. 3:13-19). Nie można nie podkreślić tutaj tego oczywistego faktu, że dla Boga nasze „trwanie w Nim” zawsze było i zawsze będzie na pierwszym miejscu, ponad wszystko pozostałe.

Tak patrzy na społeczność Bóg. Czy i my tak Patrzymy? Jak głębokie jest nasze pragnienie poznania i odczucia Jego obecności wszędzie, gdzie się znajdujemy? Jak długo musimy przebywać na kolanach i milcząco oczekiwać, póki w końcu odczujemy Jego b1iskość, chociaż Bóg zawsze jest bliżej nas niż nasza dusza, niż nasze własne tchnienie?

Długość czasu, spędzonego do chwili odczucia Bożej obecności w danym miejscu, często jest bezbłędną miarą naszej miłości do Niego.

Dawid tak był owładnięty i przeniknięty Bożą obecnością w swoim życiu, że odczuwał Jego bliskość w dzień i w nocy: „Kiedy się budzę, ciągle jestem z Tobą…”, „nawet w nocy poucza mnie serce moje…”, „mam zawsze Pana przed sobą, gdy On jest po prawicy mojej, nie zachwieję się” (Ps. 139:18 – przekład rosyjski; Ps.16).

Dawid bardzo przeżywał brak takiej społeczności i mówił: „Jak jeleń pragnie wód płynących, tak dusza moja pragnie ciebie, Boże!” (Ps. 42). „Dusza moja pragnie ciebie jak zeschła ziemia” (Ps. 143). „Ciebie pragnie dusza moja; tęskni do ciebie ciało moje” (Ps. 63). „Obfitość radości w obliczu twoim” (Ps. 16).

Teoretycznie znamy Boga bardziej niż znał Go Dawid. Niewidzialny Bóg zapragnął, żebyśmy Go ujrzeli i objawił się nam w osobie Syna Swego, Jezusa Chrystusa. Bóg chciał, żebyśmy, ujrzawszy Go, umiłowali Go i godnie oceniwszy Jego golgodzką ofiarę, przylgnęli do Niego z uczuciem głębokiej wdzięczności.

Nie można zmusić człowieka, aby kochał Boga, przymuszając. Prawdziwa miłość człowieka do Boga musi wypływać z serca i być oparta na wolnej woli człowieka.

Żyjący w VI wieku Grzegorz Wielki, pisał: „Chrystus mógł odkupić nas nie umierając na krzyżu, lecz przez Swoją śmierć chciał On objawić nam, jak nas kocha”.

Bóg oczekiwał, że Jego tak nieprawdopodobna miłość ku nam dotknie, poruszy, skruszy serce grzesznika, doprowadzi go do upamiętania i rozpali jego serce wzajemną miłością do Boga. Dlatego ap. Paweł pisze: „Wszak Chrystus, gdy jeszcze byliśmy słabi, we właściwym czasie umarł za bezbożnych. Rzadko się zdarza, że ktoś umrze za sprawiedliwego; prędzej za dobrego gotów ktoś umrzeć. Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” (Rzym. 5:6-8).

Miłość Boża do człowieka jest miłością współczującą; miłość człowieka do Boga wywodzi się z wdzięczności.

Nasza miłość do Boga jest aktem wewnętrznego, szczerego przywiązania do Niego. „Kochać” – według Ewangelii – oznacza żyć dla Tego, kogo kochasz; żyć życiem Tego, kogo kochasz.

Prawdziwa miłość zawsze wyrazi się w całkowitym podporządkowaniu swojej woli, woli tego, kogo kochasz. Dlatego Chrystus powiedział: „Jeśli mnie miłujecie, przykazań moich przestrzegać będziecie… Kto mnie nie miłuje, ten słów moich nie przestrzega” (Jan. 14:15).

Miłość i posłuszeństwo są nierozerwalne.

Miłość nie jest uczuciem, chociaż też powinna wyrazić się w uczuciu. Miłość jest zasadą, wcieloną w działaniu. Chrystus powiedział Swoim uczniom, że Jego miłość do nich wyrazi się w tym, iż On dobrowolnie złoży za nich Swoje życie. Nasza miłość musi być zdolna składać życie swoje za Pana, składać życie swoje za braci. Takie są cechy prawdziwej miłości. Kiedy miłość przestaje okazywać siebie w działaniu, przestaje być miłością.

Prawdziwa miłość człowieka do Boga potwierdza się jego ofiarnością. Wszyscy apostołowie, z wyjątkiem ap. Jana, zakończyli swoje życie męczeńską śmiercią.

Znany duchowy pracownik i pisarz, Mikołaj Zinzendorf (1700-1760), nawrócił się do Chrystusa, zobaczywszy w pracowni malarskiej obraz, przedstawiający ukrzyżowanie, z podpisem u dołu: „To uczyniłem dla ciebie, a co ty zrobiłeś dla Mnie?”. Założył on kolonię bohemskich braci, a później szeroko rozpowszechniającą się morawską misję i spędził całe swoje życie na wytężonej działalności duchowej.

Ap. Paweł też inaczej nie rozumiał naśladowania Chrystusa i służby dla Niego, jak tylko wyrzec się osobistego życia i być do całkowitej dyspozycji Pana, który go wykupił. Pisał on do wierzących: „Albo czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią (mieszkaniem) Ducha Świętego, który jest w was i którego macie od Boga, i że nie należycie też do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni. Wysławiajcie tedy Boga w ciele waszym” (1 Kor. 6:19-20).

Nasza miłość do Boga i służba dla Niego, oznacza nie tylko wielką chwałę „bycia sługą Chrystusowym”, lecz i wielką przed Nim odpowiedzialność. Rozumie się przez to złożenie w ofierze samego siebie. „Wzywam was tedy, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, bo taką winna być duchowa służba wasza. A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe” (Rzym. 12:1-2).

Jak widać, Bóg tak uczynił, iż nie możemy osiągnąć wyżyn miłości ku Bogu, jeśli poczujemy się uwolnieni od ciągłego pragnienia – kochać Go mocniej i służyć Mu lepiej.

Kochamy Boga w normalny sposób, gdy całe nasze życie upływa w miłości, kiedy jesteśmy w mocy prawa miłości, przejawiającego się w Duchu Świętym, w Duchu miłości Bożej. Innymi słowy: miarą naszej miłości do Boga jest – kochać Go bezmiernie, kochać Go ponad wszystko na świecie, kochać Go przede wszystkim i najbardziej.

Wyższy stopień ziemskiej miłości jest przedsmakiem miłości niebiańskiej. Miłość jest przedsmakiem raju.

Ktoś zapytał: „Czym jest piekło?”. Odpowiedziano mu: „Piekło, to miejsce, gdzie nie ma żadnego wyobrażenia o miłości”.

Raj – królestwo wiecznej miłości – jest największą i najwyższą nadzieją ludzkości.

Miłość jest tym jedynym, co zbliża nas do Boga i jednoczy jednego z drugim, na wieki.

Czy nasza miłość do Boga świadczy o tym i czy odpowiada tym Bożym wymaganiom oraz oczekiwaniom, które znajdujemy w Słowie Bożym? Wsłuchajmy się w słowa modlitwy męża Bożego z przeszłości: „O, mój kochający Ojcze niebiański! Naucz mnie kochać Ciebie całym sercem moim, żeby miłość ku Tobie, a nie do czegoś przemijającego, wypełniła moje serce.

Naucz mnie, Boże, kochać Ciebie całą wolą moją. Umartw we mnie wszelką samowolę. Pomóż mi zawsze czynić tylko to, co Tobie się podoba i czego Ty pragniesz.

Naucz mnie kochać Ciebie całą duszą, walczyć i umartwiać w sobie niedobre uczucia, własne apetyty, złe przyzwyczajenia i przywiązania.

Naucz mnie kochać Ciebie całą myślą moją, odrzucając wszelką inną myśl, inne osądy i rozumienia, nie mające nic wspólnego z Twoim Bożym zamysłem i objawieniem.

Naucz mnie kochać Ciebie całą moją mocą; pomóż mi skoncentrować całą moją energię tylko na tym, żeby kochać, jak Ty chciałbyś, żebym Cię kochał.

O, Boże Miłości! Rozpal we mnie Twoją nieugaszoną, wiecznie miłującą miłość Chrystusową, żebym był tym, kim chciałbyś mnie widzieć i czynił to, co chciałbyś, abym czynił.

O, wieczne, niewyczerpane źródło Miłości!

Gdyby tylko ludzie poznali Cię i zrozumieli Twoją miłość! Gdyby oni pojęli, jak godny jesteś naszej absolutnej miłości!

Jakże wspaniały jesteś dla każdego, kto już kocha Ciebie, jaką mocą jesteś dla każdego, kto ufa Tobie, jakże niewymownie słodki jesteś dla wszystkich tych, którzy rozkoszują się nieprzerwaną społecznością z Tobą; gdyż Ty jesteś kopalnią wszystkich skarbów i oceanem wszystkich dóbr!”.

Wierz w wielką moc Miłości!
Święcie wierz w jej zwycięski krzyż,
W jej światłość promiennie lśniącą.
Świat, pogrążony w brudzie i krwi! –
Wierz w wielką Moc Miłości!

P. I. Rogozin